"Główny bohater zawsze przetrwa".
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- Nie damy im rady, jest ich.... AAAAAA!
Połączenie zostało przerwane, a w radiu pozostał jedynie szum, jednak ani Jack ani Steve nie mieli czasu na rozmyślanie o kolejnym krążowniku, który został pożarty. Sami właśnie uciekali przed chordę kilkunastu sond szpiegowskich, desperacko manewrując między szczątkami i wrakami innych statków. Nagle Jack zobaczył to. Całe cmentarzysko okrętów wojennych. Idealna kryjówka. Przyspieszył swój pojazd, odpychając poszyciem kilka mniejszych kawałków metalu. Pofrunął pod niemalże nienaruszonym wrakiem i wleciał od jego drugiej strony do wnętrza, przez ogromną dziurę wytopioną w kadłubie. Osiadł na kawałku jakiejś sali i powyłączał silniki.
- Jack, nie mamy szans, to są sondy szpiegowskie! - Jęknął drugi pilot, w rozpaczy ściskając kolana.
- Cii... Zaufaj mi - szepnął. - Nic nam nie grozi...
Przez wytopioną dziurę widzieli białe słupy światła, manewrujące po otoczeniu. Szukali ich...
Tłum ludzi wpatrywał się w wielkie hologramy, wiszące pod sufitem centrum dowodzenia planety Obrońcy Ciastek. Wyglądało to trochę jak wieczór piłkarski w całkiem porządnym pubie, z tym, że nie oglądali pogromu jaki zasponsorowali Niemcy Brazylijczykom, a pogrom jaki Obrońca Ciastek zasponsorowała połowie galaktyki. Z bardzo podobnym skutkiem z resztą. Nikt nie wiedział tylko po co. Ciastek w sumie też na początku nie podobało się robienie z siebie kozła ofiarnego, ale kiedy zobaczyła jak łatwo zdobywa się galaktykę, spodobało się jej. Co prawda wysłała wszystkie swoje jednostki i to na słabiej umocnione fortyfikacje, ale była pewna, że sondy przyniosą tyle surowców, że inwestycja w nie nie tylko się zwróci, ale i będzie mogła zrobić ich drugie tyle.
- Pani Dowódcę! - Zawołał posłaniec, trzymając jakiś świstek w ręce.
Ciastek go zignorowała. Zajęta była patrzeniem na oblężenie Niszczyciela. Jeszcze chwilę i flagowy okręt runie.
- Pani dowódcę! To Pilne! - Zawołał, chwytając ją za ramię.
To był odruch. Sięgnęła po blaster i wykręcając rękę mężczyzny, przystawiła mu miotacz do skroni.
- Będziesz cierpiał. Strasznie cierpiał - syknęła z zimną furią.
- Ale pani dowódcę! To strasznie pilne! Chodzi o sondy!
Jej mina zrzedła.
- Lepiej, żeby to było PILNE - popchnęła go na biurko, obok nieprzytomnego już oficera, którym moment wcześniej biła o blat.
- To wiadomość od Krissa Sheepfielda - wysapał, wyciągając rękę z kartką ku Ciastek. Przerażony zerknął na swojego nieprzytomnego kolegę.
Ciastek wyrwała mu świstek i przeczytała krótką notkę: "Lisana. Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, iż już od ośmiu lat sondy nie przynoszą skradzionych surowców?". Ciastek opuściła ręce i krzywiąc usta, rzuciła tylko:
- K***a.
- O nie, znaleźli nas! - krzyknął przerażony Steve.
Istotnie. Przez dziurę w kadłubie zaczęły wsypywać się sondy szpiegowskie. Ciesząc się i klekocząc, powoli zbliżały się do samotnego krążownika, napawając się chwilą tryumfu. Otaczały go i zacieśniały krąg.
- Jesteśmy bezpieczni - powtórzył spokojnie Jack, upijając łyk kawy z termosu.
- Skąd ta pewność! - Steve nie dowierzał.
Wiedział, że jakoś często unikali zniszczenia, ale no ileż można! Jack odłożył termos.
- Nie oglądasz filmów? Za moment się wycofają. Tuż przed zniszczeniem nas. Patrz.
Podniósł dłoń i zaczął odliczać.
- Trzy, dwa, jeden...
EKSPLOZJA! Wszystkie sondy wystrzeliły na raz. Wnętrze wraku okrętu wojennego wypełniło się ogniem. Dopiero wtedy szarańcza statków szpiegowskich dostała sygnał od Ciastek, aby przerwać atak i się wycofać. Kilka statków, które przetrwały eksplozję, wyleciało przez kadłub wraku, dołączając się do niezliczonej ilości czarnych kulek, opuszczających pole bitwy jak gdyby nigdy nic. Jakkolwiek by to nie wyglądało, zwyciężył obrońca.
< poprzedni następny >
- Nie damy im rady, jest ich.... AAAAAA!
Połączenie zostało przerwane, a w radiu pozostał jedynie szum, jednak ani Jack ani Steve nie mieli czasu na rozmyślanie o kolejnym krążowniku, który został pożarty. Sami właśnie uciekali przed chordę kilkunastu sond szpiegowskich, desperacko manewrując między szczątkami i wrakami innych statków. Nagle Jack zobaczył to. Całe cmentarzysko okrętów wojennych. Idealna kryjówka. Przyspieszył swój pojazd, odpychając poszyciem kilka mniejszych kawałków metalu. Pofrunął pod niemalże nienaruszonym wrakiem i wleciał od jego drugiej strony do wnętrza, przez ogromną dziurę wytopioną w kadłubie. Osiadł na kawałku jakiejś sali i powyłączał silniki.
- Jack, nie mamy szans, to są sondy szpiegowskie! - Jęknął drugi pilot, w rozpaczy ściskając kolana.
- Cii... Zaufaj mi - szepnął. - Nic nam nie grozi...
Przez wytopioną dziurę widzieli białe słupy światła, manewrujące po otoczeniu. Szukali ich...
***
- Haha! Tak! Kolejna runda moja! - Cieszyła się Ciastek, bijąc jednego ze swoich oficerów głową o biurko.Tłum ludzi wpatrywał się w wielkie hologramy, wiszące pod sufitem centrum dowodzenia planety Obrońcy Ciastek. Wyglądało to trochę jak wieczór piłkarski w całkiem porządnym pubie, z tym, że nie oglądali pogromu jaki zasponsorowali Niemcy Brazylijczykom, a pogrom jaki Obrońca Ciastek zasponsorowała połowie galaktyki. Z bardzo podobnym skutkiem z resztą. Nikt nie wiedział tylko po co. Ciastek w sumie też na początku nie podobało się robienie z siebie kozła ofiarnego, ale kiedy zobaczyła jak łatwo zdobywa się galaktykę, spodobało się jej. Co prawda wysłała wszystkie swoje jednostki i to na słabiej umocnione fortyfikacje, ale była pewna, że sondy przyniosą tyle surowców, że inwestycja w nie nie tylko się zwróci, ale i będzie mogła zrobić ich drugie tyle.
- Pani Dowódcę! - Zawołał posłaniec, trzymając jakiś świstek w ręce.
Ciastek go zignorowała. Zajęta była patrzeniem na oblężenie Niszczyciela. Jeszcze chwilę i flagowy okręt runie.
- Pani dowódcę! To Pilne! - Zawołał, chwytając ją za ramię.
To był odruch. Sięgnęła po blaster i wykręcając rękę mężczyzny, przystawiła mu miotacz do skroni.
- Będziesz cierpiał. Strasznie cierpiał - syknęła z zimną furią.
- Ale pani dowódcę! To strasznie pilne! Chodzi o sondy!
Jej mina zrzedła.
- Lepiej, żeby to było PILNE - popchnęła go na biurko, obok nieprzytomnego już oficera, którym moment wcześniej biła o blat.
- To wiadomość od Krissa Sheepfielda - wysapał, wyciągając rękę z kartką ku Ciastek. Przerażony zerknął na swojego nieprzytomnego kolegę.
Ciastek wyrwała mu świstek i przeczytała krótką notkę: "Lisana. Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, iż już od ośmiu lat sondy nie przynoszą skradzionych surowców?". Ciastek opuściła ręce i krzywiąc usta, rzuciła tylko:
- K***a.
***
- O nie, znaleźli nas! - krzyknął przerażony Steve.
Istotnie. Przez dziurę w kadłubie zaczęły wsypywać się sondy szpiegowskie. Ciesząc się i klekocząc, powoli zbliżały się do samotnego krążownika, napawając się chwilą tryumfu. Otaczały go i zacieśniały krąg.
- Jesteśmy bezpieczni - powtórzył spokojnie Jack, upijając łyk kawy z termosu.
- Skąd ta pewność! - Steve nie dowierzał.
Wiedział, że jakoś często unikali zniszczenia, ale no ileż można! Jack odłożył termos.
- Nie oglądasz filmów? Za moment się wycofają. Tuż przed zniszczeniem nas. Patrz.
Podniósł dłoń i zaczął odliczać.
- Trzy, dwa, jeden...
EKSPLOZJA! Wszystkie sondy wystrzeliły na raz. Wnętrze wraku okrętu wojennego wypełniło się ogniem. Dopiero wtedy szarańcza statków szpiegowskich dostała sygnał od Ciastek, aby przerwać atak i się wycofać. Kilka statków, które przetrwały eksplozję, wyleciało przez kadłub wraku, dołączając się do niezliczonej ilości czarnych kulek, opuszczających pole bitwy jak gdyby nigdy nic. Jakkolwiek by to nie wyglądało, zwyciężył obrońca.
< poprzedni następny >
0 komentarze:
Prześlij komentarz