RSS

Ogame: Prawie jak komiks [78]



"Czy ty też masz czasami, takie usilne uczucie, że o czymś zapomniałeś?".
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Przyszła w nocy, niczym najgorszy koszmar, bezgłośnie, zupełnie jak sam cień. Była duchem, przerażającą, czarną zmorą, najlepszą w swoim fachu! Przebiegła jak lis, mądra jak sowa, skuteczna jak... Stosunek przerywany.

Rozległ się huk, kiedy postać potknęła się o miniaturowy Wielki Zderzacz Hadronów. Jej kopnięcie uszkodziło tunel i na podłodze zaczęła formować się mikro czarna dziura, wciągająca kurz, roztocza i pomniejsze śmieci. Zamaskowany człowiek z wielkim zaskoczeniem spojrzał na twór, który powoli stawał się coraz większy. Szum narastał. Mężczyzna, który spał na łóżku obok obudził się i zaspanym wzrokiem spojrzał najpierw na postać, potem na czarną dziurę. To był profesor Rzygadło. Mrugał on powiekami, próbując przypomnieć sobie w pierwszej kolejności, jak się żyje. Takie informacje, jak obcy w pokoju z blasterem w ręce, czy czarna dziura na podłodze były kompletnie zbędne i zaśmiecały umysł. Uznał ostatecznie, że lepszym pomysłem będzie zamknięcie oczu. Wszystko samo się rozwiąże.

Zamaskowana odetchnęła. Przez chwilę starała się nawet nie oddychać, chociaż serce biło jej jak szalone. Ma więcej szczęścia niż rozumu... Chociaż... Spojrzała na czarną dziurę, która powoli zaczęła wsysać nogę od pobliskiego stołu... Ciężko było to ogarnąć rozumem. Nie przejmując się więc swoim drobnym błędem, wyciągnęła czarny worek.

Tak, skuteczna jak stosunek przerywany. Mogła ona wpaść, ale wszystko i tak zależało od szczęścia. Założyła torbę na głowę Rzygadła.

***

- Panie profesorze! Panie profesorze - krzyczał ktoś, potrząsając go w ramię. - Nic panu nie jest? Niech się pan ocknie!

Profesor Rzygadło z niechęcią otworzył oczy. Spało mu się bardzo dobrze i nienawidził, gdy ktoś go budził. Szybko jednak zorientował się, że coś jest nie tak. Ta dziwna postać w jego pokoju, głos, który go teraz rozbudził... Nagle zerwał się na równe nogi. Już wszystko rozumiał!
- Co ty robisz w moim pokoju! - Wrzasnął.
- Panie profesorze - odezwał się inny głos, gdzieś bardziej z boku. - Nie jesteśmy w pańskim pokoju.

Rzygadło zrobił minę, jak ktoś, kto się zawiesił w stanie przejściowym z niezrozumienia do przerażenia. Z tą samą ekspresją rozglądnął się po otoczeniu. Kraty, obskurne ściany, mała przestrzeń i brak mebli. Wyciągnął hipotezę:
- Nie jesteśmy w moim pokoju.
- Genialna myśl, panie profesorze, zaiste - przemówiła trzecia osoba. 

Spojrzał na otaczający go tłum. To był jego sztab naukowców. Wszyscy tłoczyli się w małej celi. Panika ogarnęła go całego. Przebił się do kraty i zaczął szarpać pręty, próbując je wyrwać w desperacji.
- Nie! Wypuścicie mnie! - Wrzeszczał.

Nie chodziło o to, że został porwany. Chodziło o czas, kiedy mu się to przytrafiło! Był w trakcie tygodniowego urlopu. Siedem cudownych dni bez patrzenia, na te tępe twarze, które śmią zwać się naukowcami. I nagle coś takiego. Nie!
- Weźcie ich, a nie mnie! - Krzyczał dalej.

Naukowcy odsunęli się nagle na sam tył celi. Tylko Rzygadło dalej szarpał kraty, falując swoim tłustym ciałem niczym galareta, nie widząc, że ktoś stanął tuż przed nim.
- Ehem.

Profesor znieruchomiał, otwierając oczy. Zobaczył niewysoką, drobną kobietę, ubraną w czarne, obcisłe ciuchy. Jej twarz zasłaniała kominiarka.

- Zaraz, ja tą osobę gdzieś widziałem. Przecież to - szepnął głośno któryś naukowiec, ale postać wrzasnęła nagle:
- WCALE MNIE NIE ZNASZ, KMIOCIE JEDEN! Ehem, tak!

Zapadła cisza. Nawet profesor uspokoił się na moment, ale przypomniał sobie, że musi panikować dalej.
- Kim jesteś, co to za miejsce, czemu akurat teraz, w czasie urlopu! - Wypluł z siebie przerażony.
- Na pewno masz wiele pytań - przemówiła postać. - Nie odpowiem jednak na rzadne z nich.
- A nie, już wszystko wiem - dodał spokojnie profesor i usiadł na ziemi.
- Co? Skąd?! - Zamaskowana postać rozglądnęła się zaniepokojona. Zdradziła się jakoś?

Czknęła nagle. Co prawda desperacko zasłoniła usta, ale nie dało się nie zauważyć tego, słodkiego, charakterystycznego czknięcia. Profesor wzruszył ramionami  i wskazał na wielki gobelin, wiszący za plecami oprawcy. Przedstawiał on herb Obrońcy Ciastek. Postać nawet nie spojrzała za siebie. Wykrzywiła tylko usta w grymasie.
- Wiedziałam, że o czymś zapomniałam.


< poprzedni                                                                                          następny >

  • Digg
  • Del.icio.us
  • StumbleUpon
  • Reddit
  • RSS

0 komentarze:

Prześlij komentarz