"Iluzja cz. 6".
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- Co mi krzyczysz, że został ostatni pocisk! - warknęła Ciastek po kolejnym wystrzale. - Hyp! Kto ci się pozwolił kończyć!
Bob i generał podnieśli znudzony wzrok na kobietę, lecz słysząc, że to tylko jedno z wielu jej powarkiwań, oboje wrócili do wykonywania swych niezwykle istotnych czynności. Barczysty mężczyzna musiał jakoś przełożyć za szeroki pasek od spodni przez zbyt wąską szlufkę, a komentator zastanawiał się, jak inaczej opisać zniszczenie przez meteoryt, łudząco podobny do kilkutonowych, stalowych pocisków. Niby wykazywali jakąś inicjatywę w kierunku wykonania zadania, ale generalnie żadnemu jakoś specjalnie się nie paliło, żeby zaangażować się bardziej we własną egzystencję.
- No ile ich! - krzyknęła wściekłą czarnowłosa, widząc w ekranie celownika kilka okrętów wojennych, otaczających fantoma. - Przecież ja tu mam działo Gaussa! Nie Gwiazdę Śmierci! Hyp! Budowniczy, potrzebuję naboi, już!
- Teoria wymiarów mówi, że jest nieskończona liczba równoległych światów, dzięki czemu mamy nieskończoną ilość rozwiązań scenariuszy - powiedział beznamiętnie, walcząc dalej z paskiem. - Może nasz wymiar jest akurat tym, gdzie zdoła pani jednym strzałem zniszczyć te wszystkie okręty wojenne. Bo na pewno nie jest tym, gdzie znikąd przylatuje transportowiec z amunicją, a ja ją ładuje w ciągu trzech sekund.
Ciastek spojrzała na inżyniera morderczym wzrokiem i syknęła zimno:
-Obyś miał rację.
Przycelowała dobrze i pociągnęła za spust. Asteroidą znów zatrzęsło. Ostatni pocisk wypruł wściekle z lufy i przeciął kosmos jasną linią. Sunął równo przez moment i uderzył nagle w bok okrętu wojennego. Nie nastąpiła jednak eksplozja, co nie uszło uwadze ludzi na asteroidzie.
- Ups. - skomentował niewzruszony Bob. - To nie był ten świat.
Ciastek poderwała się i wycelowała w osiłka z pistoletu laserowego.
- Czy myślisz, że cię nie zastrzelę, tylko dla tego, że przeszedłeś na naszą stronę?! - krzyknęła z furią.
W między czasie generałowi rozszerzyły się oczy, kiedy zobaczył wśród kosmicznej ciemności, jasny, czerwony punkt.
- Myślę, że strzela w nas okręt wojenny - skomentował inżynier groźby tym samym tonem co wcześniej.
Rozpogodził się. Pasek przeszedł przez szlufkę. Ciastek natomiast odwróciła gwałtownie wzrok, akurat, żeby ujrzeć, jak struga światła uderza w coś tuż przed ich asteroidą, wywołując gwałtowną eksplozję. Ziemią zatrzęsło, musiała przytrzymać się sterów działa, żeby utrzymać równowagę.
- To ten świat, w którym transportowiec z naszą amunicją wlatuje prosto pod ogień wroga - jęknął przerażony generał, przełykając głośno ślinę.
- Później cię zastrzelę, hyp! - warknęła kobieta. - Szybko, do krążownika! Musimy zniszczyć te okręty! Fantom nie może, hyp, przegrać.
Generał zerwał się z miejsca i ruszył biegiem za swym dowódcą. Bob pokręcił tylko głową i ruszył za nimi. A czemu zachował taki spokój? Bo głupi ma szczęście, a skoro otaczają go ludzie tylko takiego pokroju, jego też to musi się tyczyć.
Trójka dotarła do niewielkiej jaskini w głębi asteroidy i wbiegła do przygotowanego krążownika. Ten typ pojazdów należał już do większych statków i wymagał przynajmniej dwudziestoosobowej załogi. Ciastek powitała więc obsługa i po standardowej zrypie od kobiety, krążownik znalazł się na świeżym... kosmosie.
Oczywiście strzelcy ucieszyli się na wieść, że mają niepostrzeżenie zniszczyć kilka okrętów wojennych, ale rozkaz to rozkaz, szczególnie od kogoś takiego jak Obrońca Ciastek. Jednak jakimś cudem owieczki same zajęły się sobą, co było dobrą wiadomością. Fantom natomiast zniknął, co nie było już tak pocieszne.
- Musi być już na mecie! - zawołała Obrońca - Cała na przód!
Finisz nie był tak daleko. Po zaledwie kilku minutach przekroczyli linię mety. Rozległy się fanfary (w radiu), rozbłysły światła i zaczęło podlatywać do nich wiele małych stateczków, chcąc autograf, wywiad, czy chcąc ich zeskanować do jakiejś gazety. Zaskoczona załoga zwycięskiego krążownika nie wiedziała co zrobić.
- Czy oni naprawdę są tacy tępi? - zapytała kobieta niedowierzająco.
Chwyciła radio i syknęła zła.
- Jestem Obrońca Ciastek! Organizator konkursu! Nawet mnie na liście startowej nie było, morony!
Wszystko ucichło. I na pokładzie i w kosmosie dookoła. Nastała chwila konsternacji.
- Właśnie się wygadałam, prawda? - zapytała.
W jednej chwili z każdego otaczającego ich statku wysunęły się działa. Przez sekundę układy ładowały moc i nagle kosmos rozjaśniał od gradu pocisków, laserów i plazmy, o przeróżnych kolorach. Eksplozja była naprawdę kolorowa. Ciastek, generał i Bob zdołali jednak uciec w kapsule ratunkowej.
- Ahh, proszę pani - zaczął ironicznie Bob, próbując się jakoś ułożyć w zbyt ciasnej kuli. - Sami głupcy dookoła. Sami głupcy!
Ciastek już mu miała coś odsyknąć, ale nagle w niewielkim okienku ujrzała przelatującego obok nich fantoma, zbliżającego się do linii mety. Odruchowo wydobyła z kieszeni przenośny komputer i w ostatniej chwili zeskanowała pojazd. Przeglądając plik, szepnęła tryumfalnie:
- Nie ma tego złego...
A wyścig się zakończył. Nikt nie został jednak na rozdanie nagród, szczególnie, że gdy okazało się kto jest organizatorem wyścigu, nikt takowej się nie spodziewał. Stoiska się pozbierały, gwiazda śmierci robiąca za centrum zabawy zamknęła silosy i poleciała w siną dal, i nawet satelity słoneczne, robiące za linie startu oraz mety poszybowały na swą ojczystą planetę. Wszystko wróciło do normy...
< poprzedni następny >
- Co mi krzyczysz, że został ostatni pocisk! - warknęła Ciastek po kolejnym wystrzale. - Hyp! Kto ci się pozwolił kończyć!
Bob i generał podnieśli znudzony wzrok na kobietę, lecz słysząc, że to tylko jedno z wielu jej powarkiwań, oboje wrócili do wykonywania swych niezwykle istotnych czynności. Barczysty mężczyzna musiał jakoś przełożyć za szeroki pasek od spodni przez zbyt wąską szlufkę, a komentator zastanawiał się, jak inaczej opisać zniszczenie przez meteoryt, łudząco podobny do kilkutonowych, stalowych pocisków. Niby wykazywali jakąś inicjatywę w kierunku wykonania zadania, ale generalnie żadnemu jakoś specjalnie się nie paliło, żeby zaangażować się bardziej we własną egzystencję.
- No ile ich! - krzyknęła wściekłą czarnowłosa, widząc w ekranie celownika kilka okrętów wojennych, otaczających fantoma. - Przecież ja tu mam działo Gaussa! Nie Gwiazdę Śmierci! Hyp! Budowniczy, potrzebuję naboi, już!
- Teoria wymiarów mówi, że jest nieskończona liczba równoległych światów, dzięki czemu mamy nieskończoną ilość rozwiązań scenariuszy - powiedział beznamiętnie, walcząc dalej z paskiem. - Może nasz wymiar jest akurat tym, gdzie zdoła pani jednym strzałem zniszczyć te wszystkie okręty wojenne. Bo na pewno nie jest tym, gdzie znikąd przylatuje transportowiec z amunicją, a ja ją ładuje w ciągu trzech sekund.
Ciastek spojrzała na inżyniera morderczym wzrokiem i syknęła zimno:
-Obyś miał rację.
Przycelowała dobrze i pociągnęła za spust. Asteroidą znów zatrzęsło. Ostatni pocisk wypruł wściekle z lufy i przeciął kosmos jasną linią. Sunął równo przez moment i uderzył nagle w bok okrętu wojennego. Nie nastąpiła jednak eksplozja, co nie uszło uwadze ludzi na asteroidzie.
- Ups. - skomentował niewzruszony Bob. - To nie był ten świat.
Ciastek poderwała się i wycelowała w osiłka z pistoletu laserowego.
- Czy myślisz, że cię nie zastrzelę, tylko dla tego, że przeszedłeś na naszą stronę?! - krzyknęła z furią.
W między czasie generałowi rozszerzyły się oczy, kiedy zobaczył wśród kosmicznej ciemności, jasny, czerwony punkt.
- Myślę, że strzela w nas okręt wojenny - skomentował inżynier groźby tym samym tonem co wcześniej.
Rozpogodził się. Pasek przeszedł przez szlufkę. Ciastek natomiast odwróciła gwałtownie wzrok, akurat, żeby ujrzeć, jak struga światła uderza w coś tuż przed ich asteroidą, wywołując gwałtowną eksplozję. Ziemią zatrzęsło, musiała przytrzymać się sterów działa, żeby utrzymać równowagę.
- To ten świat, w którym transportowiec z naszą amunicją wlatuje prosto pod ogień wroga - jęknął przerażony generał, przełykając głośno ślinę.
- Później cię zastrzelę, hyp! - warknęła kobieta. - Szybko, do krążownika! Musimy zniszczyć te okręty! Fantom nie może, hyp, przegrać.
Generał zerwał się z miejsca i ruszył biegiem za swym dowódcą. Bob pokręcił tylko głową i ruszył za nimi. A czemu zachował taki spokój? Bo głupi ma szczęście, a skoro otaczają go ludzie tylko takiego pokroju, jego też to musi się tyczyć.
Trójka dotarła do niewielkiej jaskini w głębi asteroidy i wbiegła do przygotowanego krążownika. Ten typ pojazdów należał już do większych statków i wymagał przynajmniej dwudziestoosobowej załogi. Ciastek powitała więc obsługa i po standardowej zrypie od kobiety, krążownik znalazł się na świeżym... kosmosie.
Oczywiście strzelcy ucieszyli się na wieść, że mają niepostrzeżenie zniszczyć kilka okrętów wojennych, ale rozkaz to rozkaz, szczególnie od kogoś takiego jak Obrońca Ciastek. Jednak jakimś cudem owieczki same zajęły się sobą, co było dobrą wiadomością. Fantom natomiast zniknął, co nie było już tak pocieszne.
- Musi być już na mecie! - zawołała Obrońca - Cała na przód!
Finisz nie był tak daleko. Po zaledwie kilku minutach przekroczyli linię mety. Rozległy się fanfary (w radiu), rozbłysły światła i zaczęło podlatywać do nich wiele małych stateczków, chcąc autograf, wywiad, czy chcąc ich zeskanować do jakiejś gazety. Zaskoczona załoga zwycięskiego krążownika nie wiedziała co zrobić.
- Czy oni naprawdę są tacy tępi? - zapytała kobieta niedowierzająco.
Chwyciła radio i syknęła zła.
- Jestem Obrońca Ciastek! Organizator konkursu! Nawet mnie na liście startowej nie było, morony!
Wszystko ucichło. I na pokładzie i w kosmosie dookoła. Nastała chwila konsternacji.
- Właśnie się wygadałam, prawda? - zapytała.
W jednej chwili z każdego otaczającego ich statku wysunęły się działa. Przez sekundę układy ładowały moc i nagle kosmos rozjaśniał od gradu pocisków, laserów i plazmy, o przeróżnych kolorach. Eksplozja była naprawdę kolorowa. Ciastek, generał i Bob zdołali jednak uciec w kapsule ratunkowej.
- Ahh, proszę pani - zaczął ironicznie Bob, próbując się jakoś ułożyć w zbyt ciasnej kuli. - Sami głupcy dookoła. Sami głupcy!
Ciastek już mu miała coś odsyknąć, ale nagle w niewielkim okienku ujrzała przelatującego obok nich fantoma, zbliżającego się do linii mety. Odruchowo wydobyła z kieszeni przenośny komputer i w ostatniej chwili zeskanowała pojazd. Przeglądając plik, szepnęła tryumfalnie:
- Nie ma tego złego...
A wyścig się zakończył. Nikt nie został jednak na rozdanie nagród, szczególnie, że gdy okazało się kto jest organizatorem wyścigu, nikt takowej się nie spodziewał. Stoiska się pozbierały, gwiazda śmierci robiąca za centrum zabawy zamknęła silosy i poleciała w siną dal, i nawet satelity słoneczne, robiące za linie startu oraz mety poszybowały na swą ojczystą planetę. Wszystko wróciło do normy...
***
- A my? - zapytał zrozpaczony Steve, patrząc na odlatujący ostatni statek.
< poprzedni następny >
0 komentarze:
Prześlij komentarz