Czasami zdarza się tak, a właściwie zawsze, że grając w sesję RPG trafia się fajny moment, wart upamiętnienia. Ten był jednak tak fantastyczny, że postanowiłem FAKTYCZNIE uwiecznić sytuację, która przydarzyła się moim graczom. Te długie minuty, podczas których zwijaliśmy się ze śmiechu, po prostu nie mogą pójść w niepamięć. Jeśli kiedyś trafią się podobne akcje, nawet nie zawaham się zrobić z tego serii.
Słowem wstępu: dzielna drużyna poszukiwaczy przygód właśnie wróciła z wyprawy do swojego zamku, zwanego Twierdzą na Kościanym Wzgórzu. Podczas ostatniej przyprawy (swoją drogą wrócili żywi tylko dlatego, że bojowy rumak wojownika dokończył za nich zadanie) udało im się pokonać potężnego gnoma iluzjonistę, a wśród jego skarbów znaleźli magiczny sztylet, który sprawiał, że każda zabita nim istota zmieniała się w cienistą kopię i przez dwanaście godzin służyła swojemu zabójcy. Po tym jednak czasie dusza odzyskiwała wolę i zazwyczaj ogarniała ją niezwyciężona chęć zemsty...
Gwar i typowe odgłosy remontowe zamku niosły się głośno po całym dziedzińcu. Twierdza z pewnością miała swoje lepsze momenty, ale nie było źle, szczególnie odkąd jej właściciel zmienił się na rosłego, młodego wojownika. Właśnie tenże człowiek stał na blankach swojej posiadłości spoglądając gdzieś w dal i wymieniając co jakiś czas pojedyncze słowa z towarzyszącym mu wielkim łowczym królewski. Oboje zachowywali niezwykle poważne miny i dumnie napięte ciała, kiedy nagle praktycznie niezauważalny ruch malutkiej jaszczurki wytrącił łowcę z zamyślenia. Zaczął on z zainteresowaniem przyglądać się zwierzęciu i po chwili niespodziewanie zeskoczył po gruzach murów w dół skał, chcąc coś zbadać. Wojownik, widząc to pokręcił głową i odwrócił się na pięcie, musząc zdecydować co zrobić z uwięzionym gnomem, który zresztą ciągle siedział związany w jego plecaku.
W tym samym czasie łowca dotarł do tajemniczego zwierzęcia. Gad zdawał się nic nie robić z obecności człowieka, więc ten dobył cichaczem swój nowy sztylet i delikatnie zbliżył się do ofiary. Jego upośledzony wąż, siedzący mu na ramieniu, przekrzywił głowę, znów robiąc ten swój niezwykle głupi wyraz pyska. Zasyczał krótko. Jaszczurka usłyszała dźwięk, ale nie zdążyła zareagować. Czarne ostrze przebiło ją na wylot.
Łowca przyjrzał się broni. Z jej klingi nagle zaczął parować czarny dym i moment później obok niego stanął cienisty klon jaszczurki, czekającej na spełnienie każdego rozkazu swego pana. Mężczyzna uśmiechnął się złowieszczo...
Zanim dzień się skończył, a nie wiele do tego brakowało, na zamku przeprowadzono jeszcze szybkie głosowanie co zrobić z kłopotliwym gnomem. Bardka przyszła na zebranie pijana, orkowa zaklinaczka zaproponowała wyrzucenie go przez okno, druid chciał przeprowadzić na jego ciele kilka eksperymentów (wszystko oczywiście w imię natury), a wojownik sugerował kamieniowanie, powieszenie, spalenie na stosie i tym podobne rozrywki. Ostatecznie jednak zdecydowano, żeby wyrzucić gnoma gdzieś we Wrotach Baldura i niech oni się martwią małym, gadatliwym wypierdkiem o niespełnionych ambicjach. Po tym wydarzeniu, wszyscy udali się do swych komnat, żeby odpocząć po przygodach całego dnia.
Następnego ranka łowca powstał z pierwszymi kurami. Zorientował się bowiem, że jego jaszczurka za niedługo będzie chciała odgryźć mu głowę, więc nieco desperacko rozejrzał się po pomieszczeniu, szukając jakiegoś pudełka. Okazało się jednak, że na jego komodzie stała pusta, bogato zdobiona szkatułka. Mężczyzna bez zastanowienia chwycił skrzyneczkę i zamknął w niej cienistą istotę. Przez moment nic się nie działo, lecz nagle wieko podskoczyło delikatnie, potem mocniej, aż nagle już wtedy wróg wyskoczył na powierzchnie i bez zastanowienia zaatakował swojego mordercę. Który z nich pierwszy zareaguje? Niewidzialne kości potoczyły się po wielkim stole bogów, jakim był świat. Łowca instynktownie sięgnął po swój sztylet przy bucie, lecz nagle okazało się, że go tam nie ma. Prawdę mówiąc brakowało mu też buta na nodze, a jakby przyjrzeć się dokładnie mężczyźnie, to wprawny obserwator zauważyłby, że w ogóle nie jest on odziany. Nagi musiał się więc bronić rękami.
Wróg skoczył i zaatakował cienistymi pazurami. Bohater próbował uniknąć ataku, lecz potwór zdołał go drasnąć po skórze. Złość zrodziła się w sercu łowcy i wściekłym ruchem chwycił on przeciwnika! Ale cóż to? Kości losu znów potoczyły się własnymi ścieżkami. Jakimś sposobem jaszczurka zdołała wytrącić sprawnego człowieka z równowagi i wywróciła go na ziemię, gryząc przy okazji w dłoń. Łowca rozpaczliwie wyciągnął rękę po sztylet w bucie, który leżał przy ścianie. Zabrakło mu dosłownie milimetrów, zanim jaszczurka znów przewaliła go po podłodze. Oboje chwilę się szamotali, lecz w końcu bohaterowi udało się dorwać do broni. Pokrwawiony i poraniony drobnymi ranami, uśmiechnął się złowieszczo. Teraz cień nie miał szans. Zaatakował, szybko i bezlitośnie. Niestety filigranowe stworzenie nie miało większych problemów z unikiem i skoczyło na głowę łowcy, drapiąc mu pazurami po potylicy.
W tym samym czasie, koło pokoju walczącego na śmierć i życie łowcy przechadzał się właściciel zamku, dzielny wojownik, którego przyciągnęły dziwne dźwięki. Uchylił on drzwi i kiedy ujrzał nagiego mężczyznę, ryczącego, warczącego i szarpiącego się z cienistą jaszczurką, zamknął je tak jak stał. Jak gdyby nigdy nic ruszył dalej. Chociaż nie. Cofnął się i przystawił drzwi pobliską komodą. Obawiał się, że cokolwiek przed momentem zobaczył, może się rozprzestrzenić na cały zamek. Po tym czynie, zadowolony udał się na poszukiwanie kasztelana.
A walka trwała dalej. Przeciwnicy walczyli tak zawzięcie, że żaden nie zauważył niespodziewanej wizyty. Cienisty stwór ugryzł po raz kolejny łowce, ale ten w końcu zdołał złapać uparte stworzenie i zanim to ugryzło go znowu w palce, dźgnął je sztyletem.
Dopiero wtedy zorientował się, że w ręce dzierży nie zwykłe ostrze, a to magiczne, tworzące inne cienie. Chociaż był pewien, że właśnie tą broń schował do swego ekwipunku, a zwykły wsadził do buta, nie mógł wiedzieć, że złośliwa bardka podmieniła je w nocy, mając nadzieję na jakąś hecę. I się jej udało. Pokonany przeciwnik rozpłynął się w powietrzu, a ze ostrza wypłynął kolejny cień jaszczurki, czekający na polecenia swego władcy.
Powieka łowcy zaczęła skakać w niekontrolowanej wściekłości. Sztywnym krokiem podszedł on do ściany i chwycił swój łuk, oraz jedną strzałę. Bez celowania zaatakował nową jaszczurkę. Po prostu wypuścił śmiercionośny pocisk, a ten przeszył potwora na wylot, uśmiercając go na miejscu... i odbił się kamiennej podłogi, rozbijając okno.
Łowca wzruszył ramionami, starł krew, w końcu się przyodział i zapragnął opuścić swoją komnatę. Ale cóż to? Dziwy nad dziwami! Drzwi pozostają zamknięte! Hmm... ktoś widocznie musiał przystawić je z drugiej strony komodą, pomyślał bohater. Nie zastanawiając się więc wiele, wygramolił się przez okno i zaczął sprawnie schodzić w dół.
***
- Żołnierzu! – zawołał wojownik, podchodząc do jednego ze swych łuczników, patrolującego akurat dziedziniec. – Czy nie wiesz gdzie podziewa się kasz...
W tym momencie jego słowa zagłuszył huk rozbijanego szkła. Odłamki okiennicy posypały się dookoła niego, a zaraz obok głowy przeleciała mu strzała. Właściciel zamku zmarszczył brwi i ze stoickim spokojem podniósł pocisk. Spojrzał do góry, skąd posypało się szkło i wtem dostrzegł łowcę, gramolącego się przez okno. Schodzenie w dół całkiem dobrze mu szło. Za dobrze...
- Żołnierzu. Twój łuk – polecił wojownik.
Strażnik podał mu swą broń, a ten naciągnął cięciwę i wymierzył w nic niespodziewającego się mężczyznę, zwisającego na ścianie zamku jakieś sześć metrów nad ziemią. Świst. Pociski przeciął z gracją powietrze i pięknie wbił się prosto w rzyć łowcy. Ten wrzasnął i puścił się krawędzi. Chwilę spadał, ale ostatecznie uderzył głucho o bruk, łamiąc kilka kości i przebijając pośladek strzałą na wylot.
- Oddaję strzałę! – zawołał do niego i zwrócił broń oniemiałemu żołnierzowi.
Łowca nie podnosił się jednak, a dalej wrzeszczał i zwijał się z bólu. Wojownik przewrócił więc oczami i podszedł do poszkodowanego. Spojrzał na rannego krytycznym wzrokiem i sprawnym ruchem unieruchomił go kolanem. Złapał za strzałę.
***
- Masz jakieś punkty w leczeniu?
- Nie ^^.
***
Złapał za strzałę i złamał ją przy samej lotce, a następnie przeciągnął ją przez całą ranę. Coś nie chciała wyjść, więc spróbował wypchnąć ją z drugiej strony. Łowca wrzeszczał niemiłosiernie. Popłakał się wręcz z ból i zaczął błagać o dobicie.
Krzyki przyciągnęły uwagę reszty poszukiwaczy przygód. Ciągle pijana bardka wytoczyła się na dziedziniec i spojrzała tępym wzrokiem na rannego. Czknęła nagle i śmiejąc się głupio, oparła się o ścianę. Orczyca również wyszła na dwór, lecz bardziej przyciągnął ją zapach krwi, niż dźwięki. A tej było coraz więcej. Również zaczęła się przyglądać łowcy i wojownikowi. Na samym końcu pokazał się druid, wychyliwszy się ze swego okna. Był on jedyną osoba w drużynie, która mogłaby coś wskórać w zaistniałym problemie. Widząc sytuację, nie czekał ani chwili i zaczął schodzić na dół.
Zanim dotarł, łowcy udało się wyjąć utknięty kawałek strzały, ukazując piękny tunel przez jego ciało. Drużyna zaczęła się zastanawiać się co dalej, lecz drzwi z pobliskiej wieży zamkowej rozwarły się gwałtownie i wraz z odlatującymi, białymi gołębiami, ukazał się w nich druid. Szybkim krokiem podszedł on do poszkodowanego, przyjrzał się ranie i wyciągnął rękę. Bardka momentalnie domyśliła się o co chodziło i podała mu butelkę ze spirytusem. Druid zmrużył oczy i w pełni profesjonalnym głosem przemówił:
- Nadstaw dupę. Będzie bolało.
Nie czekając na reakcję, polał ranę alkoholem. Ciecz wylewała się na wylot, wrzaski łowcy były słyszane w promieniu dziesiątek kilometrów. Po tym dobył pochodni i zaczął przypalać ranę. Wrzaski, choć wydawało się to nie możliwe, zyskały na sile.
- Nie trzeba najpierw go znieczulić? – zapytał wojownik, jak gdyby nigdy nic.
Gdy Druid skończył już z ogniem, zmarszczył czoło i skomentował słowa wojaka, ciągle w pełni profesjonalnym głosem:
- Fakt. Zapomniałem.
Chwycił łowcę za głowę i uderzył nią o ziemię. Nastąpiła błoga cisza, którą wszyscy przyjęli z rozkoszą.
- Skończyłem – skomentował druid i wrócił do wieży.
Istotnie. Przedstawienie zakończyło się, więc drużyna wróciła do swoich spraw. Tylko wojownik zlitował się nad łowcą i zaniósł jego bezwładne ciało do jego komnaty. Na przeprosiny, zostawił mu na szafeczce flakonik z niebieskim płynem – miksturę lekkiego leczenia.
0 komentarze:
Prześlij komentarz