-
Czyli mam wziąć udział w między galaktycznych zawodach? –
zapytał po raz setny prezydent VIII RP, gdyż wciąż dręczyły go
wątpliwości. Trzeba być dla niego wyrozumiałym, miał trudny
okres. W końcu znalazł się na obcej planecie.
-
Tak – odpowiedział mu zielony stwór Beniu, dłubiąc w ostrych
jak brzytwy zębach.
-
Jak wygram to co dostane? – poruszył ważną kwestie Reppel.
Tu
uruchomiła się wyobraźnia prezydenta. Stał w stu hektarowym polu
obok najnowszych kombajnów, traktorów i Bóg wie jeszcze czego.
-
Będziesz mógł wrócić żywy na swoją planetę oraz władca
całego wszechświata spełni jedno twe życzenie – mówił
wiecznie zdenerwowany kosmita. – To są igrzyska życia, inaczej
nazywane igrzyska głodomorów. Wreszcie zrozumiałeś? I nie spytasz
się za dziesięć minut jeszcze raz?
-
Myślałem, ze księżniczkę i połowę królestwa – powiedział
smutnym głosem.
-
Że co? – nie mógł dociec Beniu o co chodzi tajemniczemu
ludziowi. „Czemu władca wybrał akurat jego, aby reprezentować
naszą galaktykę?” – pomyślał. A myślenie spowodowało u
niego jeszcze większe zdenerwowanie.
Reppel
wstał z wygodnego łóżka i ruszył w stronę okna. Nawet mu się
tu podobało. Planeta XYZ była miejscem nastawionym na turystykę.
Mało mieszkało tu tubylców, większość ludzi to przyjezdni i
wczasowicze. Teraz na XYZ było bardzo tłoczno z powodu zbliżających
zawodów: X Igrzysk Życia. Były organizowane przez Wielkiego Władce
Galaktyk.
Prezydent
został opatrzony przez miejscowego lekarza Denia, po tym jak doznał
ciężkiego szoku na widok strasznych kosmitów. Po tygodniu
rekonwalescencji czuł się jak w domu, dostawał tyle jedzenia ile
jego bebech był w stanie pomieścić. Oczywiście nie były to
pyszne obiadki jego kochanej mamusi. Oprócz wyżywienia otrzymał
nowe modne ciuchy i do tego srebrzystą pelerynę z napisem „Ziemia”
i herbem VIII RP, nie wiedział, że jest to symbol całej jego
galaktyki. Tutejsi mieszkańcy wyglądali i pachnieli okropnie, ale
odnosili się do niego z pełnym szacunkiem. Wiedzieli, że jest
jednym z uczestników igrzysk i jest z dziwnej planety Ziemia. Mało
kto widział na XYZ tajemniczy lud ludziów. Przez tydzień wiele się
dowiedział o kosmitach, lecz tęsknił za swoim prezydenckim
gospodarstwem, nawet za buntownikami i jego odwiecznym wrogiem
Palipsem. Mimo wszystko postanowił wziąć udział w morderczych
zawodach, w końcu był prezydentem, jego naród liczył na niego.
Chciał, aby blask chwały spłynął na VIII RP. Nie miał pojęcia,
ze obywatele uważają go za zmarłego i nowym władcą został
Palipies.
-
Mogę pójść pozwiedzać miasto? – zapytał Reppel z maślanymi
oczami kosmitów.
-
Znowu ci się zachciało łazić – marudził Beniu. – Nie możesz
na tyłku usiedzieć. Tylko łazi i łazi, jak wolne elektrony.
-
Chlip – wydobyło się z gardła prezydenta. Po policzkach zaczęły
płynąć łzy wielkości arbuzów.
-
Och dobrze – powiedział zezłoszczony Beniu. – Ceniu idziesz go
pilnować.
-
Tak jest Beniu – powiedział gruby kosmita zostawiając miskę
owsianki.
Prezydent
ruszył razem z Ceniem w stronę drzwi wejściowych. Cieszył się,
że jego taktyka udawanego płaczu się udała. Marudzący kosmita
został sam w apartamencie zawodnika z Ziemi. Cały czas denerwował
się z powodu popsutej maszyny latającej. Na szczęście znalazł
super promocje na latającą miednice kombi. Była ona w stanie
pomieścić całą rodzinę. I miała najnowocześniejsze funkcje.
Pod chwilą impulsu Benio zmówił pojazd i pierwszy raz od dawna na
jego ustach pojawił się uśmiech. To wydarzenie tak wstrząsnęło
galaktyką, że w tym dniu ustanowiono międzygalaktyczne święto
uśmiechu.
***
Szli
przez dzielnicę handlową, której Reppel jeszcze nie widział.
Wszystkie napisy w sklepach i na reklamach były w języku polskim.
-
Tak myślałem - nadął się z dumy prezydent, tak że zmiotło
wszystkich ludzi (czy raczej kosmitów) wokoło. – Język RP jest
językiem między galaktycznym.
-
Niee – zaprzeczył z pełną buzią Ceniu, który nie wiadomo skąd
miał w buzi czekoladę. – Skanery satelitarne ukazują odpowiednio
przetłumaczone napisy specjalnie dla patrzącego. Czyli ja widzę to
w swoim języku, a ty w swoim. Tak samo działają nasze syntezatory
mowy.
-
Aha – powiedział z inżynierską nutką w głosie prezydent RP.
Nie
dał do zrozumienia, że jego mózg wyłapał tylko słowo: „Niee”,
reszta była jakimś naukowym bełkotem, na który jego narząd
znajdujący się w czaszce blokował. Po co przyjmować takie nie
potrzebne informacje. Lepiej, żeby główny organ człowieka
zajmował się bardziej ważnymi rzeczami. Jak na przykład to
wyłapanie napisu „Klub Nocny – Nowym wstęp za darmo”.
Prezydent postanowił w celach badawczych i wywiadowczych sprawdzić
co to za miejsce.
-
Przydałoby się coś takiego u nas w RP – powiedział do siebie. –
Oczywiście w celach kulturalno-towarzyskich.
Po
długiej rozmowie prezydent namówił grubego kosmitę by weszli do
środka. Ceniu ledwo zmieścił w drzwi wejściowe, lecz przecisnął
się. Weszli dumnym krokiem na sale, stanęli i zaczęli się
rozglądać jak prawdziwi dżentelmeni. Ceniu po chwili wywalił
swoje jedno oko na wierzch, a jego język rozwinął się na ziemi
niczym czerwony dywan. Przy pionowych, poziomych i kośnych rurach
tańczyły przeróżne kosmitki. Niektóre kosmate i zielone, inne
stunożne, znalazły się równiej pajęczo-podobne kobiety ubrane w
potrójne bikini. Ten widok pozbawił zmysłów prezydenta, czuł
jak oczy go strasznie pieką.
-
Aaaaa – krzyknął, lecz Ceniu go nie słyszał.
-
Przepraszam bardzo – powiedział stary kosmita, na którego
grawitacja działa odwrotnie i broda rosła mu do góry. Miał w niej
wycięte dziury na oczy, nos i… ust nie miał. W czasie mowy
poruszały mu się dziurki w ogromnym nosie – Panie, panu koledze
płoną oczy to normalne?
Ceniu
dopiero obudził się z marzeń sennych dopiero jak jakaś kosmitka z
czterema nogami w obcasach przeszła mu po wywalonym jęzorze języku.
-
Aaaa – krzyknął i spojrzał na biednego Reppela, któremu
rzeczywiście wypaliło oczy.
-
O kurde! – krzyknął gruby kosmita – Beniu mnie zabije. Szybko
do lekarza musimy biec. Wzywać pogotowie kosmiczne. Potrzebne
wsparcie.
Na
szczęście dzielny Reppel już nie wrzeszczał bo zemdlał. Ceniu
szybko wezwał karetkę i zawieźli go do doktora Denia. Po drodze
kosmita słyszał jak w radiu mówią o brawurowej akcji straży
miejskiej na parkingu, gdzie złapali podejrzanych zboczeńców.
***
-
Znowu on!? – zdziwił się doktor Deniu.
Na
obecnym poziomie cywilizacyjnym kosmici bardzo rzadko bywali u
lekarzy. Wszystko dało się wyleczyć domowymi lekami. Więc
pacjenci pojawiali się bardzo rzadko. Zwykle były to spotkania
bardziej towarzyskie niż lecznicze.
-
No nie wiem co mu się stało – seplenił Ceniu.
-
A tobie ktoś na język nadepnął, że tak mówisz? – zażartował
doktor.
Na
te słowa gruby kosmita poszedł w kąt i zaszlochał cichutko.
Lekarz zlitował się w końcu nad nim i podał mu sprej
natychmiastowego znieczulenia. Ceniu jednak był w tak głębokiej
obrazie, że postanowił nie skorzystać z podarunku.
-
Ech, co to za cuda się dzieją przed tymi igrzyskami – powiedział
Deniu. – Wariacje z powtórzeniami normalnie. Dobra już się
zajmuje tobą drogi ludziu.
Lekarz
pochylił się nad swoim pacjentem i spojrzał swym jednym okiem na
jego stan. Reppel nadal był w stanie ogólnego ogłuszenia i nie
odzyskał przytomności. Leżał z wywieszonym jęzorem na wierzchu,
oczy miał całkowicie wypalone.
-
Spokojnie to rutynowy zabieg, tylko oczy muszą pasować pod względem
DNA do twojej rodzimej planety. Hmm… Poszukamy… O jest.
Znalazł
pojemnik z napisem „Ziemia – Próbki oczu…”. Doktor nie
tracił czasu na doczytanie co pisało na pudełku. Wziął ze środku
parę oczu i w trwającym dziesięć minut zabiegu wszczepił je
prezydentowi.
-
Ceniu mógłbyś podać zestaw do wybudzania pacjentów.
-
Oczywiście – odpowiedział kosmita, który już się uspokoił.
Po
chwili wszedł do gabinetu z wiadrem wody. Wylał je wprost na
prezydenta.
-
Aaaaa – cała planeta usłyszała krzyk. – Jak piecze oczy mi
płoną… A nie, już nie.
Zadowolony
wstał i popatrzył wokoło, świat wyglądał zupełnie inaczej.
Większość rzeczy była mniej ostra, ale dostrzegał wiele więcej.
Jego instynkt dziwnie się pobudził, czuł w sobie dzikość.
-
Yyyy… Doktorze bo on nie miał takich oczu – zwrócił uwagę
Ceniu.
-
Pokaż – powiedział doktor i spojrzał na pacjenta. – Jasna
kosmitka w ciasnej dziurze. Wszczepiłem mu kocie oczy przez
przypadek.
Prezydent
jak to usłyszał zemdlał.
***
Lekarz
szybko naprawił swój błąd. Oczy prezydenta były już na swoim
miejscu, odtworzył je z jego DNA. Było to trudniejsze i zabierało
więcej czasu, Deniu zmarnował całe dwadzieścia minut. Po zabiegu
prezydent został odniesiony do pokoju. Obecnie Reppel leżał na
łożu w swojej kwaterze na planecie XYZ. Czuł się wspaniale
wiedząc, że znowu widzi normalnie. Właśnie wymyślał jak dzisiaj
będzie odpoczywał i w jakiej pozycji spoczywał na wielkim łóżku,
gdy rozmyślania przerwał mu Beniu.
-
Te ludziu, dzisiaj masz spotkanie z Wielkim Panem Galaktyk. Ubierz
się ładnie, poznasz tam innych zawodników.
Reppel
początkowo bardzo niechętnie schodził z łóżka, w końcu pomógł
mu w tym paralizator kosmity. Po jednej porcji ładunku prezydent w
pięć sekund ubrał się, umył zęby (szorując przez trzydzieści
minut, jak go mam uczyła) i zasznurował buty.
W
czasie spaceru Reppel podziwiał zamek Pana Galaktyk. Gdy jego oczy
ujrzały to piękno, wiedział już, że musi sobie zrobić taki sam
w RP. Gospodarstwo zawsze mu wystarczało, lecz przecież teraz
reprezentował całą planetę. Poczuł jak duma ogarnia go od dołu
do góry. Przy drzwiach przeszukał ich stwór z sześcioma rękami.
W końcu po wielu skanach siatkówek, stóp i badania krwi (przy
której pan prezydent prawie, prawie, prawie w ogóle nie krzyczał)
znaleźli się w wielkiej sali Wielkiego Pana Galaktyk.
-
Jak tu cudowanie – rzekł zachwycony Reppel. Po chwili zaczął
jednak dostrzegać braki. – Ale jak na razie nie zauważyłem
żadnej świnki, prosiaczka czy kurki. A to podstawa gospodarki i
państwa.
-
Wszystko wytwarzamy genetycznie – powiedział Beniu. – Mięso,
mleko i co za tym idzie ser, wszystko to mamy, a nie musimy płacić
za hodowlę.
-
Jesteście potworami – skomentował prezydent, trzymając swoją
rękę. Bolała go po badaniu krwi trzy metrową igłą. Na planecie
XYZ technologia pozwala oszukiwać badania krwi, dlatego doktorzy
muszą być bardzo dokładni.
-
Nareszcie się pan pojawił – powiedział kosmita z głową
dwukrotnie większą od reszty ciała. Miał przy tym dwa metry
wzrostu, a całe czoło zajmował napis „Wielki Pan Galaktyk”. –
Drodzy państwo, to jest mój faworyt, specjalnie wybrany przeze
mnie. Pochodzi z rasy ludziów i zwie się Prezydent VIII RP Reppel.
Jest wybrańcem spośród wszystkich planet znajdującej się w moim
niebie.
Goście
siedzący różnie zareagowali na nowo przybyłego człowieka, który
miał lekką nadwagę i śmieszny strój. Niektórzy śmiali się,
inni zachodzili w głowę czym są ludziowie. Jeszcze inny
zastanawiał się jak smakuje.
-
Poznaj swoich przeciwników Reppel. Oto pan Volkswagenmort.
Ciemna
postać wstała bezszelestnie i z gracją, po czym się ukłoniła.
Mężczyzno podobna istota była ubrana w czarną szatą i zza której
wystawał kawałek kijka. Twarz Volkswagenmorta była blada, a nos
jak prezydent sam wydedukował uciął sobie podczas golenia. Był
strasznie kościsty i miał ciemne złowrogie spojrzenie.
-
To natomiast jest przybysz z północnej galaktyki, wielki łowca
Avastar.
Niebieski
stwór z dziwnymi tatuażami również powstał, uderzył się z
pięścią w klatkę piersiową i coś syknął. Reppel próbował
powtórzyć ten gest, ale tylko się zakrztusił. Ten kosmita był
bardzo niekulturalny, gdyż ciągle dłubał w nosie końcówką
swojego łuku. Bardzo to oburzyło prezydenta, dlatego nie próbował
drugi raz powtórzyć tego dziwnego przywitania.
-
Ten miły pan w garniturze to Slendi.
Bardzo
spodobał mu się wysoki kosmita w czerni, tylko miał strasznie
białą twarz. Prezydent pięć razy przetarł oczy, ale dalej nie
mógł dostrzec ust, nosa ani oczu kosmity. Reppel wpatrywał się w
niego przez dłuższą chwilę i zaczął czuć w głowie jakieś
wibracje. Całe pomieszczenie uległo zamazaniu, pojawiały się
kropki jak w starym telewizorze wujka Zdzisia. W tle natomiast
widział białą głowę przybysza. W końcu oderwał wzrok i
wszystko wróciło do normy.
-
Ostatnim uczestnikiem naszych wielkich zawodów jest Hubabuba.
Reppel
spojrzał na kosmitę, który nawet nie rzucił okiem na prezydenta
VIII RP, gdyż był zajęty jedzeniem. Stwór był różowy i
strasznie gruby, a na głowie miał coś co przypominało wajchę i
wyglądało jak guma do żucia. Prezydent odchrząknął raz, drugi i
trzeci, ale Hubabuba nawet nie drgnął, nadal jadł i lekceważył
majestat Reppela. Tego było za dużo, nie mógł się powstrzymać.
Zaatakował różowego kosmitę. Pot ściekał z niego litrami, nie
wiedział co zrobić z rękami, był cały czerwony.
-
Wszystkie w porządku? – zapytał pan galaktyk.
-
Taaak – odpowiedział Reppel i rzucił się na stół łapiąc
dzyndzel na głowie różowego i wgryzając się w niego.
Wszyscy
patrzyli w osłupieniu na tą scenę. Różowy stwór o imieniu
Hubabuba miał okropny i wredny charakter. Prezydent poczuł na
twarzy piekielny ból i odleciał wbijając się w ścianę na końcu
sali. Znalazł się pomiędzy dwoma pomnikami. Ogarnął go mrok, nie
wiedział już co się z nim dalej dzieje.
***
Reppel
próbował otworzyć oczy, lecz musiał je szybko zamknąć z
powrotem. Bezlitosne promienie światła raniły jego źrenicę.
Zanim spróbował jeszcze raz unieść powiekę uszy zarejestrowały
dźwięki: z tysiąca gardeł słychać było wrzaski i krzyki. W
końcu odzyskał pełną sprawność umysłu i otworzył oczy.
Zauważył, że jest na nowoczesnym stadionie. Publika wypełniała
cały obiekt, krzycząc i wymachują flagami. W loży VIK (Very
Important Kosmita) siedział znajomy mu Wielki Pan Galaktyk. Wokół
niego na stopniach stali pozostali uczestnicy zwodów:
Volkswagenmort, Avastar, Hubabuba i Slendi.
-
Pora rozpocząć X Igrzyska życia – krzyknął spiker. – Brawa
dla uczestników.
Przeróżni
kosmici krzyczeli swoimi różnorodnymi aparatami mowy. Słychać
było piski, brawa i radość. Nie co dzień w końcu odbywają się
Igrzyska życia. Każdy władca mógł raz w ciągu swej kadencji je
zorganizować. Pan Galaktyk wstał i zawołał:
-
Drodzy uczestnicy, przygotujcie się. Za chwilę zaczynamy pierwszą
konkurencję – Tu zatrzymał na chwilę głos. – A będzie to…
0 komentarze:
Prześlij komentarz