"Małe jest piękne cz.1".
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Czerwona lampka znowu
zajaśniała jasnym, płomiennym światłem. Nagły jęk syren
alarmowych wypełnił zatrutą atmosferę. Mieszkańcy tego świata
już wiedzieli co się święci. Gdzieś tam, miliony kilometrów
dalej, ktoś znowu postanowił zdobyć się na ich młodą, nieugiętą planetę...
Sierżant Kolano skoczył
do ekranu i postukał efektownie w klawiaturę. Co prawda wystarczyło
kliknąć w ikonkę „Pokaż opcje”, ale w filmach zawsze klikali!
Pootwierało mu się kilka dziwnych okienek i dotarcie do tego
właściwego, zajęło mu znacznie więcej czasu. Kiedy jednak w
końcu mu się udało, jego szczęka opadła niemal do ziemi. Atak
nadchodził z głównej planety ich zagorzałego wroga. Nie trzeba
było być geniuszem, żeby się domyślić o co chodzi. Kolano
spojrzał za okno, gdzie w całej swej okazałości oczekiwała ich piękna, skradziona flota.
– Oni chcą odzyskać
swoje statki! – sapnął przerażony.
Generał zniknął, wraz
ze wszystkimi oficerami. Podobno jednemu z nich urodził się syn i
wszyscy chlali na umór od trzech dni. Tylko on mógł podjąć
słuszną decyzję! Rozglądnął się przerażony. Podsunął sobie
krzesło i usiadł na nim, wbijając wzrok w świecący jasno ekran.
Nie wiedział ile jest wrogów, ani jakimi klasami dysponowali. Mógł
tylko spekulować. Czuł jednak, że rzucili na nich wszystkie siły.
Nie mógł pozwolić, żeby odzyskali swoją flotę. Chwycił za
mikrofon i nacisnął guzik...
***
– Eeee... do
wszystkich jednostek! – przemówił głos w radiu.
Steve wybudził się z
drzemki, słysząc charakterystyczne trzaski. Jack przyciszył
dudniącego w głośnikach Nickelbacka.
– Zostaliśmy
zaatakowani. Wszystkie jednostki, które nie zostały wyprodukowane
na tej planecie, mają natychmiast zrobić EKSPEDYCJĘ! Powtarzam!
Macie ekspresowo zedytować swoje położenie! Reszta pozostaje na
pozycjach, out!
– Eeee – zamyślił się Steve. – Kto to był? Bo nie
generał.
– Skoro mówił na naszej częstotliwości, to musiał być ktoś
z Góry, przyjacielu – wytłumaczył pobłażliwie Jack,
zawracając statek.
Nagle w oddali, zza horyzontu zaczęła wyłaniać się ich flota, z
zamiarem zniknięcia gdzieś w kosmosie. Małe kropki unosiły się
szybko w zorganizowanym szyku, żeby w końcu zniknąć za chmurą
toksycznych gazów. Załoga lekkiego myśliwca zniżyła pułap i lecąc
na wysokości ledwie kilometra, dotarła po chwili w okolice ich centrum dowodzenia.
Jack wyglądał na niewzruszonego, ale Steve nieco się przeraził.
Wskazał ręką na lekki transportowiec, który radośnie stał na
samym środku opustoszałej płyty lotniska.
- Ale że! – krzyknął oburzony. – Ale, że do
obrony zostaliśmy tylko my i ten grat!?
- Imperator na pewno wie co robi. Nigdy jeszcze nas nie zawiódł!
– odpowiedział pewnie Jack.
Steve miał jednak wrażenie, że Imperator nie miał pojęcia, co się
w ogóle dzieje.
***
W powietrzu rozległ się grzmot, a po żółtej warstwie
przeskoczyło kilka piorunów. Z nieba zaczęły spadać pojedyncze
krople kwaśnego deszczu. Wróg był już w połowie drogi...
0 komentarze:
Prześlij komentarz