RSS

Ogame: Prawie jak komiks [12]



"Małe jest piękne cz.1".
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Czerwona lampka znowu zajaśniała jasnym, płomiennym światłem. Nagły jęk syren alarmowych wypełnił zatrutą atmosferę. Mieszkańcy tego świata już wiedzieli co się święci. Gdzieś tam, miliony kilometrów dalej, ktoś znowu postanowił zdobyć się na ich młodą, nieugiętą planetę...

Sierżant Kolano skoczył do ekranu i postukał efektownie w klawiaturę. Co prawda wystarczyło kliknąć w ikonkę „Pokaż opcje”, ale w filmach zawsze klikali! Pootwierało mu się kilka dziwnych okienek i dotarcie do tego właściwego, zajęło mu znacznie więcej czasu. Kiedy jednak w końcu mu się udało, jego szczęka opadła niemal do ziemi. Atak nadchodził z głównej planety ich zagorzałego wroga. Nie trzeba było być geniuszem, żeby się domyślić o co chodzi. Kolano spojrzał za okno, gdzie w całej swej okazałości oczekiwała ich piękna, skradziona flota.
Oni chcą odzyskać swoje statki! – sapnął przerażony.

Generał zniknął, wraz ze wszystkimi oficerami. Podobno jednemu z nich urodził się syn i wszyscy chlali na umór od trzech dni. Tylko on mógł podjąć słuszną decyzję! Rozglądnął się przerażony. Podsunął sobie krzesło i usiadł na nim, wbijając wzrok w świecący jasno ekran. Nie wiedział ile jest wrogów, ani jakimi klasami dysponowali. Mógł tylko spekulować. Czuł jednak, że rzucili na nich wszystkie siły. Nie mógł pozwolić, żeby odzyskali swoją flotę. Chwycił za mikrofon i nacisnął guzik...
***

Eeee... do wszystkich jednostek! – przemówił głos w radiu.

Steve wybudził się z drzemki, słysząc charakterystyczne trzaski. Jack przyciszył dudniącego w głośnikach Nickelbacka.
Zostaliśmy zaatakowani. Wszystkie jednostki, które nie zostały wyprodukowane na tej planecie, mają natychmiast zrobić EKSPEDYCJĘ! Powtarzam! Macie ekspresowo zedytować swoje położenie! Reszta pozostaje na pozycjach, out!
Eeee – zamyślił się Steve. – Kto to był? Bo nie generał.
Skoro mówił na naszej częstotliwości, to musiał być ktoś z Góry, przyjacielu – wytłumaczył pobłażliwie Jack, zawracając statek.

Nagle w oddali, zza horyzontu zaczęła wyłaniać się ich flota, z zamiarem zniknięcia gdzieś w kosmosie. Małe kropki unosiły się szybko w zorganizowanym szyku, żeby w końcu zniknąć za chmurą toksycznych gazów. Załoga lekkiego myśliwca zniżyła pułap i lecąc na wysokości ledwie kilometra, dotarła po chwili w okolice ich centrum dowodzenia.

Jack wyglądał na niewzruszonego, ale Steve nieco się przeraził. Wskazał ręką na lekki transportowiec, który radośnie stał na samym środku opustoszałej płyty lotniska.
- Ale że! – krzyknął oburzony. – Ale, że do obrony zostaliśmy tylko my i ten grat!?
- Imperator na pewno wie co robi. Nigdy jeszcze nas nie zawiódł! – odpowiedział pewnie Jack.

Steve miał jednak wrażenie, że Imperator nie miał pojęcia, co się w ogóle dzieje.
***

W powietrzu rozległ się grzmot, a po żółtej warstwie przeskoczyło kilka piorunów. Z nieba zaczęły spadać pojedyncze krople kwaśnego deszczu. Wróg był już w połowie drogi...


< poprzedni                                                                                          następny >



  • Digg
  • Del.icio.us
  • StumbleUpon
  • Reddit
  • RSS

0 komentarze:

Prześlij komentarz