Jakie jest jego imię? On
sam nie wie. Nie pamięta go, a może nigdy go nie miał. Wiedział
jednak kim jest. Lecąc ponad innymi, mogąc patrzeć na świat z
góry, napawał się tą myślą praktycznie bez końca. Ludzie na
ziemi go nie widzieli, większość nie wiedziała jak patrzeć, a
inni po prostu go nie dostrzegali. On to lubił. Nie musiał się
niczym przejmować. Gdyby go zauważono w jego postaci, mógłby mieć
problemy. W końcu jak zwykły człowiek miałby zrozumieć istotę,
która jest smokiem? On był takim stworzeniem, bestią, pokrytą
czarnymi łuskami i o ogromnych, matowych skrzydłach, drgających mu
delikatnie na zimnym wietrze. On wiedział kim jest, miał oczy. I
cieszył się ponad wszystko, że nie jest jednym z wielu, tam na
ziemi.
Wiedział też jaki jest
jego cel. Walka. Uwielbiał ją. A było z kim walczyć. Świat jest
mroczny, pełen cieni, które żywią się strachem i rozpaczą. Z
każdym dniem ich liczba rośnie. Są one tworzone przez samych ludzi.
Owszem, nieświadomie, ale jednak. A on z nimi walczył. Nie, żeby
je pokonać. To niemożliwe. Żeby chronić.
Mrok go znał.
Potężniejsze demony porywały się na niego, chcąc pożreć mu
duszę. Walczył z nimi. Arogancko, brawurowo, wściekle. Furia była
jego ogniem. Palił. Często palił, choć parzyło to i jego. Ale
był uzależniony od płomieni. Uwielbiał patrzeć, jak te bezczelne
byty, które śmiały do niego podejść, ginęły w jego ogniu. To
go cieszyło. Czasami, wcale nie rzadko, walczył też za innych
ludzi, gdy któryś go zainteresował. Odpędzał od nich cienie,
pokazywał drogę. A potem ci odchodzili przetartym szlakiem, ciesząc
się szczęśliwym losem. Jego to bawiło.
Tak naprawdę nie
wiedział jak trafił do świata ludzi. Na początku był
człowiekiem, jak inni. Z jedną różnicą. Umiał patrzeć. Widział
dusze, widział otaczające go barwy i kolory. Nauczył się ich
używać. Kontrolował własny los, potem mógł wpływać na los
innych. Z jego ciała zaczęły wyrastać skrzydła, a skórę
porastać łuski. Ale długo nie mógł się wzbić i nie wiedział
dlaczego. Zmuszony był żyć na ziemi, ukrywać się. Przyjaciele
zapominali o nim jeden po drugim a cienie i mrok stały się jego
jedynymi towarzyszami.
Ale wtedy pojawiła się
ona. Wyglądała jak zwykły człowiek, ale on wiedział, że nim nie
jest. Widział jej duszę. Głęboko uśpioną i zmarnowaną. Była
tym samym co on, smokiem. Ale mrok, który ją otaczał... był
znacznie ciemniejszy niż jego własny. To dla niej wyszedł z
cienia, dla nie wzbił się pierwszy raz w niebo. Dla niej odpędził
jej demony, choć sam borykał się z własnymi. Zakochali się w
sobie.
Żyli razem długo.
Czarnołuski dzień za dniem odpierał kolejne watahy cieni, które
próbowały pochłonąć jego miłość. Sam marniał a jego skrzydła
stawały się postrzępione i poszarpane na krańcach. Ale walczył.
Wierzył w nią. WIDZIAŁ w niej smoka, ale ten nie chciał się
przebudzić. Było mu dobrze w uśpieniu, kiedy ktoś walczył za
niego, poświęcając własną duszę. Ona się nie budziła. On
tracił siły. Trzymał się długo, ale w końcu upadł na ziemię.
Lecz nawet wtedy walczył dalej. Zasłonił ją własnym ciałem,
przyjmując na siebie ataki, których nie umiał już odbijać. Nikt
nie widział jego błagalnego wzroku, nikt nie słyszał jego
żałosnego jęku. Obudź się! Obudź się! Ale się nie budziła. W
ostatniej chwili otwarła jednak oczy, tak! Widziała co się dzieje,
że musi wstać, że musi walczyć! Ale... cofnęła się o krok...
potem drugi, patrząc na armię ciemności w przerażeniu.
Czarnołuski pokręcił głową. Widział to w jej oczach. Nie...
Tylko nie to.
Odwróciła się i
uciekła. Patrzył jak znika w świetle, kiedy on sam został pośród
szalejącej ciemności. Upadł, jego tarcza rozprysła się na milion
kawałków. Na moment nastał spokój. Padał deszcz, krople
roztrzaskiwały się na jego nieruchomym ciele. Bał się. Czy gdyby
był silniejszy, ona by została? Czy gdyby postąpił inaczej,
przebudziłaby się? Spojrzał w błoto, na którym leżał. Czy miał
być pierwszym smokiem, który straci duszę?
Słyszał zbliżające
się demony. Już nie cienie, a potężne potwory, chcące skosztować
samego smoka. Uśmiechnął się. Długo im bruździł. Ale pora
zasnąć... Stwory otoczyły go, okryły swym czarnym jak węgiel
mrokiem. I wtedy... pojawiło się światło. Syknęło. Walcz! Znał
ten głos. Znał ten blask. Pamiętał. Walcz! Nie miał już sił.
Cień pochłaniał jego duszę. Pozwalał mu na to. WALCZ! Nie mógł!
Jesteś żałosny.
Coś w nim zaskoczyło.
Otwarł oczy, choć zobaczył tylko czerń. Żałosny? Powoli
podnosił się na drżących nogach. Nie... Nie jestem... W powietrzu
strzeliła iskra. Wiec walcz. Zamknął oczy, pokonał ból. Będę
walczyć! I zapłonął wokół ogień. Walczył z najpotężniejszymi
demonami. Swoim strachem. Palił jeden za drugim, a one, choć
uderzały, nie mogły się przebić przez jego ogień. Furia
wypełniła jego duszę, wypleniła mrok. On zaryczał w niebo i
wstrzelił w górę. Własnymi szponami i kłami rozrywał ciemność.
Zdradziła go! Ona go zdradziła! Wyżywał się na cieniach,
niszczył ich egzystencję. A kiedy przepadł ostatni wróg,
bezsilnie upadł na ziemię. Światło wtedy popłynęło do niego i
otoczyło go blaskiem. Teraz ja cię będę chronić, mówiło. Kiedy
ciemność przepadła, choć ledwo widział cokolwiek, dostrzegł ją,
białołuską smoczycę.
Od tamtej walki minęło
dużo czasu. Jakie jest jego imię? Nie wiedział. Wiedział
natomiast, że uwielbiał latać i patrzeć na świat z góry. Gdyż
miał dla kogo. Spojrzał w bok. Obok niego frunął stwór o białych
łuskach i pięknych skrzydłach. Lecieli Razem. Znał jej imię.
Brzmiało ono Zaithis. Kiedy byli razem, mrok trzymał się od nich z
daleka. Kilka potężniejszych demonów spróbowało na nich swych
sił. Zawsze przepadały. Razem byli niepokonani. Razem byli...
szczęśliwi.
Koło się zatoczyło.
2 komentarze:
Opowiadanie jest dosyć niecodzienne. Na pierwszy rzut oka widać krótkie i treściwe zdania. Nie znajdziemy tu głębokich i rozwlekłych opisów. Mamy tu do czynienia głównie z rozterkami głównego bohatera i dynamiczną akcją. Dzięki temu opowiadanie ma w sobie to "coś" i widać, że autor pisząc je chciał nam, czytelnikom, przekazać jakąś wiadomość.
No nareszcie Autor trochę wydoroślał i przestał pisać jak dwunastolatek.
Treść daje do myślenia, fabuła dość ciekawa.
trochę za dużo niedopowiedzeń, ale mimo to wciągające, choć krótkie.
Gramatycznie poprawne (poza kilkoma wyjątkami) co sprawia, że łatwiej się czyta i jest bardziej przystępne.
Oby tak dalej Autorze. Poprawny kierunek wreszcie.
Prześlij komentarz