RSS

NOWA RP - CZĘŚĆ VII: „KOŃ, POLICJANT I STARA MIEDNICA”

Komendant Marcin Hulajnoga miał bardzo ciekawy sen. Śniło mu się, że potężna eksplozja Whisky wyrzuciła go tak wysoko w kosmos, że przeleciał przez różową tęczę i wpadł do swego rodzaju portalu. Radosny i w błogim dla duszy spokoju, zsuwał się po gwieździstej fontannie kolorów, garściami chwytając dziwny pył i rozrzucając go dookoła swego ciała. Paradował w stroju Adama, ale mu to nie przeszkadzało. Różowe jednorożce ze śmiechem pozdrawiały go swoimi szklanymi kopytkami, a nadzy Turkowie, przyrodzenie których zasłaniały soczyste kebaby, uśmiechali się do niego ze szczerą radością.
- Komendancie, może czas się już obudzić? – zapytał koń Andrzej, szturchając go w ramię.
- Koń Andrzej!? – zawołał zaskoczony, lecz serce ogarnęła mu radość. – Też tu jesteś.
- Panie komendancie, ziemia – wskazał pomagier palcem w dół.
- Co? – zdezorientowany Marcin spojrzał pod siebie.

I wtedy asfalt walnął go w twarz.

***

Komendant policji IX RP obudził się przerażony, zrywając się do pozycji siedzącej. Niestety w trakcie wykonywania manewru powstawania, wyuczonego zresztą w elitarnej akademii policyjnej, jego głowa natrafiła na przeszkodę, jaką była głowa konia Andrzeja. Po brutalnym zetknięciu czoło-czoło, oboje zaczęli się zwijać i turlać, próbując jakkolwiek uśmierzyć ból.
- Ty bambaryło jedna! Czego mnie bijesz! – jęknął komendant.
- To nie tak miało być! – zapłakał wierzchowiec, nieruchomiejąc na moment. – Pan komendant miał się rozchylić powieki, ja miałem krzyknąć: „ŻYJESZ!”. I mieliśmy założyć rodzinę, mieć małe centaury!
- Policję IX RP nie stać na małe centaury, ziemniaku pozbawiony skrobi!

Oboje zwijali się jeszcze chwilę w agonii, kiedy nagle ich dramat przerwała im dziwna postać, mająca zieloną skórę, wielką głowę i czapeczkę z daszkiem, otoczoną żółto czarną kratownicą.
- Przepraszam panów, ale panowie nie mają ważnej karty parkingowej.

Policjanci znieruchomieli.
- Proszę? – zapytał zaskoczony komendant.

Dopiero wtedy rozglądnął się po okolicy. Znajdywali się na przydrożnym parkingu, gdzieś w środku miasta. Było w tym miejscu jednak coś nietypowego. Niezwykły zmysł detektywistyczny Marcina Kolano od razu zaczął pracować ze stuprocentową efektywnością. Budynki i bloki o futurystycznych kształtach, fruwające nad nimi samochody bez kół i poświaty pozbawione źródła światła, oświetlające kompletnie niedziurawe drogi i uliczki. Coś mu wyraźnie nie pasowało. Wyczuwał podstęp. Nagle go olśniło! Kosmita, który do nich zagadał, był ze straży miejskiej! Hulajnoga poderwał się na równe nogi i wskazał obcego palcem:
- AHA! Jesteś oszustem! Świętej pamięci, nasz pan i władca na zawsze, Reppel rozwiązał straż miejską, bo wlepiała mu ciągle mandaty za złe parkowanie kombajnu!

Andrzej koń patrzył na swego pana niczym na samego boga. On był taki bardzo mądry!
- Eeee... Ale... – zająknął kosmita.
- Nie ma żadnego ale! – przerwał mu komendant. - Aresztuje cię w imieniu prawa!

Komendant sięgnął za pas, chcąc dobyć swój pistolet na czarny proch, ale nie wyczuł broni. Prawdę mówiąc nie wyczuł nawet spodni. Spojrzał przerażony na siebie i odkrył, że jego ciuch podczas eksplozji kompletnie spłonęły. Zasłonił krocze rękami i uśmiechnął się głupio do obcego. Ten spojrzał na niego krzywo i sprawnym ruchem dobył lasera, strzelając od razu w policjanta promieniem paraliżującym. Marcin Hulajnoga wykrzywił się cały, choć jego twarz wyrażała rozkosz, i padł sztywno na ziemię.
- Mam tutaj dwa dziwne osobniki – mruknął strażnik miejski do krótkofalówki – Brak ważnej karty parkingowej i ciężki przypadek ekshibicjonizmu.

Koń Andrzej patrzył na scenę z trwogą i przerażeniem. Nagle ogarnęła go wściekłość.
- On nie żyje! Znowu. Zabiłeś pana komendanta! Muszę go pomścić!– ryknął wściekły na strażnika i zaszarżował z kopyta.

Strażnik nawet nie zerknął na pomagiera. Wyciągnął tylko swoją mackę z pistoletem laserowym i wypalił mu prosto w twarz. Andrzej wykrzywił się w błogim uśmiechu i padł sztywno na wznak.
- Tak, tak. Potrzebna będzie wiaderko – mruknął kosmita do radia i zaczął spisywać protokół.

Ale dzielni policjanci nie mogli już tego słyszeć. Promień paraliżujący był bardzo skuteczną bronią.

***

Komendant Marcin Hulajnoga otworzył niemrawo oczy. Głowa pulsowała mu niemiłosiernie, a każdy mięsień kuł przenikliwym bólem. Silne światło, wiszące metr nad nim, uniemożliwiało mu rozpoznanie gdzie jest. Rozpoznawał jednak czarne postacie o wielkich głowach, wpatrujące się na niego nieruchomo. Widok ten przeraził go. Momentalnie skojarzył podobne widoki z popularnego serialu, emitowanego jeszcze za czasów VI RP, „Z archiwum A”. Nie mógł czekać, aż obcy pokroją go. Musiał działać!

Policjant zerwał się nagle, łapiąc dwie głowy nad sobą. Wstając uderzył nimi o siebie i pozwolił przeciwnikom osunąć się na ziemię. Kilku innych odskoczyło od niego. Komendant dopiero wtedy zobaczył, że znajdywał się w jakiejś białej sali a zielonkawi obcy nosili alabastrowe fartuchy. Jeden nich wybiegł z pomieszczenia w przerażeniu. Pozostała tylko dwójka. Hulajnoga spojrzał na oprawców z byka.
- Chcieliście mnie pokroić i sprzedać nerki na międzygalaktycznym targu! W imieniu prawa aresztuję was! – krzyknął i sięgnął po odznakę.

Okazało się jednak, że dowód jego przynależności do policji gdzieś zniknął. Dopiero wtedy przypomniał sobie, że przecież jego ciuchy spalił wybuch. Człowiek uśmiechnął się i dodał zakłopotany.
- Panowie muszą uwierzyć, na słowo? Dobrze?

Nagle do pomieszczenia wpadł rosły kosmita, z pistoletem laserowym w ręce. Ciało komendanta zadziałało samo. Sięgnął on po najbliższy przedmiot i rzucił nim w uzbrojonego wroga. Nerka poszybowała przez pokój i ugodziła przeciwnika w oko... Moment... Komendant zorientował się czym rzucił. Nerka? Przerażony spojrzał na swój brzuch. Praktycznie w każdym miejscu widniała jakaś blizna! Na sercu, na płucach, wątrobie, nerkach... Wszędzie. W panice złapał się na przyrodzenie. To jednak ciągle było. Maleńki nadal siedział w swojej norce.

Wzrok Marcina Hulajnogi znów padł na obcych, którzy patrzyli się to na niego, to na pistolet, który leżał obok zwijającego się z bólu kosmity. Policjant od razu wiedział co się święci. Bez namysłu skoczył po broń i podniósł ją w trakcie wykonywania efektownego przewrotu. Co prawda ułożenie do manewru zajęło mu ze dwie minuty, a sam akrobatyczny wyczyn przypominał bardziej prostokąt, udający koło, ale w samą broń jakimś cudem złapał. Widząc, że komendant w końcu stanął na nogi, kosmici w fartuchach wypuścili karty i znów zaczęli się trząść w przerażeniu.
- Panowie, kraj wzywa – skinął komendant niewidzialnym kapeluszem i wybiegł z sali operacyjnej.

Pierwsze co mu się rzuciło w oczy, to wielki napis na kremowej ścianie korytarza głoszący: „Szpital państwowy – oddział naprawy organów oraz wszczepiania kompletnie zdrowych i odnowionych narządów”. Niesamowity zmysł dedukcyjny komendanta od razu nasunął mu prosty wniosek. Kosmici opanowali VIII RP! Bez Reppela, jego kraj nie miał co liczyć na przetrwanie. Wiedział, że jedynym wyjściem będzie znalezienie zabójcy i wypytanie jak odwrócić proces morderstwa prezydent!

Marcin zagwizdał w palce. Odczekał chwilę, wpatrując się w niewidzialny zegarek na ręce, kiedy nagle jedne ze drzwi wyleciały z hukiem, razem z nagim koniem Andrzejem. Dzielny wierzchowiec zarżał ostrzegawczo i podbiegł szybko do swego pana.
- Dwadzieścia cztery sekundy. To dwie i pół sekundy za długo jak na standardy policji VIII RP, bambaryło jedna. Jeden taki wybryk więcej i zmniejszę ci porcję owsa!
- Ale panie komendancie! – zajęczał zrozpaczony pomagier. – Pan nie karmił mnie od samego trzech miesięcy!
- Nie narzekaj! Jesteś policjantem VIII RP. W tym zawodzie nie ma czasu na jedzenie!

Komendant wskoczył na plecy konia Andrzeja, a ten złapał go rękami za nagie uda.
- A teraz w drogę! Ku przygodzie! – zawołał, wymachując pistoletem laserowym, a koń ruszył galopem ku szklanym drzwiom, za którymi rozciągał się świat.

W mgnieniu oka przebyli korytarz, odtrącając zaskoczonych obcych i z holywoodzkimi efektami (wybuchy, eksplozje i trzęsąca się kamera) przebili się przez szklane drzwi, roztrzaskując je na kawałeczki. Dopiero wtedy policjanci ujrzeli, że to było wyjście na balkon. Koń nie zdążył wyhamować i oboje przelecieli przez barierkę.

***

- Danek! – zawołał obcy ubrany w garnitur, przecierając szmatką ogromny, porcelanowy spodek. – Mówiłem ci, że otworzenie salonu ze spodkami zaraz obok szpitala to genialny pomysł!

Danek otwarł drzwi i wyszedł na zewnątrz, żeby popodziwiać ich piękną kolekcję najnowszych spodków, miednic i wiaderek. Właśnie świeżo się zbudowali, zainwestowali wszystkie ojro w ten biznes.
- Taki klient wychodzi z rakiem, krabem lub innym ciulostwem z myślą, że zostało mu dwa lata życia – kontynuował entuzjastycznie sprzedawca w garniturze – i myśli se: „A co tam! I tak mnie za niedługo nie będzie!” I kupuje najszybsze spodki, żeby poszaleć!

Danek zaśmiał się radośnie i podszedł do sporej miednicy, dotykając ją z czułością.
- A tą piękną maszynę sprzedałem dziś jakiemuś bardzo marudnemu kosmicie. Kiedy jednak podpisał papiery, tak szczery uśmiech pojawił się na jego twarzy, że aż ciepło mi się zrobiło na sercu. Tak się ucieszył, taka radość zawitała w jego sercu, że aż chce się żyć. Właśnie jadę do niego z tym pojazdem, żeby mu go podarować. W końcu zamówił towar z dostawą pod same drzwi... A co to?

Oboje nagle usłyszeli krzyki. Kosmici niepewnie spojrzeli do góry i ujrzeli dwie pokraczne kreatury, spadające ze wrzaskiem. Tak zwani ludzie złapali się w uścisku i wpadli właśnie do tej miednicy, która została sprzeda marudnemu kosmicie. Wnętrze na szczęście wyłożone było różowymi poduszkami, więc nieszczęśnikom nic się nie stało. Jeden z nich wychylił się po chwili na zewnątrz i przemówił pewnym głosem.
- W imieniu prawa, rekwiruję pojazd... Ups... nie mam odznaki. Panowie na słowo uwierzą.

W salonie spodki kupowało wielu obcoplanetowców, więc sprzedawcy mieli przy sobie syntezatory. Ale tym razem oboje woleliby chyba nie rozumieć. Miednica uniosła się nagle i poszybowała przed siebie.
- Może chociaż odzyskamy ją niezarysowaną? – zapytał obcy w garniturze.

Uciekająca miednica uderzyła nagle w pobliski budynek, urywając prawię połowę pojazdu. Poszybowała jednak dalej.


< poprzedni                                                                                         następny >

  • Digg
  • Del.icio.us
  • StumbleUpon
  • Reddit
  • RSS

0 komentarze:

Prześlij komentarz