"Iluzja cz. 4".
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ruch w przestrzeni kosmicznej robił się coraz większy, wyścig lada moment miał się zacząć. Na długiej linii, wytyczonej ze świecących jasno satelitów słonecznych, zaczęły ustawiać się przeróżne typy statków kosmicznych, gotowych do niezwykłego wyścigu. Były tam lekkie myśliwce, ciężkie myśliwce, krążowniki, okręty wojenne i nawet jeden recykler. Każdy pilot oczywiście własnym wzrokiem rozpoznawał pojazdy, ale radary już nie. Naklejenie nawet najmniejszej naklejki, czy przyspawanie kawałka metalu do kadłuba wystarczało do zmiany struktury całego pojazdu, a z racji, że z jakiegoś powodu wszyscy władcy na całym wszechświecie zawsze podążają po tym samym drzewie technologicznym co inni, nikt specjalnie nie przejmował się, żeby oprogramowanie do radarów było bardziej elastyczne.
Tak czy inaczej ostatni spóźnialscy stawiali się już na starcie. Odliczano już ostatnie minuty do rozpoczęcia wyścigu. Jack i Steve również postanowili spróbować swoich sił i ustawili się zaraz obok swojego towarzysza, dziwnego statku, który dołączył się do ich armii nie wiadomo skąd.
- Jesteś pewien, że to dobry pomysł? Ostatnio słyszę, że generał zgodził się na to, że generał zgodził się na tamto. Ale jakoś ni hu hu od Imperatora – mruknął nieco przejęty Steve, wpatrując się w radar.
Nigdy nie widział, żeby tyle kropek ustawiało się w jednej linii. Zazwyczaj te kropki strzelały do siebie i znikały raz na zawsze w kompletnym chaosie innych kropek.
- Generał przecież też musi konsultować się z Imperatorem – odparł spokojnie Jack, popijając cieplutką kawusię z termosu.
- A, chodzi ci o konsultację na zasadzie „Imperator na pewno by się zgodził”, którą słyszymy za każdym razem po rozmowie radiowej ze sztabem, bo chorąży Kolano nie wie, że on też musi nacisnąć guziczek, żeby zamknąć przekaz z ich strony.
- Oj, Steve, narzekasz. Jakby ten system nie działał, to Imperator by nas powstrzymał. Nie rozumiem o co ci chodzi.
Steve oderwał się od ekranu radaru i spojrzał na przyjaciela.
- Chodzi mi o to, że nikt nigdy nie widział Imperatora.
- Uwaga! – przemówił nagle zautomatyzowany głos statku. – Wykrywam odliczanie. Czy chcesz rozpocząć wyścig?
Obaj piloci spojrzeli na trzy sondy szpiegowskie, które nadawały swoimi hologramami minutnik, odliczający czas do startu. Brakowało już tylko piętnastu sekund do zera.
- To ty jeszcze jesteś z nami, głosie statku – zdziwił się Jack. – Dawno cię nie słyszałem.
- Od ostatnich dziesięciu odcinków aktualizowałem system – odparł niewzruszony.
Końcówka odliczania. Trzy, dwa, jeden! Satelity słoneczne zaświeciły się na zielono, statki ruszyły niemalże równocześnie. Jack nie czekał, nadludzki refleks pozwolił mu w pierwszym momencie znaleźć się na samym przodzie stawki. Był genialnym pilotem, może jednym z najlepszych w galaktyce. Mimo słabej technologii mógł wygrać!
Ich pojazd zatrząsł się nagle, a kontrolki zamigotały niemrawo. Silniki spalinowe zaburczały gwałtownie i niespodziewanie wszystko zgasło oraz ucichło. Oniemieli piloci nie drgnęli nawet na milimetr, siedząc w ciemności, jakby statek dalej pruł do przodu.
Czołówka, czyli kilka lekkich myśliwców i krążowników wyprzedziła ich bez niczego. Za nimi z całą mocą próbował gnać fantom, ale prędkość chyba nie była jego mocną stroną. Potem przeleciała cała chmara innych statków.
- Jack, tylko nie mów mi, że to jest to co myślę – jęknął Steve.
Nagle na ich statek padł cień sunącego wolno recyklera. Maszyna nieśpiesznie przeminęła obok nich i po jakimś czasie zniknęła w ciemności kosmosu.
- Error. Brak paliwa – wyręczył statek kapitana. – Czy chcesz wyszukać rozwiązanie problemu online?
***
- Hahaha! – cieszył się pilot przodującego lekkiego myśliwca. – Wreszcie coś mi się uda!
Nieco przygrubawy mężczyzna z krótką brodą sięgnął po swoją piersiówkę i łyknął z niej solidnie w ramach uczczenia swego nadchodzącego zwycięstwa. Dzięki gwieździe śmierci, którą za niedługo wygra, będzie w końcu mógł uwolnić swoją planetę od oprawców. Znacznie potężniejsi władcy nękali jego skromną ziemię już stanowczo za długo. Ale desperacki czyn, jakim było wzięcie udziału w wyścigu, miał się opłacić! Bez problemu wysunął się na prowadzenie i zostawił rywali daleko z tyłu.
- I co teraz?! HA! Po co mi technologia spalinowa na trzydziestym ósmym poziomie, lepiej zainwestować w armię i obronę! – przedrzeźniał tych, którzy z niego drwili. – No to patrzcie dlaczego, hahaha! A co to?
W oddali zajaśniał punkcik. Nagle pocisk z działa gaussa przeszył jego pojazd na wylot, wywołując potężną eksplozję.
*to jest ten moment, w którym czas nagle się cofa, statek składa się do kupy, a kamera zaczyna podążać za pociskiem. Kadr fruwa dookoła kilkutonowego kawałku metalu, oczywiście jest ujęcie na wygrawerowany napis głoszący „Ciastek” i nagle nabój wpada da ogromnego działa, po drugiej stronie którego, w niewielkim oszklonym bunkrze, siedzi znajoma już wszystkim czarnowłosa kobieta, Obrońca Ciastek.*
- Na dzisiaj zapowiadamy deszcze meteorytów – syknęła złośliwie władczyni, wpatrując się w ekran z celownikiem i nacisnęła za spust.
Całą asteroidą zatrzęsło po wystrzale.
- Buja! – krzyknęła, kiedy trafiła.
Kilka metrów dalej, na niewielkim podwyższeniu znajdywało się stanowisko komentatorskie jednego z jej generałów, przemawiającego do mikrofonu podnieconym głosem.
- Och proszę państwa, cóż za nieszczęście. Przypadkowy meteoryt trafił w przodującego zawodnika z numerem siedem.
Asteroida znowu się zatrzęsła po kolejnym wystrzale. Tym razem nieprzyjemność niszczycielskiej mocy działa gaussa miał okazję poznać pilot krążownika o numerze trzy.
- Ojojo, hehe – zaśmiał się nerwowo komentator. – Kolejny meteoryt wyeliminował pana z numerem trzy. Ach te złośliwe skały, hehehe...
Generał zasłonił ręką mikrofon i szepnął podenerwowany do Ciastek.
- Proszę pani! Niech pani nie strzela do każdego. Zorientują się!
- Nic mnie to nie obchodzi! – krzyknęła zła.
Przestraszony głośnością wypowiedzi dowódczyni, komentator zasłonił mikrofon całym ciałem.
- Ten fantom, czy jak mu tam, ma wygrać! Zwycięski statek będzie miał sesję zdjęciową do magazynu kosmicznego „Ogejm”. Wtedy go przeskanujemy i dowiemy się skąd jest!
- Proszę pani! – jęknął cichaczem przerażony generał, ściskając mikrofon jak się da. – Niech pani nie zdradza planów!
Ciastek zerwała się wściekła, wywracając fotel i dobywając pistoletu laserowego.
- Śmiesz mi rozkazywać!?
Strzeliła, ale pech chciał, że czknęła i pocisk uderzył w jakąś lampę na suficie, rodząc spektakularny deszcz iskier. Już chciała strzelić drugi raz, ale panel kontrolny działa zapiszczał, kiedy kolejny statek znalazł się w zasięgu. Kobieta dopadła sterów i nacisnęła na spust. Po chwili następny myśliwiec przemienił się w dryfujący złom.
- On musi wygrać! – syknęła zła, zaciskając zęby.
***
Dowódca Bronies, generał Słodka Kostka podniósł nagle wzrok znad monitora, kiedy usłyszał wieści.
- Jak to mnie nikt nie zaprosił na wyścig! – zawołał rozczarowany.
0 komentarze:
Prześlij komentarz