"Dzień Dziecka cz.1".
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Są różne święta. Jedne regiony obchodzą dzień założenia koloni, drugie dzień obrony przed armią składającą się z pięćdziesięciu tysięcy lekkich myśliwców (tylko dlatego, że atakujący źle sobie policzył czas i te piętnaście krążowników z szybkimi działami zdążyło wrócić dwie sekundy przed atakiem), a jeszcze inne świętują dzień stworzenia nowej receptury pizzy z pepperoni. Jest jednak święto, które obchodzi każda planeta i każdy świat. Święto, na które z niecierpliwością wyczekuje się całymi dniami, jeśli nawet nie miesiącami. Dzień, w którym zawsze świeci słońce, choćby nad planetą wisiała wieczna warstwa toksyn. Dzień Dziecka.
Chorąży Marcin Kolano zerwał się nagle z łóżka. Jego twarz od razu promieniowała radością. To był ten dzień! Szczęśliwy zeskoczył z łóżka, zarzucił na siebie szlafrok i już pędząc do drzwi sypialni, zatrzymał się nagle wpół kroku, przypominając sobie dość istotny szczegół.
– No nie! Znowu zapomniałem, że nie pamiętam swoich rodziców! – krzyknął nagle zły.
***
Atmosfera panująca w sali tronowej na planecie „Pepperoni i 2x ser” była wyjątkowo przyjemna. Wszyscy wydawali się radośni jak skowronki. Służba, kucharze, sprzątacze i ludzie, zadanie których ciężko było zidentyfikować, chodzili tam i z powrotem, krzątając się w swych codziennych zadania i promieniując ze swych uśmiechniętych buziek błogim zadowoleniem. Przyczyną tego wręcz niespotykanego zjawiska był dzień dziecka. Prezenty, czułe życzenia, spotkania z rodziną... Piękne święto, które wnosiło harmonię i pozytywne emocje.
Ale nie wszystkim udzieliła się atmosfera. Generał Ikswonaizdup Zsuiram kręcił smętnie stopą, opierając się o ścianę, król Timmy stukał swoim berłem o oparcie złotego tronu z grymasem na twarzy, a chorąży Kolano siedział skulony w kącie, popłakując cicho.
Timmy zerwał się nagle z tronu, podszedł do pierwszego parobka i łapiąc go za fraki, warknął zły:
– Czemu jesteś taki szczęśliwy!
– Przecież dzień dziecka dzisiaj – odparł młody mężczyzna. – Tatuś kupił mi nową wkrętarkę do garażu.
Król puścił parobka i skoczył do następnego, młodziutkiej, ślicznej kobiety.
– A ty!?
Dziewczyna zrobiła tylko słodkie oczka, pokazując palcem na nowe kolczyki.
Timmy cofnął się kilka kroków i opadł bezwładnie na posadzkę.
– Czemu tylko ja nie dostałem dzisiaj prezentu?! – jęknął żałośnie.
– Swoją drogą czemu nie mamy rodziców? – zapytał sam do siebie generał. – Czuję, jakbym nigdy ich nie miał. Jakbym powstał pewnego dnia, będąc już dorosłym. Bez dzieciństwa, rodziny, historii... Jakbym urodził się gruby, z zarostem i czterdziestką na karku, tylko dla tego, że ktoś mnie potrzebował do jakiejś durnowatej historii.
– Mam tak samo – burknął Chorąży, pochlipując żałośnie.
Timmy podszedł do nich wolno, ze spuszczoną głową.
– Tylko my tak mamy? – zapytał.
– Niee... – Odparł szybko Zsuiram. – Przecież Jack i Steve nie mają historii.
– Oni są tylko pilotami. Historie mają taką, że urodzili się w statku i w tym statku umrą ze starości – syknął król. – Nawet sztuczna inteligencja ich statku ma ojca, tego technokratę i historię.
– A Ciastek? Też nie ma rodziców – zauważył szybko chorąży.
– Według danych od Jacka i Steviego, nasz były imperator był jej ojcem. Akurat ona ma najbogatszą historię ze wszystkich, kogo znam – odparł na to generał.
– Słodka Kostka? – zapytał Timmy z nadzieją.
– Przeszłość też jest u niego nieznana, ale rodziców ma. Ostatnio żalił mi się na jego adoptowanego brata i durną matkę – powiedział cicho chorąży.
– Skąd ty masz z nim takie kontakty? – zapytał zaskoczony Zsuiram.
– WIEM! Kriss Sheepfield! – krzyknął nagle Timmy. – O nim nic nie wiemy!
– … i w wieku 8 lat wstąpiłem do armii, potem awansowałem na agenta i zostałem dowódcą drużyny specjalnej, jak mój ojciec. Matka w tym czasie sprzedawała lody... – przeszedł obok nich Kriss, rozmawiając z jakimś wojskowym. – O, witajcie! – przywitał się z trójką nieszczęśników i wrócił do konwersacji, wychodząc z sali tronowej.
Timmy, Zsuiram i Marcin stali jak wryci. To już było nie fair!
– NIE! MAM DOSYĆ! – Krzyknął nagle wściekły Timmy. – Jestem inżynierem, naukowcem! Rozwiązuję problemy! Zsuiram! Przygotuj kartkę i długopis. Będziesz spisywał to, co powiem.
Zrobił kilka dostojnych kroków z rękami założonymi za siebie i stanął nagle, unosząc wysoko czoło i wypinając pierś.
– Sam napiszę swoją historię – burknął zdeterminowany.
0 komentarze:
Prześlij komentarz