RSS

Ogame: Prawie jak komiks [67]



"Rządzenie trudna sprawa".
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Timmy siedział na tronie i wpatrywał się w ekran monitora swego futurystycznego laptopa... Znaczy ta futurystyczność polegała na tym, że jego boki podświetlane były diodami, obudowa zdobiona została falistymi, niebieskimi kształtami, a spod klawiszy wydobywała się zielonkawa poświata, ale to był LAPTOP! Co z tego, że Obrońca Ciastek ma hologramy, wirtualne rzeczywistości i technologię spalinową na 37 poziomie. Timmy ma ważniejsze problemy, niż zajmowanie się rozwojem swojego imperium. Od tego ma ludzi! 

Tak myślał do nie dawna. Okazało się, że jest to jednak miłe zadanie. Przypominało trochę grę przeglądarkową, w której buduje się statki tylko po to, żeby móc sześć razy dziennie pognębić sobie jakiegoś początkującego. Imperator odchylił się na tronie, a wzrok zeszklił się mu, kiedy w jego umyśle zaczęły pojawiać się smutne wizje odległej przeszłości. Wreszcie odbije sobie te lata w gimnazjum. Otrząsnął się i wrócił do pracy.

System zarządzania imperium był prosty. Mógł klikać w wiele przycisków i guziczków. W górnym panelu wyświetlało surowce... Gdzieś tam robiło się statki. Proste. Dostrzegł jednak pewien pytajnik i teraz studiował go namiętnie. Okazał się on być magicznym portalem do świata dziesięciu różnych zadań. Większość była już wykonana, ale trzy kwadraciki ciągle wyczekiwały zielonego ptaszka. 
 - Co my tu mamy... - Mruknął, klikając na piąte zadanie. - Sformułuj zapytanie budy. Ha! Literówkę mają.

Timmy klasnął w dłonie. Do sali tronowej wpadł zdyszany generał Zsuiram Ikswonaizdup. Ciągle w depresji ukląkł on przed swym władcą i mruknął:
 - Tak, panie?
 - Masz pięć minut, żeby zrobić mi budę, która będzie formułować zapytania - rozkazał władczo.

Generał spojrzał na niego, jak na mentalnie chorego.
 - Noooo buda! Taka dla psa! Ma formułować zapytania. Nie próbuj zrozumieć tego, szaraczku - prychnął, z powrotem wbijając wzrok w ekran. - Tacy, jak ty, nie zrozumieją rządzenia imperium.

Następne wymaganie. "Zostań członkiem sojuszu, który liczy co najmniej 3 członków". Pewnie. To też nie problem. Otwarł okno wiadomości i wybrał Słodką Kostkę oraz Obrońcę Ciastek jako odbiorców. Zaczął pisać, dosyć niezdarnie:
"Siema! Jesteście w moim sojuszu. Fajnie, no nie?"
Wyślij. Uśmiechnął się. Teraz ostatni punkt. "Zmień nazwę jednej z planet". Spoważniał. Odłożył laptopa i wstał, zarzucając swoją peleryną. Zrobił kilka kroków przed siebie i zamknął oczy w skupieniu. Uspokoił organizm, oddech, serce... Oczyścił umysł i ducha. Nagle rozwarł powieki. Podniósł głowę i krzyknął potężnie:
 - Od dziś! Ta planeta! Zwać się będzie! ... "Pepperoni i 2x ser"!

Potężna fala mocy rozeszła się po całym wszechświecie. Rytuał się dopełnił.

Nagle do sali tronowej wpadł znów generał. Dźwigał on coś, na kształt drewnianej budy dla psa. Położył konstrukcję i oparł ręce o kolana, próbując złapać oddech. Król, gestem kazał pokazać, co to dzieło potrafi. Zsuiram ostatni raz łyknął powietrze i kopnął budę. Ta nagle wydała z siebie męski głos:
 - Czy jeśli mam okres mogę być w ciąży?

Ding - rozległ się dźwięk. Pod sufitem zmaterializowała się skrzynia i spadła ona na ziemię. Tuż obok Timmiego. Generał wyglądał na rozczarowanego, że przesyłka nie poleciała trochę bardziej w lewo. Imperator jednak skupiony był na podarku. Napisane na nim było "3.500 antymaterii".
- Ha! Rządzenie jest super! Ikswonaizdup - zawołał. - Idź i kup mi za to dopalacze do kopalni kryształu. Potrzebuje dużo tego surowca na moje ekstraktory do pepperoni.  

Generał nawet się nie kłócił. Po prostu wziął niezwykle ciężką skrzynię i stękając, wyszedł. Timmy natomiast wrócił do swoich zadań. Kliknął kolejne niewypełnione. "Stwórz kolonię". W pierwszej chwili zgłupiał, ale wtedy przypomniał sobie, że był jakiś taki statek... Kolonizator! Wszedł szybko w zakładkę i rozkazał wybudować jedną sztukę takiego pojazdu. Gdzie jednak założyć taką kolonię? Hmm... Już wiedział! Klik. Okej. Ostatnie zadanie.

Mina mu zrzedła. "Skorzystaj z usług handlarza"... 3.500 wymaganej antymaterii. Timmy rzucił laptopa, upadł na kolana i wrzasnął żałośnie w niebo:
- NIEEEEEEEE!
***

Steve uderzał miarowo głową w kadłub swego krążownika. Nudziło mu się. TAK BARDZO MU SIĘ NUDZIŁO. Ileż można lecieć! Już dwa tygodnie nic się nie wydarzyło. NIC!
- Daleko jeszcze? - zapytał żałośnie.
- Według komputera... Tylko kilka dni - odparł zmartwiony stanem kolegi Jack. - Lecimy z pełną prędkością. Już nie długo przyjacielu. Pomyśl sobie, że czternaście dni za tobą. Jeszcze tylko trzy.
- W sumie - mruknął drugi pilot, przestając bić głową w ścianę. - Jest to jakieś pocieszenie. 

Nagle ich radio zatrzeszczało. Jack podgłośnił urządzenie.
- Do prowadzącego flotę, odbiór! - przemówił chorąży Kolano.
- Tutaj Kapitan Jack - odparł, chwytając za mikrofon. - Nadawaj.
- Imperator dołącza do was przez ACS jeszcze jeden statek. Ma jakąś specjalną misję.
- Co to za statek? - zainteresował się Steve.
- Kolonizator.

W tym momencie zegar pokazujący trzy dni pozostałe do celu, nagle wyświetlił znaczek nieskończoności. Steve podszedł spokojnie do ściany statku i zaczął tłuc w nią głową szybciej i mocniej.


< poprzedni                                                                                          następny >

  • Digg
  • Del.icio.us
  • StumbleUpon
  • Reddit
  • RSS

0 komentarze:

Prześlij komentarz