"Wielkanocny ton".
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Profesor Wiesław Rzygadło z wysiłkiem podniósł głowę i spojrzał na swój zespół, który siedział przy komputerach i pracował nad nowym badaniem. Uhh, głowa bolała go niemiłosiernie. Wczoraj znowu mieli imprezę, z okazji... Jakieś święta były ostatnio... Ale nic z nich nie pamięta. Bezwładnie pozwolił głowie opaść na ręce. Dobrze, że przynajmniej było tak cicho.
Nie wiadomo skąd zaczął bardzo szybko narastać potężny szum. Rzygadło jęknął i schował głowę w rękach, chcąc uratować się przed dźwiękiem. Zerknął jednak na okno, żeby zobaczyć flotę tysięcy kurczaków, lecących wolno na orbitę... Zerwał się. Co? Przetarł oczy. Aaaa. To tylko różnej maści statki kosmiczne, pomalowane, jak wielkanocne kurczaki. Słyszał o tej misji. Cztery tysiące jednostek leciało zbadać sprawę kilku sond szpiegowskich po drugiej stronie świata.
Nagle uświadomił sobie co zrobił. Niespodziewany zryw wywołał eksplozję w jego głowie. Jęknął tylko i upadł bezwładnie na biurko. Na szczęście szum ucichł i pulsujący ból głowy zaczął powoli zanikać. Wystarczyło tylko, żeby się nie ruszać i nie słyszeć żadnego dźwięku...
– Panie kierowniku! – zawołał nagle któryś z naukowców, zrywając się ze swojego miejsca. – Mam to!
Wstał tak gwałtownie, że jego fotel odjechał kilka metrów do tyłu i uderzył w niewielki stolik, na którym stał stos małych, niezwykle głośnych dzwoneczków. Wytrącone z równowagi, z hukiem rozsypały się po laboratorium, jednak nikt się tym nie przejął i chcąc zobaczyć odkrycie ich kolegi, naukowcy zaczęli szurać krzesłami, odsuwać stoły, a jeden nawet niechcący stłukł z głośnym brzdękiem swój dzbanek po kawie. W trakcie tego rozległ się jeszcze dźwięk z głośnika w rogu pomieszczenia, przekazując dosyć donośnie wiadomość od Timmiego, że jego poddani mają dzisiaj obowiązkowo zebrać się na festiwalu kwadratowej pizzy.
I nagle, wszystko ucichło. Naukowcy wpatrywali się w jeden monitor, przyglądając się skomplikowanemu schematowi. Nie odzywali się jednak, jakby na coś oczekując. Ten, co ogłosił odkrycie, spojrzał na biurko kierownika i zapytał:
– Panie profesorze. Dołączy Pan?
Ale pan profesor leżał nieruchomo. Chyba nie żył. Wzruszyli ramionami. Tak naprawdę brakowało im jeszcze jednego człowieka. Tego nowego, barczystego, co to rozwiązał zagadkę brakujących kolorów. Zerknęli wszyscy równocześnie na jego stanowisko. Było puste, jakby nikt nigdy go nie używał...
***
Kriss Sheepfield otworzył swoją szafę i spojrzał na przebrania, które w niej wisiały. Chwycił biały fartuch. To mu się już nie przyda. Rzucił ciuch na ziemię. Sięgnął po żółty kask. To jednak może znaleźć zastosowanie...
< poprzedni następny >
< poprzedni następny >
0 komentarze:
Prześlij komentarz