RSS

South Park: Patyk Prawdy - RECENZJA


Do niedawna wydawało mi się, że naprawdę jestem uodporniony na różne dziwactwa, które przeciętnemu człowiekowi, że tak się wyrażę kolokwialnie: ryją banie po całości. Może to przez to, że często przesiaduje w tych ciemnych partia internetu, gdzie przebywają jedynie degeneraci, dewianci i miłośnicy kotów. Ostatnio zagrałem jednak w South Park: Patyk Prawdy i całe moje życie się zmieniło diametralni. DIAMTETRIALNIE!

Obsidian Entertainment to bardzo poważna, amerykańska kompania robiąca świetne gry akcji. Mogą się oni pochwalić tytułami, który zna każdy, takimi jak: Neverwinter 2, Fallout: New Vegas, Dungeon siege III, czy South Park: Patyk Prawdy! … zaraz. South Park? Mówimy o tym porypanym amerykańskim show, które jeździ non stop totalnie po bandzie, obrażając wszystkie możliwe kultury, atakując każdy jeden temat tabu i zabijającego biednego (dosłownie, hehe) Kennego na koniec każdego odcinka? Co się musiało zdarzy, że Obsidian Entertainment podjęło się zrobienia gry na podstawie tak bardzo porypanego serialu? Szczególnie, że wyzwanie stało naprawdę wysokim poziomie, zważywszy na inne próby stworzenia komputerowej adaptacji South Parku, które jedna po drugiej okazywały się klapą. Czy więc chociaż im udało się odnieść sukces?

Żeby odpowiedzieć na to pytanie, musimy w ogóle sobie powiedzieć o czym jest South Park: Patyk Prawdy. Do spokojnego, górskiego miasteczka wprowadza się nowy, bezimienny dzieciak, który wciągnięty zostaje w masowego LARPa, czyli taką sesję RPG, gdzie swoje postacie i historie odgrywa się na żywo. Okazuje się, że całe miasteczko znajduje się w trakcie wojny, w której nacja elfów oraz ludzi walczy o potężny artefakt, zwany Patykiem Prawdy. Jako „nowy dzieciak”, bo tak będą zwracać się do nas nasi towarzysze, musimy odzyskać Patyk, przedzierając się po drodze przez całe hordy elfów, kosmitów, zmutowanych szczurów, gnomów... nazi zombie płodów... serio? Taaa, ta gra naprawdę przekracza wszelkie granice zdrowego rozsądku! Kiedy za każdym razem myślałem, że nic mnie nie może już zaskoczyć, dosłownie w tym samym momencie działo się coś, co nie tylko udowadniało mi jak bardzo się mylę, ale i sprawiało, że zwijałem się ze śmiechu.

Tym razem nie chcę za specjalnie wgłębiać się w fabułę. To jest... ciężko opisać. Powiem tylko, że toczą się tak jakby dwie równoległe fabuły. Jedna jest niewinnym LARPem dzieciaków, a druga poważną intryga amerykańskiego rządu. Obie te historie przeplatają się ze sobą i w pewnym momencie tracimy kontakt z rzeczywistością, zupełnie jak po dobrym narkotyku. Nie wiadomo bowiem o co chodzi i co jest tak naprawdę ważne: czy walka o Patyk Prawdy, czy nazi zombie apokalipsa, która grozi całemu South Park. Oczywiście naszą rozgrywkę urozmaica kilka zadań pobocznych takich jak poszukać zaginionego iPoda, wytropić CzłowiekoNiedźwiedzioŚwinię, czy odnaleźć Jezusa.

Bez wątpienia historia idealnie wpasowuje się w klimat South Parku i te dokładnie jedenaście godzin, które spędziłem grając w grę, było chyba najlepszym czasem, jaki kiedykolwiek wykorzystałem. Niestety „Patyk Prawdy” nie jest bez wad. Na przykład sam system walki. Mamy tu do czynienia z pojedynkami turowymi, a la Final Fantasy. Przez jakiś czas miło jest patrzeć jak przeciwnicy dostają łomot i aż chce się używać umiejętności specjalnych, żeby wykończyć wrogów w widowiskowym stylu. Niestety jest to fajne przez dziesięć pierwszych walk, gdyż potem robi się po prostu nudno. Przynajmniej sami musimy zadbać o trafienie i obronę, klikając myszą w odpowiednim momencie, dzięki czemu nie możemy zasnąć podczas dłuższych walk.

Do negatywów należy też słaby interfejs, który jest strasznie niewygodny, przynajmniej na PC'tach. Nasza postać w każdej chwili może użyć wiele umiejętności, a wszystkie przypisane są dosłownie do dwóch klawiszy. Nie dość, że myliły mi się one, to jeszcze musiałem się sporo naklikać, zanim wybrałem w końcu tą właściwą.

Nie podoba mi się równie trochę świat. Mimo, że został narysowany świetnie i wypełniony został przeróżnymi, szczegółowymi miejscami, które długo można eksplorować, kiedy go zwiedzałem wydawał mi się strasznie pusty. Większy ruch był na moim wirtualnym facebooku, gdzie postacie z gry od czasu do czasu wysyłały do mnie jakieś wiadomości, niż w samym miasteczku, gdzie w sumie nic się nie działo. Zwiedzałem długo wszelkie zakamarki, ale tak naprawdę jedyną nagrodą za to były po prostu kolejne przedmioty, których i tak miałem nadmiar.

Nie są to jednak minusy, które zabijają komfort gameplaya. Dalej można się świetnie bawić i nawet jeśli zmuszeni jesteśmy przejść jakiś nudny fragment gry, możemy być pewni, że zostanie nam to sowicie wynagrodzone dawką wręcz histerycznego śmiechu. Wracamy więc do pytania, które postawiłem na początku. Czy więc gra warta jest czasu? Oooo tak! Jest warta i to nie tylko czasu ale i tych 90 zł, które sklepy przeciętnie żądają sobie za krążek. Naprawdę, generalnie nie jestem zwolennikiem wydawania tak dużych pieniędzy na zaledwie kilka dni grania, ale tym razem jest to w pełni opłacalne! Szkoda trochę, że Obsidian Entertainment nie wszystko dopracowało do perfekcji i nigdzie nie udało mi się usłyszeć nieśmiertelnej kwestii: „Oh my god! They killed Kenny! You bastard!”, ale historia i czarny humor, które razem stanowią jakieś 95% gameplayu gry, w pełni wszystko rekompensują.



Ocena: 8/10

  • Digg
  • Del.icio.us
  • StumbleUpon
  • Reddit
  • RSS

0 komentarze:

Prześlij komentarz