"Iluzja cz. 18".
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dwa miesiące
wcześniej...
Kriss Sheepfield zasiadł
wygodnie za biurkiem w swoim małym mieszkaniu. Właśnie wrócił z
placu budowy, znowu jakiś problem ze szczątkami, których nie ma
kto zebrać. Zmęczony ściągnął swój żółty hełm i rzucił go
gdzieś w kąt, pozwalając, aby kawałek wzmocnionego plastiku odbił
się od ściany i upadł na dywan grzbietem do góry, kręcąc się
krótką sekundę... Kiedy zatrzymał się całkowicie, ujawnił w
słabym świetle znak przekreślonej głowy kosmity, wymalowany
blisko wewnętrznej krawędzi...
Wielu mogło by się
zastanawiać, po co stanowisko głównego inżyniera, kiedy wszystko
robiły roboty. Po co koordynator, kiedy w dzisiejszych czasach
wszystko działało automatycznie? Oczywiście istniały jakieś
proste wymówki i wyjaśnienia. Ale prawdziwa odpowiedź była jedna.
Żeby ukryć prawdziwe zadanie i tożsamość „Boba Budowniczego”.
Agent włączył
komputer, kliknął raz na niebieską ikonkę z wielkim napisem S i
zaczął przeglądać kontakty. Ćmok, Kołek, Pizza, Jelito
Rozpaczy... jest. Szef. Zaznaczył kontakt i kliknął zielony guzik
z napisem połącz. Z głośników zaczął wydobywać się sygnał
nawiązywanego połączenia. Oczywiście pojawiła się wielka
czerwona ikonka z podpisem „Twoje połączenie jest zbyt wolne”.
Co z tego, że ostatnio zbadali międzygalaktyczną sieć na dwunasty poziom i
miał transfer czterdziestu petabajtów na sekundę.
Niespodziewanie ktoś
odebrał połączenie. Po drugiej stronie zobaczył ten sam ciemny
gabinet i kontury jakiejś postaci co zawsze. Wiedział, że nie
będzie żadnego „Dzień dobry”, wiedział, że nie usłyszy
żadnego słowa. Dlatego zaczął mówić pierwszy:
- Otrzymałem raport
– mruknął bez ogródek. – Potwierdzam, że jest okno na
wprowadzenie nowego pojazdu typu Fantom. Jedna z najpotężniejszych
cywilizacji, Bronies, ma zamiar przenieść się do naszego układu
planetarnego, co na pewno pogorszy konflikt między panem, a Obrońcą
Ciastek, panie imperatorze. Pańscy „poddani” nie mieliby szans,
ale ten statek będzie dla niech idealnym ratunkiem. Zwycięstwo
przysłoni nagłe, niepewne pojawienie się prototypu.
- Dziękuję agencie
Sheepfield. I proszę następnym razem powstrzymać się od
niepotrzebnego sarkazmu. Prototyp pojawi się, jak tylko cywilizacja
Bronies założy nową kolonię. Kontynuujcie swoją pracę.
Połączenie zostało
zerwane. Kriss odetchnął, odchylając się na fotelu. Nienawidził
rozmawiać z tym starym piernikiem. Nienawidził sposobu, w jaki
oszukiwał miliony ludzi, w tym jego własną córkę. Nienawidził
siebie, za to że mu w tym pomagał, choć nie miał innego wyboru...
Wstał od stołu, lecz nagle zatrzymał się, wbijając wzrok w
ziemię. Do rezerwatu dawno nie wprowadzano nowych technologii... To
na pewno zasieje zamęt... Może jednak miał wybór! Usiadł znów
na fotelu. Zaczął klikać myszką. Wprowadzenie nowego prototypu
będzie jego szansą, żeby coś zmienić. Nacisnął silnie klawisz.
Wpiął jeszcze tylko swojego pendrive do komputera i nacisnął
klawisz nagrywania. Chwilę milczał, wpatrując się w obiektyw
kamery... Ale w końcu westchnął i zaczął mówić:
- Dzień
dwunasty ósmego miesiąca, dwieście trzynastego roku nowej ery.
Lisana... pewnie nawet nie wiesz, że tak masz na imię i dalej
wszyscy mówią na ciebie Obrońca Ciastek... – zamilkł
na moment.
Aż
nie mógł uwierzyć, że ponurak, który jest jego szefem, mógł
mieć niegdyś poczucie humoru, jakkolwiek by nie było ono
skrzywione. Uśmiechnął się na moment, lecz spoważniał nagle,
wbijając wzrok prosto w obiektyw, jakby widział w nich oczy kobiety,
do której mówił.
- Lisana...
Wszystko dookoła ciebie jest iluzją. Wojna między
Proterranami i Antyterranami ciągle trwa. Ucieczka
ZUN'u była tak naprawdę kapitulacją Proterran, rozpaczliwą
próbą przetrwania. Ale średnio im się to udało.
Prychnął na samym myśl
o tym co miało zdarzyć się dalej.
- Antyterranie nie
mieli zamiaru odpuścić, ruszyli za uciekinierami, kiedy czarne
dziury były jeszcze stabilne. Ale nie mogli dokończyć swego
dzieła. Natrafili na cywilizację znacznie potężniejszą od nich
samych, Viterów. Viterowie zapobiegli masakrze, ale obawiając się
broni Omega, musieli przystąpić na niektóre warunki. Proterranie
mieli zostać zamknięci w rezerwacie nazwanym „Ogame”, gdzie
odcięci zostali od tego, co naprawdę się dzieje we
wszechświecie. Mieli się stać królikami doświadczalnymi, na
których testowano nowe bronie i technologie. Wszyscy w rezerwacie
Ogame są przodkami pokonanych Proterran... Oprócz ciebie, Lisana.
Kriss zamilkł, wbijając
wzrok w biurko. Szukał słów, nie wiedział, jak to powiedzieć...
- Twój ojciec... Twój
ojciec jest głównodowodzącym frakcji Antyterrańskiej. Zesłał
cię do rezerwatu, kiedy byłaś jeszcze mała. Ponieważ... Nie wiem
czemu... Bał się ciebie? Obawiał się tego, co możesz zdziałać,
kiedy dorośniesz? Nie wiem.
Znów zamilkł, tonąc
głęboko w swych własnych myślach. Nagle jednak potrząsł głową,
chcąc otrząsnąć się z zamyślenia. Nie powiedział jeszcze
wszystkiego.
- Ale to teraz nie
ważne. Grozi wam niebezpieczeństwo. Antyterranie rozrośli się w
potężne imperium, ale coś poszło nie tak i ich ekonomia upada.
Podjęte zostają kroki, niektóre bardzo drastyczne. Stworzony
został projekt, pod kryptonimem „Odnowa”, mający naprawić
gospodarkę, ale nikt oprócz oficerów nie ma do niego wglądu.
Krążą jednak... Plotki...
Agent nigdy nie był tak
poważny. Znów spojrzał głęboko w obiektyw... Oczami wyobraźni
widział w nich Lisanę... Jego piękną Lisanę.
***
Teraźniejszość
- … Plotki o
zniszczeniu rezerwatu. Imperium Antyterran Ogame nie jest już
potrzebne.
Słodką Kostkę
przeszły dreszcze. Te oczy agenta Krissa tak się w niego
wpatrywały, zupełnie jakby wiedział, że Bronies siedzi teraz i
ogląda jego film. Serce zabiło mu mocniej.
- Musicie
zjednoczyć rezerwat. Możecie obronić się przed imperium... Na
pendrive znajdziesz wykradzione przeze mnie pliki z informacjami na
temat projektu oraz obszerne wytłumaczenie, jak wygląda prawdziwa
scena polityczna. Ja nie będę w stanie więcej wam pomóc.
Prawdopodobnie kiedy to oglądasz, ja już jestem zdemaskowany i
przesłuchiwany.
Kolejna przerwa. W duszy rumaka rozpętała się ogromna burza
rozpaczy. Zrobiło mu się tak niesamowicie przykro...
- Żegnaj, ma
miłości – usłyszał
nagle i film się skończył.
Kostka siedział,
wpatrując się w czarne okienko monitora, z całych sił hamując
cisnące się do oczu łzy. Nie wytrzymał jednak i rozbeczał się
głośno, rycząc jak niemowlę. Ale jego rozpacz trwała
zaledwie kilka sekund, gdyż ktoś brutalnie walnął jego głową o
stół.
- Czy cię porąbało!
Miałeś to przesłuchać dyskretnie! – syknęła Ciastek i
spojrzała w stronę pilotów, obawiając się, że coś usłyszeli.
- Tak, tak! Wiemy!
– krzyknął Steve do towarzyszy na mostku, nawet się nie
odwracając. – Przeciąg.
- Przepraszam –
wystękał Bronies. – Ale jak on powiedział tak do mnie „ma
miłości”.
Ciastek wściekła
walnęła jeszcze parę razy jego głową o stół.
- To było do mnie, ty
debilu! – warknęła piskliwie. – Jeśli komukolwiek o tym
choć szepniesz, przysięgam, skończysz w
podrzędnej stajni wożąc do końca życia dzieci. JAKO
WAŁACH!
- Nie, tylko nie
wałach! – jęknął żałośnie. – Będę grzeczny, będę
grzeczny!
Ciastek puściła go, a
rumak odetchnął z ulgą.
- Te dwa mongoły nie
mogą wiedzieć, że ich władca jest tak naprawdę przywódcą
organizacji, która chce zniszczyć nie tylko ich planetę, ale cały
znany nam świat i jest równocześnie... Moim... Ojcem... – jej
głos załamał się.
Schowała twarz w
dłoniach, lecz szybko się opanowała. Odgarnęła grzywkę.
- Oglądałeś film.
Musimy zjednoczyć galaktykę...
Kawałek dalej Jack i
Steve wpatrywali się nieobecnym wzrokiem w odległy kosmos...
- … Przed nami
wiele pracy, więc musimy przede wszystkim zdobyć jakieś dane o
licz....
Jack nacisnął guzik,
wyłączający interkom. Słyszeli wszystko od początku.
Kosmos był taki wielki,
tak cichy i spokojny. Ale to tylko iluzja. Gdzieś tam miała się toczyć
burza, o jakiej pilotom się nawet nie śniło. Sztorm, który
zmieniał nie tylko światy, ale i nadchodzącą przyszłość...
Koniec I sezonu.
0 komentarze:
Prześlij komentarz