RSS

Ogame: Prawie jak komiks [53]



"Iluzja cz. 17".
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Kosmos generalnie jest dużym miejscem. Można wsiąść w statek kosmiczny i lecieć bez końca tak długo, na ile pozwala paliwo w baku. Nikt tego jednak nie robił, gdyż wszystko było już pod ręką. Nieskończone zasoby, miejsce do rozwoju, inne cywilizacje, z którymi można prowadzić wojny... Dlatego w sumie nigdy nikogo nie dziwiło, że każda planeta może szczycić się dokładnie tymi samymi technologiami. Z biegiem lat myślano nawet, że to są JEDYNE technologie, że to kwestia naturalnej kolei rzeczy, zaczynanie podboju kosmosu od opanowania energii, przez rozwinięcie silników spalinowych, aż w końcu do zbadania potęgi, jakimi są grawitony.

Ale nikogo też nigdy nie zastanawiał po co to wszystko. Skąd biorą się te wszystkie cywilizacje, czemu wszyscy walczą ze sobą, kiedy jedyną nagrodą są surowce ukradzione od pokonanego. Aż do teraz. Kostka siedział przy swoim biurku na mostku kapitańskim, wpatrując się w mapę kosmosu. Wiele myśli krążyło po jego umyśle i każda walczyła o dominację, pragnąc jedynie nieco uwagi. Bronie podrapał się po swojej końskiej twarzy, w znacznie wydłużony nos. To było dla niego za dużo, nie potrafił zrozumieć. Czemu wystarczyło ledwie kilka dni podróży, żeby trafić nagle w kompletnie obce miejsce? Mógł zawsze założyć, że to jakaś anomalia, że jakimś sposobem tamtym ludziom udało ruszyć innym torem... Ale przecież ukradli od nich krążownik, którego struktura była taka sama, jak w ich własnej technologii! (Nie licząc dodatków takich jak spowolnienie czasu).

Słodka Kostka spojrzał na Obrońcę Ciastek. Kobieta siedziała cicho na swoim stanowisku, myśląc o czymś intensywnie. Bronies wstał i podszedł wolnym krokiem do strzelca, tak, żeby piloci niczego nie zauważyli.
- Czego... – mruknęła Ciastek, widząc zbliżającego się towarzysza.
- Ukrywasz coś – szepnął rumak. – Wiedziałaś gdzie lecieć. I wszyscy widzieliśmy to, co widzieliśmy. Po za tym zauważałem logo... To nie był słodki torcik czy serduszka... Widziałem przekreśloną głowę kosmity. Tylko ci dwaj debile by się nie zorientowali, że trafiliśmy do jakiejś bazy frakcji Antyterrańskiej...
- Jack, słyszałeś coś? – zapytał Steve, rozglądając się na boki.
- To tylko wiatr, mój przyjacielu – skomentował Jack, odchylając się na fotelu.

Ciastek prychnęła. Tutaj Kostka miał rację.
- Cała galaktyka śmiała się z ciebie, że ciągle deklarujesz się jednym z dowódców grupy, która miała nie istnieć od stuleci – kontynuował Bronies. – Ale, ku mojemu słodkiemu zaskoczeniu, ona dalej istnieje!
- Ścisz to rżenie – burknęła kobieta.

Nastała chwila ciszy. Kostka uniósł brwi. Ciastek jeszcze przez moment bawiła się czymś drobnym w rękach, kiedy nagle podniosła wzrok i spojrzała na niebieskoskórego.
- Czekasz na coś? – syknęła.
- Na wyjaśnienia. Ty jedyna wiesz, co się dzieje – mruknął równie zimno co ona.

Kobieta nie spodziewała się takiej powagi po kimkolwiek z Bronies. Pewnie dlatego on był dowódcą swojej planety. Westchnęła. Spojrzała na pendrive, którym bawiła się nieświadomie.
- Do teraz ja też myślałam, że Antyterrianie dawno upadli – powiedziała cicho, dając Kostce dysk.

Ten spojrzał na nią niepewnie i przyjął przedmiot.
- Co to? – zapytał.
- Przekonasz się... – powiedziała smutno. – Tylko przekonaj się tak, żeby te dwa debile się o tym nie dowiedziały.
- Słyszałeś Jack? – Steve znowu nabrał czujności. – Znowu ten dźwięk.
- Ah, Steve, Steve... – pokręcił pierwszy pilot głową z uśmiechem. – To tylko przeciąg.
- A... Przeciąg... – powtórzył towarzysz niepewnie.

Kostka i Ciastek uśmiechnęli się na tę scenę. Po tym Bronies wrócił na swoje stanowisko. Wpiął urządzenie do komputera i poczekał aż pliki się załadują... Otwarły się dokumenty, wiele dokumentów. Każdy oznaczony logiem frakcji Antyterrańskiej i napisem „Projekt Odnowa”. Kostka zmrużył oczy, zaczął czytać. Już po kilku stronach go wręcz zmroziło... Ale nagle dostrzegł plik wideo. Bez zastanowienia otworzył go. Pojawiło się okienko, a w nim Kriss Sheepfield, wpatrujący się w kamerę. Minęła długa chwila, zanim mężczyzna zaczął mówić:
- Dzień dwunasty ósmego miesiąca, dwieście trzynastego roku nowej ery. Lisana... pewnie nawet nie wiesz, że tak masz na imię i dalej wszyscy mówią na ciebie Obrońca Ciastek... – tutaj mężczyzna uśmiechnął się na myśl o tym podłym żarcie jej ojca.

Barczysty człowiek pokręcił głową i spoważniał nagle.
Lisana... Wszystko dookoła ciebie jest iluzją... 

< poprzedni                                                                                          następny >

  • Digg
  • Del.icio.us
  • StumbleUpon
  • Reddit
  • RSS

0 komentarze:

Prześlij komentarz