RSS

Ogame: Prawie jak komiks [49]



"Iluzja cz. 13".
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Kiedy kraty odsunęły się niespodziewanie, wszyscy znieruchomieli. Kostka niepewnie spoglądał na wyjście. Zastanawiał się, czy to oprawcy idą po nich, czy ktoś próbuje ich uwolnić. Był tak bardzo zajęty trywialnymi problemami ucieczki, że nie dostrzegał prawdziwego zagrożenia. Ruszył więc wolnym, ostrożnym krokiem w stronę przejścia z zamiarem opuszczenia swej celi. Ale rzucił jeszcze wzrokiem po innych, chcąc zobaczyć, czy oni też mają zamiar uciekać. I wtedy zobaczył co się święci.

Jack i Steve patrzyli z przerażeniem na Obrońcę Ciastek. Obrońca Ciastek patrzyła z furią na Jacka i Steva. Napięcie było tak gęste, że można było się w nim utopić. Obie strony stały w bezruchu i wydawać by się mogło, że najmniejsze poruszenie doprowadzi do eskalacji spięcia. 
- Ej no, ludzie! - zawołał Kostek. - Spróbujmy się uspoko...

No i wybuchło! Kobieta zaryczała jak tygrys i rzuciła się na pilotów lekkiego myśliwca. Ci jednak w szaleńczej panice doskoczyli do kraty i wspólnie zasunęli ją, w ostatnim momencie ratując się przed rozczłonkowaniem.
 - Rozszarpię was na strzępy, hyp! Nawet po DNA nie będą w stanie stwierdzić waszej tożsamości! - krzyczała, próbując dosięgnąć rękami swe ofiary przez kraty.
 - Wszyscy tu zginiemy! - rozpaczał Steve, cały podrapany już od pazurów demonicznego potwora.
 - Nie trać wiary! - dodawał otuchy Jack, choć jego głos nie brzmiał lepiej niż przyjaciela. - Wychodziliśmy z gorszych opresji.

Kostka stracił chęci na wszystko. Jutro na jego planecie miały być święta. Miał przystrajać serduszkami i aniołkami choinkę. A przyjdzie mu tu zginąć przez tych upośledzonych wielbicieli przemocy. Gdyby tylko wszyscy mieli tyle miłości co on w sercu... Niespodziewanie jego oczy wypełnił mrok, a osobowość zmieniła się nagle, jakby był zupełnie kimś innym. Mógłby wtedy władać całym wszechświatem... 

HUK! Wszystko się zatrzęsło, z sufitu poleciał tynk. Momentalnie zapanował spokój, a Kostce wróciła jego prawdziwa natura. Spojrzał on na wyjście z bloku więzienia, które okazało się być otwarte, i ujrzał jakąś barczystą postać, trzymającą w ręce ciągle rozgrzaną do czerwoności broń soniczną. 
 - Miłość! - zawołał uradowany Bronies.

Ktoś postanowił powstrzymać Ciastek od mordu, myślał uradowany!
 - Może byście tak zaczęli współpracować! - warknął Kriss. - Waszej załodze wyprali już mózgi i teraz idą po was!
 - O nie! Nasza załoga! - zajęczał ze szczerą rozpaczą Steve, kiedy nagle skojarzył fakty i dodał z kompletnym spokojem: - A nie. My nie mamy załogi.
 - Na wschodzie kompleksu znajdziecie krążownik, który wasza czwórka będzie w stanie obsadzić - kontynuował agent. - Jak się pośpieszycie, to jeszcze uda wam się zdążyć.

Kriss wyciągnął nagle coś z kieszeni i rzucił Obrońcy ciastek, która sprawnie złapała przedmiot. Był to pendrive. 
- Macie trzydzieści sekund. Potem zacznę was ścigać - dokończył.

Ciastek, Kostka, Jack i Steve patrzyli na barczystego mężczyznę z wielkimi oczami. 
 - DZIŚ! - ryknął.

Jak jeden mąż więźniowie rzucili się do ucieczki. Agent odsunął się z przejścia, lecz złapał Ciastek za rękę, kiedy ta przebiegała obok niego.
 - Nie daj się zwieść iluzji. Wszystko dookoła ciebie jest iluzją - mruknął cicho.

Kobieta patrzyła na niego, próbując zrozumieć słowa.
 - Kim ty jesteś? - syknęła zimno w efekcie. 
 - Siedemnaście sekund - odpowiedział jednak Kriss.

Ciastek  ostatni raz spojrzała mu prosto w oczy i rzuciła się biegiem wzdłuż długiego korytarza, goniąc za pozostałą trójką.


< poprzedni                                                                                          następny >

  • Digg
  • Del.icio.us
  • StumbleUpon
  • Reddit
  • RSS

0 komentarze:

Prześlij komentarz