RSS

Ogame: Prawie jak komiks [45]



"Iluzja cz. 9".
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Ahh przestrzeń kosmiczna. Tak spokojna. Tak cicha. Tak...
- Śledziliście nas! Śledziliście, hyp! - czknęła zbulwersowana Ciastek.
- Tak wyszło... - skomentował znudzony głos kapitana Jacka, podpierając głowę ręką.
- Dajcie jeden powód, dla którego miałabym was teraz nie zestrzelić!

No dobrze, kosmos w niektórych miejscach nie był zbyt cichy. W lekkim myśliwcu radio aż zatrzeszczało, kiedy kobieta zaczęła wrzeszczeć do mikrofonu. Jack przewrócił oczami w rezygnacji, a Steve zwijał się ze śmiechu pod swoim fotelem. Przysłuchiwanie się rozmowie kogoś, kto podawał się za Obrońcę Ciastek i Kapitana było najzabawniejszą rzeczą, jaka spotkała go w całym jego życiu.
- Na przykład to, że wy też dostaliście impulsem EMP i nic wam nie działa? – odpowiedział w końcu główny pilot.

Po przeciwnej stronie radia nastała na chwilę cisza. Odchylił się w fotelu, próbując ukoić nerwy. W sumie do teraz nie wiedział, jak się znalazł razem ze śledzonym krążownikiem w ciasnej klatce energetycznej. Lecieli sobie spokojnie za Ciastek, kiedy nagle krążownik zniknął z radaru. Trochę to zaniepokoiło załogę lekkiego myśliwca, ale postanowili lecieć dalej, nie zmieniwszy kursu. I wtedy właśnie, nie wiadomo skąd, walnął ich impuls elektromagnetyczny. Cóż to za dziwy, cóż to za magia, zdawały pytać się oczy pilotów. Toż to nie ma takich broni w całych galaktykach! I wtem, na ich tyłach pojawiła się gwiazda śmierci, piękna i lśniąca swym majestatem (szybko okazało się, że to białe światło to energia skupiana przez działa, a nie dostojność). Myśląc już, że to ich koniec, Jack i Steve zaczęli się żegnać, lecz strumień miast zmieść myśliwiec w drobniuteńki pył, obtoczył ich jakimś polem magnetycznym i przeholował do samotne wiszącej w kosmosie klatki, pręty której stanowiły czystą energię.

Ale to nie koniec dziwów nad dziwami! Jakież było ich zaskoczenie, kiedy w więzieniu zastali krążownik Obrońcy Ciastek. Myśleli: „Cóż to za dziwy, cóż to za magia!”. Lecz jak tylko ich radio zatrzeszczało, jak tylko wydobyły się pierwsze słowa kobiecego głosu, obojgu odechciało się tajemnic. Zapragnęli móc wyłączyć radio. Ale się nie dało. Bo kiedy sam nadajnik był zabezpieczony przed wszelkimi uszkodzeniami, żeby można było wezwać pomoc w razie czego, tak wyłącznik do niego już nie.
- Myślicie, że potrzebne mi działa, żeby was zniszczyć?! – odezwała się w końcu Ciastek, kiedy wymyśliła kolejne groźby.Zaraz znajdę mojego colta i zrobię z was sitko! Głupia, hyp, broń palna jest w stanie rozwalić was w mak!
- Ta, powodzenia – odburknął Jack, odrzucając mikrofon.

Nagle usłyszeli w głośnikach, jak ktoś próbuje otworzyć śluzę, a grupa ludzi stara się go powstrzymać. Zobaczyli nawet na moment, jak z krążownika, gdzieś przy mostku kapitańskim, wydobywa się para, oznaczająca uciekające powietrze z wnętrza. W głośnikach rozległ się natomiast huk dekompresji, ale szybko ustał, kiedy ktoś powstrzymał Ciastek przed nominacją do nagrody Darwina.
- Pani się uspokoi i pani se siadnie – usłyszeli męski głos.

To był Bob, lecz ani Jack, ani Steve nie poznali budowniczego wcześniej.
- Śmiesz mi rozkazywać! Ty... Puść mnie!
- Ma ktoś linę? – rozległ się ten sam głos.
- Wszystkich was zastrzelę! Wszystkich was każe powiesić! Zdrajcy, zdrmmmmmfmmffm...
- Trudne sprawy – zanucił Steve.

Ale Jack nawet nie zwrócił uwagi na melodyjkę. Zaintrygowała go cisza, która nagle nastała.
- Zakneblowali ją? – zapytał kapitan z nadzieją.

Nasłuchiwał jeszcze przez moment, aż nagle sięgnął szybko po mikrofon i przemówił.
- Ktokolwiek ją uciszył, zasługuje na medal!
- Nie ma sprawy. Też mnie irytowała – odparł ten sam, męski głos. – Generalnie jesteście naszymi wrogami, ale na krótki czas możemy zawrzeć zawieszenie broni, dopóki się nie uwolnimy, co wy na to?

Jack zastanowił się przez moment, opierając głowę o ręce. Myślał intensywnie, jednak odparł w końcu:
- Zgoda.
- Świetnie – ucieszył się głos. – Teraz musimy...

Przerwał, bowiem atmosfera wokół statków zatrzęsła się, jakby coś zaczęło zaginać rzeczywistość. Steve z Jackiem wychylili się do okna i zobaczyli tą samą gwiazdę śmierci, która złapała ich kilka godzin wcześniej. W energetycznej klatce zrobiła się nagle dziura, a gigantyczna maszyna wrzuciła do więzienia tęczowy okręt wojenny. Po tym przejście się zasklepiło, a ich oprawca rozpuścił swoje magnetyczne liny na energetycznych prętach klatki, ciągnąc złapane ofiary za sobą.
- Śledziliście nas?! – zawołał zaskoczony Jack do mikrofonu.
- Tak wyszło – odparł radiem generał Słodka Kostka.


< poprzedni                                                                                          następny >

  • Digg
  • Del.icio.us
  • StumbleUpon
  • Reddit
  • RSS

0 komentarze:

Prześlij komentarz