"Iluzja cz. 9".
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ahh przestrzeń kosmiczna. Tak spokojna. Tak cicha. Tak...
Ahh przestrzeń kosmiczna. Tak spokojna. Tak cicha. Tak...
- Śledziliście
nas! Śledziliście, hyp! - czknęła zbulwersowana Ciastek.
- Tak wyszło... - skomentował znudzony głos kapitana Jacka, podpierając głowę ręką.
- Dajcie jeden powód, dla którego miałabym
was teraz nie zestrzelić!
No dobrze, kosmos w niektórych miejscach nie był zbyt cichy. W lekkim myśliwcu radio
aż zatrzeszczało, kiedy kobieta zaczęła wrzeszczeć do mikrofonu.
Jack przewrócił oczami w rezygnacji, a Steve zwijał się ze
śmiechu pod swoim fotelem. Przysłuchiwanie się rozmowie kogoś,
kto podawał się za Obrońcę Ciastek i Kapitana było najzabawniejszą
rzeczą, jaka spotkała go w całym jego życiu.
- Na
przykład to, że wy też dostaliście impulsem EMP i nic wam nie
działa? – odpowiedział w końcu główny pilot.
Po
przeciwnej stronie radia nastała na chwilę cisza. Odchylił się w
fotelu, próbując ukoić nerwy. W sumie do teraz nie wiedział, jak
się znalazł razem ze śledzonym krążownikiem w ciasnej klatce
energetycznej. Lecieli sobie spokojnie za Ciastek, kiedy nagle
krążownik zniknął z radaru. Trochę to zaniepokoiło załogę
lekkiego myśliwca, ale postanowili lecieć dalej, nie zmieniwszy
kursu. I wtedy właśnie, nie wiadomo skąd, walnął ich impuls
elektromagnetyczny. Cóż to za dziwy, cóż to za magia, zdawały
pytać się oczy pilotów. Toż to nie ma takich broni w całych
galaktykach! I wtem, na ich tyłach pojawiła się gwiazda śmierci,
piękna i lśniąca swym majestatem (szybko okazało się, że to
białe światło to energia skupiana przez działa, a nie dostojność).
Myśląc już, że to ich koniec, Jack i Steve zaczęli się żegnać,
lecz strumień miast zmieść myśliwiec w drobniuteńki pył,
obtoczył ich jakimś polem magnetycznym i przeholował do samotne
wiszącej w kosmosie klatki, pręty której stanowiły czystą
energię.
Ale
to nie koniec dziwów nad dziwami! Jakież było ich zaskoczenie,
kiedy w więzieniu zastali krążownik Obrońcy Ciastek. Myśleli:
„Cóż to za dziwy, cóż to za magia!”. Lecz jak tylko ich radio
zatrzeszczało, jak tylko wydobyły się pierwsze słowa kobiecego
głosu, obojgu odechciało się tajemnic. Zapragnęli móc wyłączyć
radio. Ale się nie dało. Bo kiedy sam nadajnik był zabezpieczony
przed wszelkimi uszkodzeniami, żeby można było wezwać pomoc w
razie czego, tak wyłącznik do niego już nie.
-
Myślicie, że potrzebne mi działa, żeby was zniszczyć?! –
odezwała się w końcu
Ciastek, kiedy wymyśliła kolejne groźby. – Zaraz
znajdę mojego colta i zrobię z was sitko! Głupia, hyp, broń
palna jest w stanie rozwalić was w mak!
-
Ta, powodzenia – odburknął
Jack, odrzucając mikrofon.
Nagle
usłyszeli w głośnikach, jak ktoś próbuje otworzyć śluzę, a
grupa ludzi stara się go powstrzymać. Zobaczyli nawet na moment,
jak z
krążownika, gdzieś przy mostku kapitańskim, wydobywa się para,
oznaczająca uciekające powietrze z wnętrza. W głośnikach rozległ
się natomiast huk dekompresji, ale szybko ustał,
kiedy ktoś powstrzymał
Ciastek przed nominacją do nagrody Darwina.
-
Pani się uspokoi i pani se siadnie –
usłyszeli męski głos.
To był Bob, lecz ani Jack, ani Steve nie poznali budowniczego
wcześniej.
- Śmiesz mi
rozkazywać! Ty... Puść mnie!
-
Ma ktoś linę? – rozległ
się ten sam głos.
- Wszystkich was
zastrzelę! Wszystkich was każe powiesić! Zdrajcy,
zdrmmmmmfmmffm...
-
Trudne sprawy – zanucił
Steve.
Ale Jack nawet nie zwrócił uwagi na melodyjkę. Zaintrygowała go
cisza, która nagle nastała.
-
Zakneblowali ją? – zapytał
kapitan z nadzieją.
Nasłuchiwał jeszcze przez moment, aż nagle sięgnął szybko po
mikrofon i przemówił.
-
Ktokolwiek ją uciszył, zasługuje na medal!
- Nie ma sprawy.
Też mnie irytowała –
odparł ten sam, męski głos. – Generalnie
jesteście naszymi wrogami, ale na krótki czas możemy zawrzeć
zawieszenie broni, dopóki się nie uwolnimy, co wy na to?
Jack zastanowił się przez moment, opierając głowę o ręce.
Myślał intensywnie, jednak odparł w końcu:
- Zgoda.
- Świetnie –
ucieszył
się głos. – Teraz musimy...
Przerwał,
bowiem atmosfera wokół statków zatrzęsła się, jakby
coś zaczęło zaginać rzeczywistość. Steve z Jackiem wychylili
się do okna i zobaczyli tą samą gwiazdę śmierci, która złapała
ich
kilka godzin wcześniej.
W energetycznej klatce zrobiła się nagle dziura, a gigantyczna
maszyna wrzuciła do więzienia tęczowy okręt wojenny. Po
tym przejście się zasklepiło, a ich oprawca rozpuścił swoje
magnetyczne liny na energetycznych prętach klatki, ciągnąc złapane
ofiary za sobą.
-
Śledziliście nas?!
– zawołał zaskoczony Jack do mikrofonu.
- Tak wyszło
– odparł radiem
generał
Słodka Kostka.
< poprzedni następny >
0 komentarze:
Prześlij komentarz