"Pizza jest dobra póki gorąca cz.1".
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wybiła jedenasta godzina. Grupa ludzi ubranych w białe fartuchy zaczęła nerwowo wpatrywać się w niebo, z niecierpliwością wyczekując nadciągającego statku. Właśnie w okolicach tej godziny prognozowany był przylot na planetę jednej z największych znamienitości, jakie uniwersum miało zaszczyt posiadać. A persona ta została zaproszona na specjalną prośbę samego imperatora, żeby pomóc rozwiązać pewien z pozoru trywialny, aczkolwiek znaczący dla nauki problem.
Nagle wiecznie wiszące w stratosferze chmury rozwiała potężna siła. Ogromny statek, który własnymi spalinami rozdmuchał warstwę toksycznych oparów, zaczął powoli opadać na dużą płytę lotniska, przeznaczoną do testowania prototypów. Pojazd jednak nie wylądował całkowicie, lecz zawisł kilkanaście metrów nad ziemią. Temperatura z silników impulsowych była tak wielka, że asfalt płyty w ciągu kilku sekund zmienił się w płynną ciecz. Grupa naukowców i okazjonalni inżynierowie, którzy mieli pecha znaleźć się akurat w pobliżu, przyglądali się z zachwytem obcej technologii, a w przypadku tych drugich, przy okazji nieświadomie zatapiając się w płycie lądowiska. Wszyscy chórem zakrzyknęli:
- Łaaaał.
Nagle z pojazdu wystrzelił niewielki promień, który uderzył w schody przed wejściem do laboratorium, zaraz za naukowcami (budynek swoją drogą został poważnie rozbudowany od ostatniego czasu – dodano mu pizzerie oraz salon gier). Laser zaczął drgać i krystalizować materialną postać jakiegoś człowieka. Kiedy skończył, przed grupą ludzi w fartuchach, stanął on – technokrata.
– Łaaaał – zakrzyknęli znowu z fascynacją mężczyźni.
Chwilę stali, wybałuszając oczy, kiedy nagle kierownik zespołu otrząsnął się i podszedł szybko do przybysza.
– Witam serdecznie pana technokratę na naszej skromnej planecie! – zaczął się podlizywać. – Pięknym pojazdem pan przyleciał!
Technokrata, staruszek o białych wąsach i dziwnym szkiełku zbliżającym na prawym oku, spojrzał spode łba na Wiesława Rzygadło.
– To zwykły kolonizator. I to przestarzały... – mruknął zimno.
– Łaaaaał – zakrzyknęli znowu naukowcy.
Kierownik zaśmiał się nerwowo, zerkając do tyłu na swoich przyczłapów. Choć w swoim własnym gronie stanowili elitę, nie mogli nawet porównywać się z aurą niesamowitości, która promieniowała od technokraty.
– Tak... – Wiesław chrząknął, wskazując ręką na wejście do budynku. – Zatem zapraszam do środka, do naszego wspaniałego laboratorium.
– Nie sądzę – odparł staruszek i szybkim krokiem ruszył do drzwi (specjalnie zamontowali automatycznie otwierane, choć musieli najpierw odkryć fotokomórkę).
– Już go nie lubię – warknął cicho przez zęby kierownik.
Jego ludzie go jednak nie słuchali. Byli zbyt zafascynowani przybyłą osobistością. Westchnął i wszedł za wszystkimi do wnętrza. Technokrata już rozglądał się uważnie po budynku, sycząc swoim zautomatyzowanym okiem. Stanął na chwilę, jakby zastanawiając się nad czymś.
– Pozwoli pan, że przedstawię panu jaką technologią już dysponujemy – zaczął Rzygadło, lecz staruszek zatrzymał go ręką.
– Włamałem się właśnie do waszej bazy danych. Hasło admin jeden? – zapytał retorycznie zażenowanym tonem.
Technokrata zrobił kilka kroków, ogarniając symbolicznie dłonią cały budynek.
– To ma być to laboratorium? Gdzie sprzęt, gdzie hale, gdzie sztab profesjonalistów? Pizzeria? Naprawdę? Wasza technologia jest żałosna... Przybyłem w samą porę. Zabieramy się od razu do pracy.
– Łaaał – zakrzyknęli naukowcy.
0 komentarze:
Prześlij komentarz