"Małe jest piękne cz.6".
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Minęło kilka dni od
heroicznej obrony, w której to nasi bohaterowie w pojedynkę
pokonali całą potęgę ich największego wroga, zamieszkującego
planetę kilka układów planetarnych dalej. Dzień niezwykłego
zwycięstwa nad przeciwnikiem został ogłoszony oficjalnym światowym
świętem i z tej okazji zorganizowano ogromny karnawał, który
przejść miał cały glob. Pomysł się przyjął, wielu ludzi
dołączyło się do zabawy, zapominając na moment o codziennych
troskach i problemach. Największą jednak popularnością cieszyła
się ceremonia rozdania medali, wieńcząca całe święto. Niemal
wszyscy mieszkańcy toksycznej planety zebrali się osobiście, lub
przed przekaźnikami, żeby zobaczyć tych, wolność którym
zawdzięczają.
Gwar narastał, emocje
sięgały zenitu. Na niebie coś zabłysło... Czy to oni? Punkcik
powoli nabierał kształtów i kolorów, zbliżał się. Tak! To oni!
Załoga lekkiego myśliwca, która dokonała czynu niemożliwego.
Tłum zaczął krzyczeć, widzowie szaleli! Wszyscy wiwatowali!
Pojazd wylądował na specjalnie przygotowanej płycie, zrobionej z
platyny i złota. Szał radości wybuchł na nowo, kiedy otworzył
się z sykiem kokpit lekkiego myśliwca, ujawniając postacie dwóch
pilotów, ich bohaterów. Jack i Steve wstali ze swych fotelów, machając
nieco sztywno zgromadzonym. Czuli się niezręcznie, szczególnie, że
wypełniali tylko swoje obowiązki.
Po chwili przyszedł sam
imperator i wspiąwszy się na podsunięte pod statek schody,
uhonorował pilotów, zawieszając im przez szyje srebrne medale. Był
to największy zaszczyt, jaki można było sobie tylko wymarzyć. Po tym
nadszedł czas na konferencję prasową. Bohaterom zadawano wiele
pytań, ale tylko o jednym warto wspomnieć.
– Czy nie myśleliście,
żeby przerzucić się na większy pojazd?
Jack zamyślił się nad
odpowiedzią.
– Nie – odparł w
końcu. – Nasz stateczek jest mały i zwinny. A małe jest piękne!
Po tych słowach zamknął
kokpit i bez słowa odlecieli, pędząc w stronę zachodzącego słońca.
***
– I co o tym sądzisz?
– zapytał Jack, kiedy Steve oddał mu zeszyt.
Drugi pilot milczał
chwilę, zbierając myśli.
– Jak na pierwszą opowiastkę, to nieźle... Ale. Jeden lekki myśliwiec
niszczy całą armię? I to zakończenie... Naprawdę myślisz, Jack,
że ktokolwiek by się przejął naszym zwycięstwem lub porażką?
– Przecież to
fantastyka... tylko marzenia – odpowiedział kapitan, odchylając
się w fotelu.
I tak był zadowolony ze
swojego dzieła, nawet jeśli nie miało ono nic wspólnego z
rzeczywistością. To trzy dni dryfowania w kosmosie dawało mu się
już we znaki i kiedy znalazł stary notes oraz długopis, postanowił
zabić trochę czasu, przelewając ich własne przygody na papier.
Oczywiście znacznie podkolorowane i przeinaczone (i tak nie były
nawet zbliżone do prawdy), ale ciągle ich.
A, bo nie wspomniałem,
prawda? Załoga lekkiego myśliwca znowu utknęła gdzieś w przestrzeni kosmicznej, pozbawiona paliwa i energii. Tym razem okoliczności jednak były trochę inne... Puk. Kawałek asteroidy odbił się od przedniej
szyby małego, zwrotnego, lekkiego myśliwca.
< poprzedni następny >
< poprzedni następny >
0 komentarze:
Prześlij komentarz