"Małe jest piękne cz.3".
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kilka godzin wcześniej.
Inżynier Tomasz Młotek
przeglądał na szybko raport z coporannej konserwacji floty. Dopóki
ich armia nie rozrosła się do rozmiarów batalionu, nie miał za
dużo roboty. W końcu lekki myśliwiec i mały transportowiec nie
wymagały dużo napraw, ot dolać paliwa i powyciągać ptaki z
silników. A teraz? Musieli zatrudnić tysiące nowych inżynierów,
którzy doglądaliby te wszystkie krążowniki i okręty wojenne, nie
wspominając o pojazdach cywilnych. Miał znacznie więcej roboty.
Dotarł właśnie do jego
ulubionego statku, owego lekkiego myśliwca, który był pierwszą
maszyną, jaką wyprodukowali. Wszystko wyglądało w normie: pompy,
skrzydła, elektronika... Ciągle nie mogli zrozumieć, czemu pojazd
zaczął gadać, ale ściągali już eksperta z innej planety, który
powinien móc im pomóc.
Spojrzał ostatni raz na
sam pojazd. Wizualnie też wyglądał dobrze. Trochę porysowany od
wszystkich akcji, które Jack i Steve zdołali już przetrwać, ale
kapitan nie chciał zlecić ich usunięcia. Mówił, że to jak
pamiątki... Dziwny człowiek.
– No nic –
mruknął i odrzucił raport na skrzynkę z narzędziami.
Wyszedł po drabinie na
skrzydło i podszedł do otwartego kokpitu.
– Wszystko jest
okej. Jesteście wolni, panowie – przemówił do załogi,
opierając się łokciem o poszycie.
Jack rzucił mu jeszcze
termos. Faktycznie. Zapomniał o kawie. Zeskoczył na ziemię i
podszedł do biurka, gdzie stał ekspres. Kliknął guzik. Maszyna
zaczęła szybko bulgotać, wylewając czarny płyn do
przeźroczystego dzbanka.
Nagle głośny dźwięk
odbił się echem po całej hali. Któryś z praktykantów odkręcił
nie tą śrubkę co trzeba i z krążownika wyleciał w całości
główny silnik, wbijając się do połowy w ziemię. Młotka zalała
krew na ten widok. Wściekły chwycił dzbanek i nie odrywając
wzroku od za-chwilę-martwego studenta, wlał jego zawartość do
termosu, rozlewając sporo dookoła. Zakręcił pojemnik i z furią w
oczach ruszył do miejsca zdarzenia. Po drodze wrzucił Jackowi kawę
do kokpitu i zaczął wydzierać się na biednego studenta.
Jakiś czas później
wrócił do biurka, oddychając głęboko. Oparł się pięściami o
blat.
– Jak ja nienawidzę
praktykantów z PWSZ! – warknął. – To przecież... !
Przerwał. Nagle bowiem
ujrzał pełen dzbanek kawy w ekspresie. To oznaczało tylko jedno...
Do termosu wlał coś innego...
< poprzedni następny >
< poprzedni następny >
0 komentarze:
Prześlij komentarz