RSS

Ogame: Prawie jak komiks [81]




"A obawiam się, że gdy sobie ktoś o niej przypomni... ".
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~



Odgłos pikania roznosił się po całym laboratorium. Grupa naukowców w skupieniu obserwowała profesora Rzygadło, który z widocznym wysiłkiem skupiał się na operacji. Oczy biegały mu intensywnie, obserwując z pieczołowitością jakiś przedmiot, palcami badał obiekt, zastanawiając się nad efektami swych działań i dalszymi poczynaniami. W końcu jednak rzekł stanowczo:
- Skalpel.

Któryś z asystentów podał kierownikowi ostrze. Ten przyłożył nóż do operowanego.
- Wykonuję pierwsze cięcie. – Głos mu lekko drżał.

Mimo pikania, wszyscy usłyszeli mlaszczący odgłos rozcinanego mięsa. Nie był to przyjemny dźwięk, ale ten na którym przeprowadzano operację, wyglądał tak smakowicie...

Rzygadło podniósł widelec i spróbował kawałek pieczeni. Była wyborna, sosik spływał po jej spieczonych bokach, tłuszczyk sączył się przez mięso. Profesor przewrócił oczami z rozkoszy.
- Przepyszne, fantastyczne! Człowieku zostaw tego ping-ponga i chodź jeść! - zawołał do naukowca, który grał na komputerze.

Ten westchnął i wyłączył urządzenie. Odgłos pikania ucichł, a naukowcy przystąpili do operacji konsumpcji obiadu.

Drzwi nagle otwarły się z hukiem, niemalże wylatując z zawiasów. W progu stanęła Obrońca Ciastek, dla odmiany wyglądając jak wściekła osa.
- CO TU SIĘ DO CHOLERY DZIEJE! - ryknęła z furią.
- Pieczeń – odparł spokojnie profesor, biorąc do ust kolejny kęs. - Chcesz trochę?
- Co? JAK?! - jej wzrok utknął na soczystej, pysznej i pachnącej pieczeni, która stała na stole operacyjnym. Jej głos złagodniał, a ona sama wyglądała jak zahipnotyzowana. - Skąd macie składnik?
- Z internetu – odparł kierownik i popił czerwonym winem, po czym otarł usta białą chustą.

Obrońca Ciastek otrzęsła się z zauroczenia fantastycznym mięskiem i znów przybrała swoją standardową, wściekłą pozę.
- Przecież mili wam zabrać sieć!!! I co z Jackiem i Steviem! Czy wy naprawdę jesteście takimi kretynami?! Jednego polecenia nie rozumiecie?! Przywrócić ich do życia, a nie robić obiad!!!!!
- Ale pani się uspokoi – powiedział z pełnymi ustami Wiesław i wskazał szerokim ruchem ręki na całe pomieszczenie. – Spójrz. Przekopiowaliśmy już osobowość pacjentów na dysk twardy i teraz formatujemy ich mózgi.

Niebieski pasek postępu niezwykle wolno przesuwał się wzdłuż jednego z monitorów.
- Tak naprawdę nie jesteśmy pewni co zadziała, więc działamy wszystkimi metodami naraz.

Profesor wstał, otarł usta i zaczął oprowadzać osłupiałą Ciastek.
- Tutaj zbudowaliśmy zrobotyzowane sobowtóry Jacka i Steviego. Jeśli wszystko zawiedzie, skopiujemy ich świadomości i będą jak nowi! Nie przejmuj się, że są kwadratowi i wyglądają jak szkielet terminatora. To taka moda.

Przeszli dalej, ku dwóm wielkim, szklanym probówkom, w których coś pływało.
- Tutaj postanowiliśmy ich sklonować. Póki co nam nieźle idzie. Zmodyfikowaliśmy nawet oryginalne geny na lepsze.

Podeszli do ostatniego stolika, na którym stało kilka małych, normalnych rozmiarów probówek.
- A tutaj, tak na wszelki wypadek, jest stanowisko InVitro. Jakby wszystko zawiodło, to wystarczy, że cię zapłodnimy i urodzisz ich na nowo!
Ciastek pokiwała głową z niedowierzania.
- Złamaliście chyba wszystkie prawa etyczności ludz... CO!!!! – wrzasnęła nagle, kiedy dotarło do niej, co powiedział profesor. – ZAPŁODNIĆ!?!?!?! JA WAS ZAPŁODNIĘ, NA WYLOT!

Dobyła blastera i bez zastanowienia wystrzeliła w przerażonego Rzygadło. Czknęła jednak w swym zwyczaju kiedy była zła, i wiązka światła chybiła, godząc w wielką kolbę z czarną cieczą w środku. Pojemnik strzelił z trzaskiem, a płyn zaczął wylewać się prosto na czarne, otwarte worki z ciałami pilotów.
- O nie! - krzyknął zafrasowany profesor. - To związek X!

Nastąpiła eksplozja, a laboratorium wypełnił szary dym. Oszołomieni ludzie podnieśli się z ziemi i wbili wzrok w miejsce, gdzie powinny być ciała Jacka i Steviego. Nie zobaczyli ich jednak, ale kiedy dym się przerzedził, ujrzeli dwie postacie, świecące białym światłem i lewitujące metr nad ziemią. Istoty trzymały się za ręce, a ich oczy były zamknięte. Usta wyginały się w błogim uśmiechu.

Rzygadło podszedł pośpiesznie. Nie mógł uwierzyć w to, co widzi.
- Niewiarygodne – wysapał. – AtoJack i AtoSteve... Atomówki! 


< poprzedni                                                                                          następny >

  • Digg
  • Del.icio.us
  • StumbleUpon
  • Reddit
  • RSS

0 komentarze:

Prześlij komentarz