"132 jednostek czystej demokracji".
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Coś takiego, jak misja pokojowa nigdy nie zdarzyło się na toksycznej planecie. Z jakiegoś powodu wszyscy mieszkańcy kosmosu woleli niszczyć i ograbiać biednych poddanych Imperatora, niźli pomagać im w kłopotach i trudnościach. Dlatego to właśnie generał Zsuiram Ikswonaizdup tak bardzo wziął sobie do serca przygotowania na przylot floty Obrońcy Ciastek. Miały być kwiaty, czerwone dywany i najlepsza orkiestra dęta, jaka tylko grała na ich planecie. Wszystko musiało pójść idealnie!
I o dziwo szło! Ludzie podzielali jego entuzjazm i zaangażowanie, dzięki czemu udało się przygotować wszystko na czas. Tłum gospodarzy, z generałem i chorążym na czele, stał na płycie lądowiska, w napięciu oczekując na przybycie gości. Padały już tylko ostatnie wskazówki dla dzieci, które miały nieść chleb i sól przybyłym, ludzie od dywanów rozciągali swe mięśnie, aby sprawnie rozwinąć czerwoną ścieżkę przez każdym jednym przybyłym statkiem, muzycy przygotowywali instrumenty... Napięcie wciąż rosło.
Generał spojrzał na zegarek. Jeszcze tylko kilka minut. Rozejrzał się dookoła. Obawiał się pewnej rzeczy...
– Jesteś pewien, że te dywany są czerwone? – zapytał Marcina Kolano.
Wątpliwości mógł mieć słuszne. W końcu wszystko dookoła było szare. Ale chorąży był pewny swego. Pewnie przytaknął głową z szerokim uśmiechem, dumny z siebie, że mimo tak ciężkiego zadania spełnił je dobrze w stu procentach.
– Ale skąd wiesz, że te dywany są czerwone, hmm?! – upewniał się groźnie Zsuiram.
– Spodziewałem się, że coś takiego może się kiedyś przydarzyć. Podpisałem więc kolory wszystkich rzeczy w magazynie, jakbym kiedyś stał się daltonistą.
Generał przytaknął z uznaniem. Trza mieć łeb do takich rzeczy. Ale wnet wszelkie dotychczasowe sprawy przestały mieć znaczenie. Szare (normalnie żółte) chmury rozstąpiły się się nagle, ujawniając setki okrętów wojennych, obniżających wolno swój pułap. Generałowi aż zrobiło się ciepło na sercu. Taka piękna misja pokojowa. Z radości wziął on od chorążego bukiet pozbawionych koloru róż i zrobił kilka ostentacyjnych kroków w przód, chcąc wyjść gościom na powitanie.
I wtedy właśnie jeden z okrętów wojennych wystrzelił, uderzając swym promieniem metr od generała. Pył po uderzeniu unosił się przez kilka sekund, żeby w końcu ujawnić postać Ikswonaizdupa, o zaskoczonej, czarnej niczym węgiel twarzy, trzymającego w rękach już tylko same łodygi.
Ludzie patrzyli przez moment na generała i nagle wpadli w panikę, biegając w kółko i krzycząc jak opętani. Chwilę później wylądował pierwszy okręt wojenny. Jego śluza otwarła się z sykiem i ze środka wysunęły się schody, po których zaczęła wolno schodzić ponętna kobieta, znacznie piękniejsza niż w poprzedniej serii (ale dalej kompletnie płaska). Obrońca Ciastek, ubrana w ciemne, obcisłe ciuszki, zeskoczyła z kilku ostatnich stopni i oparła swój karabin plazmowy na ramieniu, uśmiechając się przy tym swoim (znanym wszystkim) wrednym uśmiechem. Spojrzała zadowolona na chaos, który wywołała i krzyknęła głośno do tłumu:
– Panie i panowie! Jestem Lisana Ciastek...
Tłum momentalnie zatrzymał się skołowany. Ludzie patrzyli po sobie niepewnie. Kto? Nikt nie znał takiego imienia. Szepty stawały się coraz głośniejsze...
– Ohh... Obrońca Ciastek! – Syknęła zła! – Jestem Obrońca Ciastek! A to jest moja misja pokojowa!
Tłum na nowo wpadł w panikę. Wściekła dowódcę dała znak ręką i z okrętów, które zdążyły już wylądować, wypadła cała armia żołnierzy.
– Przyszłam szerzyć demokrację! – dodała głośno uzbrajając broń i ruszyła ze swoimi ludźmi.
< poprzedni następny >
< poprzedni następny >
0 komentarze:
Prześlij komentarz