RSS

Kroniki VIII RP - CZĘŚĆ I: "KONCERT W KOŚCIELE"

Prezydent VIII RP i jego pomocnik, a zarazem premier VIII RP pan Ksut podjechali pod kościół św. Anny, który znajdował się w rodzinnej miejscowości Reppela: ”Świniopasji”. Zaparkował swój czerwony kombajn zajmując dwa miejsca parkingowe. Biedny pies nie zauważył wielkiego majestatycznego pojazdu, po uderzeniu przeleciał przez płot sąsiada. Znalazł się tam, gdzie jego miejsce cały i zdrów. Prezydent i premier myśleli, że nie żyje. Jako, że byli pod kościołem oboje zamaszyście się przeżegnali i zmówili za biedne zwierzę pół zdrowaśki.
- Miło z pańskiej strony, że zgodził się pan pomóc mamie – powiedział Ksut zaraz jak wysiedli z pojazdu.
- Mamusi – poprawił z naciskiem prezydent. – Mamusi.
- Ależ tak proszę pana, błagam o wybaczenie – przepraszał premier machając rękami. Gdy już przestał swe dzikie pląsy zadał bardzo ważne pytanie. - Czyli z tego co rozumiem mamy zagrać koncert w kościele?

Nie czekając na odpowiedź zaczął wyciągać sprzęt zamocowany z tyłu kombajnu. Była to gitara, na której grał Reppel i skrzypce, należące do Ksuta. Stanowili zgrany duet, kiedyś nawet wystąpili na przeglądzie talentów w słynnym telewizyjnym show. Lecz zaraz po nieprzychylnym werdykcie jury prezydent wpadł w furie. Jak mogli nie docenić ich talentu! Kazał ich zamknąć w oborze na trzy lata razem ze świniami kryminalistami, które tworzyły mafię.
- Tak mój drogi, to będzie cudowny koncert. Nasze umiejętności są ponad przeciętne.

Sala prób, w której ćwiczyli, w całości potwierdzała ich ogromny talent. Wszystkie szyby zbiły się pod siłą wibracji strun głosowych i brzmienia instrumentów. Ponad to we wsi znaleziono cztery martwe koty i dwa psy, podczas sekcji zwłok lekarz wykrył trwałe uszkodzenie mózgu wywołane fałszami muzycznymi, działającymi na niskich częstotliwościach.
- Oczywiście, że nie są przeciętne. Jesteśmy geniuszami muzycznymi. Nasz zespół nazywać się będzie Reppels.
- Och prezydencie, ależ to cudowne i ekscytujące.

Weszli do świątyni, położyli swoje sprzęty przy filarze. Gibson Les Paul Reppela pobłyskiwał od świec. Zanim zdecydowali się co zrobić dalej poczuli swąd palonego drewna. Instrument Reppela pozostał trochę przypalony po tym incydencie. Później na jego cześć wiele firm tworzyło tzw. podpalane kolory do swych produktów.

Akcja gaszenia gitary przebiegła pomyślnie i sprawnie, dzięki pełnemu pęcherzowi Ksuta. Po tym incydencie ruszyli radośnie na poszukiwaniu księdza. Nie musieli długo błądzić, przyłapali go na podpijaniu wina mszalnego.
- Eee… Ciulowe – powiedział do siebie po wychlaniu naraz połowy zawartości butelki. – Trzeba zaprawić to.

I wlał do pełna spirytusu. Posmakował chwilę, ocenił klarowność, było idealne. W końcu zauważył przybyszów, grubego i chudego. Nagle rozpoznał w osobie, która weszła prezydenta i premiera. Padł na kolana i zaczął pić głową w posadzkę.
- Alleluja! – zakrzyczał. – Głowa całego narodu w mej skromnej świątyni. Co was sprowadza.

Wymieniali przez chwile grzeczności, w czasie których ksiądz Śpiwór masował obolałe czoło. Wyglądał jak typowy kapłan z lekko wystającym brzuszkiem. Po krótkiej rozmowie dowiedział się, że Reppel na prośbę swej mamusi zagra koncert w czasie wieczornej mszy na pogrzebie jej znajomej panny Piętaszek. W końcu ksiądz poprosił uroczyście, aby udali się do organisty, który przesiadywał na ostatnim poziomie w kościele.

Władcy VIII RP wzięli swoje manatki i ruszyli w pełnej chwale po schodach. Na pierwszym pół piętrze musieli zrobić odpoczynek, gdyż Ksut zemdlał i runął jak długi łamiąc skrzypce.
- Eeee – skwitował premier przed wyruszeniem w dalszą drogę. – Się sklei.

Wreszcie dotarli na ostatnią kondygnację. Zaczęli skakać z radości, a później jak już euforia minęła rozmasowywali obolałe kończyny. Została im do pokonania jeszcze drabinka, gdzie u szczytu czekało wejście do pokoju organisty. Pierwszy poszedł Ksut, wyszedł bez problemów. Po nim dzielnie zaczął wspinać się Reppel, gdy w połowie drogi niespodziewanie coś złapało go za nogę. Popatrzył w dół. Z jednej przerwy między szczeblami wmurowany był wyschnięty człowiek, któremu udało się wygramolić ręce i nogi. Zaczął szczękać i usłyszeli słowa:
- Ksiądz nie jest księdzem. Zło się czai, uciekajcie dobrzy ludzie.

Prezydent zaczął krzyczeć wniebogłosy, potem na chwilę przestał i wpadł w stan dzikiego zdenerwowania. Kto ma prawo tak straszyć dzielnego i nieustraszone Reppela!? Z furią zaczął kopać trupa po rękach.
- Puszczaj mnie!
- W głowę panie prezydencie, w głowę! – dopingował wierny Ksut.

Tak też Reppel zrobił. Po uderzeniu głowa oderwała się i spadła na sam dół. Ucieszeni wyszli do góry, wysiłek sprawił, że zapomnieli o całym incydencie. Nagle jednak stało się znów coś dziwnego. Władny państwa dojrzeli bowiem napis na ścianie: „KSIĄDZ JEST WAMPIREM ENERGETYCZNYM, STRZEŻCIE SIĘ”. Obaj zemdleli, wybudzili się dopiero po chwili.
- Czy to jest napisane krwią? – zapytał wystraszony prezydent.
- Nie wiem – powiedział w podobnym stanie Ksut, szczękając panicznie zębami.
- Pójdź i sprawdź. To rozkaz!

Premier zrobił jak mu kazali i drżącym krokiem dotarł do ściany. Wyciągną swój język i polizał literę Ą. Nagle przywarł i zaczął machać jęzorem coraz szybciej, z jego ust wydobywało się rytmiczne mlaskanie.
- Mniam, to jest, mniam, pyszny, mniam, dżem, mniam, truskawkowy.
Prezydentowi nie trzeba było dwa razy powtarzać, w mgnieniu oka dopadł ścianę, dołączając się do lizania. Gdy w końcu wyczyścili całą ścianę, zaczęli się zastanawiać jak postąpić z tą sprawą.
- Muszę bronić mojej mamusi. Ten wampir jej nie dostanie – zaczął przemowę. – Musimy go zniszczyć.
- Ale jak? – zapytał Ksut wywalając oczy na pół twarzy, wskutek emocji związanych z nadchodzącą przygodą.
- Oglądałem film Ksucie mój, musimy mieć świętą relikwie. Tu na dole na pewno jest grobowiec jakiejś świętej Anny, musimy zejść i coś zabrać należącego do niej. Tak pokonamy tego potwora i uratujemy moją mamusie.

Jak powiedział, tak też zrobili. Po morderczym schodzeniu po drabinie i schodach dotarli do wilgotnego i ciemnego grobowca, który znajdował się w piwnicach kościoła. Po drodze minęli dwa ciekawe miejsca: sala schadzek ministrantów oraz pijalnie wina mszalnego.

W grobowcu blask dawały jedynie palące się świece, które były umieszczone na dwóch grobowcach. Wybrali ten ładniej ozdobiony i podeszli do niego. Był wykonany z marmuru, wyglądał na bardzo stary i ciężki. Z wielkim trudem udało im się odchylić płytę grobowca, mięśnie prezydenta niczym najdroższa stal naprężyły się. Truchło świętej Anny było w nienaruszonym stanie, na pewno za sprawą modlitwy wiernych, jak wydedukował Reppel. Jasne oświecony prezydent prześledził całe ciało i znalazł coś co będzie odpowiednie do walki z wampirem energetycznym.
- Ogień trzeba zwalczać ogniem – powiedział słynną maksymę i wyciągnąć sztuczną szczękę świętej Anny. Chwilę trzymał ją w ręce po czym powiedział do swojego podwładnego, a zarazem przyjaciela. – Otwórz buzie.
- Okej – powiedział wierny Ksut, łakomie używając młodzieżowe slangu.

Reppel z całych sił wepchnął mu zdobyty przedmiot w usta (nie mając przy tym zielonego pojęcia, że to prawdziwe zęby). Premier przez kilka chwil jęczał z bólu, ale wiedział, że dostał nowe moce. Czuł, że tymi zębami jest w stanie zjeść wszystko.
- Jesteśmy gotowi – powiedział, szczerząc się zdobyczą.
- Jeszcze nie Ksucie, ja także potrzebuję broni – mówiąc to ściągnął trzydziestocentymetrowe obcasy świętej Anny i założył je na własnych stopach. Piękna czerwona skarpetkę rozdarła oryginalną skórę na bucie.
- Nie do końca mój numer ale dam radę.
Przerzucili przez plecy swoje instrument i zrobili groźne miny. Tak, byli gotowi na starcie, na śmierć i życie z wampirem energetycznym.

Księdza nie musieli znowu długo szukać, gdyż trwała msza. Reppel powiódł wzorkiem po wiernych, nie zauważył na szczęście swojej mamusi. Oboje z premierem widzieli jak wampir zasysa aurę ludzi podczas długiego kazania. Wyglądali na zmęczonych, przestępowali z nogi na nogę, duża część ziewała, dzieci szalały i biegały wokoło, a młode pary opierały się o siebie próbując zachować równowagę. Najbardziej wytrzymali byli starsi ludzie, starali się zachować swoją siłę i twardo słuchali gadzich słów potwora.
- Dość tych katuszy! – krzyknął Reppel nie mogąc znieść widoku tych biednych ludzi. – Wiemy kim jesteś wampirze. Broń się!

Razem z Ksutem ruszył do ataku, w tym czasie wampir przemienił się w swą naturalną postać. Wyrosły mu nietoperze skrzydła, a jego twarz stała się cała blada. W oczach nie zdołali dostrzec nawet iskierki życia.
- Wy głupcy, trzeba było grać i dalej żyć.

Zaczął się bój, ludzie w przerażeniu uciekali z kościoła. Została tylko grupa ciekawskich i ślepych. Reppel wbiegł i heroicznie uderzył pięścią w twarz księdza. Ten odleciał na ołtarz i zaczął się śmiać.
- Haha! Nie jesteście mnie w stanie zranić, zwykli śmiertelnicy.

Wtedy pełzający Ksut zakradł się do wampira niepostrzeżenie i ugryzł go zębami należącymi do świętej Anny w łydkę. Wampir zawył i nie mógł zrozumieć co się stało. Jedyne co go mogły zranić to przedmioty należące do innego wampira.
- Czyżbyś był wamp… - nie dokończył zdania, bo dostał z pół obrotu świecącym obcasem.

Reppel po tym magicznym ciosie powalił wampir na obie łopatki. Postanowił dogryźć wampirowi, podszedł do stwora i powiedział:
- Już nigdy nikogo nie skrzywdzisz.

„Tak to go na pewno zraniło” – pomyślał z radością.

Ksut przytaknął i ugryzł go jeszcze raz w stopę, wampir nie miał już siły wyć z bólu. Premier zaczął wychwalać mądrość, odwagę i dobroduszność swojego zwierzchnika, gdy nagle ktoś mu w tym przeszkodził.
- Kto mi zajefał szeby? – zapytała „święta Anna”, która wyszła z grobowca po długiej drzemce. – Stsek co siiiee dzeeje? Fee moje szeby i buty?

Wampir-Ksiądz-Staszek nie zdążył odpowiedź, gdyż dostał gitarą prosto w blady łeb. Rozległ się huk, korpus gitary rozleciał się na kawałki. Wiele lat później członkowie wielkich światowych zespół naśladowali ten końcowy atak Reppela, by oddać cześć jego bohaterskiej obronie ludzkości. Gdy prezydent i premier odwrócili się w stronę wampirzycy już jej nie było.
- Ciekawe czy jeszcze kiedyś ją spotkamy? – zastanowił się Ksut.
- A czy to ważne, i tak zębów nie ma.
- No i butów.
- Pora wracać do domu, tylko najpierw domowy obiadek.

I ruszyli z popsutymi instrumentami w stronę zaparkowanego kombajnu. Włożyli swoje rzeczy do kabiny i wskoczyli w ślad za nimi. Byli już w drodze na domowy obiadek mamy, gdy nagle rozległ się dźwięk przypominający mlaśnięcie.
- Co to było? – zapytał przerażony Ksut.
- A pewnie jakiś bocian wpadł pod kombajn – wzruszył ramionami Reppel. Nie wiedział, że pod kołami rozjechał ukrywającą się wampirzyce Anne.
- Ale dlaczego krzyknął „O jasna cholera!” – zaciekawił się premier.
- Oj mój drogi Ksucie, a jak ty byś zareagował jak by cię przejechał kombajn? – zapytał filozoficznie i hipotetycznie prezydent.


Ksut całą drogę zastanawiał się nad udzieleniem odpowiedzi, lecz w końcu zasnął.


                                                                                                             następny >

  • Digg
  • Del.icio.us
  • StumbleUpon
  • Reddit
  • RSS

0 komentarze:

Prześlij komentarz