Palipies razem, ze swoimi wiernymi wyznawcami leciał w stronę tęczy. Wierzył, że tam znajdzie obiecaną dolinę i zaprowadzi pokój w nowej RP. W końcu był prezydentem, musiał dbać o swoich obywateli. Towarzyszyło mu czterech wybrańców: Józio Bambaryła – jego prawa ręka i trzech mniej ważnych buntowników.
- Józio podejdź tu – rzekł Palipies. – Za twoje zasługi, mianuje Cię nowym premierem tego pięknego kraju. Oficjalnie, przy wszystkich obecnych powierzam funkcję premiera IX RP, temu o to człowiekowi.
Prezydent wskazał puste pole w balonie. Wszyscy zaczęli się zastanawiać, gdzie jest Józio.
- Przed chwilą tu był – powiedział jeden z buntowników.
- Nie mógł się rozpły… - dodał drugi.
Jego wypowiedź przerwały krzyki dobywające się z dołu. Był to Józio, który wypadał z balonu i wisiał zaczepiony o linę głową w dół. Darł się przy tym okropnie. Wyleciał przypadkiem, gdy usłyszał o awansie. Z radości zaczął skakać, lecz zaplatał nogę w linę i przeleciał przez ściankę balonu.
- Proszę szanownego i łaskawego pana! Melduję, że on wisi na linie – krzyknął jeden z przydupasów.
- Panie prezydencie co robimy? Wciągamy go? – spytał drugi buntownik z troską wymalowaną na twarzy.
- A niech wisi na razie, przynajmniej jest trochę więcej miejsca na zadanie specjalne – rzekł Palipies zacierając ręce. - Za niedługo dzień kobiet, trzeba się przygotować. Do roboty chłopaki, robimy laurki, raz dwa.
- A co to?
- Kolorowe karteczki, ty dawaj tu nożyczki będziemy wycinać serdus...
Nie dał rady dokończyć zdania, gdyż rozległ się przeraźliwy syk powietrza. Prezydent Palipies zauważył, jak do ich balonu zbliża się stado mężczyzn w podartych ciuchach, którzy z zabójczą prędkością lecieli na miotłach. Nagle przed szereg wysunął się największy obdartus i krzyknął:
- Stać! W imieniu Zgromadzenia Pijanych Meneli na Miotłach w skrócie Zet Pe eM eN eM nakazuje wam postój i panikę, zaraz zostaniecie obrabowani i wydestylowani.
Palipies poświęcił dłuższą chwile na zastanowienie, trochę czasu minęło zanim dotarł do niego sens słów.
- O co im chodzi? – zaczął zastanawiać się jeden z przydupasów, lecz nie dostał zbyt wiele czasu na rozważania, ponieważ na jego głowie znalazła się pusta butelka po wiśniówce ze „Stonki”. Siła uderzenia powaliła dzielnego obrońcę prezydenta.
- Milczeć! – krzyknął król pijaków, o którego władzy świadczyła aluminiowa korona na głowie. Legenda głosi, że była przetopiona z najwyśmienitszych piw puszkowanych. – Więc poddajecie się?
Prezydent wahał się przez kilka minut, lecz w końcu postanowił jak wyjść z tej sytuacji. Po chwili wyciągnął swojego trzydziestodwu calowego tableta z kieszonki na plecach i wybrał numer do swojego premiera. Gdy Józio odebrał wideo rozmowę pojawił się na ekranie do góry nogami, co bardzo rozpraszało Palipsa i nie pozwalało prowadzić rozmowy. Prezydent zaczął więc obracać ekran, lecz gdy przekręcał to obraz automatycznie ustawiał Józia do góry nogami.
- Cholera! -krzyknął zbulwersowany. Oparł tableta o ściankę balonu i stanął na głowie. Wszyscy wokoło, którzy ujrzeli jego wyczyn zaczęli bić brawo, nawet pijacy. Można było usłyszeć szepty:
- Tak oto człowiek wygrywa z techniką.
- Agencie Józio, szybkie sprawozdanie. Czym jest to całe stado pijaków? – zapytał prezydent.
- Jest to szajba najgorszych meneli jakich świat widział – odpowiedział nowy premier. – Piją na umór, a później zyskują dzięki temu nadludzkie moce. Nie mają żadnych skrupułów, a ich przywódca jest najgorszy.
- Co o nim wiesz?
- Jest bezwzględny i wiecznie pijany, bo jak był mały to wpadł do kociołka z denaturatem.
- Mamy jakieś szanse?
- Stracili najlepszego menela, Pana Świńskiego, lecz mimo to nie mamy szans – zameldował Józio.
- To co zrobimy prezydencie!? – zapytał zmartwiony przydupas.
- Będziemy walczyć – powiedział Palipies z dumą.
- Taaak! – krzyknął Józio Bambaryła, który nadal wisiał przywiązany do balona. Przy okrzyku wojennym zaczął machać rękami, co spowodowało zerwanie liny. Nagle słychać było głośne:
- Aaaaaa!
Później nastąpił wielki plusk, jakby coś dużego uderzyło o taflę wody. Józio wpadł prosto do słonego morza.
- Do ataku bracia – krzyknął król meneli. – Ku chwale naszego brata, który poległ. Za pana Świńskiego.
Menele na miotłach okrążyli balon, było ich dziewięciu. Każdy z nich trzymał w ręku butelkę, wyglądali naprawdę groźnie.
- Dalej, bronić się, Stefan odpal armatę miłości. Damy im popalić. Zasypmy ich uczuciami.
Przydupas podszedł do armaty zamocowanej w balonie i nasypał do wnętrza brokatowe serduszka.
Wycelował i odpalił w dwóch zbliżających się meneli. Jeden zdołał się utrzymać na miotle, drugi natomiast zakrztusił się i spadł prosto do morza.
***
Józio Bambaryła zaczerpnął wreszcie powietrza i przestał się topić. Rozglądnął się za najbliższym brzegiem, niestety był daleko.
- Prezydencie nic mi nie jest – krzyknął i zaczął żabką płynąć do brzegu.
Przydupas prezydenta poczuł jak coś wślizguje mu się pod podkoszulek. Nagle zza kołnierzyka wychylił mu się złoty węgorz.
- Jessstem węgosss, ssspełniam zyccenia – syczało zwierzę.
- A gówno prawda – krzyknął Józia po czym złapał węgorza i rzucił nim w wodę.
Zwierzę poleciało robiąc kaczki w stronę odległych statków. Józio postanowił płynąć dalej, musiał przeżyć, by móc szerzyć miłość. Nagle zobaczył jak odłamek jakiegoś talerza przeleciał mu nad głową, ktoś wyrzucił z niego papierek po batoniku.
- Jak możecie tak śmiecić? – krzyknął oburzony Józio, który w czasie tych słów wypił litr słonej wody.
Zapomniał, że przed chwilą zanurzył głowę pod wodę. – Powiem wszystko prezydentowi Pali…
Nie dokończył zdania, bo zainteresował się obiektem, który zbliżał się w jego stronę z ogromną prędkością.
„Na pewno koło ratunkowe mi rzucili, kochany prezydent nawet w czasie walki mnie ratuje” – pomyślał Józio i znalazł się pod spadającym przedmiotem, by go złapać. Po chwili ciało menela z impetem uderzyło o przydupasa prezydenta IX RP. Jak tylko znaleźli się pod wodą, Józio kopnął w twarz swojego przeciwnika. Nagle poczuł, że nie może ruszyć nogą. Jego nowo wylakierowane buty do tej specjalnej misji zaklinowały się w paszczy menela.
- Puszczaj wstrętny pijaku – krzyknął Józio pod wodą, znów wypijając litr wody.
Menel zdziwił się, bo usłyszał tylko „bul bul bul”. Józio poświęcił nowo zakupione obuwie i zdjął buta. Przydupas prezydenta zapomniał zmienić skarpetek już przez dłuższy czas, więc ta zabójcza broń chemiczna otumaniła menela, który zaczął opadać na dno. Józio wypłynął na powierzchnię tylko po to, żeby dostać miotłą spadającą z góry. Gdy po raz drugi udało mu się zdobyć tlen wsiadł na miotłę i zaczął dryfować w stronę brzegu, machając przy tym bezradnie nogami.
- Zawsze mnie to musi spotykać – skomentował swój stan smutnym głosem.
***
Na górze trwała zażarta walka, część piratów wtargnęła już na balon Palipsa. Przydupasy prezydenta dzielnie się broniły, ale została ich tylko dwójka walczących przeciwko pięciu menelom. Król zagrzewał swoich ludzi siedząc na magicznej miotle, wolał nie włączać się w szalony wir walki.
- Musimy się kochać! – krzyknął jeden z przydupasów i rzucił się na pijaka.
Menel zrobił krok w tyłu i uderzył beztrosko butelką prosto w czoło wroga. Poszkodowany upadł na ziemię tracąc przytomność. Widząc krzywdę swojego towarzysza kolejny człowiek prezydenta ruszył, aby przytulić niegrzecznego menela. Zapomniał, że w ręce trzyma nożyczki, które wbiły się w rękę pijaka. W miejscu rany popłynął przeźroczysty płyn.
- Nieee! – krzyknął ranny. – Tracę alkohol!
Po tych słowach wyskoczył z balonu, procenty za szybko uciekały. Było to jasne, że wolał nie żyć, niż być nisko procentowy. Na jego nieszczęście przeżył upadek, bo trafił w jakąś dziwnie machającego stwora w wodzie.
- Walczyć ku chwale miłości! – krzyknął Palipies i wziął swojego tableta. Zaczął smagać nim na prawo i lewo, zrozpaczeni menele wskoczyli na miotły i odlecieli.
- Jeszcze tu wrócimy! – krzyczał Król pijaków.
- I po sprawie, zbierać się moi mili – powiedział prezydent. – Dalej opatrzcie rannych i naprawcie szkody, a gdy to zrobicie ruszymy dalej. Na razie opadnijmy na ziemie.
Przydupasy zakrzątały się i czekały na wymarzony odpoczynek. Lecz nagle usłyszeli odgłosy mioteł za swoimi plecami. Leciała do nich trójka meneli, w tym dwóch, których wcześniej nie mieli okazji zobaczyć. Jednym z pijaków był znany im król, po jego prawicy leciał dziadek w poszarpanych szatach, natomiast z lewej strony jakiś młody obdartus z blizna na czole.
- Obiecałem, że wrócimy, więc wróciliśmy – powiedział złowieszczo Król meneli.
- Ale po co? – spytał zaciekawiony prezydent IX RP.
- Chcemy zrobić z was spirytus – odpowiedział złowieszczo władca. – Dalej Gandalfusie, latynoski pijaku zaczaruj ich.
- Nie – powiedział Gandalfus i skrzyżował ręce na piersi.
- Co!? Natychmiast czaruj!
- Nie będę.
- Dlaczego?
- Bo nie, zabrałeś mi mojego hobbita karzełka nie będę z tobą rozmawiał, lecę stąd.
- Zaczekaj, masz mnie słuchać jestem króóóóólem – mówiąc to władca pijaków rzucił swoją butelko prosto w siwy łeb Gandalfusa, przez co spadł z miotły.
Wszyscy mogli usłyszeć krzyki Józia Bambaryły, na którego wpadł obdarty stary pijak.
- Nie bój się, jeszcze was ograbimy, mój młody uczeń Harry Pijus jest wybrańcem. Ma bliznę w kształcie butelki na czole. Zaraz was wszystkich pokona.
- Boo wszyztko to, bo siebie kocham i tra tira ra – zawołał młody menel na miotle.
- Znowu się spiłeś!?
- Nieee, choc pokasze ci szym moja milosc jest.
Palipies doszedł do wniosku, że jest to idealny hymn dla jego państwa. A ten młody chłopak może mu pomóc szerzyć miłość. Wskoczył na obręcz balonu, chwycił chłopaka i krzyknął:
- On jest mój!
- Nieee! – zawołał król meneli. – Mój! Ja w niego zainwestowałem.
- On jest nadzieja narodu, regeneracie. Puszczaj!
I tak szarpali młodego pijaka, który szerzył pieśni miłosne. Harry Pijus nie przejął się tą kłótnia ani trochę, nie przeszkadzało mu, że jest miotany we wszystkie strony. Był w takim stanie, że wszystko było mu obojętne.
- Móój – powiedział z zawziętą miną prezydent.
- Niee! Bo mój – krzyczał Król meneli.
- A wszystko to bo siebie koszm o jeje – beztrosko śpiewał obiekt kłótni.
Ani Palipies, ani jego przeciwnik nie zauważyli, że są coraz bliżej tęczy. Nagle ocalały Przydupas zauważył naukowca w kitlu, który leciał do nich.
- Panie prezydencie – zawołał. – Coś się do nas zbliża.
Nie było czasu przyjrzeć się lecącemu naukowcowi, gdyż wpadł prosto w balon przebijając go. Prezydent Palipies wypadł z kosza i zawisiał, złapawszy się miotły Harrego Pijusa. Młody menel nie przejął się tym. Natomiast Król pijaków chciał strącić władcę narodu IX RP.
- Już po tobie! – krzyknął z wielkim triumfem w głosie i zaczął złowrogo łaskotać Prezydenta.
- Haha, przestań, bo się puszcze – zawołał ze łzami w czach Palipies i spełnił swoje słowa.
W wywiadzie ani Król, ani przydupas, ani tym bardziej Harry Pijus nie byli w stanie wyjaśnić co się wydarzyło. Po prostu prezydent Palipies, gdy dotknął tęczy zniknął.
< poprzedni następny >
< poprzedni następny >
0 komentarze:
Prześlij komentarz