RSS

POLITYKA - ROZDZIAŁ 1: „VIII RP” - by Cesc22

Prezydent stał przy oknie i podziwiał dzisiejszą pogodę. Padał deszcz, lecz mimo to było ciepło i słonecznie. Reppel postanowił poświęcić czas na oględziny swej posesji. Podczas tej czynności uwielbiał gładzić swoje wąsy, znaczy przestrzeń, gdzie by się znajdowały, gdyby je miał. Prezydent VIII Rzeczpospolitej zawsze marzył o wąsach. Lecz niestety w latach niemowlęcych mama prezydenta zamiast kaszką nakarmiła swe dziecko kremem do depilacji. Od tej pory w pobliżu twarzy Reppela nic nie rosło. Ale nie ma jej za co winić, zapomniała swoich okularów grubości denek od słoików.

Nagle prezydent zauważył tęcze. Otworzył okno i krzyknął do ludzi w swoim gospodarstwie:
- Idioci nie widzicie tęczy? Już mi lecieć na jej drugi koniec po złoto i jeszcze mi złapcie tego zielonego stworka z kapeluszem. Podobno jest bogaty, to weźmiemy go na okup.

Był bardzo z siebie dumny. Tyle razy się zastanawiał, co by się stało z tym krajem gdyby nie on. I nigdy nie znalazł odpowiedzi.
- Idioci – mruknął pod nosem. – Nie wiedzą, że to jest jedyna szansa, żeby nasz naród był bogaty i wybudował drogi godne VIII RP. No i oczywiście nowy traktor…, albo kombajn.

Prezydent usadowił się wygodnie w swoim fotelu i rozmyślał, jaką maszynę by tu zakupić. Później spoglądał na swój strój, czyli kubraczek, pod którym miał istnie farmerski strój. Bardzo trafny i piękny ubiór, stwierdził. Reppel zaczął zastanawiać się nad swoją ostatnią decyzją. Wiedział, że dobrym pomysłem było wyniesienie się z białego domu do gospodarstwa rolnego. Miał tam piękne widoki świnki, krówki, maciory, kurki, wszystko pod ręką. No i oczywiście mógł być bliżej ludzi pracy oraz utożsamiać się z nimi. A ten gnój, który walał się wokoło przypominał mu sielankę młodości i dom rodzinny, no i mamusie. Taak mamusia, zawsze o niego dbała. Także teraz troszczy się o niego na różne sposoby. Gotuje mu, pomaga w trudnych decyzjach, pierze i doradza, w co się ubrać. Nawet raz w tygodniu przyjeżdża pomóc mu się umyć i buty zawiązać. Rozmyślił się o mamusi i jej sałatce ze świeżych raciczek i kogucich łapek.

Zamyślony zaczął się huśtać w fotelu. Rzucił okiem na swój gabinet. Był dość duży, na ścianach wisiały wszystkie hity mongolskiego kina akcji. Uwielbiał te efekty specjalne i potwory z kartonów, to było istne szaleństwo. Dalej w rogu leżało jego ubranie średniowiecznego chłopa. Ubierał go na wszystkie święta i uroczystości, to był jego strój elegancki. Wszyscy w VIII Rzeczpospolitej musieli nosić określony strój, który dzień wcześniej był ogłaszany w wieczornych wiadomościach. Prawo to zostało powołane za mocą ustawy Prezydenta Reppela nr 2/3 zawartej w Pamiętnikach z wakacji Prezydenta. Reppel rzucił okiem co takiego ma na stole. Zauważył swoje plany budowy miasta. Za modele posłużyły mu klocki, przy których prezydent uwielbiał spędzać wolny czas. Zaczął rozmyślać nad tym co ma dziś do zrobienia.

Nagle usłyszał pukanie do drzwi. Przestraszony prezydent, przechylił się do tyłu i wypadł przez otwarte okno. Ludzie, którzy byli świadkami tego zdarzenia mogliby przysięgnąć, że słyszeli w tej krótkiej chwili wszystkie przekleństwa, jakie znali i kilka dodatkowych o których woleli zapomnieć. Chodzą plotki, że jeden szewc, gdy je usłyszał zmieszał się i wyjechał z kraju. Paru dzieciakom spodobały się nowe poznane słowa i ćwiczyły je codziennie. Reppel to wielki człowiek dba o kulturę i edukację tych młodych ludzi.

Na szczęście lądowanie było miękki. Prezydent wpadł w świeże odpady z gospodarstwa i obory. Gdy chlupnął pięknie, pachnąca maź rozprysła się we wszystkie strony. Dla prezydenta był to tak wielki szok, że postanowił zemdleć. Jak przez mgłę słyszał wołania z okna nad nim.
- Panie prezydencie nic panu nie jest?

To nie kto inny jak premier i pomagier naszego kochanego prezydenta Reppela, Ksut. Jak zwykle ubrany elegancko w garnitur, ze spodniami podciągniętymi pod pachy. Właśnie gramolił przez okno swe pokraczne ciało. Postanowił właśnie uratować swojego prezydenta, tak jak to robił w snach.
- Zawsze na to czekałem – szepnął do siebie. Ściągnął garnitur i obwiązując go wokół szyi, wyglądał jak super bohater w pelerynie z jego ulubionych kreskówek.
- Już pędzę cię oswobodzić panie prezydencie – krzyknął i wyskoczył.

Reppel w tym czasie zdołał oprzytomnieć i patrzył jak Ksut spada. Gdy pojął fakt, że leci wprost na niego, wystraszył się przeraźliwie. Na szczęście powiał boczny wiatr. Premier nie trafił w cudnie pachnącą maź, tylko w otwarty kanał ściekowy. Wokoło było słychać wielkie plum i „Auć”. Prezydent ze śmiechu zachłysnął się cudowną cieczą i znów postanowił zemdleć. Gdy się obudził poczuł zapach jego toalety, gdy wychodzi z niej rano. Jak już otworzył oczy by sprawdzić, co wywołuje ten zapach, zobaczył zwisająca nad nim ociekająca twarz Ksuta. Premier był zajęty biciem go i olewaniem wodą. W sumie do końca prezydent nie wiedział czy to była świeża woda ze studni.
- Panie prezydencie proszę się obudzić – krzyczał ze łzami w oczach.

Prezydent wstał i odepchnął go na bok. Był cały czerwony, aż cała gnojówka wokoło zaczęła parować. Cóż przynajmniej osoby sprzątające będą miały mniej do roboty.
- Jak ty śmiałeś mnie zabić, wystraszyć, że ja nie wiem, co w ogóle gdzie, drzwi Pu… puk, fotel wiu ja aaaa i bum w śmierdzące bajorko – krzyczał Reppel.
- Przepraszam panie prezydencie, przepraszam – łkał Ksut i kłaniał się z ogromną częstotliwością .
- Zostaniesz ukarany. Będziesz czytał świniom na dobranoc cały tydzień. Bo ostatnio w ogóle jajek nie znoszą.
- Oooo nieee – krzyczał Ksut.
- Oooo taak – powiedział Reppel i dodał. – Możesz odejść.

Ksut odszedł z miną zbitego psa. Prezydent się otrzepał z cieczy na tyle, na ile się dało. Prawie czysty i prawie pachnący ruszył w stronę swojego gabinetu. Nagle się poślizgnął i uderzył głową o bruk. Postanowił, że to odpowiedni czas by zemdleć. Tak też uczynił. Prezydent stracił przytomność.

***

Reppel otworzył oczy, wszystko wokół wirowało. Pomasował obolałą głowę, wyczuł ręką guz wielkości arbuza. Gdyby jeszcze Prezydent wiedział jak wygląda arbuz to byłoby to trafne porównanie. Gdy już wrócił do siebie postanowił wstać. Ten bohaterski czyn udał mu się w końcu, po wielu próbach. Lecz od razu tego pożałował. To co zobaczył przeraziło go.
- Ooo kurwa – krzyknął i zemdlał.

***

Po chwili odzyskał świadomość i od razu śmiał się z tego co mu się przyśniło. Znowu wstał, pewny, że to co widział był snem. Popatrzył na swój traktor.
- Ooo kurw… - krzyknął i znowu zemdlał.

Widokiem, który sprawił, że tak twardy i zahartowany człowiek jak nasz prezydent zemdlał - był stan jego traktora. Pojazd prezydencki został cały obity i obrysowany, gdzieniegdzie brakowało części. To było oczko w głowie Reppela, pieścił i mył go codziennie(znaczy kazał to robić odpowiednim obywatelom). Dbał o ten traktor lepiej niż o swoje państwo. A tu takie nieszczęście go spotyka. Kto mógł zrobić tak okropną rzecz?

***

Kolejny raz się przebudził, lecz tym razem było inaczej. Poczuł czyjś oddech na swojej twarzy. Postanowił otworzyć oczy z ciekawości, lecz nie mógł uwierzyć w to co zobaczył. Stała przed nim świnia w garniturze, która przemówiła ludzkim głosem:
- Jestem Don Prosiaczos. Ojciec chrzestny tej obory. Mam z tobą do pogadania.

Reppel otworzył szerzej oczy, a dolna szczęka prawie sięgała mu bioder z wrażenia. Oto świnia do niego przemawiała. Starał się wygrzebać językiem resztki wieprzowiny, lecz świnia pokręciła głową.
- Widzisz swój piękny traktor? – Don zadał pytanie.

Reppel spojrzał znowu i… Zemdlał.

***

Gdy otworzył oczy znajdował się w swojej własnej oborze. W ogóle była to własność świnek, dla których zbudował ten przepiękny apartament. Gdzieś na środku dwie świnie-dryblasy trzymały Ksuta i podtapiały go w korycie. Dzielny premier co chwilę bulgotał i próbował złapać oddech. Podszedł do niego Don Prosiaczos i przemówił:
- Będziemy go podtapiać dopóki nie rozbudujesz nam obory – świnia mówiąc to paliła cygaro.

Prezydent zaczął się śmiać. Przypomniał sobie kawał o świniach, śmiał się coraz głośniej, nie mógł się powstrzymać. Ksut, który właśnie zachłysnął się nie pierwszy raz zawartością korytka usłyszał rozmowę i śmiech. Od razu pomyślał: „Ale prezydent Reppel jest dzielny, w ogóle nie boi się tych wrednych świń, jak dorosnę chce być taki jak on…”. Ksut bardzo cenił prezydenta i wybrał go, jako wzór i ideał męskości.

Don Prosiaczos zdenerwowany śmiechem prezydent uderzył go w twarz raciczką.
- Masz nam rozbudować oborę i zabrać stąd tego kretyna – wskazał palcem Ksuta, który bulgotał beztrosko w korycie. – Który uważa, że zająć się świniami to znaczy czytać im bajki na dobranoc o jakimś hobgoblinie, który targa pierścień do wulkanu zamiast oddać do lombardu. No i jeszcze nam pieluchy zaczął zmieniać.

Prezydent milczał, nie słuchał w ogóle świni. Starał przypomnieć sobie drugą część kawału. Lecz usłyszał coś co wyrwało go z zamyśleń.
- Jak tego nie zrobisz to twój traktor poleci z dymem i jeszcze…

Co Don chciał jeszcze zrobić Reppel już się nie dowie. Gdyż przypomniał sobie stan swojego traktora i zemdlał.

***

Prezydent obudził się we własnym fotelu. Był cały zalany potem, za oknem było już ciemno.
- Ojoj to był tylko sen.

Chciał się upewnić, dlatego zadzwonił po Ksuta. Po paru sekundach słychać było szuranie kapci. W drzwiach stanął pomocnik prezydenta VIII RP. Był ubrany w swoją ulubioną piżamę, zieloną w dinozaury. Miał podkrążone oczy i wyglądał jakby ktoś go obudził w środku nocy.

„Ciekawe czemu?” – zastanawiał się prezydent, w końcu powiedział – Czy byłeś podtapiany przez świnie?
- Nie, panie prezydencie – odpowiedział Ksut i przybrał dumną postawę.
- W takim razie możesz odejść i każ rozbudować oborę – powiedział uradowany Reppel. „Lepiej dmuchać na zimno” – pomyślał i dał rozkaz Ksutowi. – Tylko zamknij drzwi za sobą. A i już nie musisz pilnować prosiaków. Jestem łaskawy dziś dla ciebie
- Och dziękuje panie prezydencie – zawołał uradowany Ksut i pomyślał. – „Ależ on wyrozumiały”.

Po chwili dziękowania wyszedł z gabinetu. Prezydent czekał na zamknięcie drzwi. No i się nie doczekał. Reppel wstał zdenerwowany i zdjął kapcia, miał w planach uderzyć swego pomagiera. Podszedł do drzwi i zauważył, że coś je na dole blokuje. Gdy się przyjrzał poznał pokraczną postać Ksuta, która zasnęła mu w drzwiach.
- A niech śpi – mruknął. – Ja też się…

Nie dokończył, gdyż zemdlał widząc stan swojego traktora na podwórzu. Był on całkiem pognieciony i porysowany. Od tego dnia prezydent Reppel panicznie boi się świnek i omija oborę.


  • Digg
  • Del.icio.us
  • StumbleUpon
  • Reddit
  • RSS

1 komentarze:

Unknown pisze...

Pomysł z prezydentem idiotą, który łudząco przypomina zachowanie naszych władz - bardzo dobry. Niestety, w niektórych momentach głowa państwa jest aż nadto za głupia, a w samym tekście znajduje się jak dla mnie za dużo ironii. Nie zrażam się tym jednak i czytam dalej. :)

Prześlij komentarz