RSS

Ogame: Prawie jak komiks [9]


"Bo imperator powiedział 2".
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

 Planeta została zaatakowana. Znowu. Czerwone lampy i syreny alarmowe zaatakowały zmysły każdego mieszkańca i robota na powierzchni (okazało się, że androidy bardziej się przejęły atakiem niż ludzie - w ich wątkach wykryto chwilowe zainteresowanie sytuacją). Tym razem jednak napastnik nie bawił się w półśrodki. To nie był szaleniec z armią pięciu milionów lekkich myśliwców, czy sondami szpiegowskimi ze wszystkimi technologiami na dziewięćdziesiątym dziewiątym poziomie. O nie! To była autentyczna armia setek krążowników i okrętów wojennych. Nie chcieli surowców ani niewolników. To miała być demonstracja siły...

Cień imperatora majaczył przy jasnym oknie. Widział, jak nadciągają wrogie siły. Cień nie był jednak przerażony, choć wszystkie znaki na niebie mówiły, że powinien być. Cień się uśmiechał.
***

- To nie ma szans – mruknął Steve.
- Nie wątp w imperatora, przyjacielu – odparł szybko Jack, skupiając się na pilotowaniu. – Jeszcze nigdy nas nie zawiódł.
- Ale Steve! Jak taktyka u...
- Baza wirusów programu Zatrzymaj Się! została zaktualizowana – zagłuszył ich głos statku.

Lekki myśliwiec dolatywał na miejsce. Ich pozycja była kluczowa dla powodzenia obrońców. Zbliżali się właśnie do głównej stoczni, gdzie na rozkaz miała zebrać się cała flota. Imperator chciał skupić potęgę armii w jednym punkcie. Jack przełączył na automatycznego pilota i odchylił się w fotelu. Statek wolno zniżał pułap, aż w końcu usadowił się na wielkiej płycie lotniska, tuż obok wszystkich innych statków... Każdy był już obecny.
- Do wszystkich jednostek – odezwał się głos w radiu. – Czekajcie na sygnał, over.
- Potwierdzam – mruknął kapitan.
- Jack – burknął znowu Steve, niezbyt radosnym tonem. – Ja rozumiem, że to fajnie brzmi, ale czemu nazywamy jeden lekki myśliwiec i mały transportowiec takimi rzeczownikami jak armia, flota, potęga, i tak dalej?
- Przyjacielu, narzekasz dzisiaj! – odparł drugi pilot i podał mu termos z kawą. – Masz. Napij się. Pomoże ci.

Steve przyjął pojemnik niepewnie. Nie wiedział, czy chce sobie poprawiać humor. Spojrzał za okno. Róża jerychońska przeleciała samotnie po wielkiej płycie lotniska, tuż obok całej floty dwóch statków... Ponury pilot zwątpił...

Zostało około trzydzieści sekund do natarcia wrogich wojsk. Niebo powoli ciemniało od nieskończonej ilości obcej floty. Wywiad nie miał informacji ile ich jest. Próbowali liczyć, pomagając sobie lornetkami, lecz ciągle się mylili i musieli zaczynać od nowa.
- Czekać! – krzyknął podenerwowany głos w radiu.
- Steve, sprawdź, czy nasz statek nie chce się za chwilę zaktualizować – polecił spokojnie kapitan.

Napięcie rosło. Powietrze gęstniało z emocji. Piętnaście sekund do natarcia. Nieprzyjaciela była cała potęga! Nie mogli się obronić w otwartej bitwie, to oczywiste! Ich plan musiał się udać! Imperator nie mógł się pomylić!
- Czekać!

Pięć sekund. Wróg już wysuwał lasery. Ładowali działa. Trzy sekundy. Dwie.
- Teraz! – zatrzeszczało radio.

Jedna! Transportowiec i myśliwiec wzbiły się w powietrze. Wróg momentalnie stracił cele z radarów. Znaleźli się w „trasie”. A imperator wiedział, że nie można zaatakować floty w trasie.


< poprzedni                                                                                          następny >

  • Digg
  • Del.icio.us
  • StumbleUpon
  • Reddit
  • RSS

0 komentarze:

Prześlij komentarz