~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ludzie nie są zbyt skomplikowanymi istotami. Szukacie
podobieństw wśród innych i zbieracie się w grupy. Charakter, styl
bycia, gust czy poglądy. Naprawdę dużo was łączy. Może nawet
tyle co nie łączy NAS. O unikalności smoka świadczy praktycznie
wszystko. Może dlatego my nie tworzymy tak zaawansowanych
społeczeństw. Jesteśmy indywidualistami, na wpół samotnikami. My
nie potrzebujemy w naszej naturze innego smoka, żeby egzystować.
"Poglądy" to w ogóle szczególny przypadek.
Bo owszem, zdarza się, że dwa smoki, w swej całej oryginalności,
mają dusze o podobnych barwach, charakterach, czy zachowaniu (choć
nie potrafiłabym przywołać w pamięci żadnej konkretnej pary),
ale jednego jestem pewna. Nie ma dwóch smoków, które myślałyby
tak samo. Zgadzamy się ze sobą tylko wtedy, gdy nasze zdania są
choć zbliżone do siebie. Ale gdy nasze poglądy się różnią...
nigdy nie przyznamy tak po prostu racji. To dla nas jak porażka. Ale
porażką też jest nie przekonać drugiej strony. Dlatego
próbujemy... I nie możemy przestać.
***
- Tego nie da się poczuć, ale coś JEST ponad Energią!
Coś co nami kieruje!
Prychnęłam. Liźa to dziwny smok. Ma podobnie trudny
charakter co ja, a zdarza się nawet, że w jej duszy dostrzegam
barwy zbliżone do moich. Jednym z jej ulubionych zajęć jest
znajdywanie mnie i irytowanie bezsensownymi dyskusjami.
- Skoro nie da się poczuć, to tego nie ma – odparłam
stanowczo, trochę już znudzona.
- Zaithis, zadufana w swojej niezwykłości! Smoki też
mogą mieć ograniczenia! – warknęła ostro Liźa.
Zirytowałam się. Nie, nie mają! Zawisłam,
odwracając się do niej. Ogólnie miałam zamysł, żeby tym razem
ignorować upartą smoczycę, ale bzdury, które snuła!
- To skąd ty o nich wiesz?!
Wstrząsnęło mną. Dzika fala intencji rozbiegła się
dookoła. Co? Przecież powiedziałam to normalnie! No... może nieco
zbulwersowanie, ale na pewno nie chciałam, żeby ta myśl
wystrzeliła z siłą zdolną zmieść całą energię wokół! Do
teraz nie wiem co się stało lecz pamiętam, że wisiałam na niebie
jak wryta, oglądając rozchodzącą się wolno po świecie,
nieokiełznaną intencję. To było naprawdę dziwne, szczególnie,
że tym razem próbowałam rozmawiać z Liźą raczej spokojnie i
zbyt otwarcie nie okazywać zażenowania jej zdaniem. Ona też
zastygła zaskoczona, próbując ukradkiem wyczuć mnie od środka.
- Czyżbyś traciła cierpliwość, Zaithis? –
zapytała, zerkając na znikającą już falą.
Nigdy wcześniej nie udało mi się osiągnąć takiej
mocy intencji. Czy to była moja sprawka? Nie wiem. Żałowałam
tylko, że ten przypadek zmarnował się w tak nieznacznym momencie.
- Właśnie tym razem mam dużo cierpliwości –
odparłam równie niepewnie.
Te słowa poszybowały już normalnie. Spojrzałyśmy
na siebie równocześnie, z ognikami płonącymi w oczach. Wszystko
wróciło do normy, iskry strzeliły na nowo.
- Zaithis, przestań być taka głupia! Przecież nawet
nasze przeświadczenia stanowi o tym co czynimy!
- To przeświadczenie jest przecież NASZE! To my sami o
sobie stanowimy!
- Ale coś je powoduje!
Gniew zagotował się we mnie, ale momentalnie został
stłumiony, brakiem szybkiej riposty. Zawsze uważałam, ze to
uczucie, że coś się zaraz stanie, że coś musimy zrobić... nasze
"przeświadczenie" jest normalnym zmysłem, jak czucie
energii naszego świata, czy widzenie innych smoków.
- Skąd wiesz? Czujesz coś, czego sama mówisz, że nie
można poczuć? – zapytałam.
Nie podobało mi się, że zepchnięto mnie do
defensywy.
- Jeżeli nie jesteś naiwna, to wiesz, że wszystko jest
czymś spowodowane, WSZYSTKO! Czujemy różne rzeczy, przeczuwamy
je. Czemu? Bo energia na nas wpływa, cała atmosfera wokół nas!
Prychnęła. Biło z niej silne poczucie zwycięstwa.
Moja irytacja rosła...
- I to sprawia, że wiemy co robić, wiemy jak rozumieć
energię, ale nie rozumiemy co nią kieruje... Co na nią działa.
Nie widzimy tego, nie czujemy. Ale coś jest... Nie zaprzeczysz
temu!
Nie wiedziałam jak na odpowiedzieć. Na pewno czułam,
że mi ta wizja się kompletnie nie podoba i nie sposób było tego
nie zauważyć. Ale jak to wyjaśnić?
- Czyli twierdzisz, że jest coś nad nami? Coś
lepszego, co się nami bawi?
- Nie! – odparła bez wahania. – Żadna świadoma
istota. Tylko kolejny element tego świata... jak uczucia, Energia,
czy kolory.
Myślałam szybko. Brakowało mi jakiegoś punktu
zaczepienia. Ten pogląd był tak bezsensowny... czy mogła istnieć
płaszczyzna niedostępna dla nas, smoków?
- Nie może tak być – odparłam w końcu zdecydowanie.
Liźa znów skupiła się na mnie.
- Jeżeli czegoś nie czujemy, to tego nie ma.
Smok znieruchomiał zaskoczony.
- Co? I to jest twój argument?
- Tak.
Skrzydła Liźy zajaśniały nieco bardziej i zakręciła
się wokół własnej osi, mocno zniecierpliwiona.
- No bo... – myślałam dalej. – Nie da się wyjaśnić
błędu rzeczy, która nie istnieje... w naszej rzeczywistości,
fizycznie. Nie ma jej. Więc błędu też nie ma. Po co mam się
wysilać na udowadnianie nieistnienie rzeczy nieistniejącej? NIE
uwierzę, że moje decyzje nie są moje.
Czułem trochę intensywniej niż inni. Ten zmysł był
dla mnie wszystkim. Nikt mi nie będzie wmawiać, że istnieje coś,
czego nie mogę poczuć.
- A może próbujesz teraz udowodnić nieistniejące
"nieistnienie czegoś co nie istnieje"? – zapytała
zirytowana. – "Nieistnienie czegoś co nie istnieje"
faktycznie nie istnieje. ALE "nieistnienie czegoś co ISTNIEJE"
już tak. Więc to ty robisz błąd. Nie da się udowodnić czegoś,
czego nie ma! To znaczy, że JA mam rację!
- Czy my myślimy ciągle o tym samym?! – syknęłam zła.
To było bezsensu... Bardziej niż zwykle. Chciałam
powiedzieć smoczycy, że jest głupia, lub coś podobnego, ale nagle
poczułam, że ktoś się zbliża. Liźa też. Z nas obu wystrzeliła
nagle intensywna myśl, żeby przeciągnąć nadciągającego smoka
na własną stronę. Pytanie tylko kto to był? Zamknęłam oczy,
skupiłam się na obcej energii. To był Ritawi, prawie obcy mi smok.
Zaniepokoiłam się. Szczególnie, że barwy jego duszy zlewały się
ze sobą tak subtelnie, że nie mogłam wyczuć jaki on jest. Ale
Liźa miała ten sam problem. Też go nie znała. Uderzyła jednak
pierwsza.
- Ritawi!
- Dacie wiarę, że minęła mnie fala czyjejś intencji?
Tak pomyślałem, że zobacze skąd pochodzi. Czyżbym trafił?
- Kłócimy się – wyjaśniła Liźa jak gdyby nigdy
nic.
- Na temat... ? – dopytał, podlatując bliżej.
Tajemniczy z niego smok. Nie dawał z siebie nic
odczytać.
- Liźa twierdzi, że coś nami rządzi - odpowiedziałam
szybko, przed smoczycą.
- Jesteś głupia! – warknęła ostro – Nic nami nie
rządzi, tylko jest coś oprócz energii, co na nią wpływa!
- A energia w ogóle na nas wpływa?!
- A co innego?!
- Nic! Kompletnie nic!
- W sumie chciałbym się wnieść ponad energię –
przerwał nam nagle Ritawi, pogrążony w marzeniach.
Spojrzałyśmy na niego. Liźa mruknęła tryumfalnie.
- Ale tam nie ma nic więcej! Jest tylko energia! -
zawołałam, machając bezradnie skrzydłami.
To był akt desperacji
- To takie bez ambicji, Zaithis. – stwierdził przybyły smok, ciągle wpatrując się w niebo. – Naprawdę cię
nie ciekawiło, czy jest coś więcej?
- Bez ambicji? Moją ambicją jest własna wola! Głupcy!
Miałam dosyć. Po prostu machnęłam skrzydłami i
odleciałam. "Faszwi też uciekał" – pomyślałam nagle.
Zatrzymałam się i spojrzałam za siebie. Liźa już leciała z
Ritawim w przeciwnym kierunku. Chciałam wrócić, ale... nie było
sensu. Moje skrzydła drgały z poirytowania. Zamknęła swoją
duszę, chciałam zapomnieć o tej dyskusji. Jak ja się źle czułam!
I Ritawi. Jak mógł poprzeć Liźie?! "Faszwi też uciekł"...
Otrząsnęłam się.
- Nie jestem jak on! – mruknęłam zła.
Moje skrzydła zaświeciły, ruszyłam szybko do skał.
Co znowu zrobiłam źle?! Z jakiegoś powodu znowu
wyszłam na tą złą. Jak zawsze! Inne smoki patrzyły na mnie z
ukosa, na zasadzie „Zaithis... znowu ona”. TOLEROWAŁY mnie, choć
nieustanie odnosiłam wrażenie, że to ja jestem najbardziej smokiem
pośród nich, bo przynajmniej żyję według własnych uczuć. Ale
nie rozumieli tego. Nikt, ale to NIKT nie czuł do mnie sympatii,
kiedy mnie spotykał. Żaden smok nie cieszył się na mój widok.
Czy tu chodzi o szczerość? Że mówię jak jest? Albo, że mam
własne zdanie? Nie wiem... Nie chciałam tego dostrzegać, ale nie
mogłam ignorować oczywistej prawdy. Nie byłam zbyt lubiana...
Tylko Arisha mnie rozumiała. Tylko ona się cieszyła.
Ale skoro potrafiła mnie obdarzyć miłym uczuciem, zrozumieć moją
duszę, to czemu inni nie potrafią? Zaczęłam odnosić wrażenie,
że po prostu pozostałe smoki nie są w ogóle godne, żeby mnie
czuć. Przecież i tak nie rozumieją mojej egzystencji!
Byłam zła i smutna, chociaż ciągle przekonana, że
nie potrzebuje nikogo, aby żyć. Ale kiedy poczułam rozkoszne barwy
moich skał, od razu mi się poprawiło. Znów znalazłam się w tym
jedynym miejscu, w którym Energia dopasowywała się pod moją
duszę. Gdzie czułam się dobrze. Ślad zmąconej za mną Energii
od razu zmienił się na inny, o łagodniejszych barwach. Natychmiast
udało mi się opanować własne uczucia i rozterki. Całe
szczęście... Nie chciałam dawać Arishy powodu do zbyt dogłębnego
myślenia o mnie.
Zadowolona przyspieszyłam. Naprawdę wyglądało na
to, że to już koniec problemów... Ale nagle poczułam, że
przyjaciółka nie jest sama. Nowa fala rozczarowania przeszła przez
moją dusze, a nadzieja na spokój prysła. Zwolniłam. Wcale nie
miałam ochoty na kontakt z innym smokiem. Zawracać? Pomyślałam,
żeby polatać trochę w samotności, gdzieś daleko. Ale nagle
ciepły kolor determinacji ogarnął mnie swymi płomieniami. To są
moje skały! Nie dam siłę z nich przegonić!
Skoczyłam do przodu, atmosfera wokół zawirowała
zmącona. Żal, złość, ogień powrócił. To są moje skały! Jak
mnie tak nienawidzą, to niech nie zatruwają moich skał swoją
parszywą rzeczywistością! Są MOJE!
Wpadłam wściekła między dwa smoki. Oba niczego się
nie spodziewały. Moja Energia momentalnie zaatakowała obcego. Ten
uskoczył w tył, skrystalizował własną rzeczywistość. Wściekłe
płomienie emocji rozbiły się o powstałą tarcze. Byłam
zaślepiona. Czułam tylko furię!
Coś mnie uderzyło, energia wdarła się do mojej
duszy. Zaatakowała i obezwładniła uczucia. Nie zdążyłam nawet
zareagować.
- Zaihis! – usłyszałam przestraszony głos w duszy.
Nic nie widziałam... wszystko zniknęło, była tylko
ona, Arisha. Bez jakichkolwiek uczuć byłam kompletnie ślepa. Nie
szarpałam się, nie próbowałam wyzwolić. Dotarło do mnie co
zrobiłam, choć bez emocji był to dla mnie jedynie zwykły fakt
czegoś głupiego.
- Już? Mogę? – zapytała.
Słaby sygnał, że tak. Obca energia wycofała się.
Od razu ogarnęło mnie poczucie winy i żal. Dopiero wtedy ujrzałam
przestraszoną Svila i Arishe tuż obok. Spuściłam głowę.
Chciałam się schować, zniknąć, cokolwiek... Czułam się tak
beznadziejnie. Rozwinęłam skrzydła, ale ledwo zajaśniały
jakimkolwiek blaskiem... Chciałam po prostu odlecieć.
- Nie Zaithis, nie możesz teraz uciec! - złapała mnie
Arisha.
To pragnienie żebym została było bardzo silne. Nie
czułam w nim nienawiści czy złości. Jedynie troskę. Spojrzałam
na Svila. Niepewnie, ale przybliżyła się do mnie.
- Ja cię dalej lubię – powiedział cicho młodzik,
bardzo nieśmiało.
Nie wiedziałam co zrobić, co odpowiedzieć. Czułam
się zagubiona, ale moja duma zaczęła się chyba odbudowywać, bo
odburknęłam w końcu:
- Po co? Wszyscy mnie nienawidzą. Wy też możecie.
Zmęczyłam się. Bardzo. Wyczerpana położyłam się
na moich skałach, choć wcale nie czułam się w nich dobrze. Nie
miałam ochoty się tłumaczyć i nie spodziewałam się, że Svila o
tym zapomni. Arisha obserwowała mnie przenikliwie, chciała poczuć
mą duszę. Otoczyłam się murem szczelnie. Nie chciałam czuć
kogokolwiek, pragnęłam tylko zostać sama ze swoimi rozterkami.
Zamknęłam oczy. Byłam gotowa na to, że kiedy je otworze, nie
zastane nikogo... I zostanę sama.
***
To był najtrudniejszy moment mojego życia. Nie mogłam
się pogodzić z faktem, że sama jestem sobie winna. Bo nie chodziło
tylko o mój charakter... o uczucia, z których zbudowana jest moja
dusza. Miałam przecież swoją własną świadomość ale i tak nie
potrafiłam zauważyć oczywistości, bardzo prostej rzeczy. Czemu
inne smoki miały żywić do mnie przyjazne emocje, skoro ja tego nie
robiłam? Właśnie wtedy to zrozumiałam. Kiedy mała Svila
powiedziała, że mnie dalej lubi, mimo mojego ataku. Ale nie
potrafiłam nic zmienić. Taka już byłam. Moje zachowanie, mój
charakter... to mnie kształtowało i definiowało. Mimo wszystko
bardzo lubiłam kolory własnej duszy i przecież nie byłabym już
Zaithis, gdyby to się zmieniło. Nie wiedziałam co powinnam zrobić.
Tak na prawdę nie byłam sobie w stanie z tym poradzić... Nie sama.
Moja duma bardzo na tym cierpiała, ale tylko Arisha mogła mnie
wyciągnąć z tego błędnego koła. Nawet smok potrzebuje kogoś
bliskiego... A ona mnie wtedy nie zostawiła.
***
Odkąd ostatni raz opuściłam skały minęło już
kilka wspomnień. Nie ważnych dla mnie, ale zawsze jakichś. Przez
ten okres byłam bardzo mało aktywna. Uważałam siebie za wyrzutka
i akceptowałam to. Starałam się z nikim nie kontaktować, choć
widywałam inne smoki, te które przelotem odwiedzały Arishe. Ale
sama jasnoskrzydła smoczyca jakoś nie potrafiła się skupić na
swych gościach. Zachowywała się dziwnie. Chyba coraz mniej
podobało się jej mój stan. Czułam, że przyjaciółka zacznie
kolejną swoją grę, żeby mi jakoś pomóc. A ja czekałam na to z
niecierpliwością... Sama nie umiałam prosić o pomoc.
- Zaithis? – przywitała mnie Arisha, kiedy wylądowała
obok mnie.
Ucieszyłam się na jej widok, trochę zbyt bardzo niż
chciałam okazać. Bez problemu to wyczuła.
- Nie rozumiem cie. Wcale nie chcesz wszystkich odrzucać!
Nie wierzę w to, ale czy ty się zgrywasz?
- Oczywiście, że nie! – zbulwersowałam się. – Nie
chcę niczyjej litości!
- Nie? – zapytała ironicznie.
Jej potrzebowałam...
Arisha wyskoczyła do góry i zawisła przede mną,
rozpościerając swe smukłe skrzydła.
- Umiesz jeszcze latać, czy nawet tego się wyrzekłaś?
– zawołała wyzywająco.
Spojrzałam na niebo. Byłam trochę rozdarta... No bo
z jednej strony nie czułam się na siłach i nie miałam
najmniejszej ochoty, żeby opuszczać skały. To groziło
konfrontacją z innymi, szczególnie, że ona na pewno coś
kombinowała. Ale z drugiej chciałam się w końcu przełamać.
Zdawałam sobie sprawę z tego jak muszę żałośnie wyglądać i to
również nie było przyjemne...
- Gdzie? Co tym razem chcesz zrobić? – zapytałam.
Byłam... przestraszona?
- Zabrać cię do Svila – mruknęła zdemaskowana.
He? Arisha naprawdę miała nadzieje, że ja pomyślę,
że one chce ze mną TYLKO polatać?
- Jeżeli się nie ruszę, to mój stan będzie trwać
tak już zawsze, prawda? – wstałam niechętnie.
Tak... Doskonale rozumiałam i wiedziałam co muszę
zrobić, ale ciężko tak po prostu zignorować własne emocje...
- Faszwi tak miał – powiedziała nagle przyjaciółka.
Znieruchomiałam zaskoczona. Jej nastrój kompletnie
się zmienił. Posmutniała.
- Też nie mógł się przełamać. Więc uciekł...
Zrobił cokolwiek. A mógł po prostu się przełamać... Wiesz?
Czasami go czuje, nie wiem czemu. On gdzieś tam jest...
Energia aż zawirowała wokół mnie. Zrozumiałam!
Jaka ja byłam zadufana w sobie! Nie miałam pojęcia, że mój stan
duszy przypominał jej tę żmiję. Cały czas myślałam tylko o
sobie i jak wyjść z apatii, ani razu nawet nie spoglądają na
kogoś, komu zawdzięczam przecież wszystko! Ja SOBĄ raniłam
Arishe! Znowu to robiłam... Chciałam czegoś, czego sama nie
dawałam, nawet najlepszej przyjaciółce! Ohh byłam beznadziejna...
Nie! Nie mogłam tak myśleć. Nie jestem Faszwim. Nie
jestem tak słaba i żałosna! Moja dusza drgnęła z impulsu,
atmosfera zatańczyła różnymi kolorami, głównie determinacją.
Jasno skrzydła patrzyła na mnie zdziwiona.
- To lećmy.
Rozwinęłam skrzydła. Nie było to łatwe, kiedy
ciągle żywa niechęć tak skutecznie mnie blokowała. Zawisłam
obok Arishy. Naprawdę mi się przyjemnie zrobiło na jej bliskość.
- Tym razem nie próbowałam cie zmanipulować –
powiedziała mi, już normalnie, z tą zwykłą, radosną barwą.
Poczuła ciepło, które żywiłam do niej.
Odwzajemniła je. Ona naprawdę wiele dla mnie znaczy. I z jakiegoś
powodu ja dla niej też.
- Wiem. Ja już rozpoznaje, kiedy ty się mną bawisz –
mruknęłam zadowolona.
Humor mi się znacznie poprawił.
- Wątpię – wypaliła nagle tajemniczo i wyleciała do
przodu.
Co? ...Nienawidziłam jej.
- Skup się na lataniu, nie na mnie - zawołała,
pływając po niebie.
Lot... Zamknęłam oczy. Kiedy pomyślałam o lataniu
jak o wyróżnieniu, niż zwykłej możliwości poruszania się...
poczułam wreszcie pełną swobodę moich skrzydeł, jakby spadły
sznury, którymi sama się związałam. Jak na smoka, zbyt dużo
wspomnień upłynęło, zanim ponownie zanurzyłam się pośród
delikatnej energii całego świata. Nie wiem czemu czułam taką
niechęć do wzbicia się w niebo. Bałam się? Przecież to było
najlepszym lekarstwem na moje wyolbrzymione, choć tak samo bolesne
problemy.
Ale wtedy, kiedy wszystko wracało już do normy,
pojawiła się jeszcze coś innego. Wstyd. Takiej porażki nigdy nie
doświadczyłam. Upokorzyłam sama siebie, przed Svilą i przed
Arishą. Zastanawiałam się, przed kim jeszcze. Nie miałam jednak
zamiaru poddawać się temu uczuciu. Nigdy więcej przebarwione
emocje mnie nie oszukają.
- Czyli lecimy przez smoki? – zapytała przyjaciółka,
widząc kolory mojej duszy.
Chyba nie spodziewała się, że tak wcześnie spróbuje
się pozbierać. Przytaknęłam.
- Zaithis. – podleciała nagle blisko mnie. – Witaj z
powrotem.
Cieszyła się. Szczerze. Tak jak i ja... Westchnęłam
i zamachnęłam się skrzydłami. Ruszyłam pierwsza.
Na początku myślałam, że mój umysł zaprzątać
będą całkiem inne myśli, nakierowane na smoki i to, co od nich
poczuje na mój widok. Ale lecąc tak przez niebo, nie mogłam pozbyć
się wrażenia, że powietrze i atmosfera były jakieś inne. Zdawało
mi się, że smakują inaczej. Może to przez to, że tak dawno nie
opuszczałam moich skał? Pomyślałam, że zaraz się do tego
przyzwyczaję i momentalnie o tym zapomniałam. Znacznie bardziej
zainteresowało mnie widok pierwszych smoków, gdzieś w oddali.
Naprawdę miałam nadzieję, że zareagują na mnie tak jak zwykle.
Obawiałam się pogardy. Zerknęłam na Arishe. Ciągle za mną
podążała, przypatrując się mi pilnie. Nie lubiłam tego
drążącego wzroku.
Leciałyśmy powoli, ale z każdym uderzeniem
zbliżałyśmy się do centrum terytorium smoków. Energia była tu
nami przesiąknięta, gdzie nie spojrzałam, widziałam
przelatującego smoka. Czułam każdego i widziałam ich myśli.
Zastanawiałam się jak to jest, żyć tu, w samym środku, mieć z
nimi nieprzerwany kontakt. Owszem, nie potrzebujemy towarzystwa, ale
nim nie gardzimy. Może jakbym tu częściej przylatywała, to
odbudowałabym swój wizerunek?
Zatrzymałam się, rozejrzałam. Poczułam się
nieco... zagubiona. Arisha zawisła obok mnie.
- Czego szukasz? – zapytała
- Nie wiem, chyba czekam – odparłam cicho.
- Zaithis! – zawołała Svila.
Dopiero wtedy ją poczułam. Odwróciłam się.
Faktycznie zobaczyłam małą Svile, tuż za mną, razem z Vihazem.
Jak ja mogłam ich nie poczuć? Arisha przywitała się czystą,
przyjazną intencją. Ja bardziej zawtórowałam, niż dałam coś od
siebie.
- Leciałyśmy do was – powiedziałam.
Mała cząstka mnie ciągle się obwiniała.
- Naprawdę? – zapytała Svila, szczerze nie wierząc.
- Jesteś niepewna – zauważył nagle Vihaz.
Westchnęłam. Spojrzałam na niego. Chyba się
cieszyłam, że w duszy młodzika nie ma zbyt wiele moich barw.
Przywołałam wspomnienie, jak się rodził. Zrobiło mi się ciepło
w duszy. Wreszcie moja uczucia się ustabilizowały i zobaczyłam
rzeczy takimi, jakimi były naprawdę. Tak. Cieszyłam się, że nie
ma mnie w niem zbyt wiele. Nie chciałabym, żeby ktoś przechodził
przez to samo co ja.
- Już nie – odpowiedziałam z nutką czegoś, co można
by nazwać radością.
Nikt na mnie nie naskakiwał, nikt mnie za nic nie
obwiniał. Znowu poczułam się w pełni sobą. Arisha zaczęła
rozmawiać z młodzikami, a ja skupiłam się na Energii. Tyle smoków
latało wokoło. Niektóre zwracały na mnie uwagę, ale był to
bardzo przelotny wzrok. Minęło kilka wspomnień, odkąd się tak
czułam...
- Mnie tylko zastanawia, czemu myślałaś, że wszyscy
cię nienawidzą – mruknęła Arisha, jakby nieco poirytowana.
Spojrzałam na nią zdziwiona. Była zła?
- Tak, jestem zła! Wiesz co ja czułam za każdym razem,
kiedy widziałam ciebie, tak żałośnie leżącą na skałach?!
Zasłużyłam na to skarcenie. Nie odpowiedziałam.
Przynajmniej nie w pierwszym momencie.
- Zaithis zdenerwowała Arishe! – zawołała
przelatująca na nami Misza.
Zawisła.
- Czyli jednak to możliwe! – zaśmiała się i
odleciała.
- Ostatni raz to widzi – pomyślałam silnie, bardziej
do Arishy, niż Miszy.
To było moje przeprosiny. Arisha spojrzała na mnie
tym swoim przenikliwym wzrokiem. Weszła w głąb mojej duszy i
zostawiła tam bardzo cichutkie „Nie musisz mnie przepraszać.
Jesteś moją przyjaciółką”. Zrobiło mi się naprawdę
przyjemnie.
- I Zaithis jest miła! – zawołała Svila.
Zatańczyła wokół nas.
- Czyli to też możliwe!
Wszystko prysło, irytacja we mnie momentalnie urosła.
- Zamknij się, nie prawda! – zawołałam zła.
Nagle zorientowałam się, jak momentalnie mój nastrój
się zmienił. Znów rzuciłam wzrokiem po wszechobecnych smokach i
sama dodałam:
- Wszystko w normie.
- Nie za specjalnie – wtrącił się nagle Gizwir.
Dlaczego jego też nie zauważyłam?! Spojrzałam do
góry. Wisiał nade mną, wpatrując mi się w oczy.
- Gizwir! – zawołała zaskoczona Arisha. – w
sumie... nie widziałam cię ostatnio.
Co do za dziwne uczucie? Już je czułam. To samo mnie
dopadło, jak wyruszałyśmy z Arishą do Svili. Teraz jednak
silniejsze.
- Nie chciałbym przerywać Zaithis bycie miłą... –
zaczął.
- Nienawidzę cie – wtrąciłam się w jego myśli.
- … Ale coś do nas leci. – dokończył Gizwir, jak
gdyby nigdy nic.
Dopiero wtedy wszyscy to poczuliśmy, dziwna atmosfera,
kompletnie sprzeczna z kolorami, które wypełniały nasze miejsce.
Kojarzyłam ten zapach, kojarzyłam! Tylko skąd!?
- To ta istota, co przed burzą się pokazała, Zaithis!
– przypomniała sobie Svila.
Olśniło mnie! Faktycznie! Taki sam zapach miało
stworzenie, na którą natknęłyśmy się
z małą Svilą, zanim jeszcze urodził się Vihaze!
z małą Svilą, zanim jeszcze urodził się Vihaze!
- Nie jest jedno. Leci ich tu cała gromada – dodał
Gizwir.
- To dlatego cię nie było? Poleciałeś wtedy za tym
jednym? – zaczęłam łączyć fakty.
Wszystkie smoki zdążyły już zauważyć, że coś
jest nie tak. Patrzyliśmy w jednym kierunku, oczekując tego, co ma
nadejść. Nie baliśmy się. Byliśmy zaskoczeniu. Ale ja już
czułam jaka jest ich intencja. Gniew we mnie zawitał na nowo,
skrzydła zajaśniały mocno, ognistym kolorem,
- Czego chcą? – Zapytała Arisha, widząc moje emocje.
- Naszego Miejsca – warknęłam.
Wyłonili się, gdzieś daleko. Lecieli bardzo powoli.
Bezkształtne masy, niczym zwykłe zawirowania Energii. Nasze oczy
nie rozumiały ich wyglądu, ale czuliśmy, że tam są. Czuliśmy
życie. I intencje, żeby odebrać nam to, co jest nasze.
- Oni nie wiedzą kim jesteśmy? – zaśmiał się
arogancko Vihaze.
Spojrzałam na młodzika. Czyli jednak ma coś ze mnie.
- Naiwni. Niech próbują. – syknęła złowieszczo
Arisha.
A to mnie akurat zaskoczyło. Jeszcze nie widziałam
takiej Arishy.
Zbliżali się. Atmosfera zawirowała, od uderzeń
nieskończonej liczby skrzydeł. Cała chmara smoków ruszyła, żeby
wylecieć naprzeciw nieznanym istotom. Nasza mała grupka nie została
w tyle. Te stworzenie... Naprawdę były naiwnie. Smoki są pokojowe.
Nie atakują innych istot. Ale jeżeli same zostają zaatakowane...
Znamy swoją siłę. I nie oszczędzamy jej. Mamy swoją dumę, mamy
swój honor. Nie mamy litości...
Energia zgęstniała, skrystalizowała się.
Indywidualna rzeczywistość każdego smoka, stała się jedną
wielką nas wszystkich, tworząc tarczę nie do złamania.
Czekaliśmy, nie śpieszyło się nam. Wystarczyło, żeby obce
istoty na nas wpadły.
Nie nadchodziły. Zatrzymały się?
- Stoją – potwierdziła Arisha.
- Czemu? – zapytał ktoś z boku.
Ciężko było wyczuć pojedynczego smoka, w takiej
mieszaninie.
- Bo poznali nas – odparła Liźa, wisząca pode mną.
– Zawracają.
- Szkoda – mruknęłam zawiedziona.
- O! Zaithis! Myślałam, że cię już nie poczuje
– zorientowała się nagle smoczyca, równając do mnie.
- Chciałabyś – odburknęłam.
Smoki zaczęły się rozlatywać w różnych
kierunkach, nasza tarcza przestała egzystować. Atmosfera zelżała
znacznie i znikła obca barwa nieznanych istot.
- I co, dalej nie wierzysz, że coś może nam sugerować
co robić? – zaczęła Liźa.
Gizwir znikł wśród innych, a Arisha, wraz z
młodzikami, odsunęła się, pozostawiając mnie na pastwę upartego
gada! Błagam, tylko nie to! Nie miałam zamiaru wdawać się znowu w
bezsensowną dyskusję, nie tym razem! Odwróciłam się w kierunku
Arishy, już miałam uciec, ale w tym momencie Liźa powiedziała to:
- Czyli przyznajesz mi rację?
Spojrzałam na nią, w oczach zapłonęły mi ogniki.
- Zapomnij!
***
Chyba nigdy nie potrafiłam docenić atmosfery, którą
tworzył każdy jeden smok. Czułam się... jak u siebie. Bez żadnych
zasad, bez hierarchii. Dobrze mi było, wśród swoich, wśród tych,
których lubię i wśród tych, których nie specjalnie. To wszystko
tworzyło całość, którą moja dusza kocha i potrzebuje do życia.
Nie potrzebujemy towarzystwa drugiego smoka, żeby egzystować.
Potrzebujemy tylko, żeby był.
0 komentarze:
Prześlij komentarz