RSS

Bez początku i bez końca


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~



Smoki egzystują w nieskończoność. To dla mnie oczywiste a nawet dla was, ludzi, powinno takie być. Po prostu trwamy sobie w naszej egzystencji i będziemy trwać tak długo, jak długo żyć będzie nasz świat. Ale pewnego razu pomyślałam przez przypadek o początku naszej nieskończoności... i nagle ta idea przestała być taka prosta. To nie tak, że nie pamiętam jak powstałam. Ja tego nie wiem. Nie kojarzę, żeby mnie nie było i myślałam, że trwam od zawsze. Byłoby to całkiem trafne, gdyby nie jeden szczegół... Młode smoki.

Nie wiem ile ich jest, nie wiem jakie są... Wiem tylko, że istnieją. Już pisałam. Dla smoków inny smok istnieje tylko wtedy, gdy czegoś od niego się chce. One były dla mnie takie same, jak te dorosłe i taka świadomość mi starczała. Wcale nie miałam ochoty pogłębiać swojej wiedzy. Ale Arisha miała dla mnie inne plany... jak zwykle. Tym razem byłam jednak skłonna uwierzyć, że wszystko potoczyło się przez przypadek...
***

Ogólna energia, krążąca po moim świecie, nie była zbyt przyjemna. Moje skały stanowiły wtedy jedyne dla mnie miejscem, które jakoś tolerowałam. Wszędzie indziej czułam się źle i ociężale, dlatego nie miałam zamiaru ruszać się z miejsca, dopóki atmosfera nie uspokoi się chociaż trochę. Arisha jednak znosiła to lepiej, a nawet poczuła chęć zetknięcia się z innymi smokami. Często tak latała, żeby się z nimi spotkać i równie często namawiała mnie, żebym jej towarzyszyła. Tym razem jednak udało mi się nie dać jej zmanipulować i mogłam w pełni cieszyć się brakiem towarzystwa innych smoków. Szczególnie, że akurat wtedy naprawdę nie miałam ochoty na jakąkolwiek aktywność...

Naprawdę nie wiedziałam co w tym fajnego. Inne smoki były dla mnie jakby... nudne i ciągłe widzenie się z nimi, pogłębiałoby tylko niechęć do przebywania z nimi. Arisha jednak najwyraźniej czuła się po tym spełniona i z jakiegoś powodu bardziej chciała mojego towarzystwa. Nie mogę powiedzieć, że było to dla mnie kompletnie bez znaczenia. Choć ciężko było mi to przyznać, w głębi duszy potrzebowałam jej zainteresowania mną. Dlatego zerwałam się zaskoczona, kiedy wyczułam kogoś jeszcze, lecącego z powracającą do mnie Arishą. W moim umyśle zaczęło układać się setki scenariuszy odnośnie tego kto mógł jej towarzyszyć i dlaczego. Dwa punkciki zbliżały się dosyć szybko, ale ja zamknęłam oczy i spróbowałam poczuć drugiego smoka. Atmosfera była beznadziejna... ale poczułam słabo duszę obcej istoty... To była Svila... ?

W moim umyśle plątała się nikła świadomość egzystencji tego smoka, ale kojarzyłam niewiele ponad to. Była to młoda... bardzo młoda istota. Nie miałam o niej wyrobionej żadnej opinii, ale myśli wydawały się być raczej pozytywne. Zastanawiało mnie czemu, skoro NIC o tej duszy nie wiedziałam. Cóż, nadarzyła się okazja, żeby się dowiedzieć.

Dolatywali, a ja nie odrywałam wzroku od przybyszy. Chciałam wyjaśnień. Usłyszałam intencje Arishy:
 - Zaskoczona?
 - A jak myślisz? - odpowiedziałam gładko.

Oczywiście, że byłam zaskoczona. Svila wylądowała tuż przede mną, przyglądając mi się
z niezwykłym zainteresowaniem. Odpowiedziałam jej lekkim przekręceniem głowy.
 - Ty jesteś Zaithis. Byłam cię ciekawa. Każdy czuje cię inaczej – poczułam od młodego smoka.

To też mnie zaskoczyło. Mój wzrok nabrał zaciekawienia. Jej myśli były bardzo otwarte. Myślała o smokach jako jeden ogólny byt, a nie pojedyncze indywidualności. Zapisałam to w pamięci.
 - A ty jak mnie czujesz?
 - Inaczej. Twoje barwy krążą szybciej.

Zerknęłam na przyjaciółkę. Świetnie się bawiła, patrząc jak buduje się mój kontakt z młodzikiem. Zaczynałam mieć lekkie wątpliwości, czy potrzebuję aż takiego zainteresowania...
 - Czemu Svila przyleciała z tobą, Arisha?
 - Nie wiem. Leciała obok – odparła, rozpraszając łagodnie swoje skrzydła.

Energia wokół niej rozpływała się wolno.

Obie spojrzałyśmy na Svila. Ona jednak się tylko w nas wpatrywała, jakby pierwszy raz widziała smoka.
 - Szukam miejsca dla siebie – powiedziała w końcu, kiedy jej niewiadoma obecność zaczynała mnie irytować.
 - I? Podoba ci się tutaj? - Arisha spojrzała na mnie niepewnie.

Nawet jeśli, nie miałam zamiaru jej tu znosić. To moje miejsce!
 - Nie. Barwy tu są zbyt podobne... Pokaż mi miejsce dla mnie.

Moja myśl była jasna dla wszystkich. Ja zostaje. Atmosfera jest beznadziejna i ruszę się gdziekolwiek dopiero jak wszystko wróci do normy. Arishy natomiast bardzo spodobał się ten pomysł. Zapulsował od niej entuzjazm... I dobrze, będzie miała zajęcie.
 - Ja chcę, żebyś to ty mi znalazła miejsce, Zaithis – sprostowała pewnie.

Energia wokół mnie aż zafalowała od zaskoczenia. Co? Ona nie żądała. Ona po prostu czuła, że tylko ja to mogę zrobić... Podniosłam głowę niechętnie. Ciekawiło mnie ile jeszcze razy będę zaskoczona.
 - Czemu akurat ja. Arisha czuje lepiej.
 - Ale ty czujesz inaczej. Każdy czuje inaczej. Ja chce miejsce, które ty wybierzesz dla mnie. Ty masz inne spojrzenie. Twoje miejsce też będzie inne.

Zgłupiałam. Dopiero wtedy tak naprawdę dostrzegłam jej duszę. Ona wydawała się być innym smokiem, niż większość. Takim... podobnym do mnie. Zmrużyłam oczy... Nie wiem czemu, ale mój umysł wypełniało przeświadczenie, że muszę z nią polecieć... Lecz to było za mało, żeby mnie ruszyć. Nigdzie się nie wybierałam...

Uhh... zainteresowanie Arishy całą sytuacją zaczynało mnie irytować! Wiedziałam... czułam, że ta chandra ciągle obserwowałam mnie i moje uczucia, z fascynacją czekając na decyzję. Poleci, zostanie, zrobi coś innego?! Znowu stałam się dla niej obiektem rozrywki!

Obróciłam się nagle w jej stronę, syknęłam!
 - Czy ty zawsze musisz uważać mnie za coś z innego świata?! To naprawdę takie fascynujące?!

Nie wytrzymałam. Ogólna atmosfera ciągle mnie przytłaczała... To nie pomagało.
 - Tak. Unikasz decyzji. A jakąś musisz podjąć. Chce widzieć jaką... – odparła spokojnie, jakby się niespecjalnie przejmując moim wybuchem.

Ale zeszła ze mnie. Ja już jednak straciłam wszelkie zainteresowanie.
 - Nic nie muszę...

Położyłam się i zamknęłam oczy. Nie miałam zamiaru przejmować się ani Arishą, ani Svilą...

Poczułam nagle ogromny smutek. Nie zawiedzenie. Smutek. Uchyliłam oczy. Młody smok odlatywał... Miała ładne skrzydła. Takie wyraziste... Zrobiło mi się trochę jej żal... ale tylko na moment. Gniew w stosunku do jasnoskrzydłej był silniejszy.

Zerknęłam na Arishe. Udawała, że też straciła zainteresowanie.
 - To przez ciebie – mruknęłam, wcale nie zgodnie z prawdą...

Chciałam tylko usłyszeć jej wyrzuty...
 - Wiem... - odparła.

I wyrzuty się pojawiły. Poczułam się lepiej.
 - Po prostu jest tak jak mówiła Svila. Masz inne spojrzenie. Dlatego tak lubię cię obserwować. Nie dlatego, że jesteś dziwna, czy niepasująca. Wierzysz mi? Uwielbiam cię irytować, ale nigdy nie chciałam cię zranić...

Nie oczekiwałam aż tak szczerych wyrzutów. Trochę zrobiło mi się głupio. Mój gniew znikł. Nagle stałam się wrażliwsza, a los Svili zaczął mnie obchodzić. Nie do końca wiem czy mi się to podobało... Ale wstałam i wzbiłam się w niebo.

Dogoniłam ją szybko. Wcale się nie śpieszyła.
 - Jednak? - usłyszałam od niej z nadzieją.

Rozbawiło mnie to trochę. Przecież to było oczywiste (z jej punktu widzenia), że jednak przylecę. Ja i każdy inny doroślejszy smok byśmy się tego spodziewali. Dręczyłyby go wyrzuty bądź inne uczucia i w końcu by przyleciał. Ale ona była jeszcze... ona nie znała reguł tej gry, w którą wszyscy graliśmy. Może dlatego zrobiło mi się jej żal, bo ona wcale nie spodziewała się, że ja przylecę...
 - Tak. Chyba wiem co ci się może spodobać – powiedziałam beznamiętnie.

Nietrudno było się wczuć w jej duszę. Jej emocje były otwarte na wszystkich. Zaczęło mnie intrygować jak ona, jako młody smok... była czysta... może naiwna.
 - Miło – odparła zadowolona. - Nie mogę się doczekać, żeby tam zostać i być już zawsze.

Miała na myśli miejsce, gdzie emocje i ich barwy kontrastują ze sobą, wirują szybko. Jest to jedno z tych miejsc, które miło się odwiedza, ale zostanie w nich dłużej, męczy. Nie rozumiałam, czemu Svila chciała taki „dom”.
 - Dziwisz mnie... Ale jak chcesz.

Leciałyśmy. Ohh... Atmosfera była taka ciężka. Ta cała otaczająca nas energia była jak... ludzka smoła. Już mi się przestawało podobać, że opuściłam moje skały. Miałam wrażenie, że moc gęstniała subtelnie...
 - Ale wiesz, że kiedyś zostawisz to swoje miejsce? - mruknęłam.

Nie wiem czemu o tym wspomniałam. Byłam chyba ciekawa, czy wie o tym. Ona spojrzała tylko na mnie w odpowiedzi pytająco.
 - Nigdy nie przeżyłaś z nami przeniesienia?

Dalej nie wiedziała o co chodzi. Nie przeżyła.
 - My raz na jakiś czas zmieniamy nasze miejsce. Wszyscy. Lecimy daleko, w całkiem inną część świata.
 - Czemu? - zapytał młodzik, przybliżając się nieco.
 - Nudzi się nam nasze miejsce. Dlatego lecimy całkiem gdzie indziej.
 - I znajdujecie nowe miejsce, które się wam podoba?
 - Zawsze.
 - Ja jeszcze nie mam miejsca, żeby mi się znudziło... - mruknęła smętnie

Będziesz miała...

Choć w naszym świecie nie ma czasu, a fizyka jest czymś co nawet jeśli kiedyś miało znaczenie, w końcu zanikło od ciągłego naginania rzeczywistości, tak ciągle musimy się liczyć z przestrzenią. Nasza droga prowadziła przez centrum naszego „terytorium”, a to oznaczało pewne spotkanie z innymi smokami. Nie miałam na to za specjalnej ochoty. Ohh... na nic nie miałam ochoty. Ja muszę dojrzewać do takich wycieczek... Jeżeli spotykają mnie nagle i jestem na nie nieprzygotowana psychicznie, męczą mnie prawie od razu...
 - Czemu nie lubisz innych smoków – zapytała Svila nagle.
 - Nie nie lubię ich... - zastanowiłam się, czemu nie chcę się z nimi spotkać... - To raczej oni nie lubią mnie.
 - Więc czemu oni cię nie lubią?
Kolejne trudne pytanie... Ale bardziej niż jej, chciałam sobie na nie odpowiedzieć.
 - Nie wiem... Bo jestem od nich lepsza i to czują?
 - Jesteś? Wydawało mi się, że smoki są takie same... - Nie mogła przetrawić mojej myśli.

Ale nie o to mi chodziło... Nawet myślami ciężko było mi wyrazić to co czułam.
 - Nie w takim sensie lepsza! Wiele smoków ma dużo różnych zdolności, które przewyższają moje... Ale sama mówiłaś, że ja mam inne spojrzenie. Może tego nie lubią.
 - Mnie to nie przeszkadza.

Jeszcze... Bo nie znasz reguł. Zaczęłam się zastanawiać, czy ja obroniłam się przed zmianą i byłam ciągle takim niewinnym młodzikiem, czy jednak stałam się tym, czym inne smoki... jakby kimś, kto zbyt długo stanowił uczestnika naszej gry. Moje myślenie mnie przerażało. Czyli my nie byliśmy smokami i tylko młodziki miały na tyle nieświadome dusze, żeby nimi być? Czy po prostu były za mało doświadczone, żeby być smokami. Potrząsnęłam głową. Za bardzo kombinowałam. Jakie skażenie, jakie niedoświadczenie? Dorosłe smoki są po prostu smokami. Młodziki też, ale nie mają tak dobrze rozwiniętej świadomości jak te starsze. Cała filozofia...

Przestałam myśleć, ale moje myśli nie miały zamiaru łatwo odpuścić. Złośliwie krążyły po tematach, które niezbyt chciałam ruszać, jak na przykład: co tym razem dane będzie mi przeżyć podczas kontaktu z innymi smokami. Stłumiłam je jeszcze bardziej... Po prostu leciałam.

Niestety niedoszła rzeczywistość, która wywoływała we mnie niechęć gorszą niż sam lot w ołowianą atmosferę, stała się aż nazbyt realna. Wyczuwałam różne smoki, dostrzegałam je fruwające w oddali. Było ich coraz więcej... W końcu musiało się stać tak, że któryś do mnie podleci, sprawdzić co mnie zmusiło do opuszczenia skał.

Stęknęłam w duszy... poczułam pierwszego natręta, który mnie zauważył... Gizwir. Chociaż nasze zdania się kompletnie różniły w każdej możliwej kwestii, miałam o nim nieco lepsze zdanie niż o innych. Ale był ktoś jeszcze... Tisza. Instynktownie zaczęłam szukać Visge, ale nie wyczuwałam go... Ciekawe co tym razem z nim zrobiła...?

Póki co nie było źle. Mogłam trafić na bardziej irytujące smoki.
 - Ile Arisha musiała włożyć wysiłku, żeby cię tu sprowadzić, Zaithis? - zapytał jeszcze z daleka, przekornie Gizwir.

Nagle zawisłam w powietrzu. „Ile wysiłku musiała włożyć...”. W moim umyśle zaczęło przeskakiwać kilka myśli... Niespodziewanie złączyły się w jedno! Podniosłam wolno głowę... Zmanipulowała mnie... ZNOWU! Ponownie dałam się nabrać! Ten jej „szczery” żal...

Svila odsunęła się kawałek, czując lekkie zakłopotanie. Nic nie wiedziała o podstępie Arishy. Ale Tisza i Gizwir wybuchli rozbawieniem. Nietrudno się było domyśleć całej sytuacji.
 - Niewiele – mruknęłam zła.

Ruszyłam wściekła, minęłam dwa smoki. Niestety pomknęły za mną. Młodzik trzymał się całkiem z tyłu.
 - Więc ty jednak też masz słabości, Zaithis – zawołała sarkastycznie Tisza, równając się ze mną. - Miałam nadzieję się o tym przekonać.

Miała na myśli to, jak Arisha mnie ustawiała według własnej woli.
 - Nigdy nie mówiłam, że ich nie mam – odburknęłam.
 - Świadczysz o sobie inaczej – zauważył Gizwir.

Nie miałam ochoty na ich towarzystwo. Gizwir i Tisza popatrzyli po sobie rozbawieni. Znaleźli sobie rozrywkę w dręczeniu mnie swoją obecnością. Zaczynało mnie to irytować.
 - Wcale nie czuję, żeby oni cię nie lubili, Zaithis – mruknęła nieśmiało Svila. - Ale ty ich nie chcesz.

Wcale nie miałam ochoty odpowiadać, ale Gizwir zrobił to za mnie. Czego się obawiałam...
 - My pamiętamy Zaithis już długo. Znamy ją bliżej i już nam nie przeszkadza to, że za nami nie przepada. Bo nie przepada za wszystkimi. Ale nie jest zła. Jest jaka jest.

W pierwszym momencie chciałam się zirytować, tak dla zasady, ale moje nastawienie zmieniło się kompletnie, kiedy dotarł do mnie sens myśli smoka. Trochę mnie to... zaskoczyło. To wcale nie był żaden negatywny komentarz. Nie wiedziałam na ile dobry humor obu smoków mógł wpłynąć na taką opinię.
 - Ale ona lubi Arishe – zauważył szybko młodzik.

Smoki nie wiedziały co na to odpowiedzieć. Według nich był to fenomen, którego nie można wytłumaczyć. Ale oni mnie nie znali. Nikt oprócz Arishy mnie nie znał i nie wiedział, co czuję naprawdę. To nie jest tak, że ja nie przepadam za każdym smokiem... sama nie wiedziałam czego tyczy się to negatywne uczucie, które mnie ogarnia na myśl o spotkaniu z innymi, ale też wcale nie chciałam odkrywać jego istoty. Po prostu egzystowałam w zgodzie ze sobą i to mi wystarczało. Nie chciałam sobie komplikować życia durnym „odkrywaniem siebie”.

Dotarła mnie intencja Tiszy ale coś zwiało ją niespodziewanie. Ciężka atmosfera zawirowała nagle. Wszyscy zawiśliśmy w powietrzu, a istota naszej rozmowy wyparowała momentalnie. Rozglądaliśmy się. To było uczucie jakiego jeszcze nigdy nie czułam. Ono narastało. Gładkie, jednobarwne, wolne... takie bez wyrazu.
 - Nad nami - mruknęła Tisza

Szybkie spojrzenie w górę... I zobaczyłam to. Bezkształtną masę energii, trochę większą niż stanowiła pojedyncza istota smoka, przemieszczającą się po niebie. Czułam od tego duszę i świadomość, ale nie mogłam zobaczyć żadnych emocji czy charakteru. Jej jestestwo kompletnie nie pasowało do energii zdominowanej barwami smoków i bytność istoty wśród nas stanowiła zagadkę.
 - Co to jest? - zapytała Svila.

Wzbiła się nieco do góry. Intrygowała ją istota. Ale nie tylko ją. Blisko stworzenia podleciała Misza – smok, który manipulując samymi uczuciami potrafił opowiadać całe historie. Czucie przychodziło jej z łatwością. Pewnie chciała zrozumieć obcą duszę.
 - To jest inne stworzenie – palnął Gizwir jak gdyby nigdy nic.

Naprawdę? Dobrze, że powiedział, bo bym się nie domyśliła... Choć ze zdziwieniem odkryłam, że cząstka mnie dopiero po potwierdzeniu przez innego smoka, zaakceptowała ten fakt. Młodzik dalej nie rozumiał.
 - Smok?

Nie dziwiłam się jej. W sumie też tego nie rozumiałam:
 - Nie... Coś całkiem innego. Nie możemy nawet zobaczyć formy.
 - Mnie bardziej ciekawi co to tutaj robi – wtrąciła Tisza.

Wiem, że oprócz nas, są jeszcze inne istoty. Nie czułam ich jednak, a do tej pory nie spotkałam żadnego, dlatego ich jestestwo było dla mnie jedynie pustą myślą, pozbawioną wszelkiego znaczenia. Teraz ta myśl nabrała realności, ale dalej stanowiła jedynie szablon całości... Intrygowało mnie pytanie Tiszy. Co to stworzenie tu robiło, wśród smoków? Nie dało się nic wyczuć od duszy, nawet jej intencji. Sprawiała wrażenie jakby nie istniała, ale przecież ją widziałam! Coraz bardziej mnie to irytowało... Misza zniknęła, nawet ona się poddała. A stworzenie odpływało gdzieś w nieskończoność, żeby o nim zapomnieć bez śladu.
Svila popatrzyła się po nas. Coś się w niej wyraźnie kotłowało. Kątem oka dostrzegałam jej wewnętrzną walkę... Nagle wystrzeliła za stworzeniem.
 - Podjęła decyzję? – skomentował zaskoczony Gizwir.
 - Tylko po co? - dodała Tisza.

Też coś chciałam powiedzieć... lecz ogarnął mnie impuls, skupiłam mocniej skrzydła. Energia zawirowała wokół i wyleciałam nagle za młodzikiem. Wtedy dopiero dotarło do mnie co robię, ale w tajemniczy sposób nie mogłam dojść do pobudek, które mną kierowały. Zgłupiałam... Czemu ścigałam Svile? Już mnie nie potrzebowała, powinnam przestać dla niej istnieć. Mnie jej los też nie obchodził, więc czemu czułam, że muszę za nią lecieć? Co nas jeszcze łączyło?

Zrównałam się z nią. Nieznana istota płynęła przed nami. Zerknęłam na młodzika... Była kompletnie zaaferowana obcą duszą. Nie mogłam zrozumieć co się jej dzieje. Jedyne co od niej czułam, to aż krystalizujący się zew przeznaczenia... musiała lecieć za stworzeniem. Ale czemu? Spojrzałam wokół, w niebo... Energia była silna... Mała zdawała się ją przyciągać. Cokolwiek się działo, miało to związek z nią...
 - Dlaczego ja? - zapytałam zrezygnowanie.

Wcale nie myślałam, że będzie znała odpowiedź...
 - Nie wiem. Coś się ma stać! Czuję to – odparła zafascynowana. - Muszę lecieć za nim.

Tak jak myślałam...

Atmosfera stawała się coraz cięższa... Cała ta sytuacja męczyła mnie. Ja też czułam, że powinnam z nią być, ale brak jakiegokolwiek powodu irytował mnie! Energia gęstniała z każdym momentem, barwy przenikały się i zmieniały... Nie podobało mi się to. Dusza płynęła przed nami niewzruszona, ale tajemnicze napięcie narastało... Svila zdawała się niczego nie zauważać...

A energia krążyła coraz szybciej... Moja dusza drżała...

I nagle zobaczyłam to, czułam każdą cząstką siebie... Jak fala wściekłej mocy sunie w dali przez niebo. Prosto na nas! Ogarnęła mnie panika, nie wiedziałam co się stanie! Svila była jak w transie, nie widziała fali! Uhh, co za imbecyl! Skrzydła zaświeciły oślepiającym blaskiem, momentalnie znalazłam się przy niej...
Aż mnie to zaskoczyło jak szybko...

Fala uderzyła, zachwiało mną nagle. Svila pisnęła, otrzęsłam się. Osłoniłam ją sobą. Energia szarpała z furią, barwy wirowały szaleńczo.
 - Zaithis...

Nie wiedziała co się stało. Natłok odczuć wprawiał zmysły w obłęd. Nie mogłam lecieć, nie mogłam utrzymać kształtu skrzydeł! Rozpraszały się!
 - Trzymaj się mnie! - zawołałam...

... Bezgłośnie. Ryk energii porwał ze sobą słowa. Ale czułam Svile, ciągle była!

Cały świat się zmieniał, wypełniał obcymi emocjami. Były puste, ich natłok przytłaczał, dezorientował... Traciliśmy zmysły... Za dużo uczuć, barw. Nie wiem co moje, co prawdziwe. Jestem ślepa, nie wiem kim jestem, nie czuje swej duszy! Duszę się...

Dwa światy przenikały przez siebie. Nacierająca Energia obcego uniwersum szalała. Jeszcze przyspieszała, kiedy dotykała smoczej duszy. Skrzydła zanikały. Rzucało nami. Nie mogłam latać, nie umiałam! Jeszcze czułam Svile, pociągnęłam ją, złączyłyśmy się. Musiałyśmy się czuć, to jedyne co widziałam, ona też! Skuliłyśmy się w sobie. Próbowałam widzieć, czuć duszę drugiego smoka. Emocje szalały, opływały nas wściekle. Bała się, ona się bała. Ja się dusiłam. Za dużo, za dużo...

... Skończyło się. Nagle wszystko ucichło. Tak po prostu? Podniosłam głowę. Świat wyglądał, jak gdyby nigdy nic się nie wydarzyło. Leżałyśmy obie na ziemi, wtulone w siebie, a ja nawet nie pamiętałam jak to się stało... Okropne uczucie! Poziom mojego zażenowania rósł drastycznie...

Odskoczyłam momentalnie! Nic się nie wydarzyło! To się nie stało! Jak ja się czułam beznadziejnie, że ktokolwiek choć przez chwilę widział mnie w takim stanie... taką słabą i bezradną...
i, że chciałam ją chronić. Uhh! Otrząsnęłam się.

Ale Svila jeszcze nie. Ciągle leżała, a jej dusza zdawała się nadal być szczelnie zamkniętą. Sama musiała zauważyć, że już się wszystko skończyło. Położyłam się na ziemi. Czułam się zmęczona... Ale atmosfera zelżała. Była przyjemna i lekka jak zawsze... A gdzie obca istota? Spojrzałam na niebo...

... I znieruchomiałam... Było przepiękne! Lśniło i iskrzyło delikatnie. Barwy tańczyły wolno, miejscami wirując szybciej. Energia smugami zostawiała ślady swej subtelnej bytności.

Nie zastanawiałam się, wzbiłam się w górę. Chciałam znaleźć się bliżej tego tańcu! Moje skrzydła iskrzyły wraz ze zbliżaniem się, dusza drżała przyjemnie, jakby regenerując siły. Czułam się fantastycznie w tym miejscu, tak przyjemnie i rozkosznie... Efekt tego co zostało po burzy...

Ale poczułam coś. Jedno miejsce błyskało bardziej niż inne. Smuga energii wirowało wokół, jakby chcą się skupić w tym samym punkcie. Emocje wirowały niezwykle szybko, formując jakby sferę. Głównie pozytywne uczucia, wkradały się też te gorętsze i te nieprzyjemne. Poczułam nawet jak sfera wciągnęła cząstkę mnie... i Svili. Zerknęłam tylko, znalazła się obok mnie zafascynowana... A proces trwał, nabierał rzeczywistości, świadomości, kształtów. Wszystko wirowała coraz szybciej, scalało się, tworzył się... Aż narodził się smok.

Otworzył oczy. Moja dusza podpowiadała mi, że nazywa się Vihaz. Niezwykle dumny, ale i ostrożny oraz... ku mojemu zdziwieniu, przyjazny smok. To były cechy, które miały się w nim dopiero rozwinąć. Jego dusza ciągle jeszcze nabierała kształtów, choć ciało kończyło się formować. Rozwinął skrzydła... niezbyt jasne i wyraźne. Zaiskrzyły w polu zintensyfikowanej energii, ruszył się. Już żył...

Svila momentalnie do niego podleciała. Ich dusze pasowały do siebie tak doskonale... Mimo, że Vihaz cząstkę mnie też wchłonął, energii było za mało, aby nasze dusze też współgrały. Wiedziałam jednak, że coś ze mnie będzie miał. I z jakiegoś powodu cieszyło mnie to...
 - To twoje miejsce! - zawołała radośnie Svila. - I moje!
 - Wiem – odparł nowy smok, jakby znali się od wieczności.
Cóż... może tak właśnie było?

Czułam, że nic mnie już nie trzymało. Chciałam wrócić do moich skał... I do kogoś, kogo cząstkę duszy ja wchłonęłam.

  • Digg
  • Del.icio.us
  • StumbleUpon
  • Reddit
  • RSS

0 komentarze:

Prześlij komentarz