Saints Row: Święta Wojna to konkursowa praca niejakiej Anny Goryckiej. Jak nie trudno się domyśleć, historia ta oparta jest na grze Saints Row, największej konkurencji dla Grand Theft Auto. Gangi, szybkie samochody i zemsta. Serdecznie zapraszam do lektury :)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Drzwi windy otworzyły się. Byłam na szczycie wieżowca należącego do nas, Świętych. Jeszcze niedawno cieszyliśmy się złą sławą. Wszyscy znali nas jako rozbójników. Wszystko dzięki organizacji STAG, mającej pomóc obywatelom w usunięciu gangów ze Steelport. Ich „pomoc” okazała się większym problemem dla ludzi niż Święci.
Była pewnego razu pani, która sobie otwierała most jej męża. Podczas tego otwarcia odprawialiśmy pogrzeb dla Johnny’ego Gata, człowieka na którym każdemu bardzo zależało. Przeszkodzili nam w tym członkowie Luchadores. Ich liderem był Killbane. Wyrządzili duże szkody, mianowicie rozwalili most. Właściwie nie rozwalili tylko po prostu rozpierniczyli rakietnicą! Oni, nie my. A mimo wszystko cała wina poszła na nas. Ale przecież STAG jest uczciwy i pomaga ludziom!
Pamiętam jeszcze jak Killbane był w telewizji, udzielał wywiadu. Był to moment, który wkurzył mnie chyba najbardziej ze wszystkich. Reporterka powiedziała mu, że doszły do niej słuchy, iż jest przestępcą. On zaprzeczył i odparł, że to Święci są przestępcami. Gdy tylko sobie to przypomnę rozpiera mnie złość. Nadal nie mogę przeboleć wyboru naszych szefowych, które zdecydowały nie zabijać Killbane’a. Szczerze, nie mam jej tego za złe. Miała przecież wybór zabić lidera Luchadores lub uratować Shaundi związaną przy tykającej bombie. Potem ich przywódca niby nic do nas nie miał. Do teraz, zbierał sobie ludzi, żeby nas zaatakować. Zdradziecki tchórz.
Mówię przecież cały czas o przeciwnikach zamiast o nas. Przywódczynie Świętych są dwie. Siostry, Iskra i Lady.
Lady podeszła do mnie, a ja wyrywając się z zamyślenia podałam jej dużą torbę, w której miałam nowy rodzaj broni. Drugą położyłam na ziemi.
- Słyszałam, że Kinzie wyszła z domu dalej niż sto metrów - zaśmiała się.
- Bardzo śmieszne. Masz tu dość ciekawy rodzaj broni. Schemat ukradziony od STAG. Ci idioci myślą, że mają takie super zabezpieczenia i nikt się do nich nie dostanie. A jeśli chodzi o komputer, to Kinzie potrafi wszystko. A jak się ze mną połączy to… - urwałam.
- To?
- No właśnie nie wiem jak opisać tą potęgę. Na pewno Deckerzy nie mogą się z nami równać.
- Miło usłyszeć to od tak skromnej osoby.
- Ależ oczywiście, że tak!
- Dobra, koniec zabaw. Powiedz no mi, co to do cholery jest? - zapytała wyciągając z torby broń.
Szefowa oglądnęła dokładnie nowo nabyty przedmiot.
- To jest… - zaczęłam, biorąc z jej rąk rzecz - broń…
- No co ty?! - przerwała mi sarkazmem.
- Która jest podobna do zwykłego karabinu z wyglądu, jednakże jak można zauważyć jest cieńsza, i to dużo. Tak samo z wystrzeliwaniem pocisków jest podobna do karabinu, tyle że o wiele szybsza. Co do pocisków, są dwa rodzaje. Jeden rodzaj to zwykłe naboje, a drugi rodzaj to naboje zapalające.
- Niezłe to, ale jeśli zdobyłaś z Kinzie schemat to skąd wzięłyście całą broń?
- Mam znajomości. Później opowiem.
- Więc mamy zaopatrzenie na atak. PIERCE! - krzyknęła głośno.
Po chwili obok nas pojawił się murzyn w białym garniturze i fioletową koszulą.
- Pizza przyjechała? – zapytał.
- Tak. Przyjechała pizza. Pozwoliliśmy sobie doprawić ją szczyptą ołowiu! - odparła z sarkazmem, po czym skierowała się w głąb apartamentu.
- Kitty udzieli ci odpowiednich wskazówek, ja idę przygotować ludzi - rzuciła przez ramię. - Dobra, wojownicza nerdko, o co biega?
- Trzeba wnieść wszystkie torby z mojego samochodu. Są w nich bronie, które dostanie reszta gangu. Dostaną odpowiednią ilość amunicji do niej i mają obowiązkowo wziąć inne bronie. Konkretnie mieć przy pasie pistolety. I błagam, nie zapomnijcie o amunicji, bo to by była niezła wtopa - powiedziałam. Szefowa uzgadniała wcześniej plan z najważniejszymi członkami gangu. Co ciekawe wśród nich znalazłam się także i ja. - Przynajmniej dwóch ludzi ma lecieć na miejsce pionowzlotami. Inna dwójka sprawnie obsługująca snajperki leci helikopterem. A reszta snajperów zostanie obsadzona na pobliskich dachach.
- Okej, okej! Tym razem pamiętam plan! Nie musisz mi przypominać!
- Miałam wrażenie, że jest przeciwnie. Do roboty. Zaraz zrobię Świętym szkolenie, żeby umieli się obsługiwać nową bronią.
Po godzinie przygotowywania ludzi weszłam do salonu, aby odpocząć i przygotować samą siebie. Zastałam tam Olega, przerośniętego faceta, który pomógł nam już wiele razy i oczywiście Pierce’a. Grali ze sobą w szachy. Obok murzyna stała Iskra. Brunetka, która choć mało kapuje i dużo gada, to jest dobra w walce.
- No, i ja jej odpowiedziałam i wtedy ona mi odpowiedziała, na co ja jej wrednie odpowiedziałam i ona mi tak chamsko odpowiedziała, więc musiałam jej coś powiedzieć i wtedy ona mi powiedziała, że głupia krowa jestem, to ja jej powiedziałam, że ona też. I ona wtedy ona powiedziała… - i tak dalej, i tak dalej ciągnęła się ta paplanina.
- Co ona znowu tak przeżywa? - zapytała Lady, wskazując głową na Iskrę.
- Grała znowu w jakąś grę RPG - odparł Pierce.
- To wszystko tłumaczy. Iskra, zamknij ty się wreszcie! - powiedziała do swojej siostry.
- Przerwałaś mi w najciekawszym momencie! - obruszyła się tamta.
- Bo ona ci odpowiedziała, na co ty jej odpowiedziałaś i wtedy ona ci powiedziała?
- Tak!
- Jezu… O północy jedziemy ubić dziadów z Luchadores, przejmiemy ich główny budynek i pokażemy gdzie ich miejsce - skierowała tym razem słowa do wszystkich.
- A gdzie jest to miejsce? - zapytała Iskra.
- Na cmentarzu.
- Czemu na… aaa! Że na cmentarzu, bo zabijemy ich! Aaaa! Nie mogłaś powiedzieć jaśniej? - Iskra ukazała przejaw swojej inteligencji, na który Lady zareagowała uderzeniem otwartą dłonią w czoło.
Reszta próbowała powstrzymać śmiech. Zirytowana szefowa wzięła mapę leżącą nieopodal na szafce. Podeszła do grających mężczyzn i bezceremonianie zrzuciła plansze do gry, a na jej miejscu rozłożyła plan miasta.
- Hej! My graliśmy! To było naprawdę ważne! – zawołał Pierce, a Lady nie zracając na niego uwagi tłumaczyła swojej siostrze jak będziemy jechali.
Północ. Mrok otaczał całe miasto, a ja siedziałam obok Lady, która prowadziła dwuosobowy samochód. Przed nami w podonym aucie, które prowadziła Iskra siedział Pierce.
- Skąd właściwie wzięły się wasze ksywki? Twoja i Iskry? - zapytałam szefowej.
- Ja jestem Lady ze względu na pokazywanie mojej wyższości, zachowanie i władzę - odparła bez emocji
- Skromnie – skwitowałam.
- A jeśli chodzi o Iskrę, to od bomb elektrycznych, które sobie upodobała.
- Dobrze wiedzieć.
- Jesteśmy na miejscu – oświadczyła nagle.
Druga liderka pojechała dalej. Prawdopodnie w tej chwili skręcała w ciemną uliczkę, podobnie jak i my. Wysiadłyśmy z auta i przygotowałyśmy broń. Za nami w to samo miejsce podjechał inny samochód ze Świętymi. Wszyscy wiedzieli, co mają robić. Podbiegłam z Lady do krawędzi ściany. Szefowa wychyliła się i pewnie dawała znaki Iskrze, żeby pobiec do drzwi głównych wieżowca należącego do Killbane’a.
- Jazda – powiedziała do mnie cicho.
Pobiegłyśmy do wskazanego miejsca. Zatrzymałyśmy się tuż przy wejściu, przylegając do ściany. Po drugiej stronie była druga szefowa wraz z Piercem. Lady otworzyła drzwi nadal pozostając w ukryciu przy ścianie. Zerknęła do środka i dała nam znak, że droga wolna. Cała nasza czwórka weszła do środka. Cichaczem przebiegliśmy do najbliższego pomieszczenia. Bogu dzięki, był pusty.
- Iskra, idź na wyższe piętro i znajdź miejsce, w którym jak coś będziesz mogła nas ochraniać. Jeśli natrafisz na wroga zabij go, a następnie schowaj gdzieś ciało. Byle żeby nikt nie dowiedział się o naszej obecności - powiedziała Lady, na co jej siostra odpowiedziała skinieniem głowy. Druga szefowa, schylona wyszła z pokoju.
Minęło najwyżej dziesięć minut, kiedy Iskra dała nam znak przez komunikator, że możemy iść. Wyszliśmy i pobiegliśmy zaczęliśmy biec do windy.
- Pierce, schowaj się gdzieś i daj nam znak, jeśli okaże się, że Killbane wie o nas lub jeśli będzie wychodził czy wchodził, jasne? - poinstruowała murzyna Lady.
Natychmiast zastosował się do rozkazu. My weszłyśmy do windy i wjechałyśmy na najwyższe piętro. Do biura Killbane’a. O dziwo nie napotkałyśmy żadnych przeszkód na drodze. Wparowałyśmy do pomieszczenia, w którym lider Luchadores powinien siedzieć, ale go nie było. Postanowiłyśmy pominąć punkt zabijania go i od razu przejść do sedna. Lady została w drzwiach, pilnując, aby nikt mi nie przeszkodził, a w tym czasie ja wyciągnęłam ładunki wybuchowe i wślizgnęłam się pod biurko aby ją zamontować.
- Gotowe. Spierniczamy stąd. Za dwadzieścia minut ten budynek już nie będzie taki śliczny - powiedziałam do szefowej po chwili.
Byłam specjalistką od roboty rozwalania wszystkiego. Bombę, którą teraz założyłam jest naprawdę trudna do złamania. Podbiegłyśmy do windy i wciskałyśmy cały czas guzik, ale się nie udało. Windy nie było. Nie dobrze.
Pobiegłyśmy sprintem do schodów. W jakiś sposób Luchadores musieli się dowiedzieć o naszej obeności. Na schodach natrafiłyśmy na pierwszą przeszkodę. I to dość dużą. Komitet powitalny w końcu doszedł.
Przed nami stał brutal, bardzo silny, duży przeciwnik oraz posiadający mięśnie Olega. Cóż w końcu na jego podstawie był stworzony. Gdy tylko nas zobaczył, natychmiast na nas ruszył. Kiedy był już blisko nas, skoczyłyśmy na boki, przez co on nie trafił. Chwyciłyśmy swoje karabiny, które dotychczas wisiały bezużytecznie na plecach. Jednocześnie otworzyłyśmy ogień. Po chwili brutal leżał martwy.
- Zostańcie na pozycjach. Pierce, uważaj, aby cię nie zauważyli. Wykryli nas – powiadomiła resztę przez komunikator Lady, dając mi znak ręką żebym już biegła.
Dostosowałam się do polecenia i ruszyłam sprintem po schodach skacząc z kilku stopni naraz. Za mną biegła szefowa. Chyba pięć minut zajęło nam zbieganie, gdy w końcu dotarłyśmy od parteru. Usłyszałyśmy kilka pojdynczych strzałów, a po chwili karabin. Zaczęłyśmy biec jeszcze szybciej, o ile tak się da.
Okazało się, że na dole mord się szerzy. Był tam chyba cały gang Luchadores, włącznie ze Świętymi. Lady wyprzedziła mnie i zaczęła strzelać z karabinu do każdego przeciwika wyjątkowo celnie. Ja natomiast nie potrafiłam przy aż tak dużym boju posługiwać się tym narzędziem, więc został on przewieszony przez plecy, a pistolety, które jeszcze przed chwilą były przy pasie teraz strzelały do wszystkiego, co się ruszało. Gdzieś z góry strzelała Iskra ze snajperki. Gdzieś tam z boku biegł Pierce. Na prawo Shaundi siłowala się z jakimś gościem, aż w końcu po prostu przywaliła mu w nos, a potem w czułe miejsce. Biedny facet. Strzeliłam do gościa, który był najbliżej mnie. Na zewnątrz Święci świetnie sobie radzili. Snajperzy załatwiali specjalistów, a inni prowadzili pionowzlotami.
Kątem oka zobaczyłam Killbane’a, dużego gościa z maską na twarzy, trzymającego rakietnicę i celującego prosto w… Iskrę. Był dość niedaleko mnie, więc miałam okazję ją uratować. Tak właśnie zrobiłam. Strzeliłam w jego ramię, przez co broń upadła mu na stopę, co było dla niego dużym bólem. Następnie po prostu rzuciłam się na niego, powalając tym samym na ziemię. Usiadłam na nim i chwyciłam jego ręce za nadgarstki, dostając przypływu adrenaliny. Zaczęłam tłuc go po twarzy. W pewnym momenie przejechałam po jego facjacie paznokciami, pozostawiając krwawe ślady. Syknął z bólu i próbował się wyswobodzić, ale z pomocą przyszedł mi Oleg i kopnął go szybko w skroń, przez co mój przeciwnik stracił przytomność.
Nie mogłam się powstrzymać i ściągnęłam maskę. Killbane po raz kolejny został zhańbiony przez kobietę. Chwyciłam rakietnicę, która leżała obok i wycelowałam prosto w grupkę nowych członków Luchadores. Wystrzeliłam i po chwili zostały po nich tylko kawałeczki.
Odnieśliśmy zwycięstwo, gdy nagle zreflektowalam się. Przecież ładunki, które podłożyłam zaraz wybuchną. Chwyciłam za marynarkę Killbane’a i zaczęłam z trudem ciągnąć go po ziemii w stronę wyjścia. Święci się na mnie popatrzyli jak na świra.
- Bomba, idioci! – krzyknęłam do nich. Teraz oni sobie przypomnieli o tym, co było moim głównym zadaniem. Pomogli mi wynieść Killbane’a.
Po chwili wszyscy byliśmy na zewnątrz i patrzyliśmy na ruiny budynku. Obok mnie leżał nieprzytomny lider Luchadores, który zaczął odzyskiwać przytomność. Przygniotłam nogą osłabionego mężczyznę.
- Coś ci to mówi, Eddie? – zapytałam jadowicie pokazując mu maskę, którą zdjęłam z jego twarzy.
On nienawidził, jak mówiło się do niego „Eddie”.
- Zabij go. Przestrzel ten jego pusty łeb – powiedziała Lady, a ja przystałam na tą propozycję.
Strzeliłam mu prosto między oczy. Umarł otoczony aurą hańby. To była śmierć, na którą zasługiwał.
- To co? Teraz impreza? – zapytałam zadowolona.
- Jasne, że tak! – odparła Iskra.
Wszyscy wrócili do samochodów, aby wybrać się w drogę powrotną do siedziby Świętych.
2 komentarze:
Przeczytałem całość i pierwsze co mi się rzuciło w oczy to dość spora ilość błędów, która utrudnia czytanie. Polecałbym spróbować pobawić się w korektora, lub poprosić kogoś o pomoc. Co do fabuły - jest dobra ale nie potrafię zrozumieć jednej rzeczy. Po co Święci wyciągali KillBane z budynku, żeby potem sprzedać mu tylko kulkę w łeb?
Niestety nie mam czasu, żeby bawić się w korektora i nie mam do tego zbytnich predyspozycji. Mogę wyłapywać większe błędy, ale drobnica mi umyka. PSD przydałby się ktoś na tę pozycję ^^.
Prześlij komentarz