RSS

Obscure III: Początek końca

Obscure III: Początek końca, autorstwa Agnieszki Goryckiej, jest nowelką pisaną na podstawie ObsCure, gry łączącej cechy przygodówki i survival-horror. Wejdźmy jeszcze raz do amerykańskiego liceum Leafmore High i przypomnijmy sobie emocje oraz klimat związane z tą jakże przecież sielankową grą

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Mieliśmy się pocałować, kiedy helikopter wybuchnął czarnym dymem.
- Rany. Myślisz, że to nareszcie koniec tego wszystkiego? - zapytałem.
- Nie mam pojęcia, ale czas na zerwanie rodzinnych więzów raz na zawsze - powiedziała stanowczo.

 Shannon i pobiegła w stronę rozpowszechniającego się dymu.
- Daj czadu, mała... daj czadu - oznajmiłem zadowolony z końca naszego szkolnego koszmaru.

Ruszyłem za nią. W ręku trzymałem strzelbę, którą miałem przerwać nękające nas od paru lat zło. Po wszystkim mogłem zostać urzędasem z przeciętną pensją, założyć rodzinę, prowadzić monotonne życie. Coś jednak musiało się stać, przerywając moją radość.

Gdy wybiegliśmy ze stadionu, zobaczyliśmy zarówno przerażający jak i niesamowity widok. Szczątki helikoptera leżały na ziemi. Obrośnięte były... pnączami oraz fioletowymi kwiatami! To niemożliwe, aby stało się to tak szybko. No cóż, wszystkie przygody nauczyły mnie, aby być przygotowanym na najdziwniejsze rzeczy tego świata. Tylko czekam, kiedy nas kosmici będą odwiedzać.

Shannon przygotowała swoją kuszę. Ciekawe, że taki staroć był lepszy niż broń palna, a w jej rękach wyglądał rewelacyjnie. Taka seksowna z niej łowczyni.
- Słyszysz? - zapytała moja towarzyszka.

Przestałem fantazjować o dziewczynie i nastawiłem ucha. Usłyszałem zniekształcony płacz dziecka, dochodził z helikoptera. Spojrzałem niepewnie na Shannon. Ona również była przestraszona, ale równocześnie zdecydowana, aby zabić to coś, co tam siedziało. Ruszyła, jednakże zatrzymałem ją. Ja tu jestem mężczyzną, dlatego powinienem iść jako pierwszy, choćby mnie zżerał strach od środka, pójdę pierwszy. Sprawdziłem swoją strzelbę, miałem ogromną nadzieję, że nie zablokuje się magicznym sposobem, kiedy będę celował. Serce waliło mi jak oszalałe, gdy podchodziłem do helikoptera. Shannon była tuż za mną. "Boże, daj mi siłę tej dziewczyny!" - wołałem w myślach. Płacz dziecka nie ustępował. Po cichuteńku zaglądnęliśmy do szczątków. Co to miało być?!

Profesor nadziany na jakiś metalowy pręt na pewno nie żył. Złotowłosa Amy miała paskudnie rozpruty brzuch, przez który widzieliśmy wszystkie jej wnętrzności. Obok niej plecami do nas leżało bardzo blade dziecko, głośno płacząc. Chciałem wejść i uratować niemowlę, ale Shannon ścisnęła moje ramię. Spojrzałem na nią zdziwiony, a ona pokręciła głową przecząco. Nagle skierowała kuszę w stronę dziecka. Osłupiałem! Nie byłem pewny, co robić. Powstrzymać ją? Sam przygotować broń? Co ja mówię? Mam strzelać do niewinnego niemowlęcia?

TRZASK! Ktoś był za nami. Usłyszałem jego kroki, ale zanim zdążyłem się odwrócić, poczułem lufę na swoich plecach.
- Nie ruszać się! Jesteście aresztowani! - krzyknął napastnik.

Dziecko przestało płakać. Oparło się rękami i odwróciło do nas twarzą. Wtedy zrozumiałem, dlaczego Shannon mnie powstrzymała. Usta niemowlęcia były niesamowicie szerokie oraz pełne maleńkich ostrych ząbków, natomiast oczy błyszczały czarnym kolorem. Czy ono nas widziało? Po jaką cholerę koleś za nami wrzeszczał?

Dziecko zawyło bardzo wysokimi dźwiękami, a od helikoptera buchnęło czarnym dymem, który nas odrzucił. Trochę mnie ogłuszył, ale na szczęście trwało to tylko chwilę. Rozglądnąłem się dookoła. Pełno agentów FBI oraz żołnierzy biegało wokoło walcząc z potworami, które wcześniej nękały nas. Śmieszyła mnie ta sytuacja, kompletnie nie wiedziałem dlaczego. Patrzyłem, jak jacyś goście się gonią ze stworami. Właściwie czemu mnie to rozbawiło? Czyżbym oszalał? Później będę nad tym rozmyślał. Wtedy musiałem stąd uciec i to szybko.

Poszukałem wzrokiem Shannon. Zobaczyłem, jak biegła do helikoptera. Ruszyłem gwałtownie za nią, chwyciłem za rękę, a potem pociągnąłem w stronę wojskowej terenówki.
- Stan! Nie! Muszę to zabić! To nie może żyć! - wołała wściekle.
- Nie mamy na to czasu! Oni się tym zajmą! - odparłem stanowczo.
- Nie rozumiesz! To dziecko mojego braciszka! Muszę to zrobić! Dla Kenny'iego!

Nie odpowiedziałem. Może i nie rozumiałem, może po prostu nie chciałem, ale teraz liczyło się tylko przetrwanie. Shannon zaczęła za mną szlochać, wyzywając mnie od wszystkiego. Ja dążyłem do przetrwania. Już nie wierzyłem, że to się kiedykolwiek skończy. Wsadziłem moją towarzyszkę do samochodu, po czym sam usiadłem za kierownicą. Dziewczyna chciała wybiegnąć z auta.

- Shannon, nie! Nie chcę cię stracić! Proszę - zacząłem błagać.

Spojrzała na mnie swoim gniewnym wzrokiem. Zdałem sobie sprawę, że bez niej miałbym ciężko. Kończyłem w wielu poprawczakach, nie szanowany i ani trochę kochany, tak to byłem ja. Kiedy znalazła się osoba, która mnie zauważa oraz respektuje, nie wypuszczę jej. "Choćbyś mnie miała nienawidzić, nie puszczę cię!" - powiedziałem sobie w myślach.

Shannon zapięła pasy ze spuszczoną głową. Westchnąłem głośno przepełniony ulgą i włączyłem silnik. Nagle wszystko zgasło. Zobaczyłem tylko czerń, a potem Kenny'iego, Ashley, Josha oraz Shannon. Pozowaliśmy do zdjęcia przy naszej szkole. Piątka przyjaciół w ciepły słoneczny dzień. Tęskniłem za nimi. Tylko dlaczego? Przecież im nic nie jest. Stoją i śmieją się z moich żartów. Dzwonek! Znowu trzeba iść na te nudne lekcje. Dobrze, że niedługo będą wakacje. Nagle obraz zaczął się zamazywać. Przetarłem oczy, ale było tylko gorzej.
- Stan - ktoś szeptał. - Stan. Słyszysz mnie, stary?

Otworzyłem oczy. Zobaczyłem białe pomieszczenie z różnymi dziwnymi urządzeniami. Czyli moi przyjaciele byli tylko snem. Ubrany w jakiś biały fartuch leżałem przykuty pasami do stołu. "Coraz dziwniej." - pomyślałem.
- Co się dzieje? Gdzie jestem? I czy możecie dać jakąś morfinę, żeby łeb przestał mnie boleć? - zapytałem.
- Jak zwykle humor ci dopisuje, co? Zaraz cię uwolnię - odparł ktoś.

Moment! Ja znałem skądś ten głos! Spojrzałem na mojego wybawcę.
- Josh?! Ty żyjesz? Przecież znaleźliśmy nagrania, gdzie porwał cię ten potwór! - zawołałem zaskoczony.
- Na nagraniach on podnosi tylko kamerę, a nie porywa mnie. Widzę, że nie oglądałeś uważnie. - odpowiedział z uśmiechem, rozpinając już ostatni pas.
- To co się stało? - zapytałem, wstając.
- Opowiem ci w samolocie. Teraz ubierz się i spadamy.

Rzucił mi ubrania, po czym się odwrócił, dając mi trochę dyskrecji. Założyłem ciuchy i oznajmiłem, że jestem gotowy. Josh pokiwał głową uśmiechnięty. Chyba cieszył się, że żyję, ja też byłem szczęśliwy, widząc go.

Teraz nastąpił czas na ucieczkę. Biegliśmy przez wiele korytarzy z wieloma salami. Do niektórych zaglądnąłem i za każdym razem widziałem potwory, które nas nękały. Miałem nadzieję, że zamierzają je zabić, bo jako domowe zwierzątka się nie nadawały.

Gdy wyszliśmy w końcu na zewnątrz, zobaczyłem budynek, gdzie mnie przed chwilą przetrzymywano. To był z pewnością jakiś ośrodek naukowy. Fantastycznie, gorzej trafić nie mogłem. Pewnie chcieli mi jakieś eksperymenty robić.

Josh zaprowadził mnie do samochodu i pojechaliśmy na lotnisko. Kiedy wszedłem do samolotu, od razu ktoś mnie przytulił.
- Stan! - zawołała Shannon przez łzy radości.
- Hej, maleńka! Co tam u ciebie? - odparłem luzacko.
- Siadajcie lepiej, bo już będziemy ruszać - powiedziała jakaś kobieta stojąca za Shannon.

Spojrzałem na nią. Niedowiary! Ashley! Ona też przeżyła? Przecież na nagraniach... nieważne! Josh miał mi wszystko wytłumaczyć. Usiedliśmy na miejscach, samolot ruszył i mój dawno niewidziany przyjaciel zaczął opowiadać.
- Nagrywałem właśnie mury naszej szkoły, kiedy Ashley zniknęła - mówił Josh. - Nagle ona chwyta mnie za rękaw i pociągnęła do krzaków. Upuściłem kamerę, a ten potwór ją wziął i zniszczył. Moją ulubioną kamerę! Na szczęście nas nie zauważył. Wyjechaliśmy stamtąd i nie wróciliśmy nigdy więcej.
- Potem znaleźli nas ci FBI - zaczęła mówić Ashley. - Straciliśmy przytomność i bach! Budzimy się w tym dziwnym ośrodku naukowym. Tam uratował nas jeden naukowiec, który został akurat stamtąd wyrzucony. Okazało się, że wywalili go za niewypełnianie obowiązków. A wiecie co robił? Antidotum na to cholerstwo, które nas nękało! Łapiecie? Antidotum! Oni chcieli wytworzyć środek, dzięki któremu człowiek będzie tak silny i odporny, jak te stworzenia, a nie antidotum! No kochani! Tutaj kogoś popierniczyło! Całe szczęście wyrzucony naukowiec stwierdził, że nas uratuje. Założył bazę na Grenlandii, a tam wraz z naszą krwią próbuje uzyskać antidotum, zanim zacznie się epidemia. Podobno w naszych ciałach jest składnik, dzięki któremu jesteśmy odporni na te trujące zarodniki. Trzymajmy kciuki, żeby mu się udało.
- A teraz co? Co będziemy robić? - zapytałem.
- Zmienicie tożsamość, wygląd i raczej zamieszkacie na Grenlandii - odparł Josh. Trochę byłem zawiedziony tą odpowiedzią. - Niestety jesteście poszukiwani. My też i wcześniej zrobiliśmy to samo. Myślę, że jeśli nasz naukowiec wynajdzie antidotum, to będzie na tyle sławny, że nam załatwi wolność.
- Nawet nam to obiecał - dodała Ashley z uśmiechem.

Spojrzałem na Shannon, która nie odezwała się ani słowem.
- Co ty o tym myślisz? - zadałem pytanie.
- Myślę, że możemy doprowadzić naszą historię do końca, a potem rozpocząć nową - odparła zdecydowanym tonem. - Tylko co będzie z tym dzieckiem.
- Jeżeli chodzi wam o dziwne dziecko emanujące czarnym dymem, to nie wiadomo - powiedział Josh. - Podobno uciekło do lasu. Żołnierze do niego wielokrotnie strzelali i wiele kul trafiło, ale to coś się dalej ruszało. Miejmy nadzieję, że nie żyje.
- Miejmy nadzieje - powtórzyłem i znacząco spojrzałem na Shannon.

  • Digg
  • Del.icio.us
  • StumbleUpon
  • Reddit
  • RSS

0 komentarze:

Prześlij komentarz