RSS

Smoczy Portal


Smoczy Portal... nie jest moim najlepszym dziełem. Cóż, matura, która zbliża się wielkimi krokami wcale nie dodaje mi sił i czasu do pisania, a ja chcę pisać! Z resztkami nadziei, że może jednak się Wam to spodoba, wrzucam tą powiastkę na karczmę. Jedyne co daje mi wiarę, to "efekty specjalne" postaci i tego jak odczuwają chwilę. Chciałem przede wszystkim uchwycić odczucia, jakie towarzysza ludziom podczas wstrząsów, wybuchów, otumanień i tego typu chwilach. Żeby zamaskować totalną beznadzieję tego one shota, wrzucam również soundtracki, które warto sobie włączyć podczas czytania. A teraz.. ehh... chyba zapraszam was do lektury :)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Smoczy Portal


Wystrzał, świst kuli. Serce zapulsowało mocniej. Rzucił się przed siebie, przeleciał za mur. Seria rozbiła się o osłonę. Silne ręce przyciągnęły go bliżej. Wrzaski, eksplozja! Obsypały go grudy ziemi. Huk karabinów! Pociski świszczały tuż nad nimi. Przycisnął się plecami do muru.
 - Gdzie Generał?! - wrzasnął roztrzęsionym głosem.

Żołnierz wskazał tylko ręką gdzieś na tyły. Wysunął karabin za osłonę, strzelił salwą zaciskając zęby. Kurier zbierał odwagę, wziął kilka szybkich oddechów...

Rzucił się sprintem, nisko na nogach. Słyszał jak pociski świszczą tuż obok. Widział okopy, tak! Bezpieczna droga! Nie zwalniał, biegł, biegł!
 - Moździerz! - ktoś wrzasnął blisko.

Gwizd spadającego pocisku. Przerażenie zaatakowało momentalnie, rzucił się płasko na ziemię, zasłonił rękami głowę.

Wybuch! Huk! Eksplozja uderzyła potężnie! Głowa zapulsowała niesamowitym bólem, zebrało mu się na wymioty. Wstał, mógł chodzić! Musiał dostarczyć wiadomość. Ziemia zsunęła się z niego, ruszył chwiejnym biegiem. Biegł, biegł, już tylko kawałek, mijał swoich, kule mijały jego. Musi dać radę! Musi!
Wpadł do okopów. Uderzył o ziemię. Potrzebował kilka sekund. Musiał odsapnąć... Wszystko wirowało. Tracił kontakt z rzeczywistością. Ktoś go przewrócił na plecy. Huk, krzyki, karabiny warczały. Kim, jest, czym jest, nie rozumiał, obraz ściemniał... wiadomość...

Wiadomość! Otrząsnął się, ujrzał nad sobą twarz medyka. Odepchnął go, podniósł się. Musiał dostarczyć wiadomość. Ruszył jak pijany wzdłuż okopu, jeszcze kawałek. Powie wiadomość i zaśnie. Wiadomość, generał. Biegł, biegł, sunął. Drzwi, dopadł drzwi. Wpadł do środka, wylądował na kolanach. Kilka twarzy zwróciło się ku niemu.
 - Prawa flanka... łączność – dyszał.

Ktoś podbiegł do niego, postawił go na nogi.
 - Spokojnie synu, pozbieraj myśli! - rozkazał generał.

Był coraz bardziej zmęczony, myśli odpływały... wiadomość...
 - Prawa flanka... padła. Łączność... padła. Idą od... kwadratu alfa. Dziesięć tysięcy Demonów... Nie zdążyliśmy...

Walcz, powiedz, zanim zaśniesz!
 - Nie uzbroiliśmy... !
Osunął się w jego ramionach na ziemie. Generał położył delikatnie żołnierza na ziemię. Wykrwawił się. Miał wbity odłamek wielkości pięści w plecach...

Generał odwrócił szybko do dowodzących. Mieli zmęczone, brudne twarze, wcale nie lepiej wyglądające od jego własnej. Od czterdziestu sześciu godzin nie spali. To co przekazał kurier mogło oznaczać porażkę...
 - Co teraz? – zapytał jeden z dowodzących, młody blondy ze szramą pod okiem.

Stary generał przetarł oczy. Piekły go niemiłosiernie...

To był rok 2014. Historyczny moment dla ludzkości. W końcu udało się zapanować nad czwartym wymiarem, nad czasem. Człowiek od razu zaczął budować portale, machiny czasu. Podróżował po uniwersach, odkrywał nowe, nieznane technologie. Tylko w jednym miesiącu standard życia przeciętnego człowieka podniósł się o trzydzieści cztery procent. Dwa miesiące później prawdopodobnie ten przeciętny człowiek już nie żył. Ludzie są ludźmi, zawsze będą działać tylko dla własnego dobra. Zaczęły powstawać liczne ugrupowanie terrorystyczne, które wykorzystywały czwarty wymiar do próby dominacji nad światem. Największe mocarstwa poczuły się zagrożone. Powstały trzy opozycje – USA, NATO i Chiny. Każde z nich uważało, że za terrorystów odpowiada pozostała dwójka i skuteczny będzie tylko atak wyprzedzający. Kiedy wybuchła III Wojna Światowa, glob rozbłysł grzybami atomowymi i w mgnieniu oka Ziemia została wyniszczona... Ale doprowadzenie do skrajnej katastrofy nie było jednak najgorszym zdarzeniem. Podróżując przez wymiary, ludzie zostawiali za sobą otwarte przejścia. Rozpoczęcie wojny atomowej było jak zapalenie światełka, w letnią, ciemną noc... Zaczęły zlatywać się owady. Inteligentne owady, które wyglądem przypominały ludzi, lecz często mocno zniekształcone i o poszarpanej skórze... Nazywano je Demonami, ale nie tylko ze względu na swój wygląd zyskały taki tytuł. Stanowiły brutalne stworzenia, zaprogramowane by zabijać każdym, dostępnym narzędziem... Demony przyłączyły się do czwartej, nieoficjalnej opozycji, utworzonej przez terrorystów, tym samym dając im olbrzymią przewagę. Nawet Rosjanie, którzy deklarowali neutralność, przyłączyli się do dominatorów. Pierwsze upadło NATO, którego położenie było najgorsze, z racji najbardziej zniszczonych terenów po wojnie atomowej. Nie dali rady obronić się przed zmasowanymi atakami Rosji i USA, będąc ciągle sabotowanym przez terrorystów. Chiny zostały pokonane rok później i choć oficjalnie nie złożyły broni, przestały się liczyć. Opór stanowiło tylko USA, lecz ich przewaga szybko malała. Bronili się przez pięć lat, tracąc stopniowo swe tereny, aż w końcu zostali przyparci do muru, utrzymując pozycję już swojego ostatniego bastionu – stanu Vermont. Jakimś cudem obronili się przed ostatecznym szturmem i kontratakowali na pozycje wroga gdzieś w pobliżu Nowego Jorku. Miało być to miejsce, w którym odkryto właściwości czwartego wymiaru i miejsce, w którym otwarty został pierwszy portal do innych wymiarów, stanowiący nieskończone źródło Demonów...

Generał pomyślał. Jedyną szansą na odzyskanie Północnej Ameryki, albo przynajmniej jej części, było zniszczenie tego portalu. Ale teraz, kiedy padła lewa flanka, nie miał już kto odpalić bomby grawitonowej... Tak niewiele zabrakło!
 - Odwrót – zarządził w końcu.
 - Co? Ale generale! Nie będzie takiej drugie...
 - Jeżeli tu wszyscy zginiemy to już nie będzie żadnej szansy! - wrzasnął podenerwowany. - Byliśmy o krok! Ale nie mam zamiaru stawiać wszystkiego na jedną kartę!

Ziemia zatrzęsła się od pobliskiego wybuchu, z sufitu posypał się pył. Światło przygasło na moment. 
- Generale... - rzekł nagle niedowierzająco jeden z koordynatorów. - Z zachodu nadchodzi armia dwudziestu tysięcy Rosjan. Otoczyli nas... - dodał jakby zabrakło mu powietrza.

Zapadła cisza, której nie mógł przerosnąć nawet stłumiony ryk bitwy... A więc tak wyglądała ostateczna porażka? Ta niewyobrażalna niemoc, która ciążyła na duszy? Ta świadomość, że już koniec?
 - Boże... - szepnął generał.

Odwrócił się, zakrył dłonie w rękach. Nikt się nie odzywał... tylko ziemia trzęsła się co chwilę. Generał spojrzał prosto w oczy na swojego oficera. Tylko jedna rzecz przychodziła mu do głowy. Nie mógł uwierzyć, że zaraz wyda ten rozkaz.
 - Synu... - szepnął słabym głosem, choć chciał zawrzeć w nim znacznie więcej pewności. - Protokół 2-2-3... Wykonać.
 - Generale! Możemy w ostatnim zrywie ruszyć na portal! Możemy...
 - MASZ KAZAĆ KAŻDEMU ŻOŁNIERZOWI ZŁOŻYĆ BROŃ! - ryknął nagle z furią.

Oficer zamarł z przerażenia. W końcu szepnął:
 - T... Tak jest.

Podszedł wolno do komputera. Założył słuchawki.
***
 - Ładna rozpierducha – zauważył z zachwytem chłopak.

Ze złością odgarnął grzywkę, która przeszkadzała mu w podziwiani bitwy. Nieskutecznie. Wiatr dmący na tym wzgórzu, non stop rozwiewał jego włosy, kując go nieprzyjemnie w oczy.
 - Jesteście głupi. Gdybyście walczyli razem, wygralibyście – zauważyła ciemnożółta smoczyca z pogardą, próbując ułożyć się wygodniej w trawie.

Drugi smok spojrzał gniewnie na towarzyszkę, zawijając ogon dookoła jedynego, martwego drzewa. Chłopak odparł zimno:
 - Nie jestem człowiekiem...
 - Jeszcze jesteś – drażniła się.

Nie skomentował. Zaczęło kropić, a wiatr się wzmagał... Mijały chwile... Nagle zaszumiało radio:
 - Tutaj ...ZzZ... verlord. Protokół 2-2-3 w toku. Powtarz... zZzZ... tokuł kapitulacji w toku. Niech Bóg będzie z wami, over...
 - To może już? Źle się czuję tak... nic nie robiąc – mruknęła niebieskołuska, nieświadomie zaciskając ogon coraz silniej na drzewie.
 - Heh, będą mówić, że to Bóg nas zesłał... Boga nie ma, debile... - mruknął chłopak, chwytając za słuchawkę.

Wziął głęboki oddech i zaczął mówić...
***
Wyrzucił magazynek, z furią wbił w karabin następny. Wychylił się zza muru, nacisnął momentalnie na spust. Nawet nie celował. Ryk karabinu, kule wypruwały z lufy, każda trafiała w jakiegoś wroga! Pociski świsnęły mu obok głowy, padł natychmiast zza mur. Jego kolega przystawił mu papierosa do ust, pociągnął solidnie. Kiwnął głową i razem wyskoczyli nad osłonę. On dopadł CKMu. Powinien już przestygnąć.

Zostało ich dwudziestu. Resztki trzech oddziałów zatrzymywały całą chędożoną armię na lewej flance. Ranni, zmęczeni walczyli jak opętani, nie próbując już nawet ochraniać swego kraju, czy życia. Po prostu chcieli zabrać jak najwięcej tych skurwysynów ze sobą, prosto do piekła!

Nacisnął na guzik, lufy rozkręcały się szybko. Nagle maszyna zaczęła pochłaniać półtoracalową amunicję wybuchową, przerabiając ją w śmiercionośny deszcz ołowiu. Ściana ognia masakrowała pierwszą linię wroga, rozszarpując wrogów na strzępy. Nie zwalniał spustu. Zabijał, mordował! Kule świszczały obok, nie trafiali! Mlask! Pocisk ugodził jego przyjaciela w głowę. On się nie przejął, już się pożegnali. Nie spuszczał spustu. Mordował, lufy czerwieniały od temperatury. Świst, uderzenie w ramię. Odrzuciło go w tył, warknął,! Utrzymał się, nie puścił działka. Strzelał, strzelał, nie zważając na zwalniające lufy. Ryknął wściekle! Nie miał zamiaru oddać skóry za darmo!
 - ... ZzzzZzzzZz... Powtarzam, protokół kapitulacji w toku... ZzzZzzz... ami, over.

Mieli padnięty nadajnik, nie mógł powiedzieć co myśli o tym rozkazie. Pozostała dwunastka żołnierzy popatrzyła po sobie niepewnie.
 - Nie wiem jak wy, ale pierdole takie rozkazy! - wrzasnął przez ryk wystrzałów.

CKM zatrzymał się, znów go przegrzał. Sięgnął sprawną ręką po swój karabin i wystrzelał do końca naboje. Wrogi pocisk trafił w krawędź muru, odłamki ugodziły go w oko.
 - Kurwa mać! - stęknął wściekle, padając na ziemię.

Nic nie widział. Usłyszał przerażony wrzask:
 - Ruszyli na nas! Ruszyli wszystkim co mają!

Tarł oczy, chciał to jeszcze zobaczyć przed śmiercią i zastrzelić kilku. Na oślep zaczął szukać pełnego magazynku.

Wybuch, wstrząs! Obsypała go ziemia. Dawno nie nawalali z moździerzy!
 - A szlag by to! - warknął sfrustrowany.

Otworzył oczy wbrew instynktowi. Zapiekły go niemiłosiernie. Ale dostrzegł to. Dostrzegł na odległym wzgórzu jakieś kształty, oświetlone jedynymi promieniami światła, którym udało się przebić przez zachmurzone niebo. Postacie jaśniały w słońcu niczym ostatni płomyk nadziei, a odgłosy bitwy przycichły znagla, jakby tylko po to, żeby usłyszeć w radiu ich wiadomość.
 - US Army, tu dowódca oddziałów smoków. Trzymajcie się jeszcze. Lecimy z pomocą, over.

Nie rozumiał co ten koleś miał na myśli mówiąc „smoki”. Nie rozumiał czym są demony
z którymi walczył. Nie wiele pojmował z tego całego czwartego wymiaru. Ale wiedział jedno...

Wsadził kolejny magazynek do karabinu, uzbroił broń. Wściekle poderwał się na nogach, porzucił osłonę. Znów nie celował. Zacisnął zęby, po prostu pociągnął za spust. Karabin szarpnął. Pociski wypruwały z lufy, leciały prosto w skurwysyńskie dupki po drugiej stronie frontu! Sprawiedliwy deszcz mknął ze świstem przez powietrze, szarpał wrogów, domagał się ich krwi!

Wiedział jedno! Walczyć! Walczyć do końca! Zabić jak najwięcej!
***
 - Wiesz, że masz małe szanse – mruknęła cicho niebieskołuska. 
 - Wiem – odparł spokojnie chłopak, wdrapując się na nią sprawnie.
 - I wiesz, że prawdopodobnie zginiesz...
 - Mhm. – Jakoś niespecjalnie się tym przejmował.
 - Lecimy, „jeszcze-człowieku” – przerwała nagle zółtołuska. – Oczyścimy dla ciebie drogę, ale nie podlecimy za blisko Portalu, bo nas wciągnie. Nasza egzystencja w tym świecie i tak jest mocno naciągana...
 - Odwrócimy uwagę – zasugerowała niebieskołuska
 - I wysadzimy to cholerstwo – chłopak zmrużył powieki

Poklepał się po miejscach, gdzie powinien mieć broń. Ciągle tam zwisała... Westchnął. Byli gotowi. Nie mogli być bardziej gotowi... Obrzucił jeszcze pole bitwy pełnym podziwu wzrokiem. Gdyby zostali na dłużej, ludzie na pewno by wygrali. Ale to nie ich bitwa. Już od dawna czuł, że ten świat chyli się ku końcowi. Dwa smoki patrzyły się na niego wyczekująco. Nareszcie... nadeszła ta chwila... Nareszcie wróci do Domu.
 - Jedziemy z tym.

Padł rozkaz. Żółtołuska momentalnie wzbiła się w górę i ryknęła potężnie gdzieś na tyły. Niebieski smok również rozpostarł swe majestatyczne skrzydła, lecz zamarł w bezruchu, miast wybyć się w powietrze. Ona czekał...

Mijały chwile pełne napięcia i niecierpliwości, kiedy nagle smoczycę i człowieka dopadł narastający szum. Dźwięk z każdym momentem stawał się wyraźniejszy i potężniejszy. Kiedy spojrzał w górę, serce zatrzepotało z podekscytowania. Setki... tysiące smoków wyruszyło w tej samej chwili z ukrycia, przysłaniając swą chmarą całe niebo. Majestatyczne, dumne, niezwyciężone. Leciały pewne swego, po chwalebne zwycięstwo!

Niebieskołuska wybrała moment. Zamachnęła w końcu skrzydłami i pognała ku smokom, każdym swym ruchem przedstawiając definicje subtelności i finezji. Nawet powietrze zdawało się opływać jej ciało jakby płynniej, delikatniej, nie chcąc zmącić harmonii pracy skrzydeł. Znikła na moment wśród swych pobratymców, żeby nagle wyłonić się tuż nad nimi, lecąc równolegle ze skrzydlatymi bestiami.

Smoki zaczęły się rozpraszać nad całym polem bitwy. Znaleźli się nad samym centrum, gdzie toczyły się najcięższe walki. Wrogowie zareagowali błyskawicznie. W niebo poszybowały ciężkie pociski przeciwlotnicze, ale bestie zwinnie unikały próby zestrzelenie. Odciążeni amerykanie postawili wszystko na jedną kartę, z furią rzucili się do ostatecznego natarcia na obrońców portalu. Atakowali ze wszystkiego co mieli na jedną pozycję, szarżowali wściekle nie patrząc na własne życie.

Niebieskołuska zanurkowała nagle. Momentalne przyspieszenie zaparło człowiekowi dech w piersiach. Powietrze nimi targało, przyspieszenie szarpało ciałem. W uszach ryczał wiatr, oczy łzawiły od prędkości. Kilka pocisków świsnęło tuż obok, smoczyca odbiła z trudem w bok. Przyspieszali, prędkość targała z każdym momentem bardziej. Świst, świst. Kolejne dwa pociski przecięły powietrze. Ziemia zbliżała się drastycznie. Wszystko się rozmywało, trzęsło, huczało. Świst, świst! Zabrakło centymetrów. Powierzchnia rosła w zastraszającym tempie. Świat szalał, przyspieszenie rosło. Świst, wstrząs, przeciążenie! Rozwinęła skrzydła, chłopaka wbiło w grzbiet. Smok wystrzelił do przodu, tuż nad ziemią! Człowiek otrząsnął się. Chwycił pistolet i nóż. Widział budynek, widział swój cel. Stanął.

... Oboje spojrzeli na siebie ostatni raz...

Wybił się z rykiem. Leciał sekundę. Wstrząs! Wpadł na wroga, obaj zwalili się na ziemie. Przetoczyli się kilka razy! Otumaniło go. Resztkami świadomości wbił sztylet. Zatrzymali się. Wyszarpał ostrze, wstał chwiejnie. Nie wiedział co się dzieje. Ruszył biegiem między szczątkami pojazdów. Miał tylko jedną szansę, miał tylko jedną szansę! Biegł, biegł ja opętany. Czuł jak kule świszczą tuż obok. Pociski brzęczały uderzając we wraki. Potknął się! Stracił równowagę, próbował się ratować! Upadł twardo, ale wstał błyskawicznie.

Wróg przed nim! Strzelił instynktownie dwa razy, ramieniem odepchnął ciało. Nie patrzył się za siebie. Biegł, biegł, BIEGŁ! Wypruł zza zniszczonego czołgu, trzech wrogów, tuż obok. Padł na ziemię, pociski świsnęły tuż nad głową. Strzelał, strzelał! Nie celował, nawet nie próbował. Siedem kul poszybował, cztery trafiły. Ruscy padli, podniósł się. Był roztrzęsiony, bał się, nie kontaktował. Po prostu biegł, pędził dalej.
Jest! Jest portal! Wejście do podziemi, sto metrów dalej! Strzelają w niego! Nie wie skąd! Zewsząd! Odpowiada ogniem. Na oślep. Strzał, strzał! Click. Panika! Wyrzucił pistolet. Ściskał nóż, biegł! Jeszcze kawałek! Świst! Ból! Jęknął, zachwiał się. Złapał się za bok. Drasnęło go. Biegł biegł.

Tknęło go. Odwrócił się. Jego wzrok padł prosto na namierzającą go lufę czołgu. Czas jakby zwolnił. Słyszał bicie swego serca. Zdążył pomyśleć: O szlag... Na ułamek sekundy wszystko ucichło.

EKSPLOZJA! Wstrząs, huk! Wszystko znikło. Rzuciło go! Uderzył w coś, wycedził w ziemię. Staczał się. Trzask kości. Wyrwało mu dech z piersi. Wyrżnął głową. Ciemność...

Zachłysnął się nagle powietrzem. Poderwał się z ziemi. Otępiały mózg z ledwością pracował. Nie mógł skupić wzroku. Kręciło mu się w głowie. Stłumione dźwięki z trudnością przebijały się do świadomości. Ale czuł. Czuł Portal, czuł drogę do Domu. Czuł zew! Musiał iść, dusza mu kazała! Otrząsnął się, wstał chwiejnie. Spojrzał jeszcze w bok. Schody... a na ich szczycie roztrzaskane drzwi... Chciałby zobaczyć z boku jak go wyrzuciło...

Ruszył korytarzem. Na jego końcu stał Portal. Wszystko go bolało. Śpieszył się, ale nie potrafił biec. Słyszał niewyraźnie podniesione głosy. Wiedział, że wrogowie zaraz go znajdą. Wspierał się na ścianie. Ból rósł, niesamowity ból, straszliwy. Tak bardzo chciał się tylko położyć, tak bardzo chciał umrzeć. Nie mógł! Dom, Dom go wzywał. Portal! Portal tuż, tuż. Już go widział, rozróżniał spośród rozmazanych kształtów. Lewitująca, jasna kula. To było to. Jego wybawienie! Krzyki za nim? To były krzyki, czy zwykłe dźwięki? Jęknął żałośnie, ale przyspieszył... nieznacznie.

Korytarz się skończył, wpełzł do pomieszczenia. Widział ciała zabitych, wszędzie krew, chyba... Reszty nie rozróżniał. Tylko jedno dostrzegał wyraźnie! Sfera energii, portal! Dom, powrót! Wreszcie mógł być smokiem, tym czym był na prawdę!

I bombę, leżącą zaraz obok. Przeklął słabo. Był tak blisko... wystarczyło wyciągnąć dłoń! Ale nie mógł tak zostawić ludzi. Musiał uzbroić bombę. Upadł bezmyślnie na kolana przed niewielkim urządzeniem. Szok! Straszliwy ból przeszył jego nogę! Jęknął żałośnie. Osunął się na ziemie, dyszał chwile.

Podniósł się w końcu, na rękach. Spojrzał słabym wzrokiem na bombę. Otumaniony umysł nie zaakceptował w pierwszej chwili tego co ujrzał. Przyjrzał się jeszcze raz. Zmroziło go... Nie widział żadnej klawiatury! Nie dało się wprowadzić opóźnionego zapłonu! Była tylko możliwość natychmiastowego zdetonowania! No bo po co! Urządzenie nie było bombą tylko zwykłym emiterem grawitacyjnym. Wystarczyło nacisnąć guzik, żeby wyssać grawitację z pomieszczenia i zamknąć przejście! Całkowicie nieszkodliwa operacja ale on już nigdy nie wróci do Domu! To przejście było dla niego jedyną drogą!

Przerażenie, straszliwa panika wypełniła go całego. Stłumione głosy, ale blisko. Coraz bliżej, na korytarzu! Musiał wybrać! On czy miliony. Poświęcić aż tyle?! Co robić?!

Wpadli do pomieszczenia. Wycelowali karabiny!
 - Otoyeditje ot bomby, uzhje!

Nie wiedział, nie wiedział! Nie mógł... Nie mógł przecież skazać na śmierć tak wiele istnień. Niebieskołuska...
 - Posljedniye schans!

Spojrzał morderczym wzrokiem na Rosjan, zdrajców swojej rasy. To przez nich musiał wszystko poświęcić... Utracić cząstkę siebie! Po policzku spłynęła mu łza. Nie chciał tego robić...

Wrogowie nacisnęli na spust, kule świsnęły. Chłopak zrobił to.

Skoczył do portalu.


***
Smoki odleciały, jak tylko ich towarzysz przeszedł przez portal, ale to wystarczało dla US Army, aby kosztem heroicznego wysiłku przebić się do portalu i zamknąć przejście. Zajęli Nowy Jork, ale nie byli w stanie kontratakować na dalsze obszary. Straty, które ponieśli były na to zbyt ciężkie. Dlatego już tydzień później Armia Amerykańska została oficjalnie rozgromiona podczas zmasowanych ataków na ich ostatnie, żałosne pozycje obronne.

Natomiast powrót chłopaka przeszedł gładko i spokojnie. Czarnołuski, bo tym był smok w ludzkiej skórze, znów mógł swobodnie przemierzać bezkresne niebo... choć z początku, jego egzystencja wcale nie była pozbawiona bólu. Przez pierwsze chwile dręczyły go straszliwe wyrzuty sumienia ze decyzję którą podjął i wcale nie odczuwał radości ze swojego powrotu. Ale ponure myśli szybko ustąpiły. Pogodził się z faktem, że to co musiał wycierpieć w świecie ludzi, było warte jego zagłady...

Był smokiem, a tylko smok mógł tak rozumować. I tylko smok może to zrozumieć...

[Tu lecą napisy końcowe]
The cake is a lie!

  • Digg
  • Del.icio.us
  • StumbleUpon
  • Reddit
  • RSS

0 komentarze:

Prześlij komentarz