RSS

Kiedy jeden świat to za mało

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~



Dopiero, kiedy poznałam świat ludzi, odkryłam pojęcie, które wy nazywacie "czasem". Wcześniej nie zwróciłam uwagi na to zjawisko przemijania, ale kiedy cofnęłam się wspomnieniami wstecz, zrozumiałam, że coś w tym może być. Ale w takim wypadku, przekazując te zdania, powinnam być świadoma upływającego czasu. A nie jestem... Kiedy pomyślę o słowach, które już zostały przeze mnie stworzone i o tych, które ciągle są tylko ideą, nie znajduję różnic w odległości "czasowej". Są dla mnie tak samo teraźniejsze i realne jak uczucia, które towarzyszyły mej duszy podczas ostatniego spotkania z Faszwi. Odstęp stanowią tylko wspomnienia, które znalazły się pomiędzy. Dlatego nie powiem, że minęło sporo czasu. Powiem... Przeminęło wiele wspomnień...
***

 - Nie chcę tego... – powtórzyłam zniechęcona po raz kolejny.
 - Przecież już lecisz – odparła Arisha niewinnie.
 - Bo ty tego chcesz...

Czasami smoki mają silną potrzebę spotkania się ze sobą. Zlatują się wtedy w setkach w jedno miejsce, żeby móc rozmawiać, bawić się, rywalizować... ogólnie zrobić coś odmiennego. Tylko nieliczni ignorują zew, gdyż wolą zostaw zostawić swoją codzienność taką jaka jest. Na przykład ja. Wcale nie miałam zamiaru uczestniczyć w tej "zabawie", lecz Arisha zaszantażowała mnie, że bardzo chciałaby móc dzielić się z kimś wrażeniami i jeżeli z nią nie polecę to ona też zostanie. Wiedziałam, że Arisha uwielbia te zgromadzenia i ta żmija wykorzystała to, uderzając w moje sumienie. Najgorsze w tym wszystkim było to, że znałam jej motywy. Chciała po prostu zobaczyć jak się zachowam w towarzystwie wielu smoków, albo raczej jak one zareagują na mnie. Rzadko się pokazywałam a jeszcze rzadziej pojawiałam się tam gdzie znajdywało się więcej niż dwa smoki. Nie lubię po prostu tłumu.
 - Naprawdę jestem wdzięczna za twoje poświęcenie – odpowiedziała radośnie. – Będzie fajnie!
 - Na pewno...

Entuzjazm aż ze mnie kipiał... Ale fakt faktem. Arisha była bardzo podekscytowana i nawet mój parszywy humor nie psuł jej zabawy. Albo to właśnie mój parszywy humor zapewniał ją o ubawie, który ze mnie będzie miała...

Niestety, w końcu doleciałyśmy. Poczułam aurę setek dusz, zanim jeszcze ujrzałam latającą w powietrzu chmarę smoków w oddali. Lecąc tam czułam się, jakbym właśnie robiła ostatnią rzecz w życiu. Na szczęście to był tylko mój pesymizm a nie przeczucie.

Arisha od razu gdzieś pognała. Wypatrzyła grupę smoków, wokół której błyskały silne emocje o przeróżnych odcieniach. Z rezygnacją poleciałam za nią. Wcale nie miałam ochoty na odczuwanie specjalnie przejaskrawionych uczuć, ale im się zbliżałam do tłumu, tym bardziej ogarniały mnie tańczące wokół barwy. Zaskoczyła mnie ich delikatność i ciepło. Owijały się wokół mych skrzydeł, mego ciała. Pochłaniały, odrywały od rzeczywistości, zastępując ją swą własną, inną. Emocje wirowały - niewinność, nadzieja, niepewność. Wszystkie uczucia stawały się jednym, należały do jednego smoka. Skrzył się on srebrnym światłem, ale nie oświetlał mroku wokół. Smok po prostu egzystował w swym spokojnym istnieniu. Nie czuł mroku, nie bał się go. Aż powstało światło. Biały ogień. Towarzysz i przyjaciel dla smoka. Światło rozświetliło noc, ukazało prawdę. Aura negatywnej mocy nastąpiła znienacka. I światło znikło. Smok stracił pewność. Mrok stawał się ciemniejszy, przepełniała go nienawiść. Żądał duszy. Ale smok się oparł . Zbyt bardzo chciał trwać. Leciał szybko, gnał, uciekał. Przed czym? Przed mrokiem, ciemnością, zagładą. Noc dookoła.


W oddali jaśniał biały ogień. Nadzieja, życie! Chciał trwać! Ciemność. Tuż za nim! Leciał, pędził. Z całej mocy. Uda mu się?! Odwraca się. Nie! Szybciej, szybciej! Ziemia się trzęsie, już go prawie ma. Jest szybszy. Nie chce umierać. Pędź, pędź! Wygraj! Walcz! Nie daj się ZŁAMAĆ! Nie da rady. Znów zerka za siebie. Znika nadzieja. Mrok go dopadł... Powoli wkrada się w serce... Zabija uczucia. Umiera niewinność. Pozostaje nieuniknione... Przegrał. Zabija duszę. Koniec... Tak bardzo chciał żyć. Nie chce umierać. Nie chce umierać! ... NIE! Co? Potężny gniew! Wyrywa się! Jeszcze nie przegrał! Tak długo jak dusza trwa, ja walczę! Pędzi, mrok go ogarnia. Opiera się! Oszukam swój los! Nie przegram! Widzę biały ogień, dotrwam! Obok przyjaciele, lecą do mnie. Przetrwam, przetrwam! Przyjaciele ratujcie! Dajcie ogień. Nie. Podaj się ciemności. Poświęć się dla nas. Co? To postanowione. Ogień gaśnie, przyjaciele znikają. Co? Dlaczego? Nie mam gdzie uciekać. Mrok mnie przejmuje. Jestem ciemnością. Nie wiem co to radość, nie wiem czym są uczucia. Zdradzili mnie...

Nagle wszystko ustało. Spojrzałam niepewnie na siebie, nie będąc pewna czy ja to ja. Sahra wisiała obok, jej oczy się skrzyły. Była zachwycona przedstawieniem.
 - Misza umie opowiadać – stwierdziła przyjaciółka z podziwem.

Wzbiłam się nieco w górę, żeby spojrzeć kto był w centrum grupy. Arisha miała rację. To była Misza. Ale w sumie zdziwiłabym się, gdybym ujrzała kogoś innego. Tylko ona umie manipulować emocjami i Energią, żeby same w sobie przekazywały niestworzone historie.
Nagle Misza spojrzała w moim kierunku. Przemknęła subtelnie między smokami i zbliżyła się do mnie. Wtedy też dostrzegła Arishe.  
 - Cieszę się, że tu jesteś, Arisha. I nawet ty, Zaithis! Zdziwiłam się, kiedy cię poczułam!

Nic nie odpowiedziałam. Były mi obojętne jej myśli. I tak ubiegła mnie moja towarzyszka:
 - Misza! ale jak się kończy twoja opowieść?!
 - Ona ciągle trwa, Arisha – odparła z dumą w głosie. – Ale nie tu. Może nawet w innym świecie albo wielu innych uniwersach na raz. Nie wiem jak się skończy.
 - Szkoda - mruknęła zawiedziona.

Misza zastanowiła się chwilę.
 - Leć za mną. Pokażę ci coś.

Arisha ożywiła się.
 - Co?
 - Po prostu leć.

Biło od niej wyraźne podekscytowanie. Smoczyca ruszyła gdzieś przed siebie.
 - Znajdę cię - rzuciła szybko Arisha i pognała za Miszą.

Zostałam sama. Wisiałam nieruchomo w powietrzu, nie bardzo wiedząc co powinnam ze sobą zrobić. Zrezygnowana zaczęłam krążyć po okolicy. Miałam nadzieję mimo wszystko ujrzeć coś ciekawego. Przyglądałam się innym smokom i nie potrafiłam w sobie wykrzesać tej dziwnej radości, którą promieniowali inni. Zastanawiało mnie to. Poczułam kilka rozmawiających ze sobą smoków, chyba o czymś ciekawym. Włączyłam się więc do dyskusji, mając nadzieję, że mi się to spodoba.
 - Zaithis! Co ty o tym myślisz? - zapytał wojowniczo Gizwir.

Wszystkie smoki skupiły się na mnie. Przez ogólne ognie sporu przebiła się nuta dyskomfortu, spowodowana moją osobą. Miałam wrażenie, że chcą tylko mnie wykorzystać do rozwiązania dyskusji. Na pewno nie cieszyli się z mojej obecności... Nieprzyjemne uczucie mimowolnie ogarnęło moją duszę, ale skupiłam się na pytaniu Gizwira. Nie wiedziałam co smoki chciały wiedzieć ode mnie. Wyczuły to.
 - Smok nie może zmieniać rzeczywistości dla swojej korzyści, prawda? - wytłumaczył nieśmiało Giviszin.

Z trudem powstrzymałam swoje emocje. Jak mnie irytowała ten smok i ta jego niepewność przy wszystkim co robił! Ale porzuciłam tą myśl. Zastanowiłam się nad pytaniem... Jak ja to czułam?
 - Nie wiem w ogóle skąd te wątpliwości - odparłam w końcu. - Czemu nie mielibyśmy wykorzystywać „tego” dla siebie?
 - Nawet Zaithis tak twierdzi! - ucieszyło się kilku.
 - Jak to czemu?! - oburzył się Gizwir. - Jeżeli smok zagina rzeczywistość dla własnego dobra, to musi to być kosztem dobra innego smoka!
 - Skąd to wiesz? - zapytałam nieco rozbawiona.
 - No pomyśl, Zaithis! - wtrącił się ktoś inny. - Jakiś smok może sprawić, żeby nigdy w niczym nie przegrać. Być najlepszym, podporządkować sobie wszystkich.
 - Może – odpowiedziałam całkiem swobodnie. - Przecież nie musimy sobie niczego ograniczać. Jeżeli jakiś smok zrobi tak jak stwierdziłeś, to niech robi. Nie musimy go słuchać.

Gizwir zmieszał się trochę. Musiał przyznać mi rację. Dokończyłam go.
 - Zmiana swojej rzeczywistości nie wpływa na innych. Tylko na siebie samego.
Smoki podzielające moje zdanie ucieszyły się. Od innych poczułam niepewność... nawet rozdrażnienie.
 - A ty skąd to wiesz? – zapytał któryś w desperackiej próbie obrony.
 - Z własnego doświadczenia – odpowiedziałam.

Uczucie sporu zniknęło. Odleciałam natychmiast. Ta rozmowa mi się nie podobała! Odniosłam wrażenie, że wcale mnie nie chcieli w swoim gronie. Tylko się zirytowałam... Zastanawiałem się co ja tu w ogóle robiłam. Latałam bezsensu między smokami, które, jak na mój gust, również krążyły bez celu. Przeleciałam na to smocze zgromadzenie dla Arishy, a ona zniknęła gdzieś z Miszą! Miałam dosyć! Zaczęłam kierować się w stronę moich skał...

Obok mignęła grupka rozbawionych smoczych dzieci. Małe, przepełnione emocjami kulki, które swoją radością jeszcze bardziej pogarszały mój nastrój. Wiedziałam żeby tu nie przylatywać! Jeszcze przyspieszyłam. Miałam ochotę znaleźć Arishe i dać jej do zrozumienia co myślę o tym jak mnie potraktowała.
 - Jak zwykle czuję od ciebie złe myśli.

Zatrzymałam się. Momentalnie wyczułam kto do mnie mówi. Liźa... Wisiała tuż za mną.
 -  Jak zwykle? - zapytałam, odwracając się.

W głębi duszy wiedziałam, że to spotkanie wcale nie poprawi mi humoru...
 - Zawsze. Nigdy nie czułam od ciebie czegoś innego niż zażenowanie, pogardę i gniew. Był taki smok...

Zawisłam tuż przed jej oczami. Nasze wzroki się spotkały. Momentalnie wytworzyło się dziwne napięcie. Atmosfera stała się gęstsza.
 - Nie jestem jak Faszwi! - warknęłam wyraźnie.

Jej oczy nabrały blasku.
 - Udowodnij to! Pokaż, że twoja dusza zna nie tylko gniew.

Odsunęłam się. Zaskoczyło mnie to wyzwanie. Ale poczułam też w sobie ekscytację! Chciała pokaz? Będzie go miała!

Wybiłam się w górę. Zamknęłam oczy. Zapomniałam o świecie i dałam się ogarnąć barwą, które falowały i krążyły tak intensywnie. Płynęłam razem z nimi, tańczyłam wraz z uczuciami. Ma własna osobowość stawała się wyrazistsza z każdym wspomnieniem, które zlewało się z pobliskimi odczuciami. Z każdym ruchem zmieniałam chmurę uczuć za sobą, przebarwiając delikatnie ogólne emocje. Wzbiłam się w górę, zostawiając zimny ślad pustej nienawiści, zazdrości, egoizmu. Nagle przewróciła się na plecy, zaczęłam swobodnie opadać w dół, wirując wokół słupa złych uczuć, otaczając je tymi ciepłymi. Przyjaźń, radość, miłość... Zlewały się wszystkie razem tworząc na krótko emocje o nieznanych barwach, ognistą kolumnę, wypalającą się w mgnieniu oka. Czułam całą sobą ciepłe płomienie sprzecznych emocji, aż wszystko znikło nagle... niczym dusza smoka, który nie był w stanie sprostać wewnętrznym rozterkom...
Otwarłam oczy. Wybudziłam się z transu, a mój duch powrócił do rzeczywistości. Spróbowałam wyczuć Liźię. Była tuż obok mnie. Wtedy to też zauważyłam, że kilka smoków przyglądało się mojemu pokazowi. Wcale tego nie oczekiwałam. 
 - Czyli jednak znasz jakieś dobre uczucia - powiedziała spokojnie.
 - Zdziwiona? - spytałam trochę tryumfalnie.
 - Nie. Bo całe przesłanie i tak zostawia mroczny ślad na duszy.

I odleciała. "Mroczny ślad"? Nie zrozumiałam co się jej nie podobało. Nie planowałam żadnego przesłania. Po prostu... Nawet nie wiem co mną kierowało! Poczułam się źle z taką oceną, szczególnie, że mnie się podobał mój twór.
 -  Ładne. Mnie się podobało - skomentowała Arisha.

Pojawiła się nagle, skupiając się na pozostałościach słupa wypalonych barw emocji. Chyba odkryła mój gniew, gdyż wyczułam od niej szczere wyrzuty sumienia. Po czymś takim nie potrafiłam się już złościć na przyjaciółkę. W duchu przyjęłam takie przeprosiny i razem poleciałyśmy szukać kolejnych ciekawych wydarzeń.

Ale żaden smok nie chciał już chwalić się swoimi talentami. Zajmowały się sobą, więc i my wylądowałyśmy na najbliższej skale, chcąc po prostu chłonąć Energię miejsca. Była bardzo spokojna, o jednolitej, delikatnie chłodnej barwie. Dla smoków jest to najprzyjemniejsze środowisko... najlepiej się czujemy, kiedy w atmosferze dotyka nas nuta zimnej obojętność do drugiej istoty. Ale to nie tak, że jesteśmy zadufanymi w sobie egoistami... Choć mamy świadomość egzystencji ogółu innych smoków, pojedyncze jednostki nie istnieją dla nas, do bezpośredniego kontaktu. Już nawet moja więź z Arishą, która była dosyć rzadko spotykana, stanowiła kontrast do ogółu, czasami nawet zbyt duży, dlatego takie zanurzenie się w chłodnych emocjach dobrze nam robi. Wiem, że cię to dziwi, człowieku, ale u nas działa to inaczej...

Mogłabym całą moją egzystencję poświęcić rozkoszowaniu się takim barwom. Nie potrafię napisać ile wylegiwałam się z Arishą na tych skałach... Może wieczność, może krótką chwilę... to trochę tak, jakby w moim własnym wspomnieniu nie zapisany został czas. Ale on nie jest ważny... Ważna jest teraźniejszość, którą jako jedyna funkcjonuje w moim świecie. A ta się zmieniała.

Poczułam, że Energia przebarwiała się nagle, tracąc swój idealny stan. Ogarnęło mnie rozczarowanie, gdyż nie nacieszyłam się nią jeszcze, a w zamian dostałam jedynie powoli rosnące napięcie oczekiwania. Wszyscy wiedzieliśmy, że to koniec smoczego zgromadzenia, ale i wszyscy na to czekaliśmy... na wielki finał. Moje skrzydła zajaśniały słabym blaskiem, nabierając kształtu i formy. Zamachnęłam się nimi, a moja istota wzniosła się ku nieskończonemu niebu, do coraz liczniejszej gromady smoków. Czułam jak Arisha leciała obok mnie. Zawsze się zastanawiałam czemu jej skrzydła skrzą jaśniej niż moje. Zazdrościłam jej tego, ale akurat w tamtej chwili mój umysł skupiał się na czymś innym. Zbliżało się coś znacznie bardziej interesującego.

Było nas coraz więcej. Z każdej stron moje zmysły odbierały zintensyfikowane emocje innych istot. Wszystkie były różne, wszystkie oryginalne. Wśród morza uczuć dostrzegałam Arishe, jej istota była ciepła, przyjazna. Sama zamknęłam oczy, skupiałam się na mej własnej osobowości. Wydawała mi się jedyna, lepsza, wyraźniejsza, ale mimo to coś sprawiało, że pasowała idealnie do pozostałych dusz. Zlewała się z nimi w jedno. Stawaliśmy się tym samym, wspólną istotą skotłowaną w chaosie emocji. Wszystko się zmieniało. Świat znika, przestrzeń znika. Lecimy, lecimy w nieskończoność, przebijając nicość. Lecimy niezależni, lecimy pewni!

Świat się zmienił, to nie był nasz Dom. Inna przestrzeń, inne powietrze. Obca Energia rozpływa się dookoła nas. Ten świat nie ma życia, jest pusty. Lecimy, lecimy. Nie zatrzymujemy się. Znów jest nicość, znów jesteśmy tylko my! Lecimy zuchwali, lecimy dumni.

Wpadamy w tunel, eksploduje ogień. Uderza w nas potężna Moc. Zachwiało nami, ten świat chce nas zniszczyć. Została sama furia, wypala się. Chce naszej duszy. Próbuje nas zmiażdżyć! Śmieję się drwiąco. Nic nam nie może zrobić. On umiera, a my będziemy żyć wiecznie. Znika ogień, znika furia. Znów jest nicość. Chłonie nasza dusza, ostygają emocje. Pędzimy, pędzimy w bezkres, przemierzamy pustkę. Lecimy niepowstrzymani, lecimy niepokonani.
Zdziwiłam się. Znajomy świat, nasz Dom. Ale inny, atmosfera nieznana. Widzę siebie samą, widzę Arishe i każdego innego smoka, ale byli obcy, nieznani. Przyglądają się nam, ja przyglądam się sobie. Ale my suniemy dalej, nie zwlekamy. Lecimy opanowani, lecimy bezwzględni.

Jesteśmy smokami! Jesteśmy smokami! Nie potrzebujemy celu, nie potrzebujemy przeznaczenia. Przemierzamy przez nicość, dotykamy nieskończoności! Nic nas nie zatrzyma, nic nas nie może pokonać! Pędzimy, pędzimy jak szaleni! Znów dotykamy wszechświata, wpadamy w obcy świat. Otaczają nas barwy, próbują się z nami mieszać. Czuje inną Energię, emocje nieznanych istot. Jest ich tak dużo, tak nieskończenie! Są wzburzone, niepewne, chcą odpowiedzi. Co za barwy! Nigdy nie czułam tylu na raz! Ale... chyba razem przybierają wspólny ton. Przeważa nienawiść... Lecimy, lecimy po świecie, chcemy go czuć, fascynuje nas! Oglądamy emocje. Energia jest zbyt gęsta, źle się czuje, ale nie mogę przestać patrzeć. To jest piękne ale, przerażające. Za dużo emocji, wyżerają powoli świat. Zastanawiam się co...

Faszwi?! Poczułam Faszwiego... Na pewno? Podobna barwa, ale inna... Tak to Faszwi! Nigdy nie pomyliłabym tej podłej jaszczurki z kimkolwiek innym, nawet jeśli była tylko światełkiem wśród eksplozji nieskończonych emocji. Jego istota różniła się od wszystkich innych. Miała to coś, co posiadają jedynie smoki... Żmija zanikała, ukryła się. Próbowałam szukać Faszwiego, przyjrzeć się jego duszy, ale traciłam koncentracje. Nie mogłam się skupić. Zdążyła mnie jeszcze ogarnąć irytacja...

Wszystko zaczęło znikać, odlatywaliśmy. Instynktownie czuliśmy koniec podróży. Mimo, że chciałam, nie mogłam się oprzeć, byliśmy jednością, a moja wola nie istniała. Lecieliśm, lecieliśmy... przez nieskończoność, przez nie istniejącą materie. Przywoływani przez zew naszego domu podążaliśmy za nim. Znajoma atmosfera, nasze istoty rozproszyły się, pędząc przez rodzinny plan. Skoncentrowane emocje i uczucia rozpływały się, uwalniając nas całkowicie. Nagle poczułam siebie... dyszałam... Wróciliśmy.

Spojrzałam pytająco na przyjaciółkę, ona na mnie. Było oczywiste o czym obie myślałyśmy... albo raczej o kim. Od innych smoków czułam, że też spostrzegły Faszwiego, ale tylko my w jakiś sposób się tym przejęłyśmy... Arisha nawet bardzo. Widziałam jak rozterki smoczycy rozgorzały na nowo, jednak nie potrafiłam zrozumieć, czemu się tak przejmuje tą żmiją. Jedno wiedziałam na pewno. To musiało ją boleć. Współczułam jej, szczerze... mimo, że to uczucie wydawało mi się zawsze takie... żałosne.

Niespodziewanie emocje zniknęły... Ukryła je? Z pewnością. Jej skrzydła zajaśniały nieznacznie i ruszyła przed siebie, jakby nieobecna. Nie bardzo wiedząc co w ogóle powiedzieć, podążałam tylko jej śladem. Leciałyśmy do naszych skał.

  • Digg
  • Del.icio.us
  • StumbleUpon
  • Reddit
  • RSS

0 komentarze:

Prześlij komentarz