RSS

Złodziejka

Nasza karczma wzbogaca się o nową opowieść. Tym razem jest to historia o pewnej złodziejce, której życie drastycznie się zmienia. Czy na lepsze? Sami musicie zdecydować. Na marginesie dodam, że osoby grające kiedyś w Baldur's Gate II mogą na końcu być lekko zaskoczeni.



~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kobieta zamknęła cicho za sobą drzwi. Zrobiła to tak delikatnie, że podczas wykonywania tej czynność, nie dało się usłyszeć nawet najmniejszego szmeru. Tetani rozglądnęła się po pokoju.~

Była ona piękną, niezbyt wysoką kobietą o czarnych, sięgających jej do ramion włosach i intensywnie niebieskich oczach, ubraną w obcisły, skórzany strój. Miała dwadzieścia pięć lat i różniła się znacząco od większości kobiet. Kiedy inne dziewczyny zostają wydane przez ojców za mąż jakimś spasionym gburom, ona owych gburów okradała. Była złodziejką. Odkąd pamięta, wychowywała się w gildii złodziei. Z opowieści tylko wie, że znaleziono ją na ulicy w rynsztoku, kiedy była niemowlęciem. Złodzieje z Gildii przygarnęli dziecko, nadali imię i wychowali na profesjonalnego złodzieja. Tetani nie nienawidziła swoich rodziców. Nie znała ich, a sama stara się patrzeć w przód, niż zerkać do tył, więc było jej to obojętne. Jej życiem była Gildia i na nim się skupiała.

Wśród ściśle podzielonej na kasty złodziejskiej społeczności, była raczej wolnym strzelcem. Jeżeli jej się podobało, to brała dawane jej zlecenie, a jeżeli nie, to odrzucała bez konsekwencji, co u innych złodziei było nie do pomyślenia. Była całkiem lubiana, szanowana, nikomu nie przeszkadzała i jeżeli się już czegoś podjęła, to można było na nią liczyć.

Aktualnie Tetani była w trakcie kradzieży drogocennego obrazu, w pilnie strzeżonej rezydencji, pewnego bogatego kupca. Ten skok postanowiła zrobić z własnej inicjatywy. Chciała się popisać i przy okazji sprawdzić swoje umiejętności, gdyż do tego miejsca włamać się mogli tylko najlepsi. Na początku faktycznie nie było łatwo, gdyż gęsto rozstawione straże utrudniały przeniknięcie do środka, a wszystkie drzwi zostały zamknięte na bardzo skomplikowane zamki, lecz oto teraz w końcu przedostała się do pomieszczenia, gdzie znajduje się jej cel.

Było ono małą sypialnią, pozbawioną okien, gdzie jedyne źródło światła stanowiła zapalona, prawie stopiona świeca, stojąca w kaganku na szafce nocnej. Pokój było bogato zdobiony. Podłoga wyłożona została drogim, tureckim dywanem, z sufitu zwisał pozłacany, przepiękny żyrandol, którego wizualny efekt wzmacniały znajdujące się w nim, do połowy stopione świece, a na szafkach, komodach i jedynym w pokoju stoliku, stały różne cenne dekoracje, zaczynając od biżuterii, kończąc na dziwnych pamiątkach z innych krajów. Ściany jednak stały puste i jedyną ich ozdobą, był wiszący samotnie obraz, przedstawiający jakieś bazgroły, których Tetani nie potrafiła zidentyfikować. Patrzyła jednak chciwie na malowidło. 

Z prawej strony, przy ścianie znajdywało się łóżko, w którym spał jakiś gruby mężczyzna. Kobieta przekradła się obok niego, uważając na każdy krok. Dywan jednak skutecznie wyciszał jej kroki. Podeszła do malowidła i wyciągnęła z pochwy sztylet. Ostrożnie zaczęła wycinać obraz z ramy, zaciskając przy tym ze skupienia śnieżnobiałe zęby na wargach. Nie dało się tego zrobić całkowicie cicho, jakby Tetani chciała. Nagle śpiący mężczyzna zachrapał głośno i obrócił się twarzą w jej stronę. Złodziejka obserwowała chwilę grubasa, lecz kiedy się upewniła, że kupiec dalej mocno śpi, wróciła do pracy. W końcu ostatni raz pociągnęła za ostrze i płótno odpadło od ramy. Kobieta schowała sztylet i wsadziła obraz do już przygotowanego futerału, po czym zawiesiła go na plecach. Nagle zauważyła, że na obraz założona była pułapka, która miała się uruchomić, gdyby ktoś ściągnął ramę ze ściany. Uśmiechnęła się na myśl o swoim szczęściu i skierowała się do wyjścia. W połowie pokoju, znów zabłyszczała leżąca w szkatułce diamentowa biżuteria. Walczyła chwilę z pokusą, lecz ostatecznie wpakowała wszystkie klejnoty do swojej sakwy. Następnie po cichu wyszła z pokoju. Miała obraz. Teraz musiała stąd zniknąć. Postanowiła wrócić tą samą drogą którą przyszła. Na korytarzu skręciła w lewo, lecz po przejściu kilku metrów usłyszała czyjeś kroki. Przylgnęła płasko do ściany, kryjąc się w cieniu. Chwilę później samotny strażnik przeszedł obok niej, niczego nie zauważając. Poczekała, aż zniknie jej on z pola widzenia i ruszyła dalej. Korytarz zakręcał w lewo. Wychyliła się lekko zza rogu, zerkając w poszukiwaniu czyjejś obecności. Gdy jednak niczego nie zauważyła, kontynuowała ucieczkę. Weszła w pierwsze drzwi od prawej i znalazła się w małym pokoiku, który pełnił funkcje pralni. W rogu ciągle leżał nieprzytomny strażnik, którego Tetani ogłuszyła idąc tędy pierwszy raz. Obok mężczyzny stała drabina prowadząca na dach. Bez wahania wspięła się po niej i otwarła klapę. Wystawiła głowę. Willa otoczona była małym murem, po którym chodziło kilkoro strażników. Nie musiała się jednak na razie ich obawiać, gdyż nieprzerwanie szukali oni zagrożenia na zewnątrz murów. Złodziejka wyszła całkiem na dach i zamknęła cicho klapę. Popatrzyła się na duży, piękny księżyc, otoczony setkami gwiazd. Chciałaby mieszkać za miastem. Westchnęła w duszy i podeszła do tylnej krawędzi dachu. Odczepiła z paska zwój liny i przywiązała ją do wystającego pręta na krawędzi dachu. Po tym spojrzała na dwóch strażników, którzy rozmawiali na murach. Byli zbyt zajęci, aby zauważyć złodziejkę. Kobieta uśmiechnęła się i spuściła się po linie w dół. Miękko wylądowała na nogach. Teraz musiała odnaleźć studzienkę kanalizacyjną, którą weszła na teren posiadłości. Nie było z tym problemu, aczkolwiek z trwogą zauważyła, że trzech ludzi stało na metalowej płycie, rozmawiając w najlepsze. Nie było innej drogi ucieczki. Przejście przez mury odpadało, gdyż zostały tak zbudowane, żeby nie dało się po nich wspiąć, a brama była zamknięta i pilnie strzeżona. Musiała poczekać, aż przejście do kanałów będzie bezpieczne. Ukryła się więc w krzakach, z których mogła obserwować studzienkę i czekała. Mężczyźni jednak nie wyglądali jakby mieli się wynieść.

Pół godziny później zaczęło coś się dziać. W środku willi ktoś podniósł alarm. Widocznie znaleziono obezwładnionego strażnika bądź zauważono brak obrazu. Tetani zaczęło szybciej bić serce, pierwszy raz tej nocy obawiając się złapania. Jednak nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Trzej mężczyźni pobiegli gdzieś, otwierając tym samym kobiecie drogę ucieczki. Złodziejka zobaczyła swoją szansę. Spojrzała jeszcze tylko na kawałek murów, z którego mogli ją zobaczyć, lecz nikogo tam nie spostrzegła. Podbiegła więc szybko do studzienki i z trudem odsunęła ciężką płytę, robiąc przy tym sporo hałasu. Teraz jednak dźwięk nie miał znaczenia. Kiedy w końcu przejście stanęło otworem, zeszła błyskawicznie do kanału po drabince, nie zamykając nawet za sobą przejścia. Ostatnie szczeble ominęła, zeskakując z drabinki.

Woda chlupnęła pod jej stopami. W kanale było ciemno, lecz Tetani wyuczyła się na pamięć drogi, więc była w stanie na wyczucie przejść do odpowiedniego wyjścia. Czasami do tunelu wpadało światło z ulicznych pochodni, przez zakratowane okienka. Złodziejka w duszy dziękowała bogom za tak niewielką ilość światła. Wkrótce, nie raz się potykając i nie raz w coś uderzając, wyczuła rękami kolejną drabinkę. Wyszła po niej do góry.
***
Gildia prosperowała już od ponad trzydziestu lat i mimo, że nikt nie wiedział gdzie znajduje się ich siedziba, wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że takowa w ich mieście istniała. Bo któż by mógł pomyśleć, że stara, zamknięta świątynia czcząca kiedyś boga, o którym nikt już nie pamięta, znajdująca się na południowy zachód od centrum miasta Candle Keep, jest główną siedzibą łotrzyków?

W środku świątyni, w jednym z pokojów, służących kiedyś za kwatery kapłanów, trzej mężczyźni odbywali właśnie ważną rozmowę.
Klient już się niecierpliwi, Bagirt – rzekł poirytowany Megian.

Megian był wysokim, chuderlawym szatynem, o mrożącym krew w żyłach wzroku. Należał do gildii złodziei, aczkolwiek łotrzykiem nie był. Mimo to miał bardzo wysoką pozycję. Był doradcą mistrza gildii, Bagirta i zarazem mediatorem. To on załatwiał dla Gildii zlecenia i kontaktował się ze zwykłymi cywilami w imieniu swojego ugrupowania.
Nie gorączkuj się tak. Wkrótce to zrobimy. Za kilka dni wróci mój przyjaciel z misji i razem wyruszymy do tej rezydencji... – odparł Giwerav, jeden z lepszych złodziei w Gildii, mający trzydzieści lat, długie, brązowe włosy i nieco kwadratową twarz.
Za kilka dni będzie już za późno! – przerwał mu Megian. – jeżeli do jutra nie dostarczę mu malowidła, zrezygnuje on z naszych usług. A my potrzebujemy tych pieniędzy!

Gildia miała kłopoty finansowe. Miasto stało się znacznie bardziej ostrożniejsze, a strażnicy chcieli większe łapówki. Tym samym trudniej było zrealizować zlecenia, która coraz rzadziej dostawali. Postanowili się przenieść do nowego miasta. Operacja była jednak niezwykle kosztowna, więc każdy grosz był na wagę złota.
Masz rację, Megian – przemówił w końcu mistrz gildii.
Był to dobrze zbudowany mężczyzna po pięćdziesiątce. Mimo, że nie miał włosów na głowie, pod jego ustami rosła czarna bródka, dodająca mu znacząco charyzmy.
I już wiem kto to zrobi – kontynuował Bagirt. – Jeszcze dziś. Giwerav pójdziesz z Tetanią. Możesz przestać nas podsłuchiwać! – dodał głośniej.
Drzwi uchyliły się i do środka wślizgnęła się Tetania.
Jak ty to robisz? – zapytała mistrza z nieukrywanym podziwem.
Przygotujcie się – rzekł Bagirt ignorując jej pytanie. – Informacje już mamy, plan też. Liczę na wasze umiejętności.
- Mamy tak iść bez przygotowania? – zapytała kobieta z udawanym niedowierzaniem, ledwie powstrzymując śmiech.
Co cię tak śmieszy? – zapytał Megian mocno zdenerwowany. – Zdajesz sobie w ogóle w jak beznadziejnej sytuacji się znajdujemy?! Od tej misji zależy wszystko! Skup się dziewczyno!

Pozostali mężczyzny również zauważyli jej rozbawienie i patrzyli się na nią z niezrozumieniem. Tetani przewróciła oczami z uśmiechem i ściągnęła z pleców futerał, rzucając go Megianowi. Ten złapał zręcznie pokrowiec i wyciągnął jego zawartość. Mediator zrobił nagle wielkie oczy.
Ty suko! – skomentował i pokazał płótno mistrzowi.
Sobie wyobraź bezmózgu – powiedziała złośliwie robiąc dwa kroki w stronę Megiana – że doskonale wiem na czym Gildia stoi i jestem w stanie dla niej zrobić więcej niż ty.
- Zaskoczyłaś mnie Tetani – przemówił łagodnie mistrz gildii. – Jak zwykle udowodniłaś, że można na ciebie liczyć.
- Dziękuję, Bagirt. – Jego pochwałą wiele dla niej znaczyła. – Mogę już odejść? Jestem prosto z akcji.
- Tak. Wszyscy możecie.

Cała trójka ukłoniła się i wyszła z pokoju. Megian rzucił kobiecie złowrogie spojrzenie i ruszył w swoją stronę. Giwerav natomiast ruszył za Tetanią.
To dlatego cię dzisiaj nie było cały dzień, prawda? – zapytał mężczyzna.
Owszem – odpowiedziała skręcając na skrzyżowaniu korytarzy w lewo.
Wiesz, że gdyby cię złapali, to nie moglibyśmy cię wydostać? – kontynuował.
Wiem – powiedziała i zatrzymała się nagle, patrząc mu w oczy. – Od kiedy zacząłeś się o mnie martwić?
Z Giwerav nie łączyło ją praktycznie nic. Był dla niej kolegą po fachu i niczym więcej, dlatego dziwiła dziewczynę troska mężczyzny.
Ja? Martwić się o ciebie? – odparł zaskoczony. – Nie pochlebiaj sobie. Po prostu jesteś dobra
- w tym co robisz i jakby cię złapali, była by to duża strata... dla Gildii – dodał szybko.
Ta jasne – prychnęła Tetani i ruszyła dalej.
Mężczyzna do końca towarzyszył jej bez słowa. W końcu doszli do drzwi, prowadzących do pryszniców. Dziewczyna stanęła przed nimi i po krótkiej chwili rzekła oschle:
Chcesz czegoś jeszcze?
- Owszem – odparł niezrażony. – Dałabyś się zaprosić na kolację u mnie w kwaterze. Jeszcze dziś...
Tetanię zatkało. Nie spodziewała się takiego pytania. Wyraz jej twarzy zmienił się jej nagle i odpowiedziała:
Czemu nie. Będę do godziny.
Po czym weszła do pryszniców, zostawiając Giwerava samego.
***

Pół godziny później, Tetani siedziała w swoim pokoju na krześle przed lustrem i rozczesy-wała mokre włosy. Zastanawiała się na tym co ją jeszcze czeka tej nocy.
Ale no w sumie jest już długo po północy. To nie za późno jak na kolację? – rzekła jej przyjaciółka, Sartis.

Sartis była przeciętnego wyglądu dziewczyną, w wieku około dwudziestu lat. Miała długie, kasztanowe włosy, piwne oczy i lekko zadarty nos. Jej charakterystyczną cechą była paskudna rana po oparzeniu na ramieniu, którą zawsze dokładnie ukrywała. Nigdy nie chciała powiedzieć jak się oparzyła. Sartis dołączyła do Gildii kilka lat temu. Była bardzo zamknięta w sobie i Tetani poczuła sympatię do dziewczyny. Postanowiła ją „przygarnąć”. Od tamtej pory są przyjaciółkami.
Owszem jest za późno – odpowiedziała Tetina, walcząc ze splątanymi włosami.
To ty dobrze wiesz, że jemu chodzi tylko o seks – powiedziała przyjaciółka, przewracając stronę książki.
Złodziejka popatrzyła się na leżącą na jej łóżku Sartis. Odłożyła szczotkę i sięgnęła po pomadkę.
Masz całkowicie rację – odrzekła uśmiechając się tryumfalnie. – Ale skoro trafiła się okazja, to pomyślałam sobie, że rozerwę się trochę.
- Ty to masz styl życia... – skomentowała zdegustowana.
Ty też powinnaś się rozerwać – zasugerowała Tetani i odwróciła się do lustra, przystępując do operacji malowania ust.

Chwilę później dziewczyna była już gotowa i umalowana. Miała dylemat w co się ubrać, ale ostatecznie postanowiła przyodziać zwykłe materiałowe spodnie i przewiewną, czarną koszulę. Lubiła czerń.
***

Pokój Giwerava znajdował się po drugiej stronie świątynnej kondygnacji, tak więc minęło kilka minut, zanim dotarła na miejsce. Po drodze zauważyła, że całe to miejsce jest jakby wymarłe, ale nie zdziwiło ją to specjalnie. Złodzieje byli nocnymi łowcami. Większość łotrzyków była w terenie i tylko nieliczni mogli sobie pozwolić na luksus spania. Dlatego na wszelki wypadek, nie chcąc kogoś zbudzić, po cichu zapukała do drzwi Giwerava. Ten otworzył jej i gestem zaprosił do środka.

Pokój mężczyzny różnił się od jej pomieszczenia tylko ułożeniem mebli. Na stole stała duża świeca, dające jedyne źródło światła, dwa talerze, na których leżały soczyste, upieczone steki z ziemniakami oraz złote kielichy i zakurzona butelka czerwonego wina. Tetanię zaskoczył tak wykwintny posiłek, jednak ją bardziej interesował Giwerav. Ubrany był on w elegancki, skórzany kaftan, białą koszulę pod tym oraz materiałowe spodnie.
No nie spodziewałam się czegoś takiego – rzekła przyjemnie zaskoczona, podchodząc do stołu.
Bo myślałaś, że tylko jedno mi w głowie – odpowiedział, odsuwając jej krzesło.
Tetani usiadła, stając się coraz bardziej zaskoczona. Giwerav dosunął ją do stołu, po czym sam usiadł na swoim miejscu. Kobieta chwyciła za nóż oraz widelec i zaczęła jeść. Zanim przełknęła pierwszy kęs, dokładnie zbadała smak potrawy, szukając w niej jakichś trucizn. Widząc to mężczyzna zaśmiał się i powiedział:
Jakbym cię chciał zabić, to zrobił bym to wbijając sztylet w plecy. Trucizny są drogie.
- Ostrożności nigdy za wiele – odpowiedziała na to i zapytała, nabijając zdecydowanie całego ziemniaka na widelec. – Czemu właściwie się tak nagle mną zainteresowałeś?
Giwerav zastanowił się chwilę nad odpowiedzią. Sięgnął po butelkę wina i rozlał je do kielichów. Robiąc to odpowiedział:
Bo jesteś mądra, piękna, inteligentna, zwinna... Mógłbym wymieniać całą noc.

Tetani, jak każda kobieta, uwielbiała słodkie słówka. Spodobała się jej taktyka Giwerava. Uznała, że mężczyzna zasłużył sobie i sama spróbowała podjąć jakiś temat rozmowy. Całkiem sprawnie jej poszło i już do końca posiłku przyjemnie rozmawiali o rzeczach mało ważnych lub nic nieznaczących.

Kiedy Tetani przełknęła ostatni kęs, westchnęła z zadowoleniem i przeciągnęła się. Mimo najedzenia i późnej pory, w ogóle nie była śpiąca. Wstała od stołu i wolnym krokiem podeszła do łóżka. Usiadła na nim, opierając się o ścianę.
Fantastyczne jedzenie. Skąd takie wziąłeś... – przerwała nagle, uświadamiając sobie głupotę swojego pytania. – W sumie nie ważne.
Giwerav uśmiechnął się tylko i również wstał od stołu, mimo, że trochę mu jeszcze na talerzu zostało. Usiadł obok niej.
To co teraz robimy? – zapytała ponętnie kobieta.
To już od ciebie zależy.
Tetani przygniotła go delikatnie swoim ciężarem i wisząc swoją twarzą centymetr nad jego twarzą, szepnęła:
Chyba mam pewien pomysł.
Po tym zamknęła oczy i pocałowała go w usta. Giwerav odwzajemnił pocałunek i zaczął powoli ściągać koszulę kobiety.
***

Następnego ranka, Tetani wymknęła się z pokoju, zanim jeszcze Giwerav się obudził. Udała się prosto pod prysznic. Kiedy się umyła, wróciła do swojego pokoju. Przez okno zobaczyła, że był wczesny świt. Z rezygnacją upadła na swoje łóżko. Miała cały dzień nudów. Chwilę się zastanawiała nad swoimi dalszymi czynnościami, lecz zasnęła.
***

Miała wrażenie, że spała krótki moment, kiedy obudziły ją otwierane drzwi. Z niechęciom podniosła powieki. Okazało się, że to Sartis weszła do jej pokoju.
Co ty tu robisz? – zapytała ze zdziwieniem dziewczyna.
To samo pytanie do ciebie – odpowiedziała zaspana Tetani.
Ja po książkę tylko przyszłam, bo zostawiłam ją u ciebie, na ale skoro już tu jesteś, to opowiadaj jak było.
Sartis usiadła na skraju łóżka. Tetani podniosła się i oparła plecami o ścianę.
Fantastycznie – odparła z uśmiechem.

I tak przez następną godzinę przyjaciółki rozmawiały i plotkowały. W końcu jednak Tetani poczuła głód i postanowiła udać się do kuchni, aby zrobić sobie coś do jedzenia. Przyjaciółka zadeklarowała, że z nią pójdzie. Kiedy po chwili dotarły na miejsce, Sartis rzekła niemalże błagalnym tonem:
Zrobisz mi też coś?

Tetani zaśmiała się i wzięła się do roboty. Postanowiła zrobić proste kanapki. Znalazła czarny chleb, trochę masła oraz sera i dała upust swym niezwykłym, kulinarnym zdolnościom.
W międzyczasie wyżaliła się przyjaciółce, że nie miała co robić tego dnia.
O to się nie martw. Dzięki obrazowi, który zdobyłaś, uzbieraliśmy już pieniądze, żeby się zmyć. Dzisiaj mamy zacząć pakowanie całego interesu.
- Lepsze to niż nic – skomentowała.
Zanim jeszcze skończyły jeść kanapki, do kuchni wszedł jeden ze złodziei i rzekł:
Tu jesteście. Mistrz wzywa was do głównego holu.
Obie kiwnęły głową. Sartis w całości przełknęła pozostałą jej połowę kanapki, popijając wodą i powiedziała niemalże radośnie:
Pakowanie czas zacząć.
Chyba się cieszyła z przeprowadzki.
***

Duże, kamienne kolumny podpierały kopulaste sklepienie, a światło z pochodni odbijało się w marmurowych ścianach i podłodze. Na samym końcu znajdował się przepiękny ołtarz a za nim stała stara, dębowa ambona. Kiedyś jeszcze miejsce to zdobiły złote ozdoby, jednak gildia niemalże natychmiast się nim zajęła. Główny hol był w przeszłości miejscem, gdzie kapłani witali przybyszy, świadczyli swe usługi i modlili się do swego boga. Teraz jednak służył on Gildii jako sala odpraw.

Tego dnia po raz kolejny zebrało się tam około dziesięciu złodziei. Gildia oczywiście posiadała znacznie większą ilość członków, lecz tylko ta dziesiątka była dostępna. Mistrz Gildii krótko i zwięźle przydzielił im zadania takie jak spalenie starych dokumentów, czy zabezpieczenie dóbr materialnych. Tetani jednak nie dostała żadnej roboty. Zamiast tego Bagirt poprosił ją do swojego gabinetu, który był równocześnie sypialnią. Kiedy Mistrz zamknął za nimi drzwi, przemówił:
Tetani. Chciałabym, żebyś zrobiła coś dla Gildii. Bez tego nie będziemy mogli opuścić miasta.
- Co takiego mam zrobić, Mistrzu? – zapytała dziewczyna, będąc gotowa na wykonanie wszystkiego.
Całą operację przeniesienia Gildii, blokuje jeden człowiek. Kapitan straży. Kiedyś dobrze się z nim współpracowało, teraz grozi czystką miasta. Trzeba go usunąć, jeszcze dziś w nocy.
- I ja mam to zrobić?
- Tak – odparł Bagirt.
Mistrzu dobrze wiesz, że brzydzę się zabijaniem. – Dziewczyna westchnęła i kontynuowała – To są jedyne misje, których nie chce robić. Przepraszam.
- Trudno – odrzekł mężczyzna z żalem. – Chciałem cię do tego zadania, gdyż miałbym tą pewność, że je wykonasz. Znajdź i wezwij do mnie Giwerava. Przekaż mu, aby do mnie przyszedł oraz przejmij jego obowiązki na dziś. Możesz odejść.

Tetani kiwnęła głową i bez słowa opuściła gabinet. Następnie ruszyła na poszukiwanie Giwerava. Po drodze spotkała kilka osób, które pomogły jej znaleźć złodzieja. Był on w bibliotece i wertował jakąś książkę. Dookoła niego rozrzuconych leżało sporo innych rękopisów.
Mistrz chce cię widzieć w swoim gabinecie – rzekła na wejściu.
Tetani! – uradował się Giwerava, odrywając się od swego zajęcia. – Czemu opuściłaś mnie, zanim się jeszcze obudziłem?
- Tak jakoś...
Mężczyzna westchnął z rezygnacją
Co ty tu właściwie robisz? – zapytała Tetani, przyglądając się stercie książek.
W książkach pochowane są roczne rozliczenia z zysków i strat od początku istnienia Gildii. Przejmujesz moje zadanie, tak? Więc masz je odnaleźć. To będzie koło trzydziestu kartek. Znalazłem już aż dwie – rzekł, pokazując luźnym ruchem dwie kartki, lezące na niewielkim stoliku.
Dobra dam radę – stwierdziła kobieta i sięgnęła po dowolną książkę z regału.

Wkrótce została sama. Na początku to zajęcie wydawało się banalnym zadaniem, lecz szybko się okazało, że musiała dokładnie przeszukiwać książki, gdyż rozliczenia były przyklejone do stron.
Przezorność gorsza od nienawiści – mruknęła ponuro do siebie i sięgnęła po następną książkę.
***

Po około dwóch godzinach żmudnej pracy, do biblioteki zawitała Sartis.
A ty tu biedaczko ciągle siedzisz? – zapytała z nutką złośliwości.
Ty byś mi pomogła a nie denerwowała – odrzekła zła Tetani, rzucając w przyjaciółkę trzymaną książką.
Sartis złapała złapała zręcznie lecący przedmiot i usiadłszy na najbliższym stole, zaczęła przeszukiwać rękopis.

Nagle gdzieś w budynku rozbrzmiał huk i podniesione głosy. Dziewczyny momentalnie się zerwały i wybiegły na korytarz, lecz w pierwszej chwili nie zauważyły nic niepokojącego. Dopiero kiedy usłyszały szybkie kroki, z towarzyszącym im szczekiem metalu zrozumiały, że straż w końcu znalazła kryjówkę Gildii.
Za mną – szepnęła Tetani i ruszyła biegiem w przeciwną stronę.

Kobieta chciała dotrzeć do tajnego przejścia, przez które mogliby bezpiecznie opuścić starą świątynie. Wszystko szło na początku dobrze, gdy niespodziewanie, na skrzyżowaniu korytarzy wyskoczył na nich z zaskoczenia cały oddział żołnierzy. Jeden z nich złapał Sartis, lecz Tetani od razu strzeliła z pięści strażnikowi prosto w nos.
Uciekaj! – krzyknęła do swojej przyjaciółki dokładnie w momencie, kiedy inny strażnik złapał ją od tyłu.

Sartis nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Za dziewczyną pobiegło dwóch strażników i cała trójka znikła za najbliższym zakrętem. A Tetani nie przestawała próbować się uwolnić. Nagle zobaczyła okazję i ugryzła strażnika w rękę. Ten puścił ją, lecz kobieta była otoczona. Nie chcąc tanio sprzedać skóry, wyciągnęła z pochwy swój kordzik. W tym samym momencie, dotkliwie poczuła wstrząs i zobaczyła wszystkie gwiazdy oraz konstelacje. Po tym nastała ciemność.
***

Przez chwilę miała wrażenie, że była na kacu. Głowa tak ją bolała, że nawet zeskakujący
z jej brzucha szczur, nie zrobiła na niej wrażenia. Z jękiem podniosła się do pozycji półsiedzącej
i stwierdziła, że leży na ziemnej posadzce, w wilgotnych lochu. Nagle zauważyła, że nie jest sama. Cela gościła kilku ludzi i o dziwo, jednym z nich był Giwerav.
Witamy w naszym świecie – zagadał ponuro.
Giwerav?! Co się stało?
- Nie wiem. Wnieśli cię tu nieprzytomną godzinę temu. Co się stało, że cię złapali?
Tetani przetarła oczy, próbując wytężyć pamięć.
Uhh... Zrobili nalot. A ty? Co tu robisz?
Mężczyzna wzruszył ramionami i rzekł:
Wszystko było ustawione. Strażnicy po prostu czekali na mnie. Wiedzieli kogo, gdzie i kiedy szukać...
Nagle Tetani skojarzyła kilka faktów i mrużąc złowieszczo oczy, zapytała szeptem:
Sypnąłeś?
W życiu! – oburzył się. – Nawet mnie nie pytali.

Kobieta kiwnęła głową. Wierzyła mu. Ale w takim wypadku musiał sypnąć ktoś inny. To, że mają zdrajcę w swoich szeregach, obojga złodziejom wydawało się wręcz oczywiste. Kolejne godziny spędzili praktycznie w ciszy, sporadycznie wymieniając między sobą pojedyncze słowa.
***

Nagle z zamyślenia wyrwały ją głośne kroki. Chwile potem przed kratą stanęło kilkoro strażników. Jeden z nich, ten najbardziej charyzmatyczny, rzekł hardym tonem:
Pod ścianę szubrawcy!

Wszyscy grzecznie wykonali rozkaz, pomrukując cicho z niezadowolenia. Krata została otwarta i do środka weszli obecni strażnicy, w liczbie sześciu osób. Po dwóch stróżów prawa chwyciło Tetanię i Giwerava za ramiona i wyprowadzili ich z celi. Dowódca szedł na czele, a szósty strażnik zamykał pochód.

W tym szyku, dwaj złodzieje zostali zaprowadzeni do sali przesłuchań. Było to ponure pomieszczenie, oświetlone jedynie pojedynczą pochodnią. Na ścianach wisiały najróżniejsze przyrządy, przeznaczeniem których była pomoc przesłuchującego w wydobywaniu informacji, a na środku sali stały dwa, metalowe krzesła. Łotrzykowie zostali do nich przywiązani. Tetani bała się tego, co może nastąpić, lecz nie okazywała swego strachu. Giwerav również miał kamienną twarz. Wkrótce strażnicy wyszli i został sam dowódca.
Imię i nazwisko? – zapytał surowo, patrząc się na dziewczynę.
Faratis Ephenix – odpowiedziała bez namysłu.
Tetani... Teraz nie warto kłamać – powiedział ktoś stojący w progu pomieszczenia.
Dziewczynę zmroziło, kiedy rozpoznała Bagirta, mistrza gildii złodziei. Przez jej umysł przepływały setki krótkich myśli, lecz to wypowiedź Giwerava potwierdziła jej obawy:
Ty zdrajco! Ale dlaczego?!
- Milczeć! – warknął strażnik. – Odpowiadać tylko na pytania. Gdzie są Atkel Benok, Ealkis Odmo, Sartis Agi, Zakel Godal i Calmed Wakis?
- A skąd my mamy wiedzieć? – Odpowiedziała szybko Tetani.
Były mistrz gildii podszedł do ściany i ściągnął z niej opcęgi. Strażnik widząc to uśmiechnął się złowieszczo
Myślę, że zaczniemy od czegoś prostego i przyjemnego, jak na przykład wyrywanie paznokci – powiedział, przyjmując od Bagirta narzędzie tortur.

Dziewczyna patrzyła na to z przerażeniem. Oni naprawdę nic nie wiedzieli. Strażnik stanął przed więźniami i patrzył to jednego, to na drugiego. W końcu, jego wzrok padł na Tetanię. Kiedy kat ruszył w jej stronę, serce dziewczyny zabiło jeszcze szybciej. Giwerav zaczął się szarpać, lecz Bagirt uspokoił go, zadając mężczyźnie bolesne uderzenie w twarz. Złodziejka się nie ruszała. Była sparaliżowana strachem. Strażnik poprawił chwyt na obcęgach i zapytał:
Gdzie oni są?!
- Nie mam pojęcia! – krzyknęła dziewczyna przerażona.
Mamy dużo czasu – przypomniał kat i powoli chwycił obcęgami za paznokieć dziewczyny.
Złodziej znów zaczął się szarpać, tym razem soczyście wyzywając kata i jego pomocnika od skurwysynów, demonów, bestii i zdrajców. Bagirt nie zareagował lecz strażnik słysząc to rzekł do niego szyderczo:
Patrz! Patrz jak cierpi!

Skinął głową na mistrza. Ten podszedł do złodzieja i unieruchomił dłońmi jego głowę. Giwerav jednak nawet nie próbował się odwrócić. Z trwogą przyglądał się jak strażnik powoli wydziera Tetanie paznokcia z kciuka. Dziewczyna chciała krzyczeć z bólu, ale powstrzymała się. Nie chciała dać im satysfakcji.
Jeszcze dziewiętnaście – zauważył kat i zacisnął obcęgi na następnym paznokciu.
A może ty, Giwerav, nam powiesz, gdzie są pozostali złodzieje? – zapytał Bagirt, przybliżając swą twarz do twarzy złodzieja. – Oszczędzisz jej cierpienia.
- Chrzań się, nic nie wiem – odpowiedział i napluł mu w oko.

Pomocnik wytarł powoli ręką ślinę, po czym skinął na strażnika. Kat już pociągnął obcęgi, kiedy nagle drzwi otworzyły się z hukiem. Sekundę później pomieszczenie wypełnił gęsty dym, z towarzyszącym mu dźwiękiem syku. Zanim jeszcze zasłona opadła do końca, jakaś zakapturzona postać uwolniła Tetanie i wyciągnęła z pomieszczenia. Po drodze, złodziejka potknęła się o martwego Bagirta. Na korytarzu dziewczyna zobaczyła, że ich wybawicieli było trzech.
Później – odrzekła jedna z postaci, odpowiadając na nieme pytanie więźniów.

Poruszali się szybko. Od czasu do czasu mijali pojedyncze trupy strażników. Wkrótce wyszli na zewnątrz. Ostre słońce uderzyło złodziejkę w oczy. Szybko zorientowała się ona, że znajdowali się we wschodniej części miasta. Cała piątka od razu skierowała się w mroczniejsze uliczki, gdzie mogli spokojnie porozmawiać i ukryć się przed prześladowcami.

Postacie zdjęły kaptury. Byli to złodzieje z gildii, a jednym z nich była sama Sartis.
Przyszliście po nas! – ucieszyła się Tetani, ciągle nie mogąc uwierzyć, ze uciekli.
Nikt nie zostaje w tyle” – zacytował złodziej Zakel.
Słuchajcie mnie – zakomunikowała Sartis, pokazując jakąś czarną książkę. – Chyba znalazłam przy ciele Bagirta jego dziennik.
- Później go przeczytamy – zaproponował Giwerav. – Co z resztą?
- Uwolnieni, ale nie mamy z nimi kontaktu – odpowiedział trzeci wybawca, Aktel. – To co teraz robimy?
Wszyscy się obawiali tego pytania, chodź Tetani miała pewien pomysł.
Jedźmy do Wrót Baldura. Zostawimy informacje dla reszty w punktach, żebyśmy się tam spotkali w dzielnicy portowej za trzy dni... Tam odbudujemy gildię. Co wy na to?
Nastała męcząca cisza. Dziewczyna z napięciem czekała na decyzję pozostałych złodziei.
W końcu pierwsza przemówiła Sartis:
Jestem z tobą.
Reszta poszła za przykładem przyjaciółki złodziejki. Tetani kiwnęła głową z akceptacją rzekła:
Spotkamy się przy południowej stajni wieczorem.
Po tym grupa bez słowa się rozeszła.
***

Pierwszym miejscem, które Tetani odwiedziła, była karczma „Za ruinami”. Złe miejsce, do którego przychodzili jedynie ci, co mieli coś na sumieniu. Tamtejszy karczmarz był godnym zaufania sprzymierzeńcem Gildii, chodź złodziejka nie ufała już nikomu. Zostawiła mu wiadomość dla innych złodziei, po czym odeszła. Dwadzieścia minut później dotarła do starego, opuszczonego domu, gdzie zostawiła w skrytce kolejną wiadomość. Później, kiedy kierowała się w stronę pewnego złotnika, natknęła się na oddział strażników, rozglądających się intensywnie. Przeczekała ich ukryta w cieniu i kontynuowała rozsyłanie wiadomości. Po złotniku, odwiedziła jeszcze kilka miejsc, nie napotkawszy większych problemów. Kiedy skończyła, zorientowała się, że słońce chyliło się już ku zachodowi. Z racji braku lepszego pomysłu, postanowiła udać się już pod umówioną stajnią i tam poczekać na towarzyszy.
***

Ostatni stawił się na miejscu Aktel. Kiedy cała piątka była już w komplecie, złodzieje weszli do stajni. W środku krzątało się kilku rosłych mężczyzn, oporządzających konie.
kradniemy czy płacimy? – zapytała cicho Sartis.
Nie kombinujmy. Musielibyśmy długo czekać, aż zamkną stajnię – odrzekła Tetani, kierując się powoli do jednego z mężczyzn.
Przecież żartuję! – sprostowała już głośno przyjaciółka idąc za kobietą.

Atkel, Giwerav i Zakel zostali przy drzwiach. Obawiali się oni, że straż mogła rozesłać listy gończe. Gdyby takowy trafił do stajni, w której się znajdowali, musieli by zabić lub obezwładnić wszystkich stawiających opór. Woleli więc zostać trochę dalej, żeby w razie czego wkroczyć do akcji z zaskoczenia.

W tym samym czasie Tetani i Sartis już rozmawiały z zarządcą stajni.
Będzie ciężko z pięcioma szybkimi końmi – odpowiedział złodziejce mężczyzna, drapiąc się po karku. – Jakiś czas przed wami, posłańcy królewscy zarekwirowali najlepsze konie, takie kurwa ich mać prawo. Trzy się znajdą, ale dwa będą niższej klasy.
- Trudno. Przygotuj najlepsze jakie masz – wtrąciła się Sartis.

Dwadzieścia minut później konie były już gotowe. Sartis zapłaciła za wierzchowce i odjechali. Ona wzięła dobrze zbudowanego, srokatego ogiera. Wyglądał na złośliwe zwierze, a kobieta takie wierzchowce lubiła najbardziej. Sartis wybrała myszatą klacz, która wyglądała na spokojnie zwierze. Sartis, w przeciwieństwie do Tetani, nie lubiła agresywnych koni. Mężczyzną natomiast było obojętne jakiego konia dostaną i wsiadali na tego, co mają bliżej. W efekcie Giwerav otrzymał gniadego i wysokiego wałacha, Atkel izabelowatego, rączego kucyka a Zakel karego, ogromnego potwora, z oczu którego biła żądza mordu.

Tak czy inaczej wszyscy mieli już konia. Pozostawał ostatni problem. Jak przejechać przez bramę. Tym razem na pomysł wpadł Atkel.
***

Nuda... Pomyślał dziesiętnik. Nienawidził tej roboty. Odkąd zdegradowali go z oddziału interwencyjnego do roli zwykłego strażnika, wstawanie rano przyprawiało go o mdłości. No ale mogło być gorzej. Przynajmniej ma to dowództwo nad kilkoma żołnierzami. A rola jego oddziału była prosta. Mieli pilnować południowej bramy od wczesnego poranka, aż do opuszczenia krat i sprawdzanie w tym czasie przyjezdnych.

Dziesiętnik spojrzał na niebo. Słońce już dawno zaszło. Za chwilę będą musieli zamknąć bramę i poczekać na zmianę. Odczekał jeszcze chwilę i już chciał wydać rozkaz, kiedy podszedł do niego jeden z jego podwładnych i zapytał:
Zamykamy bra...?

Nagle obok nich coś dużego przebiegło z niesłychaną prędkością. Obaj odruchowo odskoczyli do tył. Dziesiętnik zobaczył, że tym czymś było pędzących kilku jeźdźców na koniach. Od razu skojarzył, że to mogli być złodzieje z rozgromionej tego dnia Gildii. Ostatni z uciekinierów był trochę w tyle. Dowódca ze wściekłością wyrwał miecz z pochwy i spróbował jeszcze trafić
w zad konia. Nie zdążył.
Na co kurwa czekacie! – krzyknął do wartowników na murach. – Strzelać!
Kusznicy potrzebowali sekundę, żeby zrozumieć słowa dziesiętnika. Potem, zanim naładowali kusze, złodzieje byli już po za zasięgiem.
Kurwa, kapitan mnie kurwa zajebie! Kurwa jego chędożona mać! – skomentował dowódca.
***

Pędzili w pełnym galopie jeszcze kilka minut, obawiając się pościgu. Kiedy jednak zorientowali się, że nic ich nie goni, zwolnili tępo. Wkrótce zrobiło się całkiem ciemno i konie zaczęły się potykać. Wtedy złodzieje postanowili rozbić skromny obóz. Rozpalili ognisko i zjedli racje żywnościowe, które Zakel ukradł z jakiegoś stoiska z żywnością. Po tym Sartis wzięła się za przeglądanie dziennika Bagirta. W tym samym czasie reszta rozprawiała którą drogą dotrą najszybciej do Wrót Baldura. Nagle Sartis przerwała im.
Słuchajcie tego! „Dzisiaj poślę Tetanię, żeby zabiła tego starego dziada, Taktina, dowódca chędożony. Niby powiedziałem mu o tym, że nasyłam na niego najlepszego złodzieja i żeby przygotował jakąś pułapkę, ale dziewczyna powinna ją ominąć. Jeżeli go zabije, ja w końcu zostanę kapitanem straży, a nie tylko zastępcą. Wtedy też skończę z tą chędożoną gildią. A jeżeli się nie uda... Przynajmniej nie będę musiał jej łapać. Do dzieła” – skończyła czytać i przewróciła szybko sporo kartek w tył, mówiąc: – I jeszcze to. Ten tekst jest przed trzydziestu lat. On tu chyba pisał średnio raz an rok, ale mniejsza. Słuchajcie: „Straż jest w nędzy. Nie mamy pieniędzy. Dlatego razem z oficerami postanowiliśmy założyć gildię złodziei, która będzie pracować dla nas. Sposób na to, żeby bogaci w końcu zaczęli finansować straż. Król o niczym się nie dowie i w końcu nie będziemy chodzić z zardzewiałymi mieczami. Ja mam zostać jej przywódcą. Nie wiem czy gdybym miał wybór, chciałbym przyjąć takie stanowisko.”

Nastała cisza, która w końcu przerwał Giwerav.
Skurwysyny. To by wyjaśniało czemu straż nas nie znalazła przez te wszystkie lata.
- Oraz gdzie większość pieniędzy przepadały – dodała Tetani.

Wszyscy mieli mieszane uczucia. Przez trzydzieści lat działali na rzecz straży miejskiej i nawet się tego nie domyślali. Nawet Giwerav, który chciał przeprowadzić z Tetanią poważną rozmowę, darował sobie. Będąc źli i rozczarowani, udali się na spoczynek.
***

Zanim jeszcze słońce wyszło zza horyzontu, grupa złodziei siedziała już na koniach. Pierwsze dwie godziny pędzili galopem. Potem zwolnili trochę, aby nie zajeździć swych wierzchowców. Po godzinie przerwy znów ruszyli pędem. Jeźdźcy spieszyli się, gdyż chcieli jeszcze przed zmrokiem dotrzeć na miejsce. Podróż była męcząca, ale determinacja złodziei do odbudowania Gildii, po przeczytaniu dziennika mistrza-zdrajcy, wzrosła dwukrotnie. Czas dłużył im się niemiłosiernie, lecz w końcu na horyzoncie zamajaczyły potężne mury Wrót Baldura, największego miasta portowego w całym Faerunie. Nie spodziewali się, że dotrą na miejsce tak szybko.

Było późne południe, kiedy jeźdźcy przejechali przez główną bramę miasta. Żaden strażnik bramy ich nie zatrzymał ani nie przeszukał. Widocznie wieści o zbiegach z Candle Keep jeszcze tu nie dotarły, ale złodziejom było to bardzo na rękę. Odstawili spokojnie konie do stajni i zaczęli przechadzać się po mieście, szukając jakiegoś miejsca na nowa gildię. Kiedy jednak nic nie znajdywali na pierwszy rzut oka, postanowili zjeść do kanałów. Nie spodziewali się, że podziemny kompleks będzie tak wielki. Tunele jak zwykle oświetlone były jedynie nikłym światłem słonecznym, wpadającym przez małe okienka, umieszczone pod sklepieniem, a wszechobecny smród był nie do wytrzymania. To jednak nie zrażało złodziei. Po pół godziny chodzenia bez celu, stwierdzili, że się zgubili. Na dodatek zaczęło się robić ciemno. Załamani własnym roztargnieniem, podążali jakimś tunelem, mając nadzieję, że w końcu trafią na drabinkę prowadzącą na powierzchnię. Przeszli obok jakiegoś pustego pomieszczenia, a zaraz po tym przez drewniany most, zawieszony nad głęboką przepaścią, wypełnioną setką różnych rur, które znikały w mniejszych tunelach. Za mostem korytarz ciągnął się jeszcze kawałek, aż w końcu skończył się ślepą uliczką.
Szlag by to! – przeklął Giwerav.
Tetani bez słowa podeszła do ściany i zaczęła ją dokładnie badać.
Ta, jasne. Znajdziesz tajne przejście – zadrwił Atkel.
Sekundę później kobieta przycisnęła jakiś kamień i ściana rozsunęła się na boki.
Skąd wiedziałaś?! – krzyknął z niedowierzania ten, który drwił przed chwilą.
Kobieca intuicja – odpowiedziała tajemniczo kobieta, przechodząc przez tajne przejście.

Złodziejka znalazła się w dużym, opuszczonym magazynie. Świadczyły o tym walające się wszędzie stare, puste skrzynie i wszechobecna pajęczyna. Okna budynku były przyciemniane, aby nikt z zewnątrz nie mógł zobaczyć co dzieje się w środku, a główne drzwi wejście zamknięte na klucz. Na środku stały schody, prowadzące na pierwsze piętro. Cała konstrukcja wyglądała na solidną, chodź w wielu miejscach widać było ślady zęba czasu.
Wygląda na to, że była tu prowadzona podobna działalność do naszej. Może jakiś przemyt? – podzielił się swym zdanie Atkel.
My czegoś takiego szukamy, prawda? – zapytała Sartis, rozglądając się uważnie.
- Tak... Czegoś takiego. – odrzekła Tetani.
***

Budynek, który znaleźli, znajdywał się w dokach miasta. Było to miejsce, gdzie straż rzadko miała odwagę się zapuszczać. Złodzieje postanowili, że właśnie w owym starym magazynie założą swą główną siedzibę. Tak powstali Złodzieje Cienia.

Pewnie myślicie sobie, że ta historia nie miała prawa zaistnieć. W końcu złodziej i honor to niespotykane zjawisko. Dwa lata później, kiedy złodzieje cienia powoli przejmowali władzę nad Wrotami Baldura, Giwerav zabił podstępem Tetanię, wbijając jej sztylet w plecy i sam został mistrzem gildii. Po tym czynie, między już czwórką „przyjaciół” wybuchła wojna. Od początku każdy chciał wykorzystać każdego, lecz to Giwerav pierwszy przeszedł do czynów.

Niespodziewanie do gry włączył się piąty zawodnik. Zabijając po kolei Atkela, Sartis, Zakela i na samym końcu Giwerava, Aran wywalczył sobie drogę do tytułu „mistrza” i do dziś rządzi Złodziejami Cienia.

  • Digg
  • Del.icio.us
  • StumbleUpon
  • Reddit
  • RSS

0 komentarze:

Prześlij komentarz