Nasza karczma wzbogaca się o nową opowieść. Tym razem jest to historia o pewnej złodziejce, której życie drastycznie się zmienia. Czy na lepsze? Sami musicie zdecydować. Na marginesie dodam, że osoby grające kiedyś w Baldur's Gate II mogą na końcu być lekko zaskoczeni.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kobieta zamknęła
cicho za sobą drzwi. Zrobiła to tak delikatnie, że podczas
wykonywania tej czynność, nie dało się usłyszeć nawet
najmniejszego szmeru. Tetani rozglądnęła się po pokoju.~
Była
ona piękną, niezbyt wysoką kobietą o czarnych, sięgających jej
do ramion włosach i intensywnie niebieskich oczach, ubraną w
obcisły, skórzany strój. Miała dwadzieścia pięć lat i
różniła się znacząco od większości kobiet. Kiedy inne
dziewczyny zostają wydane przez ojców za mąż jakimś spasionym
gburom, ona owych gburów okradała. Była złodziejką. Odkąd
pamięta, wychowywała się w gildii złodziei. Z opowieści tylko
wie, że znaleziono ją na ulicy w rynsztoku, kiedy była
niemowlęciem. Złodzieje z Gildii przygarnęli dziecko, nadali imię
i wychowali na profesjonalnego złodzieja. Tetani nie nienawidziła
swoich rodziców. Nie znała ich, a sama stara się patrzeć w przód,
niż zerkać do tył, więc było jej to obojętne. Jej życiem była
Gildia i na nim się skupiała.
Wśród
ściśle podzielonej na kasty złodziejskiej społeczności, była
raczej wolnym strzelcem. Jeżeli jej się podobało, to brała dawane
jej zlecenie, a jeżeli nie, to odrzucała bez konsekwencji, co u
innych złodziei było nie do pomyślenia. Była całkiem lubiana,
szanowana, nikomu nie przeszkadzała i jeżeli się już czegoś
podjęła, to można było na nią liczyć.
Aktualnie
Tetani była w trakcie kradzieży drogocennego obrazu, w pilnie
strzeżonej rezydencji, pewnego bogatego kupca. Ten skok postanowiła
zrobić z własnej inicjatywy. Chciała się popisać i przy okazji
sprawdzić swoje umiejętności, gdyż do tego miejsca włamać się
mogli tylko najlepsi. Na początku faktycznie nie było łatwo, gdyż
gęsto rozstawione straże utrudniały przeniknięcie do środka, a
wszystkie drzwi zostały zamknięte na bardzo skomplikowane zamki,
lecz oto teraz w końcu przedostała się do pomieszczenia, gdzie
znajduje się jej cel.
Było
ono małą sypialnią, pozbawioną okien, gdzie jedyne źródło
światła stanowiła zapalona, prawie stopiona świeca, stojąca w
kaganku na szafce nocnej. Pokój było bogato zdobiony. Podłoga
wyłożona została drogim, tureckim dywanem, z sufitu zwisał
pozłacany, przepiękny żyrandol, którego wizualny efekt wzmacniały
znajdujące się w nim, do połowy stopione świece, a na szafkach,
komodach i jedynym w pokoju stoliku, stały różne cenne dekoracje,
zaczynając od biżuterii, kończąc na dziwnych pamiątkach z innych
krajów. Ściany jednak stały puste i jedyną ich ozdobą, był
wiszący samotnie obraz, przedstawiający jakieś bazgroły, których
Tetani nie potrafiła zidentyfikować. Patrzyła jednak chciwie na
malowidło.
Z
prawej strony, przy ścianie znajdywało się łóżko, w którym
spał jakiś gruby mężczyzna. Kobieta przekradła się obok niego,
uważając na każdy krok. Dywan jednak skutecznie wyciszał jej
kroki. Podeszła do malowidła i wyciągnęła z pochwy sztylet.
Ostrożnie zaczęła wycinać obraz z ramy, zaciskając przy tym
ze skupienia śnieżnobiałe zęby na wargach. Nie dało się tego
zrobić całkowicie cicho, jakby Tetani chciała. Nagle śpiący
mężczyzna zachrapał głośno i obrócił się twarzą w jej
stronę. Złodziejka obserwowała chwilę grubasa, lecz kiedy się
upewniła, że kupiec dalej mocno śpi, wróciła do pracy. W końcu
ostatni raz pociągnęła za ostrze i płótno odpadło od ramy.
Kobieta schowała sztylet i wsadziła obraz do już przygotowanego
futerału, po czym zawiesiła go na plecach. Nagle zauważyła, że
na obraz założona była pułapka, która miała się uruchomić,
gdyby ktoś ściągnął ramę ze ściany. Uśmiechnęła się na
myśl o swoim szczęściu i skierowała się do wyjścia. W połowie
pokoju, znów zabłyszczała leżąca w szkatułce diamentowa
biżuteria. Walczyła chwilę z pokusą, lecz ostatecznie wpakowała
wszystkie klejnoty do swojej sakwy. Następnie po cichu wyszła z
pokoju. Miała obraz. Teraz musiała stąd zniknąć. Postanowiła
wrócić tą samą drogą którą przyszła. Na korytarzu skręciła
w lewo, lecz po przejściu kilku metrów usłyszała czyjeś kroki.
Przylgnęła płasko do ściany, kryjąc się w cieniu. Chwilę
później samotny strażnik przeszedł obok niej, niczego nie
zauważając. Poczekała, aż zniknie jej on z pola widzenia i
ruszyła dalej. Korytarz zakręcał w lewo. Wychyliła się lekko zza
rogu, zerkając w poszukiwaniu czyjejś obecności. Gdy jednak
niczego nie zauważyła, kontynuowała ucieczkę. Weszła w pierwsze
drzwi od prawej i znalazła się w małym pokoiku, który pełnił
funkcje pralni. W rogu ciągle leżał nieprzytomny strażnik,
którego Tetani ogłuszyła idąc tędy pierwszy raz. Obok mężczyzny
stała drabina prowadząca na dach. Bez wahania wspięła się po
niej i otwarła klapę. Wystawiła głowę. Willa otoczona była
małym murem, po którym chodziło kilkoro strażników. Nie musiała
się jednak na razie ich obawiać, gdyż nieprzerwanie szukali oni
zagrożenia na zewnątrz murów. Złodziejka wyszła całkiem na dach
i zamknęła cicho klapę. Popatrzyła się na duży, piękny
księżyc, otoczony setkami gwiazd. Chciałaby mieszkać za miastem.
Westchnęła w duszy i podeszła do tylnej krawędzi dachu. Odczepiła
z paska zwój liny i przywiązała ją do wystającego pręta na
krawędzi dachu. Po tym spojrzała na dwóch strażników, którzy
rozmawiali na murach. Byli zbyt zajęci, aby zauważyć złodziejkę.
Kobieta uśmiechnęła się i spuściła się po linie w dół.
Miękko wylądowała na nogach. Teraz musiała odnaleźć studzienkę
kanalizacyjną, którą weszła na teren posiadłości. Nie było z
tym problemu, aczkolwiek z trwogą zauważyła, że trzech ludzi
stało na metalowej płycie, rozmawiając w najlepsze. Nie było
innej drogi ucieczki. Przejście przez mury odpadało, gdyż zostały
tak zbudowane, żeby nie dało się po nich wspiąć, a brama była
zamknięta i pilnie strzeżona. Musiała poczekać, aż przejście do
kanałów będzie bezpieczne. Ukryła się więc w krzakach, z
których mogła obserwować studzienkę i czekała. Mężczyźni
jednak nie wyglądali jakby mieli się wynieść.
Pół
godziny później zaczęło coś się dziać. W środku willi ktoś
podniósł alarm. Widocznie znaleziono obezwładnionego strażnika
bądź zauważono brak obrazu. Tetani zaczęło szybciej bić serce,
pierwszy raz tej nocy obawiając się złapania. Jednak nie ma tego
złego co by na dobre nie wyszło. Trzej mężczyźni pobiegli
gdzieś, otwierając tym samym kobiecie drogę ucieczki. Złodziejka
zobaczyła swoją szansę. Spojrzała jeszcze tylko na kawałek
murów, z którego mogli ją zobaczyć, lecz nikogo tam nie
spostrzegła. Podbiegła więc szybko do studzienki i z trudem
odsunęła ciężką płytę, robiąc przy tym sporo hałasu. Teraz
jednak dźwięk nie miał znaczenia. Kiedy w końcu przejście
stanęło otworem, zeszła błyskawicznie do kanału po drabince, nie
zamykając nawet za sobą przejścia. Ostatnie szczeble ominęła,
zeskakując z drabinki.
Woda
chlupnęła pod jej stopami. W kanale było ciemno, lecz Tetani
wyuczyła się na pamięć drogi, więc była w stanie na wyczucie
przejść do odpowiedniego wyjścia. Czasami do tunelu wpadało
światło z ulicznych pochodni, przez zakratowane okienka. Złodziejka
w duszy dziękowała bogom za tak niewielką ilość światła.
Wkrótce, nie raz się potykając i nie raz w coś uderzając,
wyczuła rękami kolejną drabinkę. Wyszła po niej do góry.
***
Gildia
prosperowała już od ponad trzydziestu lat i mimo, że nikt nie
wiedział gdzie znajduje się ich siedziba, wszyscy doskonale zdawali
sobie sprawę z tego, że takowa w ich mieście istniała. Bo któż
by mógł pomyśleć, że stara, zamknięta świątynia czcząca
kiedyś boga, o którym nikt już nie pamięta, znajdująca się na
południowy zachód od centrum miasta Candle
Keep, jest główną siedzibą łotrzyków?
W
środku świątyni, w jednym z pokojów, służących kiedyś za
kwatery kapłanów, trzej mężczyźni odbywali właśnie ważną
rozmowę.
- Klient
już się niecierpliwi, Bagirt – rzekł poirytowany Megian.
Megian
był wysokim, chuderlawym szatynem, o mrożącym krew w żyłach
wzroku. Należał do gildii złodziei, aczkolwiek łotrzykiem nie
był. Mimo to miał bardzo wysoką pozycję. Był doradcą mistrza
gildii, Bagirta i zarazem mediatorem. To on załatwiał dla Gildii
zlecenia i kontaktował się ze zwykłymi cywilami w imieniu
swojego ugrupowania.
- Nie
gorączkuj się tak. Wkrótce to zrobimy. Za kilka dni wróci mój
przyjaciel z misji i razem wyruszymy do tej rezydencji... – odparł
Giwerav, jeden z lepszych złodziei w Gildii, mający trzydzieści
lat, długie, brązowe włosy i nieco kwadratową twarz.
- Za
kilka dni będzie już za późno! – przerwał mu Megian. –
jeżeli do jutra nie dostarczę mu malowidła, zrezygnuje on z
naszych usług. A my potrzebujemy tych pieniędzy!
Gildia
miała kłopoty finansowe. Miasto stało się znacznie bardziej
ostrożniejsze, a strażnicy chcieli większe łapówki. Tym samym
trudniej było zrealizować zlecenia, która coraz rzadziej
dostawali. Postanowili się przenieść do nowego miasta. Operacja
była jednak niezwykle kosztowna, więc każdy grosz był na wagę
złota.
- Masz
rację, Megian – przemówił w końcu mistrz gildii.
Był
to dobrze zbudowany mężczyzna po pięćdziesiątce. Mimo, że nie
miał włosów na głowie, pod jego ustami rosła czarna bródka,
dodająca mu znacząco charyzmy.
- I
już wiem kto to zrobi – kontynuował Bagirt. – Jeszcze dziś.
Giwerav pójdziesz z Tetanią. Możesz przestać nas podsłuchiwać!
– dodał głośniej.
Drzwi
uchyliły się i do środka wślizgnęła się Tetania.
- Jak
ty to robisz? – zapytała mistrza z nieukrywanym podziwem.
- Przygotujcie
się – rzekł Bagirt ignorując jej pytanie. – Informacje już
mamy, plan też. Liczę na wasze umiejętności.
- Mamy
tak iść bez przygotowania? – zapytała kobieta z udawanym
niedowierzaniem, ledwie powstrzymując śmiech.
- Co
cię tak śmieszy? – zapytał Megian mocno zdenerwowany. –
Zdajesz sobie w ogóle w jak beznadziejnej sytuacji się
znajdujemy?! Od tej misji zależy wszystko! Skup się dziewczyno!
Pozostali
mężczyzny również zauważyli jej rozbawienie i patrzyli się na
nią z niezrozumieniem. Tetani przewróciła oczami z uśmiechem i
ściągnęła z pleców futerał, rzucając go Megianowi. Ten złapał
zręcznie pokrowiec i wyciągnął jego zawartość. Mediator zrobił
nagle wielkie oczy.
- Ty
suko! – skomentował i pokazał płótno mistrzowi.
- Sobie
wyobraź bezmózgu – powiedziała złośliwie robiąc dwa kroki w
stronę Megiana – że doskonale wiem na czym Gildia stoi i jestem
w stanie dla niej zrobić więcej niż ty.
- Zaskoczyłaś
mnie Tetani – przemówił łagodnie mistrz gildii. – Jak zwykle
udowodniłaś, że można na ciebie liczyć.
- Dziękuję,
Bagirt. – Jego pochwałą wiele dla niej znaczyła. – Mogę już
odejść? Jestem prosto z akcji.
- Tak.
Wszyscy możecie.
Cała
trójka ukłoniła się i wyszła z pokoju. Megian rzucił kobiecie
złowrogie spojrzenie i ruszył w swoją stronę. Giwerav
natomiast ruszył za Tetanią.
- To
dlatego cię dzisiaj nie było cały dzień, prawda? – zapytał
mężczyzna.
- Owszem
– odpowiedziała skręcając na skrzyżowaniu korytarzy w lewo.
- Wiesz,
że gdyby cię złapali, to nie moglibyśmy cię wydostać? –
kontynuował.
- Wiem
– powiedziała i zatrzymała się nagle, patrząc mu w oczy. –
Od kiedy zacząłeś się o mnie martwić?
Z
Giwerav nie łączyło ją praktycznie nic. Był dla niej kolegą po
fachu i niczym więcej, dlatego dziwiła dziewczynę troska
mężczyzny.
- Ja?
Martwić się o ciebie? – odparł zaskoczony. – Nie pochlebiaj
sobie. Po prostu jesteś dobra
- w tym co robisz i jakby cię
złapali, była by to duża strata... dla Gildii – dodał szybko.
- Ta
jasne – prychnęła Tetani i ruszyła dalej.
Mężczyzna
do końca towarzyszył jej bez słowa. W końcu doszli do drzwi,
prowadzących do pryszniców. Dziewczyna stanęła przed nimi i po
krótkiej chwili rzekła oschle:
- Chcesz
czegoś jeszcze?
- Owszem
– odparł niezrażony. – Dałabyś się zaprosić na kolację u
mnie w kwaterze. Jeszcze dziś...
Tetanię zatkało. Nie spodziewała się takiego pytania. Wyraz jej
twarzy zmienił się jej nagle i odpowiedziała:
- Czemu
nie. Będę do godziny.
Po
czym weszła do pryszniców, zostawiając Giwerava samego.
***
Pół
godziny później, Tetani siedziała w swoim pokoju na krześle przed
lustrem i rozczesy-wała mokre włosy. Zastanawiała się na tym co
ją jeszcze czeka tej nocy.
- Ale
no w sumie jest już długo po północy. To nie za późno jak na
kolację? – rzekła jej przyjaciółka, Sartis.
Sartis
była przeciętnego wyglądu dziewczyną, w wieku około dwudziestu
lat. Miała długie, kasztanowe włosy, piwne oczy i lekko zadarty
nos. Jej charakterystyczną cechą była paskudna rana po oparzeniu
na ramieniu, którą zawsze dokładnie ukrywała. Nigdy nie chciała
powiedzieć jak się oparzyła. Sartis dołączyła do Gildii kilka
lat temu. Była bardzo zamknięta w sobie i Tetani poczuła sympatię
do dziewczyny. Postanowiła ją „przygarnąć”. Od tamtej pory są
przyjaciółkami.
- Owszem
jest za późno – odpowiedziała Tetina, walcząc ze splątanymi
włosami.
- To
ty dobrze wiesz, że jemu chodzi tylko o seks – powiedziała
przyjaciółka, przewracając stronę książki.
Złodziejka
popatrzyła się na leżącą na jej łóżku Sartis. Odłożyła
szczotkę i sięgnęła po pomadkę.
- Masz
całkowicie rację – odrzekła uśmiechając się tryumfalnie. –
Ale skoro trafiła się okazja, to pomyślałam sobie, że rozerwę
się trochę.
- Ty
to masz styl życia... – skomentowała zdegustowana.
- Ty
też powinnaś się rozerwać – zasugerowała Tetani i odwróciła
się do lustra, przystępując do operacji malowania ust.
Chwilę
później dziewczyna była już gotowa i umalowana. Miała dylemat w
co się ubrać, ale ostatecznie postanowiła przyodziać zwykłe
materiałowe spodnie i przewiewną, czarną koszulę. Lubiła czerń.
***
Pokój
Giwerava znajdował się po drugiej stronie świątynnej kondygnacji,
tak więc minęło kilka minut, zanim dotarła na miejsce. Po drodze
zauważyła, że całe to miejsce jest jakby wymarłe, ale nie
zdziwiło ją to specjalnie. Złodzieje byli nocnymi łowcami.
Większość łotrzyków była w terenie i tylko nieliczni mogli
sobie pozwolić na luksus spania. Dlatego na wszelki wypadek, nie
chcąc kogoś zbudzić, po cichu zapukała do drzwi Giwerava. Ten
otworzył jej i gestem zaprosił do środka.
Pokój
mężczyzny różnił się od jej pomieszczenia tylko ułożeniem
mebli. Na stole stała duża świeca, dające jedyne źródło
światła, dwa talerze, na których leżały soczyste, upieczone
steki z ziemniakami oraz złote kielichy i zakurzona butelka
czerwonego wina. Tetanię zaskoczył tak wykwintny posiłek, jednak
ją bardziej interesował Giwerav. Ubrany był on w elegancki,
skórzany kaftan, białą koszulę pod tym oraz materiałowe spodnie.
- No
nie spodziewałam się czegoś takiego – rzekła przyjemnie
zaskoczona, podchodząc do stołu.
- Bo
myślałaś, że tylko jedno mi w głowie – odpowiedział,
odsuwając jej krzesło.
Tetani
usiadła, stając się coraz bardziej zaskoczona. Giwerav dosunął
ją do stołu, po czym sam usiadł na swoim miejscu. Kobieta chwyciła
za nóż oraz widelec i zaczęła jeść. Zanim przełknęła
pierwszy kęs, dokładnie zbadała smak potrawy, szukając w niej
jakichś trucizn. Widząc to mężczyzna zaśmiał się i powiedział:
- Jakbym
cię chciał zabić, to zrobił bym to wbijając sztylet w plecy.
Trucizny są drogie.
- Ostrożności
nigdy za wiele – odpowiedziała na to i zapytała, nabijając
zdecydowanie całego ziemniaka na widelec. – Czemu właściwie się
tak nagle mną zainteresowałeś?
Giwerav zastanowił się chwilę nad odpowiedzią. Sięgnął po
butelkę wina i rozlał je do kielichów. Robiąc to odpowiedział:
- Bo
jesteś mądra, piękna, inteligentna, zwinna... Mógłbym wymieniać
całą noc.
Tetani,
jak każda kobieta, uwielbiała słodkie słówka. Spodobała się
jej taktyka Giwerava. Uznała, że mężczyzna zasłużył sobie i
sama spróbowała podjąć jakiś temat rozmowy. Całkiem sprawnie
jej poszło i już do końca posiłku przyjemnie rozmawiali o
rzeczach mało ważnych lub nic nieznaczących.
Kiedy
Tetani przełknęła ostatni kęs, westchnęła z zadowoleniem i
przeciągnęła się. Mimo najedzenia i późnej pory, w ogóle nie
była śpiąca. Wstała od stołu i wolnym krokiem podeszła do
łóżka. Usiadła na nim, opierając się o ścianę.
- Fantastyczne
jedzenie. Skąd takie wziąłeś... – przerwała nagle,
uświadamiając sobie głupotę swojego pytania. – W sumie nie
ważne.
Giwerav uśmiechnął się tylko i również wstał od stołu, mimo,
że trochę mu jeszcze na talerzu zostało. Usiadł obok niej.
- To
co teraz robimy? – zapytała ponętnie kobieta.
- To
już od ciebie zależy.
Tetani
przygniotła go delikatnie swoim ciężarem i wisząc swoją twarzą
centymetr nad jego twarzą, szepnęła:
- Chyba
mam pewien pomysł.
Po
tym zamknęła oczy i pocałowała go w usta. Giwerav odwzajemnił
pocałunek i zaczął powoli ściągać koszulę kobiety.
***
Następnego
ranka, Tetani wymknęła się z pokoju, zanim jeszcze Giwerav się
obudził. Udała się prosto pod prysznic. Kiedy się umyła, wróciła
do swojego pokoju. Przez okno zobaczyła, że był wczesny świt. Z
rezygnacją upadła na swoje łóżko. Miała cały dzień nudów.
Chwilę się zastanawiała nad swoimi dalszymi czynnościami, lecz
zasnęła.
***
Miała
wrażenie, że spała krótki moment, kiedy obudziły ją otwierane
drzwi. Z niechęciom podniosła powieki. Okazało się, że to Sartis
weszła do jej pokoju.
- Co
ty tu robisz? – zapytała ze zdziwieniem dziewczyna.
- To
samo pytanie do ciebie – odpowiedziała zaspana Tetani.
- Ja
po książkę tylko przyszłam, bo zostawiłam ją u ciebie, na ale
skoro już tu jesteś, to opowiadaj jak było.
Sartis
usiadła na skraju łóżka. Tetani podniosła się i oparła plecami
o ścianę.
- Fantastycznie
– odparła z uśmiechem.
I
tak przez następną godzinę przyjaciółki rozmawiały i
plotkowały. W końcu jednak Tetani poczuła głód i postanowiła
udać się do kuchni, aby zrobić sobie coś do jedzenia.
Przyjaciółka zadeklarowała, że z nią pójdzie. Kiedy po chwili
dotarły na miejsce, Sartis rzekła niemalże błagalnym tonem:
- Zrobisz
mi też coś?
Tetani
zaśmiała się i wzięła się do roboty. Postanowiła zrobić
proste kanapki. Znalazła czarny chleb, trochę masła oraz sera i
dała upust swym niezwykłym, kulinarnym zdolnościom.
W międzyczasie wyżaliła się przyjaciółce, że nie miała co robić tego dnia.
W międzyczasie wyżaliła się przyjaciółce, że nie miała co robić tego dnia.
- O
to się nie martw. Dzięki obrazowi, który zdobyłaś, uzbieraliśmy
już pieniądze, żeby się zmyć. Dzisiaj mamy zacząć pakowanie
całego interesu.
- Lepsze
to niż nic – skomentowała.
Zanim
jeszcze skończyły jeść kanapki, do kuchni wszedł jeden ze
złodziei i rzekł:
- Tu
jesteście. Mistrz wzywa was do głównego holu.
Obie
kiwnęły głową. Sartis w całości przełknęła pozostałą jej
połowę kanapki, popijając wodą i powiedziała niemalże radośnie:
- Pakowanie
czas zacząć.
Chyba
się cieszyła z przeprowadzki.
***
Duże,
kamienne kolumny podpierały kopulaste sklepienie, a światło z
pochodni odbijało się w marmurowych ścianach i podłodze. Na samym
końcu znajdował się przepiękny ołtarz a za nim stała stara,
dębowa ambona. Kiedyś jeszcze miejsce to zdobiły złote ozdoby,
jednak gildia niemalże natychmiast się nim zajęła. Główny hol
był w przeszłości miejscem, gdzie kapłani witali przybyszy,
świadczyli swe usługi i modlili się do swego boga. Teraz jednak
służył on Gildii jako sala odpraw.
Tego
dnia po raz kolejny zebrało się tam około dziesięciu złodziei.
Gildia oczywiście posiadała znacznie większą ilość członków,
lecz tylko ta dziesiątka była dostępna. Mistrz Gildii krótko i
zwięźle przydzielił im zadania takie jak spalenie starych
dokumentów, czy zabezpieczenie dóbr materialnych. Tetani jednak nie
dostała żadnej roboty. Zamiast tego Bagirt poprosił ją do swojego
gabinetu, który był równocześnie sypialnią. Kiedy Mistrz zamknął
za nimi drzwi, przemówił:
- Tetani.
Chciałabym, żebyś zrobiła coś dla Gildii. Bez tego nie będziemy
mogli opuścić miasta.
- Co
takiego mam zrobić, Mistrzu? – zapytała dziewczyna, będąc
gotowa na wykonanie wszystkiego.
- Całą
operację przeniesienia Gildii, blokuje jeden człowiek. Kapitan
straży. Kiedyś dobrze się z nim współpracowało, teraz grozi
czystką miasta. Trzeba go usunąć, jeszcze dziś w nocy.
- I
ja mam to zrobić?
- Tak
– odparł Bagirt.
- Mistrzu
dobrze wiesz, że brzydzę się zabijaniem. – Dziewczyna
westchnęła i kontynuowała – To są jedyne misje, których nie
chce robić. Przepraszam.
- Trudno
– odrzekł mężczyzna z żalem. – Chciałem cię do tego
zadania, gdyż miałbym tą pewność, że je wykonasz. Znajdź i
wezwij do mnie Giwerava. Przekaż mu, aby do mnie przyszedł oraz
przejmij jego obowiązki na dziś. Możesz odejść.
Tetani
kiwnęła głową i bez słowa opuściła gabinet. Następnie ruszyła
na poszukiwanie Giwerava. Po drodze spotkała kilka osób, które
pomogły jej znaleźć złodzieja. Był on w bibliotece i wertował
jakąś książkę. Dookoła niego rozrzuconych leżało sporo innych
rękopisów.
- Mistrz
chce cię widzieć w swoim gabinecie – rzekła na wejściu.
- Tetani!
– uradował się Giwerava, odrywając się od swego zajęcia. –
Czemu opuściłaś mnie, zanim się jeszcze obudziłem?
- Tak
jakoś...
Mężczyzna
westchnął z rezygnacją
- Co
ty tu właściwie robisz? – zapytała Tetani, przyglądając się
stercie książek.
- W
książkach pochowane są roczne rozliczenia z zysków i strat od
początku istnienia Gildii. Przejmujesz moje zadanie, tak? Więc
masz je odnaleźć. To będzie koło trzydziestu kartek. Znalazłem
już aż dwie – rzekł, pokazując luźnym ruchem dwie kartki,
lezące na niewielkim stoliku.
- Dobra
dam radę – stwierdziła kobieta i sięgnęła po dowolną książkę
z regału.
Wkrótce
została sama. Na początku to zajęcie wydawało się banalnym
zadaniem, lecz szybko się okazało, że musiała dokładnie
przeszukiwać książki, gdyż rozliczenia były przyklejone do
stron.
- Przezorność
gorsza od nienawiści – mruknęła ponuro do siebie i sięgnęła
po następną książkę.
***
Po
około dwóch godzinach żmudnej pracy, do biblioteki zawitała
Sartis.
- A
ty tu biedaczko ciągle siedzisz? – zapytała z nutką
złośliwości.
- Ty
byś mi pomogła a nie denerwowała – odrzekła zła Tetani,
rzucając w przyjaciółkę trzymaną książką.
Sartis
złapała złapała zręcznie lecący przedmiot i usiadłszy na
najbliższym stole, zaczęła przeszukiwać rękopis.
Nagle
gdzieś w budynku rozbrzmiał huk i podniesione głosy. Dziewczyny
momentalnie się zerwały i wybiegły na korytarz, lecz w pierwszej
chwili nie zauważyły nic niepokojącego. Dopiero kiedy usłyszały
szybkie kroki, z towarzyszącym im szczekiem metalu zrozumiały, że
straż w końcu znalazła kryjówkę Gildii.
- Za
mną – szepnęła Tetani i ruszyła biegiem w przeciwną stronę.
Kobieta
chciała dotrzeć do tajnego przejścia, przez które mogliby
bezpiecznie opuścić starą świątynie. Wszystko szło na początku
dobrze, gdy niespodziewanie, na skrzyżowaniu korytarzy wyskoczył na
nich z zaskoczenia cały oddział żołnierzy. Jeden z nich złapał
Sartis, lecz Tetani od razu strzeliła z pięści strażnikowi
prosto w nos.
- Uciekaj!
– krzyknęła do swojej przyjaciółki dokładnie w momencie,
kiedy inny strażnik złapał ją od tyłu.
Sartis
nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Za dziewczyną pobiegło
dwóch strażników i cała trójka znikła za najbliższym zakrętem.
A Tetani nie przestawała próbować się uwolnić. Nagle zobaczyła
okazję i ugryzła strażnika w rękę. Ten puścił ją, lecz
kobieta była otoczona. Nie chcąc tanio sprzedać skóry, wyciągnęła
z pochwy swój kordzik. W tym samym momencie, dotkliwie poczuła
wstrząs i zobaczyła wszystkie gwiazdy oraz konstelacje. Po tym
nastała ciemność.
***
Przez
chwilę miała wrażenie, że była na kacu. Głowa tak ją bolała,
że nawet zeskakujący
z jej brzucha szczur, nie zrobiła na niej wrażenia. Z jękiem podniosła się do pozycji półsiedzącej
i stwierdziła, że leży na ziemnej posadzce, w wilgotnych lochu. Nagle zauważyła, że nie jest sama. Cela gościła kilku ludzi i o dziwo, jednym z nich był Giwerav.
z jej brzucha szczur, nie zrobiła na niej wrażenia. Z jękiem podniosła się do pozycji półsiedzącej
i stwierdziła, że leży na ziemnej posadzce, w wilgotnych lochu. Nagle zauważyła, że nie jest sama. Cela gościła kilku ludzi i o dziwo, jednym z nich był Giwerav.
- Witamy
w naszym świecie – zagadał ponuro.
- Giwerav?!
Co się stało?
- Nie
wiem. Wnieśli cię tu nieprzytomną godzinę temu. Co się stało,
że cię złapali?
Tetani
przetarła oczy, próbując wytężyć pamięć.
- Uhh...
Zrobili nalot. A ty? Co tu robisz?
Mężczyzna
wzruszył ramionami i rzekł:
- Wszystko
było ustawione. Strażnicy po prostu czekali na mnie. Wiedzieli
kogo, gdzie i kiedy szukać...
Nagle
Tetani skojarzyła kilka faktów i mrużąc złowieszczo oczy,
zapytała szeptem:
- Sypnąłeś?
W
życiu! – oburzył się. – Nawet mnie nie pytali.
Kobieta
kiwnęła głową. Wierzyła mu. Ale w takim wypadku musiał sypnąć
ktoś inny. To, że mają zdrajcę w swoich szeregach, obojga
złodziejom wydawało się wręcz oczywiste. Kolejne godziny spędzili
praktycznie w ciszy, sporadycznie wymieniając między sobą
pojedyncze słowa.
***
Nagle z zamyślenia wyrwały ją głośne kroki. Chwile potem przed
kratą stanęło kilkoro strażników. Jeden z nich, ten najbardziej
charyzmatyczny, rzekł hardym tonem:
- Pod
ścianę szubrawcy!
Wszyscy
grzecznie wykonali rozkaz, pomrukując cicho z niezadowolenia. Krata
została otwarta i do środka weszli obecni strażnicy, w liczbie
sześciu osób. Po dwóch stróżów prawa chwyciło Tetanię i
Giwerava za ramiona i wyprowadzili ich z celi. Dowódca szedł na
czele, a szósty strażnik zamykał pochód.
W
tym szyku, dwaj złodzieje zostali zaprowadzeni do sali przesłuchań.
Było to ponure pomieszczenie, oświetlone jedynie pojedynczą
pochodnią. Na ścianach wisiały najróżniejsze przyrządy,
przeznaczeniem których była pomoc przesłuchującego w wydobywaniu
informacji, a na środku sali stały dwa, metalowe krzesła.
Łotrzykowie zostali do nich przywiązani. Tetani bała się tego, co
może nastąpić, lecz nie okazywała swego strachu. Giwerav również
miał kamienną twarz. Wkrótce strażnicy wyszli i został sam
dowódca.
- Imię
i nazwisko? – zapytał surowo, patrząc się na dziewczynę.
- Faratis
Ephenix – odpowiedziała bez namysłu.
- Tetani...
Teraz nie warto kłamać – powiedział ktoś stojący w progu
pomieszczenia.
Dziewczynę
zmroziło, kiedy rozpoznała Bagirta, mistrza gildii złodziei. Przez
jej umysł przepływały setki krótkich myśli, lecz to wypowiedź
Giwerava potwierdziła jej obawy:
- Ty
zdrajco! Ale dlaczego?!
- Milczeć!
– warknął strażnik. – Odpowiadać tylko na pytania. Gdzie są
Atkel Benok, Ealkis Odmo, Sartis Agi, Zakel Godal i Calmed Wakis?
- A
skąd my mamy wiedzieć? – Odpowiedziała szybko Tetani.
Były
mistrz gildii podszedł do ściany i ściągnął z niej opcęgi.
Strażnik widząc to uśmiechnął się złowieszczo
- Myślę,
że zaczniemy od czegoś prostego i przyjemnego, jak na przykład
wyrywanie paznokci – powiedział, przyjmując od Bagirta
narzędzie tortur.
Dziewczyna
patrzyła na to z przerażeniem. Oni naprawdę nic nie wiedzieli.
Strażnik stanął przed więźniami i patrzył to jednego, to na
drugiego. W końcu, jego wzrok padł na Tetanię. Kiedy kat ruszył w
jej stronę, serce dziewczyny zabiło jeszcze szybciej. Giwerav
zaczął się szarpać, lecz Bagirt uspokoił go, zadając mężczyźnie
bolesne uderzenie w twarz. Złodziejka się nie ruszała. Była
sparaliżowana strachem. Strażnik poprawił chwyt na obcęgach i
zapytał:
- Gdzie
oni są?!
- Nie
mam pojęcia! – krzyknęła dziewczyna przerażona.
- Mamy
dużo czasu – przypomniał kat i powoli chwycił obcęgami za
paznokieć dziewczyny.
Złodziej
znów zaczął się szarpać, tym razem soczyście wyzywając kata i
jego pomocnika od skurwysynów, demonów, bestii i zdrajców. Bagirt
nie zareagował lecz strażnik słysząc to rzekł do niego
szyderczo:
- Patrz!
Patrz jak cierpi!
Skinął
głową na mistrza. Ten podszedł do złodzieja i unieruchomił
dłońmi jego głowę. Giwerav jednak nawet nie próbował się
odwrócić. Z trwogą przyglądał się jak strażnik powoli wydziera
Tetanie paznokcia z kciuka. Dziewczyna chciała krzyczeć z bólu,
ale powstrzymała się. Nie chciała dać im satysfakcji.
- Jeszcze
dziewiętnaście – zauważył kat i zacisnął obcęgi na
następnym paznokciu.
- A
może ty, Giwerav, nam powiesz, gdzie są pozostali złodzieje? –
zapytał Bagirt, przybliżając swą twarz do twarzy złodzieja. –
Oszczędzisz jej cierpienia.
- Chrzań
się, nic nie wiem – odpowiedział i napluł mu w oko.
Pomocnik
wytarł powoli ręką ślinę, po czym skinął na strażnika. Kat
już pociągnął obcęgi, kiedy nagle drzwi otworzyły się z
hukiem. Sekundę później pomieszczenie wypełnił gęsty dym, z
towarzyszącym mu dźwiękiem syku. Zanim jeszcze zasłona opadła do
końca, jakaś zakapturzona postać uwolniła Tetanie i wyciągnęła
z pomieszczenia. Po drodze, złodziejka potknęła się o martwego
Bagirta. Na korytarzu dziewczyna zobaczyła, że ich wybawicieli
było trzech.
- Później
– odrzekła jedna z postaci, odpowiadając na nieme pytanie
więźniów.
Poruszali
się szybko. Od czasu do czasu mijali pojedyncze trupy strażników.
Wkrótce wyszli na zewnątrz. Ostre słońce uderzyło złodziejkę w
oczy. Szybko zorientowała się ona, że znajdowali się we
wschodniej części miasta. Cała piątka od razu skierowała się w
mroczniejsze uliczki, gdzie mogli spokojnie porozmawiać i ukryć się
przed prześladowcami.
Postacie
zdjęły kaptury. Byli to złodzieje z gildii, a jednym z nich była
sama Sartis.
- Przyszliście
po nas! – ucieszyła się Tetani, ciągle nie mogąc uwierzyć, ze
uciekli.
- „Nikt
nie zostaje w tyle” – zacytował złodziej Zakel.
- Słuchajcie
mnie – zakomunikowała Sartis, pokazując jakąś czarną książkę.
– Chyba znalazłam przy ciele Bagirta jego dziennik.
- Później
go przeczytamy – zaproponował Giwerav. – Co z resztą?
- Uwolnieni,
ale nie mamy z nimi kontaktu – odpowiedział trzeci wybawca,
Aktel. – To co teraz robimy?
Wszyscy
się obawiali tego pytania, chodź Tetani miała pewien pomysł.
- Jedźmy
do Wrót Baldura. Zostawimy informacje dla reszty w punktach,
żebyśmy się tam spotkali w dzielnicy portowej za trzy dni... Tam
odbudujemy gildię. Co wy na to?
Nastała
męcząca cisza. Dziewczyna z napięciem czekała na decyzję
pozostałych złodziei.
W końcu pierwsza przemówiła Sartis:
W końcu pierwsza przemówiła Sartis:
- Jestem
z tobą.
Reszta
poszła za przykładem przyjaciółki złodziejki. Tetani kiwnęła
głową z akceptacją rzekła:
- Spotkamy
się przy południowej stajni wieczorem.
Po
tym grupa bez słowa się rozeszła.
***
Pierwszym
miejscem, które Tetani odwiedziła, była karczma „Za ruinami”.
Złe miejsce, do którego przychodzili jedynie ci, co mieli coś na
sumieniu. Tamtejszy karczmarz był godnym zaufania sprzymierzeńcem
Gildii, chodź złodziejka nie ufała już nikomu. Zostawiła mu
wiadomość dla innych złodziei, po czym odeszła. Dwadzieścia
minut później dotarła do starego, opuszczonego domu, gdzie
zostawiła w skrytce kolejną wiadomość. Później, kiedy kierowała
się w stronę pewnego złotnika, natknęła się na oddział
strażników, rozglądających się intensywnie. Przeczekała ich
ukryta w cieniu i kontynuowała rozsyłanie wiadomości. Po złotniku,
odwiedziła jeszcze kilka miejsc, nie napotkawszy większych
problemów. Kiedy skończyła, zorientowała się, że słońce
chyliło się już ku zachodowi. Z racji braku lepszego pomysłu,
postanowiła udać się już pod umówioną stajnią i tam poczekać
na towarzyszy.
***
Ostatni
stawił się na miejscu Aktel. Kiedy cała piątka była już w
komplecie, złodzieje weszli do stajni. W środku krzątało się
kilku rosłych mężczyzn, oporządzających konie.
- kradniemy
czy płacimy? – zapytała cicho Sartis.
- Nie
kombinujmy. Musielibyśmy długo czekać, aż zamkną stajnię –
odrzekła Tetani, kierując się powoli do jednego z mężczyzn.
- Przecież
żartuję! – sprostowała już głośno przyjaciółka idąc za
kobietą.
Atkel,
Giwerav i Zakel zostali przy drzwiach. Obawiali się oni, że straż
mogła rozesłać listy gończe. Gdyby takowy trafił do stajni, w
której się znajdowali, musieli by zabić lub obezwładnić
wszystkich stawiających opór. Woleli więc zostać trochę dalej,
żeby w razie czego wkroczyć do akcji z zaskoczenia.
W
tym samym czasie Tetani i Sartis już rozmawiały z zarządcą
stajni.
- Będzie
ciężko z pięcioma szybkimi końmi – odpowiedział złodziejce
mężczyzna, drapiąc się po karku. – Jakiś czas przed wami,
posłańcy królewscy zarekwirowali najlepsze konie, takie kurwa ich
mać prawo. Trzy się znajdą, ale dwa będą niższej klasy.
- Trudno.
Przygotuj najlepsze jakie masz – wtrąciła się Sartis.
Dwadzieścia
minut później konie były już gotowe. Sartis zapłaciła za
wierzchowce i odjechali. Ona wzięła dobrze zbudowanego, srokatego
ogiera. Wyglądał na złośliwe zwierze, a kobieta takie wierzchowce
lubiła najbardziej. Sartis wybrała myszatą klacz, która wyglądała
na spokojnie zwierze. Sartis, w przeciwieństwie do Tetani, nie
lubiła agresywnych koni. Mężczyzną natomiast było obojętne
jakiego konia dostaną i wsiadali na tego, co mają bliżej. W
efekcie Giwerav otrzymał gniadego i wysokiego wałacha, Atkel
izabelowatego, rączego kucyka a Zakel karego, ogromnego potwora, z
oczu którego biła żądza mordu.
Tak
czy inaczej wszyscy mieli już konia. Pozostawał
ostatni problem. Jak przejechać przez bramę. Tym razem na pomysł
wpadł Atkel.
***
Nuda...
Pomyślał
dziesiętnik. Nienawidził tej roboty. Odkąd zdegradowali go z
oddziału interwencyjnego do roli zwykłego strażnika, wstawanie
rano przyprawiało go o mdłości. No ale mogło być gorzej.
Przynajmniej ma to dowództwo nad kilkoma żołnierzami. A rola jego
oddziału była prosta. Mieli pilnować południowej bramy od
wczesnego poranka, aż do opuszczenia krat i sprawdzanie w tym
czasie przyjezdnych.
Dziesiętnik
spojrzał na niebo. Słońce już dawno zaszło. Za chwilę będą
musieli zamknąć bramę i poczekać na zmianę. Odczekał jeszcze
chwilę i już chciał wydać rozkaz, kiedy podszedł do niego jeden
z jego podwładnych i zapytał:
- Zamykamy bra...?
Nagle obok nich coś
dużego przebiegło z niesłychaną prędkością. Obaj odruchowo
odskoczyli do tył. Dziesiętnik zobaczył, że tym czymś było
pędzących kilku jeźdźców na koniach. Od razu skojarzył, że to
mogli być złodzieje z rozgromionej tego dnia Gildii. Ostatni z
uciekinierów był trochę w tyle. Dowódca ze wściekłością
wyrwał miecz z pochwy i spróbował jeszcze trafić
w zad konia. Nie zdążył.
w zad konia. Nie zdążył.
- Na co kurwa
czekacie! – krzyknął do wartowników na murach. – Strzelać!
Kusznicy
potrzebowali sekundę, żeby zrozumieć słowa dziesiętnika. Potem,
zanim naładowali kusze, złodzieje byli już po za zasięgiem.
- Kurwa, kapitan mnie
kurwa zajebie! Kurwa jego chędożona mać! – skomentował
dowódca.
***
Pędzili w pełnym
galopie jeszcze kilka minut, obawiając się pościgu. Kiedy jednak
zorientowali się, że nic ich nie goni, zwolnili tępo. Wkrótce
zrobiło się całkiem ciemno i konie zaczęły się potykać. Wtedy
złodzieje postanowili rozbić skromny obóz. Rozpalili ognisko i
zjedli racje żywnościowe, które Zakel ukradł z jakiegoś stoiska
z żywnością. Po tym Sartis wzięła się za przeglądanie
dziennika Bagirta. W tym samym czasie reszta rozprawiała którą
drogą dotrą najszybciej do Wrót Baldura. Nagle Sartis przerwała
im.
- Słuchajcie tego!
„Dzisiaj poślę Tetanię, żeby zabiła tego starego dziada,
Taktina, dowódca chędożony. Niby powiedziałem mu o tym, że
nasyłam na niego najlepszego złodzieja i żeby przygotował jakąś
pułapkę, ale dziewczyna powinna ją ominąć. Jeżeli go zabije,
ja w końcu zostanę kapitanem straży, a nie tylko zastępcą.
Wtedy też skończę z tą chędożoną gildią. A jeżeli się
nie uda... Przynajmniej nie będę musiał jej łapać. Do dzieła”
– skończyła czytać i przewróciła szybko sporo kartek w
tył, mówiąc: – I jeszcze to. Ten tekst jest przed trzydziestu
lat. On tu chyba pisał średnio raz an rok, ale mniejsza.
Słuchajcie: „Straż jest w nędzy. Nie mamy pieniędzy. Dlatego
razem z oficerami postanowiliśmy założyć gildię złodziei,
która będzie pracować dla nas. Sposób na to, żeby bogaci w
końcu zaczęli finansować straż. Król o niczym się nie dowie
i w końcu nie będziemy chodzić z zardzewiałymi mieczami. Ja mam
zostać jej przywódcą. Nie wiem czy gdybym miał wybór, chciałbym
przyjąć takie stanowisko.”
Nastała cisza,
która w końcu przerwał Giwerav.
- Skurwysyny. To by
wyjaśniało czemu straż nas nie znalazła przez te wszystkie lata.
- Oraz gdzie
większość pieniędzy przepadały – dodała Tetani.
Wszyscy mieli
mieszane uczucia. Przez trzydzieści lat działali na rzecz straży
miejskiej i nawet się tego nie domyślali. Nawet Giwerav, który
chciał przeprowadzić z Tetanią poważną rozmowę, darował sobie.
Będąc źli i rozczarowani, udali się na spoczynek.
***
Zanim jeszcze
słońce wyszło zza horyzontu, grupa złodziei siedziała już na
koniach. Pierwsze dwie godziny pędzili galopem. Potem zwolnili
trochę, aby nie zajeździć swych wierzchowców. Po godzinie przerwy
znów ruszyli pędem. Jeźdźcy spieszyli się, gdyż chcieli jeszcze
przed zmrokiem dotrzeć na miejsce. Podróż była męcząca, ale
determinacja złodziei do odbudowania Gildii, po przeczytaniu
dziennika mistrza-zdrajcy, wzrosła dwukrotnie. Czas dłużył im się
niemiłosiernie, lecz w końcu na horyzoncie zamajaczyły potężne
mury Wrót Baldura, największego miasta portowego w całym Faerunie.
Nie spodziewali się, że dotrą na miejsce tak szybko.
Było późne
południe, kiedy jeźdźcy przejechali przez główną bramę miasta.
Żaden strażnik bramy ich nie zatrzymał ani nie przeszukał.
Widocznie wieści o zbiegach z Candle Keep jeszcze tu nie dotarły,
ale złodziejom było to bardzo na rękę. Odstawili spokojnie konie
do stajni i zaczęli przechadzać się po mieście, szukając
jakiegoś miejsca na nowa gildię. Kiedy jednak nic nie znajdywali na
pierwszy rzut oka, postanowili zjeść do kanałów. Nie spodziewali
się, że podziemny kompleks będzie tak wielki. Tunele jak zwykle
oświetlone były jedynie nikłym światłem słonecznym, wpadającym
przez małe okienka, umieszczone pod sklepieniem, a wszechobecny
smród był nie do wytrzymania. To jednak nie zrażało złodziei. Po
pół godziny chodzenia bez celu, stwierdzili, że się zgubili. Na
dodatek zaczęło się robić ciemno. Załamani własnym
roztargnieniem, podążali jakimś tunelem, mając nadzieję, że w
końcu trafią na drabinkę prowadzącą na powierzchnię. Przeszli
obok jakiegoś pustego pomieszczenia, a zaraz po tym przez drewniany
most, zawieszony nad głęboką przepaścią, wypełnioną setką
różnych rur, które znikały w mniejszych tunelach. Za mostem
korytarz ciągnął się jeszcze kawałek, aż w końcu skończył
się ślepą uliczką.
- Szlag by to! –
przeklął Giwerav.
Tetani bez słowa
podeszła do ściany i zaczęła ją dokładnie badać.
- Ta, jasne.
Znajdziesz tajne przejście – zadrwił Atkel.
Sekundę później
kobieta przycisnęła jakiś kamień i ściana rozsunęła się na
boki.
- Skąd wiedziałaś?!
– krzyknął z niedowierzania ten, który drwił przed chwilą.
- Kobieca intuicja –
odpowiedziała tajemniczo kobieta, przechodząc przez tajne
przejście.
Złodziejka
znalazła się w dużym, opuszczonym magazynie. Świadczyły o tym
walające się wszędzie stare, puste skrzynie i wszechobecna
pajęczyna. Okna budynku były przyciemniane, aby nikt z zewnątrz
nie mógł zobaczyć co dzieje się w środku, a główne drzwi
wejście zamknięte na klucz. Na środku stały schody, prowadzące
na pierwsze piętro. Cała konstrukcja wyglądała na solidną, chodź
w wielu miejscach widać było ślady zęba czasu.
- Wygląda na to, że
była tu prowadzona podobna działalność do naszej. Może jakiś
przemyt? – podzielił się swym zdanie Atkel.
- My czegoś takiego
szukamy, prawda? – zapytała Sartis, rozglądając się uważnie.
- Tak... Czegoś
takiego. – odrzekła Tetani.
***
Budynek, który
znaleźli, znajdywał się w dokach miasta. Było to miejsce, gdzie
straż rzadko miała odwagę się zapuszczać. Złodzieje
postanowili, że właśnie w owym starym magazynie założą swą
główną siedzibę. Tak powstali Złodzieje Cienia.
Pewnie myślicie
sobie, że ta historia nie miała prawa zaistnieć. W końcu złodziej
i honor to niespotykane zjawisko. Dwa lata później, kiedy złodzieje
cienia powoli przejmowali władzę nad Wrotami Baldura, Giwerav zabił
podstępem Tetanię, wbijając jej sztylet w plecy i sam został
mistrzem gildii. Po tym czynie, między już czwórką „przyjaciół”
wybuchła wojna. Od początku każdy chciał wykorzystać każdego,
lecz to Giwerav pierwszy przeszedł do czynów.
Niespodziewanie do
gry włączył się piąty zawodnik. Zabijając po kolei Atkela,
Sartis, Zakela i na samym końcu Giwerava, Aran wywalczył sobie
drogę do tytułu „mistrza” i do dziś rządzi Złodziejami
Cienia.
0 komentarze:
Prześlij komentarz