RSS

Consummatum est


Złoty śnieg. Delikatne drobiny szczerego złota, łagodnie spływające po jasnych promieniach niebiańskiej świętości, zasnuły niebo niczym śnieżny puch. Ze złocistej szczeliny na niebie zaczęły opadać anioły, o wielkich, pierzastych skrzydłach, odziane w lśniące zbroje. Każdy z nich dzierżył srebrny miecz w prawej, oraz srebrną, gładką tarczę w lewej ręce. Każdy z nich miał zawieszony na szyi drewniany krzyżyk. Każdy z nich wiedział co się zaraz wydarzy.

Anioły szły na wojnę, zstąpiły na ziemię, chcąc rozegrać ostatnie starcie. Szary popiół wzbił się w powietrze od podmuchów skrzydeł, kiedy stanęły naprzeciw potężnej armii. Mrok od niej dochodzący zdawał się wręcz emanować złem i nieczystością. To demony rodem z piekła ośmieliły zetrzeć się z aniołami. Ich cel był jeden. Zadać ostateczny cios Bogu. Wywrzeć zemstę na tym, który skazał ich na wieczną udrękę. Światło i ciemność uderzyły o siebie, choć nie zlały się, a utworzyły linię, jak dwie bańki mydlane. Dociskały się, jakby pchane przez wolę zwycięstwa każdej ze stron...

Obie pękły równocześnie, odsłaniając świat taki, jaki jest naprawdę, szary i pozbawiony życia. Michał Archanioł krzyknął, zaryczały demony. Armie ruszyły na siebie. Dobro i zło ostatecznie miało zetrzeć się ze sobą. Odwieczna bitwa miała się w końcu rozegrać... i nagle wszystko stanęło. Cały świat zamarł w miejscu, znieruchomiał, jakby umarł czas.

Nieopodal, na jałowej skale leżał smok. Oczy miał zamknięte, ale widział wszystko. Widział światło i mrok, które ze sobą się starły. Obserwował każdego demona i każdego anioła. Patrzył na ich dusze. Był ciekawy ich skaz, ich blasku czy po prostu kształtu. Otworzył oczy. Świat dalej stał w bezruchu. On mógł się jednak wzbić w powietrze. Szybując krążył nad polem bitwy, jak sęp, który czekał na swoją ucztę. Ostrzom walczących brakowało jeno cali, aby dosięgnąć przeciwnika. Smok już wiedział kto polegnie w pierwszym ciosie, a kto zdoła wytrwać do następnego... Machnął skrzydłami i wzbił się pionowo w niebo.

Rozległy się krzyki i ryki. Głodna krwi broń w końcu rozpoczęła swą ucztę. Padli pierwsi walczący. Czarna krew splamiła śnieżne skrzydła, a złoty pył spowił demoniczny mrok. Aniołów było mniej, ale prowadziła ich wiara i wierność. Demony poiły się zemstą i gniewem, które są zdradzieckim przewodnikiem. Padały jeden za drugim, przytłoczone przez wiarę. Ale anioły też traciły. Czasami gniew był potężniejszy, przezwyciężał dobro.

Smok słuchał dusz poległych. Były ciche, mdłe, beznamiętne. Zostały pokonane przez przeciwieństwo tego w co wierzyły. Dobro przez zło, a zło przez dobro. Nie rozumiały. Czym że będzie zwycięstwo którejś z armii, skoro ich własna bitwa jest przegrana? Te dusze stały w miejscu. Już na zawsze miały zostać skamieniałe nad swoim własnym, martwym ciałem.

Ciemność i światło ścierało się na niebie, dobro i zło na ziemi. Armie walczyły dalej, zdawałoby się już od wieków, choć trwało to tylko moment. Poiły swoją broń, ale ta ciągle pozostawała nienasycona. Ziemia nie mogła więcej chłonąć trupów i krwi, wypluwała to czego nie mogła już strawić, ale niebo było za daleko. Topiła się tym, co unosiło się na jej powierzchni...

Wszystkiemu przyglądała się grupka dzieci, zwabiona hałasem. Smok to zauważył i delikatnie wylądował tuż obok. Choć wyczuwał od nich strach, nie on był jego źródłem, a szalejąca bitwa. Dzieci nie rozumiały, patrzyły to na ciemne demony, których kształtów nie mogły rozpoznać w mroku, to na jaskrawe anioły, które swym blaskiem oślepiały ich oczy. Jedyne miejsce gdzie dobrze widziały, to linia frontu. Mrok i światło ścierały się, ukazując krwawą łaźnię pomiędzy walczącymi.

Smok dostrzegł, że dzieci myślą. Przez moment patrzyły po sobie, żeby po chwili rzucić się na siebie z pięściami. Nie widział w dzieciach ani pasji, jak w szalejącej obok bitwie, ani wiary w swoje czyny. Dzieci walczyły. Po prostu. Nie było w tym mroku czy światła.
- Czemu walczycie? – zapytał smok dzieci.

One spojrzały na niego z politowaniem.
- Głupi smoku. Bo oni walczą. Więc tak trzeba.

I zaczęły znów walczyć.

Smok wzbił się w powietrze. Dla tego świata nie było już ratunku.

  • Digg
  • Del.icio.us
  • StumbleUpon
  • Reddit
  • RSS

0 komentarze:

Prześlij komentarz