Kiedyś, kiedy grałem w serię Assasin's Creed zastanawiałem się czy może być coś fajniejszego, niż możliwość bezkarnego biegania po dachach, mordowanie całych armii strażników, którzy nieopacznie odbywali akurat warty w czasie wykonywania moich misji, skradania, śledzenia i podsłuchiwania ważnych, historycznych postaci, ciche, skryte zabójstwa osób, których się nie lubi i przy okazji poznawanie przeróżnych miejsc. 19 listopada 2013 roku przekonałem się, że tak. Wystarczy do tego wszystkiego dołożyć statki!
Oczywiście mowa tu o najnowszym Assasin's Creed IV: Black Flag, twórców małej, skromnej firmy Ubisoft. W czwartym już wydaniu "Kreda asasynów" (nie licząc mnóstwa dodatków, które w sumie mogłyby robić za osobne części), wcielamy się w postać Edwarda Kenway'a, dziadka protagonisty Assasin's Creed III, i już na starcie zostajemy zbombardowani scenami akcji, przeplatanymi ze wspomnieniami postaci, które ani trochę nic nam nie mówią. Ale o samej fabule powiem później, jako że co do niej miałem największe oczekiwania. Najpierw pod lupę wezmę ogóły.
Jak już wspomniałem wcześniej, po za standardowymi "rozrywkami", które oferowały nam poprzednie części, do gry dodano bardzo rozbudowany system morskich wojaży. Tak się akurat złożyło, że nasz główny bohater prawie na początku gry wchodzi w posiadanie własnego statku, więc otworem stają przed nami karaibskie morza, gdzie możemy grabić, plądrować i gwałcić... No dobra, to ostatnie zamieńcie na "eksplorować", ale dzięki designerom poziomów Ubisoftu, przyjemność z tego płynie prawie taka sama. Lokacje są przepiękne i genialnie skonstruowane! Nie mówię tu o standardowych miasteczkach, które mogą się schować przy metropoliach dostępnych w poprzednich częściach gry, ale o dżunglach i pradawnych świątyniach, które możemy do woli zwiedzać. Wyobraźcie sobie, zaprojektować mapę dżungli, która będzie w miarę prostolinijna w świecie, gdzie wasza postać może praktycznie wspiąć się wszędzie! Idealnie czuje się którędy prowadzi droga przez pierwotny las i praktycznie niezauważalne są granice pomiędzy faktyczną mapą a tłem kniei. Rozległe świątynie również są godne podziwu i dają samym ich zwiedzaniem wiele rozrywki.
Ale Assasin's Creed IV prezentuje sobą nie tylko wspaniałe lokacje. Drugą rzeczą na mojej liście pozytywów są niesamowite morskie podróże. To jak realnie statki zachowują się na wodzie niektórych może wręcz przyprawić o chorobę morską. To jak łajby unoszą się na wodzie, jak reagują na wiatr, jak prowadzą się podczas sztormów, a jak podczas spokojnej bryzy, te morskie bitwy, gdzie powietrze wypełnia armatni dym, a z głośników wydobywają się krzyki i eksplozję. To podpływanie do okrętów militarnych, wymachując piracką banderą i patrzenie, jak żołnierze nawet nie zwracają na ciebie uwagi, to skradanie się trzydziestometrowym w długości kolosem na zastrzeżonych terenach wodnych, gdzie mniejsze okręty nie zobaczą cie aż ich praktycznie nie staranujesz (tylko wtedy ich już nie ma, bo bez burty ciężko się pływa), te abordaże wrogiego statku, kiedy tajemniczo te pozostałe dwa co się z nimi walczyło, nagle przestają cię atakować i czekają, aż wyrżniesz załogę sojusznika. Ahh... cud, miód i orzeszki. No dobra, trochę ironizuję ale fakt faktem. Ten nowy morski system ma swoje wielkie plusy, ale i takie same minusy. Bowiem szczena mi opadła z zachwytu, kiedy patrzyłem jak mój okręt skakał na wielkich falach podczas sztormów, ale tak samo mi opadła z niedowierzania, jak wrogowie nie dostrzegali mnie z odległości kilkunastu metrów, bo nie wpłynąłem w ich "żółty obszar zauważania".
Jak już jesteśmy przy mechanice gry, to poruszę pewien ważny problem. W ACII, bieganie po dachach wymagało pewnej koordynacji oko ręka. Trzeba było uważać gdzie się skacze, samemu łapać się odległych krawędzi, ogólnie skoncentrować się. W ACIII miałem delikatne wrażenie, że uprościli ten system ale to co zrobili w najnowszej odsłonie, zepsuło całą zabawę. Żeby przebiec z punktu A do punktu B wystarczy nacisnąć dwa klawisze. Shift i W. Niczym autopilot, postać sama się wszystkim za nas zajmuje, a my możemy odchylić się wygodnie w fotelu (na ile pozwala nam długość ręki) i patrzeć na progres w podróży. Dosłownie. Po co mi stogi z sianem, skoro skok z wysokości co najmniej piętnastu metrów nie zabiera mi nawet kawałka paska synchronizacji (lub życia jak kto woli), po co mam się skupiać na trasie biegu, skoro wszystko samo się robi. To samo stało się z walką wręcz, która okazała się niezwykle banalna w stosunku do poprzednich części. Denerwujące jest również, że każdy jeden NPC z góry ma te same umiejętności wspinaczki i swobodnego biegu, co dobrze wytrenowany asasyn (choć ten problem ciągnie się aż od pierwszej odsłony Assasin's Creed). No i te błędy, których też jest naprawdę dużo. Sam byłem światkiem jak mój statek zaczyna swą podróż morską po wczytaniu lokacji kadłubem do góry lub spadając dziobem w dół z wysokości co najmniej dwustu metrów nad poziomem morza, albo kiedy moja postać przeleciała przez podłogę i wpadła do nieoprogramowanego limbo. Do tego wszystkiego dochodzą takie małe niuanse jak niezwykle mała ilość broni do kupienia, brak sensu w skradaniu się, kiedy łatwiej jest wymordować wszystkich bez konsekwencji, nikomu niepotrzebne ulepszenia budynków (dają niby bonusy takie jak wynajmowanie za darmo najemników, ale i tak się nigdy z tego nie korzysta) i tym podobne.
Ale czy to psuje grę? Skądże! Ilość pozytywów prawie w całości zasypują negatywy, sprawiając, że się po prostu zapomina o niektórych niedogodnościach. Dziesiątki minigierek, setki rzeczy do zebrania, kilkadziesiąt lokacji do odkrycia, możliwość wytwarzania własnych przedmiotów (choć jest ich mała ilość) i multum misji pobocznych! Po prostu jest co robić. Sama główna fabuła starcza na przynajmniej 15 godzin rozrywki!
UWAGA! SPOILER ALERT! Omiń dwa następne akapity, jeśli chcesz uniknąć przykrych niespodzianek!
No i w końcu docieramy do mojej ulubionej części. Fabuły. Storyline w każdej serii Asasyna było bardzo ważną częścią gry. Niejeden gracz uzna, że ACII wraz z dodatkami miało najciekawszą historię. Trudno było, żeby ACIII miało lepszą po tak wielki sukcesie swojego poprzednika. Czy więc Black Flag powtórzyło sukces sprzed lat? Niestety nie. Choć intrygująca postać Edwarda Kenway'a oraz to jak wykreowani zostali jego towarzysze niezwykle przypadło mi do gustu, tak historia w której zostali oni osadzeni nie powala na kolana. Ot historia człowieka, które wiedziony pragnieniem sławy i pieniędzy robi co mu się żywcem podoba, nie bacząc na żadne konsekwencje, aż w końcu dokonuje się w nim przemiana, kiedy po serii śmierci wszystkich jego przyjaciół ginie ten ostatni, najważniejszy (choć w sumie z samej gry nie wiadomo czemu Edwardowi tak zależało na tej postaci). Czasami uraczeni zostajemy jakimś niespodziewanym zwrotem akcji, oczywiście gdzieś na odległym planie mamy wątek miłosny, a do tego wszystkiego co jakiś czas usłyszymy coś o templariuszach i asasynach, motyw których zdaje się być do pewnego momentu gry bardziej dodatkiem, niż głównym tematem. Słyszałem wiele głosów, że ta gra nie powinna nazywać się już "Assasin's Creed", lecz coś w stylu "Pirate's Creed". Nie zgadzam się z tym jednak, gdyż mimo wszystko losy naszego bohatera w dużym stopniu związane są z asasynami, choć jak wspomniałem, nie wydaje się to być głównym wątkiem gry.
Należy też wspomnieć o tym co się dzieje, jak animus się wyłącza. W "realnym świecie" gry zaskakujące jest, że dostrzegamy wszystko jej oczami, niczym w jakimś FPS. Naszą bronią jednak nie jest karabin, a tablet, który służy nam za przenośny komputer. Sytuacje które dzieją się po za animusem są ciekawe i naprawdę warto jest trochę pomyszkować, gdyż można dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy o postaciach z poprzednich części, ich dalszej historii i tym podobne. Nie panikujcie jednak, są też wątki fabularne, takie jak na przykład jak włamanie do biura naszego szefa, włamanie do serwerowni, włamanie do komputerów kolegów... Wspominałem może, że właściwie tylko się włamujemy? Na szczęście jest to tak zrobione, że nie idzie się zanudzić na śmierć. W sumie szkoda nawet, że powrotów do realności jest ledwie kilka i trwają zaledwie dziesięć, piętnaście minut.
Chciałbym naskrobać coś jeszcze o dwóch aspektach, które nieodłącznie są jednymi z ważniejszych aspektów gier komputerowych dzisiejszych czasów. Grafika i oprawa muzyczna. Cóż mogę rzecz o pierwszym. Po prostu ideał. Co prawda trzeba poszczycić się naprawdę mocną machiną, żeby uciągnąć wszystkie możliwe bajery na najwyższych detalach, ale aż chce się płynąć przez te wszystkie oceany, kiedy woda lśni w słońcu niczym prawdziwa, dym z karabinów i armat rzuca realne cienie, odłamki z eksplozji zachowują prawa fizyki a przez to wszystko przebija się smuga promień słonecznych, padająca na wyglądające jak prawdziwe deski pokładu i strudzone ciała świetnie wymodelowanych postaci.
Zawiedziony jestem jednak muzyką. Ten podpunkt zawsze jest u mnie ważny. Co prawda szanty, które wyśpiewuje nasza załoga podczas morskich wojaży jest naprawdę miła dla ucha, lecz tło dźwiękowe podczas walk, ucieczek czy skradania... jest po prostu przeciętne. Pozostałe części miały wyróżniającą się ścieżkę dźwiękową, którą aż chciało się słuchać w kółko i w kółko, ale ACIV nie może się poszczycić takim osiągnięciem. Muzyka jest przeciętna. Ale ciągle nie poniżej dopuszczalnej normy.
Tak więc dotarliśmy do podsumowania. Assasin's Creed IV jest jedną z najbardziej rozbudowanych liniówek, w jakie miałem okazję grać, tak że ciężko jest wydać jakąś ogólną ocenę. Gra ma swoje silne strony, ale i też sporo wad, które jednak mimo wszystko nie zacierają jakoś rozgrywki i można o nich zapomnieć w aspekcie wielu innych atrakcji, która oferuje nam najnowsza odsłona asasynów. Jest ona jednak z pewnością sporym krokiem, być może ryzykownym dla studia Ubisoft, gdyż tym razem odbijamy od przewodniego wątku serii, jakim jest wojna asasynów i templariuszy. Myślę więc, że nie ma co "hejtować" takiej odskoczni, gdyż czasami taka zmiana wychodzi na dobre, szczególnie gdy później się wraca do pierwotnego motywu, a przewiduję, że tak się właśnie stanie w następnych częściach. Moja ocena więc to mocne 7/10. Niestety fabuła miała tym razem oklepany schemat i parę wpadek, ale grę ratuje mechanika, genialne projekty poziomów oraz system pływania okrętami.
OCENA: 7/10
OCENA: 7/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz