RSS

W imię boga


Kolejna opowiastka z serii "krótkie".  Czułem potrzebę, żeby wstawić coś nowego na bloga, więc pomyślałem, że zrobię coś niedługiego. "W imię boga" to mój hołd dla genialnej gry "Assassins Creed", a także przemyślenia związane z podejściem niektórych do wiary chrześcijańskiej.

Let's begin

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Są w życiu rzeczy, o których nigdy nie powinniśmy zapominać. Są sprawy o których pamięć winna być ciągle żywa. Są bowiem jak światło, które prowadzi przez mroki życia, wskazują cel, nadają sens egzystencji... Są to rzeczy tak ważne, że człowiek gotów jest ginąć za nie, za swoje ideały... tak samo jak zabijać...

W IMIĘ BOGA

Rok 1191, Syria. Wszystko zaczęło się w gorące, bezchmurne popołudnie, kiedy to trzech jeźdźców błyskawicznie przejechało na koniach przez bramę niewielkiego miasta, Masyaf, niemalże tratując przypadkowych przechodniów. Wierzchowce zatrzymały się gwałtownie, nie mogąc oprzeć się brutalnemu zaciągnięciu wódz.

Mężczyźni sprawnie zeskoczyli z koni. Dwie kobiety, które o włos uniknęły tragedii, przepraszająco ukłoniły się, zauważając kim są przybysze. W tym rejonie każdy znał ten ubiór. Białe szaty z zarzuconymi kapturami w kształcie dziobu orła, szeroki pas z przyczepionymi sakwami i kilkoma niewielkimi nożykami oraz zakrzywiony miecz, zwisający przy boku.

Asasyni nie zwrócili jednak na nie uwagi. Mieli wieści i musieli się jak najszybciej przedostać do potężnej twierdzy, górującego nad całym miastem. Nie mogli przebić się na koniach, pozawijana ulica ciągnąca się w górę zbocza zapchana była tłumem mieszkańców. Ale jeden z asasynów wskazał na jakiś niewysoki budynek. Reszta przytaknęła i ruszyli szybkim biegiem. Przemknęli niczym duchy przez mały plac i dopadli kwadratowy dom, wybiegając po jego ścianie. Jakby to w ogóle nie wymagało wysiłku, wciągnęli się na dach i przebyli go w kilku krokach. Odbili się od przeciwległej krawędzi i cała trójka równo złapała się oddalonego o metr muru, szybko przeskakując na drugą stronę. Znaleźli się na zapchanej drodze. Odpychając brutalnie ludzi przecięli ulicę i znów wyskoczyli na mały dom. Chwilę biegli wzdłuż pasma budynków, żeby nagle jeden po drugim skoczyć na oddaloną kilka metrów dalej kamienną ścianę, nad dziesięciometrową przepaścią. Asasyni z impetem uderzyli o zbocze, lecz zdołali chwycić się ostrych krawędzi. Zaczęli wspinaczkę, musieli się śpieszyć. Na szczycie czekał cel ich podróży, twierdza, gildii asasynów. W końcu wdrapali się na szczyt. Posłańcy przebiegli jeszcze tylko kilkanaście metrów drogą i stanęli przed solidną bramą, prowadzącą na wewnętrzny dziedziniec. Jeden z przybyszów uderzył w nią kilka razy pięścią. Uchyliły się niewielkie drzwi, w których stanęła kolejna odziana na biało postać. Rozpoznawszy towarzyszy, odźwierny ustąpił miejsca przybyszom. Ci bez przywitania wkroczyli do środka. Przemknęli przez plac, nie zwracając uwagi na zaciekawione wzroki innych asasynów i wkroczyli do wnętrza dużego budynku. Znaleźli się w obszernym, pozbawionym wszelkich ozdób holu. Nie zwalniając kroku, asasyni ruszyli w bok, na kanciaste, marmurowe schody. Odgłos ich butów roznosiły się echem po całym wnętrzu. Nie minęło wiele czasu, zanim znaleźli się na piętrze, zaraz na początku szerokiego korytarza. Bez zastanowienia ruszyli po miękkim dywanie, w stronę dużych, czarnych drzwi. Jeden z asasynów zapukał i cała trójka weszła do pomieszczenia. Dotarli do niewielkiego gabinetu. Na środku znajdowało się solidne biurko, a za nim stał wysoki, odziany w czarną szatę mężczyzna. Był do nich odwrócony plecami i wyglądał czegoś za oknem. Jeden z asasynów rzekł szybko:
 - Zaczęło się, mistrzu.
Al-Mualim, przywódca asasynów odwrócił się do nich powoli. Zmierzył wzrokiem swoich uczniów.
 - Artefakt? – zapytał krótko.
 - Mają go – odrzekł asasyn.
***
Ciężkie chmury deszczowe przesuwały się wolno po niebie. Ryszard Lwie Serce siedział w swoim namiocie, ściskając list od samego Saladyna, władcy oblężonej Akki. Król Anglii wpatrywał się w czerwoną płachtę, rozmyślając intensywnie. Spojrzał na list jeszcze raz. Saladyn odmawia złożenia broni. Jak on stwierdził: „nie odda pokłonu innowiercom”. Bezczelny! Jak on śmie tak bluźnić przeciwko Bogu Jedynemu?! Ryszard zmiął list i rzucił go gdzieś w kąt. Energicznie wstał ze swego krzesła. Zawołał swego głównego generała. Tęgi mężczyzna wszedł do namiotu i uderzył się pięścią w pierś:
 - Tak, panie?
 - Wydać rozkaz do ataku! – rozkazał król.
***

Był znak ręką, padło hasło „Ognia!”. Trebusze z hukiem i trzaskiem wystrzeliły, wyrzucając dwustukilogramowe kamienie. Pociski leciały wysoko w powietrzu, żeby na końcu uderzyć w miastowe mury, siejąc destrukcję i zniszczenie. Kilkunastu łuczników zleciało z blanków, ginąc albo od upadku albo od zgniecenia przez gruz. Pozostali, ci których dzieliły centymetry od podobnego losu, jęknęli z przerażenia. Ale ich strach stopniowo malał, wraz z każdym ugodzonym przez ich strzałę przeciwnikiem. Deszcz pocisków zasypywał oddziały wrogów na dole. Anglicy nie pozostawali dłużni, odpowiadając swoimi łukami. Legendarną celnością i wprawą, strzelcy napastników przewyższali obrońców kilkakrotnie.

W powietrzu świsnął kolejny głaz. Spudłował celu i przeleciał nad murami, niszcząc budynki mieszkalne wewnątrz Akki. Wówczas w oddali zazgrzytało coś potężnie. To wieże oblężnicze ruszyły. Potężne machiny z wolna poczęły sunąć do przodu, wypełnione żołnierzami gotowymi do walki za swoją wiarę. Za nimi ruszył ciężki taran, okryty drewnianym dachem. Gdy tylko machiny oblężnicze zbliżyły się na zasięg łuków, Saraceni przenieśli część ostrzału na nadciągające niebezpieczeństwo. Poszła pierwsza salwa. Strzały nieszkodliwie wbiły się w drewno. Z następną serią było to samo. Obrońcy zaczęli tracić morale. Łucznicy strzelali, ale coraz mniej synchronicznie i bez przekonania. Nagle nad głowami łuczników świsnęło coś dużego. Pocisk przeleciał nad murami od strony miasta i z destrukcyjnym efektem uderzył w nadciągającą wieżę. To balisty w końcu dojechały z drugiego końca miasta! Krzyk radości rozległ się na murach. Ale wieża sunęła dalej, mimo zionącej dziury. Trebusze zawtórowały baliście, posyłając kilka kamieni. Wszystkie uderzyły w jeden cel, w mury bramy. Uderzenie było potężne, ale solidny, ciosany kamień wytrzymał próbę. W tym czasie rozstawiła się reszta balist. Wystrzeliły równocześnie...
***


Gwar bitwy było słychać z daleka. Całkiem niedaleko, na najwyższych wieżach Akki, majaczyły białe postacie. Czekały...
***

Kwestią czasu było wejście krzyżowców do miasta. Brama padła i Anglicy z pieśnią na ustach rzucili się na szturm miasta. Na początku kilka oddziałów żołnierzy stawiało opór napastnikom. To nie był ich rozkaz. Za swoje bohaterstwo zostali wycięci w pień. Wtedy rozszalali najeźdźcy rozpanoszyli się po całym mieście. W niektórych miejscach broniły się pojedyncze oddziały Saracenów, lecz nie wytrzymywały zazwyczaj długo. Tam gdzie pojawiał się rycerz, tam zawsze lała się posoka. Pożoga i zniszczenie. Ginęli wszyscy, bez wyjątku. Starcy, mężczyźni, dzieci, kobiety...

W samym środku miasta, szeroką ulicą maszerowało kilku odzianych w białe habity księży, trzymających wysoko krzyże, oraz strzegących ich ciężkozbrojnych rycerzy. Jeden z kapłanów niósł na wyciągniętych rękach karmazynową poduszkę, na której leżała świecąca się własnym światłem, złota kula. Pochód zmierzał do pałacu, znajdującego się już tuż tuż. Wierni swej modlitwie, mężczyźni wierzyli, że nic nie może ich zranić. Bez obaw więc kroczyli wolno naprzód.

Młoda kobieta próbowała się ukryć przed nadciągającymi rycerzami. Ale bała się... Nie wytrzymała i wybiegła ze swej kryjówki, wpadając niemalże na strażnika księży. Ten bez wahania przebił ją na wylot swym mieczem. Ze zdziwieniem patrzyła na mężczyznę, aż w końcu iskra jej życia zgadła. Rycerz beznamiętnie zepchnął ciało z ostrza i pochód ruszył dalej.

Niespodziewanie, strażnik idący na samym końcu zachwiał się i upadł. To samo stało się z drugim, idącym obok. Pochód znów się zatrzymał. Widząc śmierć kompanów, kapłani wpadli w przerażenie, zaczęli jeszcze gorliwiej się modlić. Jeden z rycerzy przeklinając soczyście, podbiegł do martwego kolegi. W ciele poległego tkwił bełt. Tak samo było z drugim. Nagle dwa białe demony spadły nie wiadomo skąd, na niczego niespodziewających krzyżowców. Postacie podniosły się, chowając w rękaw zakrwawione ostrza. Ostatni żywy strażnik z wrzaskiem na ustach rzucił się na napastników. Zaatakowany asasyn dobył swe zakrzywione ostrze. Rycerz zaatakował z rozmachu, będąc pewnym zwycięstwa. Ale zabójca z łatwością uniknął ciosu, tnąc z obrotu w nogi wroga. Kiedy ten upadł na kolana, „demon” przebił wojownika na wylot. Wyszarpnął swój miecz.

Księża zbili się w grupkę, trzymając złotą kulę w samym centrum. Jąkali się, byli przerażeni. Nie wiadomo skąd, wyłonił się trzeci asasyn.
 - Jesteście zwykłymi mordercami... – mruknął jeden z nich, patrząc na ciało dziewczyny.
 - My jesteśmy asasynami – rzekł drugi.
 - Śmiercią sprawiedliwą. Giniecie w imię waszego boga – szepnął trzeci.

Po jego słowach, z rękawów asasynów wysunęły się ostrza, kapłani tracili zmysły ze strachu. Zabójcy płynnym ruchem dźgnęli równocześnie, zabijając natychmiast. Trzy ciała osunęły się na ziemię. Ostatni ksiądz, ten dzierżący kulę, wrzasnął ze strachu i rzucił się do ucieczki. Asasyni popatrzyli się po sobie i jeden z nich ruszył sprintem w pogoń. Ale zatrzymał się niemalże natychmiast. Zza zakrętu wyłonił się spory oddział saraceńskich żołnierzy. Kapłan nadział się prosto na włócznię jednego z nich. Kula wysunęła się z jego rąk i uderzyła o buta dowódcy oddziału. Ten spostrzegł przedmiot, lecz bardziej interesowała go obecność asasynów.
 - Brać ich! – wrzasnął bez zastanowienia.

Białe postacie natychmiast wybiegły po najbliższej ścianie i zanim ktoś zdążył zareagować, już zniknęły za krawędzią dachu. Widząc, że żołnierze chcą ich ścigać, dowódca od razu wydał rozkaz porzucenia asasynów. Mieli inne problemy na głowie. Podniósł jednak złotą kulę i dokładnie obejrzał. Czuł, że jest to coś ważnego...
***
Bitwa wkrótce dobiegła końca. Akka padła, a Saladyn został zmuszony do uległości. Niektórzy krzyżowcy zaklinają się, że widzieli na najwyższych budynkach białe duchy, obserwujące ich pilnie... 

  • Digg
  • Del.icio.us
  • StumbleUpon
  • Reddit
  • RSS

1 komentarze:

Unknown pisze...

Nie widzę powodu, żeby się do czegoś przyczepić. Opowiadanie czytało mi się bardzo przyjemnie :)

Prześlij komentarz